Dla większości słuchaczy, nie tylko w Polsce, Boldy James jest anonimowym kolesiem i fakt, że zrobił wspólny projekt z Alchemistem jest dużym zaskoczeniem. ALC z kolei jest chyba w najbardziej intratnym i najbardziej kreatywnym okresie swojej długiej i owocnej kariery. Ilość produkowanej przez niego muzyki zaczyna się kojarzyć z twórczym szałem Madliba. Co chwila nowy projekt, luźny numer, udział w soundtrackach, współpraca z gigantami... Ten nietypowy mezalians musiał mieć przecież swoje przyczyny.
Gościnnie pojawili się tutaj m.in. Action Bronson, Freeway, Earl Sweatshirt czy Vince Staples. Alchemist nie uznał tego chyba za poboczny projekt, ani nie nakarmił newcomera z Detroit byle odrzutami. Czego w skrócie spodziewać się po "My 1st Chemistry Set"? Hardkorowego rapu z jednego z najbardziej hardkorowych miejsc w USA i bardzo solidnej porcji podkładów spod utalentowanej łapy alchemika z Beverly Hills.
Al z kolei nie zaskakuje. Daje nam bardzo równą porcję typowego dla siebie materiału z różnych szuflad swojego laboratorium, na szczęście tym razem bez nazbyt pojebańczych dziwactw. Z pewnością najmocniejszym punktem materiału jest singlowe "Moochie", follow-up do Big L'owego "Ebonics" na nastrojowym bicie, podkreślonym rzadkimi wwiercającymi się w łeb akordami, które nagle przeradzają się w chwytliwą, dynamiczną kanonadę, którą chce się uszłyszeć jeszcze raz i znowu. Sztosu jest jednak więcej. "Cobo Hall" od razu wskazuje, że będzie dobrze, ale kiedy wjeżdża ten niesamowity motyw pianina, a potem typowy alchemiczny bas wiadomo, że producent traktuje swojego nowego współpracownika najzupełniej poważnie. Jeden z najlepszych podkładów jaki zaserwował w ostatnich latach, a trochę ich było. Nie zawsze jest jednak mocno i mrocznie. Sporo tutaj wokalnych sampli i specyficznej (narkotycznej?) interpretacji kalifornijskiego słońca. "Consideration" przez swój hitowy potencjał, 80'sowy klawsz i dodatkowe wstawki dodające wszystkiemu mocy kojarzy się trochę ze "Scarfacem". "Traction" z Action Bronsonem to z kolei wynik tego co dzieje się, kiedy Alc wpada na "złotą pętlę". Bez dwóch zdań jest w formie. Nie szokuje, ale nadal cieszy swoją muzyką. I co ważne trzyma poziom i nie zalicza żadnej poważnej wpadki.
"My 1st Chemistry Set" dopadło nas z zaskoczenia i okazało się całkiem przyzwoitym materiałem, który dla fanów kalifornijskiego weterana produkcji z pewnością będzie łakomym kąskiem i fajnym zapoznaniem z talentem Boldy Jamesa. Szczególnie jeśli lubicie uliczny rap, dużo tematów związanych z handlem narkotykami, odzyskiwaniem należności i budowanie reputacji na ulicach, które jak wiadomo patrzą na ciebie zawsze. Flow Boldy'ego nie jest absolutnie żadnym rarytasem, ale jest wystarczające. Nawija luźno, jest pewny i nawet jak rzuca wers bez rymu robi to w taki sposób, że w niczym to nie przeszkadza. Dobrze się tego słucha. Nie jest to wielka bomba, materiał bez którego nie da się żyć, a podsumowanie roku będzie niepełne, ale całkiem fajny materiał. Dwa kawałki, które znajdziecie pod spodem to chyba dwa najlepsze momenty - palce lizać.
Komentarze