Za nami bardzo dobry weekend - do Polski w końcu zawitała prawdziwa wiosenna pogoda i wszystko zaczęło budzić się do życia. Natomiast za Oceanem zaobserwować mogliśmy jeszcze gorętszy okres. W przeciągu kilku dni premiery miały wyczekiwane od dawna albumy oraz głośne single topowych graczy na scenie. Swoje longplaye wydali m.in. E-40 i B Legit, Cardi B, Lil Xan, Flatbush Zombies, Kai Uchis czy Saba. Dużo szumu narobiły też nowe teledyski od Drake'a do "Nice For What" oraz "A$AP Forever" A$AP Rocky'ego. W redakcji mimowolnie powstawało wiele luźnych dyskusji na temat świeżej porcji muzyki ze Stanów. Postanowiliśmy wszystko to zebrać i przedstawić Echo z Redakcji dotyczące ostatnich popularnych premier.
A$AP Rocky "A$AP Forever"
Marek Adamski: A$AP Rocky wydał bardzo dobry singiel, jak martwiłem się po tych odrzutach, jak to dalej będzie, to "A$AP Forever" już mnie uspokoił.
Michał Zdrojewski: Powrót Rocky'ego z świetnym singlem był jednym z najjaśniejszych punktów tego weekendu. Też lekko obawiałem się jego formy po serii nieudanych kawałków "Testing". Ogólnie rzecz biorąc dla mnie singiel perfekcyjny - ta produkcja z samplem Moby'ego to miód. Klip też świetny.
M.A. : Klip chyba robi największą robotę, ekipa Awge ma swoj własny styl i mimo, że te klipy fabularnie są kiepskie to wizualnie nadrabiają. Mi się tylko nie podobał ten tekst „I put New York on a map” - mógłby dodać do niego "back" i byłoby wporządku.
Łukasz Rawski: Ja znowu jestem sceptykiem, biorąc pod uwagę ten singiel. Momentami on przypomina mi tam Juicy J'a w średniej formie.
Adrian Felis: Moim zdaniem A$AP Rocky po baaardzo długiej serii zawodów wreszcie wydał coś względnie interesującego. Odrzućmy jednak spektakularny teledysk i skupmy się na samym kawałku. Po pierwsze: powrót do stylistyki hippie. Po drugie: damski wokal, który śmiało nawiązuje do jego wcześniejszych współprac (Lana del Rey, Florence). Niby przepis na sukces ale zauważyłem, ze Rocky ma spory problem ostatnimi czasy - nie brzmi już jak dawniej. Mówcie co chcecie, ale to już nie te dzikie flow co przy "Live Love Asap" czy "Long Live Asap". Brakuje mu charyzmy i jakiejś ogólnej chęci rapowania - po prostu brzmi jakby mu się nie chciało. Jakby doszedł do wniosku, ze dzięki swojej dotychczasowej renomie wystarczy ze coś tam pomruczy i będzie hit. To wszystko sprawia, ze podchodzę do nowego albumu z dużą rezerwą.
M. Z.: Ja się nie zgadzam. Dla mnie "A$AP Forever" to obok "Peso" jeden z najlepszych jego singli, które wydał. Mam nadzieję, że na nowym albumie, tak jak z tym utworem, nie będzie chciał podporządkować się masom i zrobi materiał w swoim stylu.
Drake "Nice For What"
Marek Adamski: Props za teledysk, kawałek przyjemny, ale nie ma aż takiego repeat value jak "God's Plan".
Michał Zdrojewski: Nie spodziewałem się takiego singla od niego, w takim klimacie. Moim zdaniem dużo lepszy chociażby od "Hotline Bling", które promowało "Views". "Nice For What" dużo lepiej mi siadło niż "God's Plan" i ten bit Murda Beatsa jest kozacki.
M.A.: Dla mnie "Hotline Bling" lepsze. Fajny jest ten kawałek pod tym względem, że Drake się bawi muzyką. Jak go słucham to czuć, że Drake na strasznym luzie to wszystko nawija. Zgodze się, że bit świetny, sampel Lauryn Hil też robi swoje.
Adrian Felis: "Nice for What" to według mnie trochę nowy Drake. Nowy stylistycznie (lilweezyana shit!) z trochę innym flow co mi się bardzo podoba. Drake ma już na koncie tyle płyt, ze powoli zaczął zamykać się w tych kilku flow i stylach, które wielokrotnie już przerobił. Tutaj mamy nie tylko spory powiew świeżości ale także miły ukłon w stronę damskiej publiki - sampel Lauryn Hill i tekst robią świetną robotę. Co mnie dziwi - zarówno "Gods Plan" i "Nice for What" maja bardzo krótki tekst. Czyżby to podążanie za streamingowymi trendami? Prawdopodobnie tak, ponieważ Drake ma świetnie rozkminiony gatekeeping playlist. Wystarczy spojrzeć jak na listach poradziło sobie "Gods Plan", a jak "Diplomatic Immunity".
M.Z.: Murda Beats tym bitem zrobił dużo roboty, bo lirycznie może nie ma szału, ale flow to trochę już nie jest ten sam Drake, którego znamy od tych 2-3 albumow. Dobry run ma ogólnie Drizzy przed tym albumem - wszystko co wyda dobrze się przyjmuje.
M.A. : Według mnie flow Drake'a na singlu jest takie samo jak wszędzie indziej. Niczym mnie nie zaskoczył, może prócz tego, że duża radość leci z tego kawałka. Te jego wszystkie gościnki podkręcają dobrze hype.
Flatbush Zombies "Vacation In Hell":
[[{"fid":"45109","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]
Michał Zdrojewski: Ja z tych premier albumowych najbardziej czekałem na Flatbush Zombies i muszę przyznać, że sprostali moim oczekiwaniom z tym LP. Bardzo dobry album. Świetne single, może nie mocno przebojowe, ale na bardzo dobrym poziomie. "Vacation In Hell" czasami bywa nieco eklektyczne, ale generalnie jakość utworów przyćmiewa te częste skoki ze stylu na styl. Produkcja też jest na wysokim poziomie i też czysto rapersko Erick ma największą ekspozycję ze wszystkich dotychczasowych projektów FBZ.
Marek Adamski: Na pewno jeden z najlepszych albumów tego weekendu. Może trochę przydługi, ale różnorodny i mimo różnorodności zachowuje spójność. "Headstone" jest świetnym singlem z świetnym konceptem. Zwrotka Juice'a i druga zwrotka Ericka to technicznie majstersztyki. Jest też świetny numer z Jadakissem, gdzie Jada ciśnie ghostwriterów i raperów korzystających z ich usług.
M.Z.: Ogólnie gościnki Jadakissa i Denzela Curry'ego najlepsze na albumie. Blado przy nich wypada Joey Bada$$ w "Vacation", refren też mnie tam trochę drażni.
Adrian Felis: Znam ten skład od samych początków i tak jak kiedyś byłem bardzo najarany na wszystko co wydają, tak teraz widzę, że mimo wielkiego potencjału, mają małe, ale dla mnie bolesne braki. Każdy kto ogarnia dobrze to trio wie, że ma za sobą bardzo trudną historię i właściwie wszyscy w nim zaczynali praktycznie z poziomu dna. I zawsze żałowałem, ze tak mało o tym rapują, ze nie tworzą konceptualnych albumów, dalej stawiając na takie beastcoastowe molochy. Podobnie jak Underachievers, Flatbush Zombies skupiają się raczej na doszlifowaniu sztuki spektakularnych, lirycznych tracków.
M.Z.: Moim zdaniem Zombiaki wypracowały sobie swój własny, charakterystyczny styl, a że też każdy z nich ma swoją powykręcaną stylówkę to sprawia, że płyta jest bardzo różnorodna. Fajnie to było przedstawione w video promującym album.
A.F.: "Vacation in Hell" cieszy pod względem podniesienia ich poziomu - poszczególne kawałki bronią się same i są dość zróżnicowane, co ułatwia przejście przez ten generalnie przydługi odsłuch. Na liście gości cieszy mnie przede wszystkim Bun B i Jadakiss, których wcale nie widujemy tak często na gościnnych zwrotkach ostatnio. No i te wszystkie follow upy to prawdziwa uczta dla fana hip hopu. Na pewno jeszcze się z tym wielokrotnie oslucham, żeby wyłapać wszystkie smaczki.
M.Z.: Mi też bardzo spodobał się "Crown" z Portugal. The Man. Niespodziewane collabo, a bardzo dobrze się odnaleźli w takim klimacie. Meech Darko i Juice, co czasami robią z flow ogólnie na tej płycie to mistrzostwo świata. Dużo eksperymentują.
M.A.: Zgodzę się z "Crown". Ogólnie, jak ostatnio przelatuje dużo albumów i mało kawałków zapamiętuję, to ta płyta miała swoje momenty, które zapadły mi w pamięć. "The Goddess" też bardzo dobry utwór. Chillowy, klimatyczny, dobry gościnny refren. Bardzo czekam na jakąś solówkę Darko, bo gościu jest bardzo charakterystyczną personą.
A.F.: Meechy trochę przyćmiewa resztę, wzbijając się naprawdę na wyżyny swoich umiejętności.
M.Z.: Brałbym w ciemno jego solo. Byłem kilka razy na ich koncertach i Meech zawsze największa energia, crowdsurfing, udawania zombie na scenie.
Famous Dex "Dex Meets Dexter"
[[{"fid":"45108","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]
Marek Adamski: Dexter miło mnie zaskoczył, a niczego się po tym albumie nie spodziewałem. Singiel "Pick It Up" buja mną już bardzo długo, a i "Japan" też jest dobrym kawałkiem, idealnym na jakąś luźną playlistę. "Light" też przyjemne. Ogólnie single są najlepsze, ale całego krążka słucha się przyjemnie. To jest tylko niecałe 40 minut, więc w żaden sposób nie męczy.
Michał Zdrojewski: Mam podobne odczucia. Kiedyś w ogóle mi nie pasował, był dla mnie synonimem wszystkie co złe w tej nowej fali raperów jego pokroju, ale miał do tej płyty dobre single, czyli właśnie wspomniane "Pick It Up" z Rockym i "Japan" wyprodukowane przez J Gramma i z ciekawością sprawdziłem cały album. Oprócz tego, że zaskoczyłem się tym jak dobry i przyjemny w odsłuchu jest to projekt to muszę przyznać, że jest dużo lepszy i bardziej różnorodny w porównaniu do LP Rich The Kida ("The World Is Yours" Rich The Kida wyszło tydzień wcześniej, a Dex należy do wytwórni, której założycielem jest Rich - przyp. red.). "Dex Meets Dexter" ma kilka świetnych, niesztampowych bitów, Pierre Bourne też w swoim utworze się postarał. Generalnie rzecz biorąc Famous Dex zaliczył bardzo udany legalny debiut i ciekaw jestem jak rozwinie się jego kariera.
M.A.: To prawda, płyta Richa była monotonna. Wypchana gwiazdami, bez polotu. A tutaj jest wszystko dobrze wyważone. Świetny też występ gościnny zaliczył Wiz Khalifa.
Adrian Felis: Przede wszystkim Dexowi udało się uniknąć błędów innych młodych debiutantów - zamiast robić przydługi, wypełniony gościnnymi występami i zróżnicowany album, postawił na minimalizm w dobrym wydaniu. Z jednej strony skutkuje to przyjemnym odsłuchem, ale z drugiej, materiał jest odrobinę bez wyrazu. Mimo to, na pewno cześć utworów spokojnie można wrzucić sobie w swoją playlistę, bo poza interesującymi singlami, mamy tu jeszcze kilka porządnych propozycji. Na pewno spisał się o niebo lepiej niż Rich the Kid, z czego się cieszę i kibicuje mu w dalszej karierze.
M.A.: Dokładnie. Wydaje mi się, że Dexter zna swoją wartość i wiedział, że nie może przeszarszować z ambicjami, jak było to w przypadku Richa.
E-40 & B-Legit "Connected & Respected"
[[{"fid":"44862","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]
Adrian Felis: Muszę powiedzieć, że bardzo solidny album. Panowie nie tylko świetnie się docierają, ale przede wszystkim trzymają oldschoolowy hyphy flavour z domieszką nowoczesności. Jak zwykle na płytach E-40, dostajemy duża dawkę humoru ale również wiele mądrych kawałków, jak ten o młodych graczach (zapomniałem tytułu). Całościowo materiał brzmi świetnie i stanowi dobre odejście od tych masywnych wielkopłytowych wydawnictw, przez które po prostu trudno jest przebrnąć.
Michał Zdrojewski: Nigdy nie byłem wielkim fanem E-40'ego, nie wgłębiałem się mocno w scenę hyphy i Bay Area, oprócz wyjątków w postaci legendarnego Mac Dre, The Pack kilka lat temu czy nowych kotów pokroju SOBxRBE i Nefa The Pharaoha, ale muszę przyznać, że spodobał mi się ten album. B-Legit był do tej pory dla mnie postacią całkowicie anonimową, a ma on przecież na koncie aż 8 solowych albumów, a z E-40 pracował jeszcze w latach 90 jako The Click. Na "Connected & Respected" bardzo dobrze kontrastuje swoim leniwym rapem i niskim głosem z powykręcanym flow E-40'ego. Ich wspólny album idealnie wpasowuję się w słoneczną pogodę i mimo, że moim zdaniem produkcja nie jest wybitna to sprawia, że całego materiału naprawdę przyjemnie się słucha. Na plus "Life Lessons", "Boy" oraz "You Ah Lie".
Mateusz Natali: Bardzo mocny krążek i świetny most między starą a nową szkołą. 50 lat i taka świeżość? Can't touch this. Ale na temat tego albumu już się porozwodziłem w specjalnym artykule, więc nie będę dublował. Polecam każdemu, czołóweczka roku póki co w moim subiektywnym rankingu.
Cardi B "Invasion Of Privacy"
[[{"fid":"45110","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]
Adrian Felis: Cardi B i jej debiutanckie LP to najgłośniejsza damska premiera od czasów pierwszej Nicki i nic dziwnego ze zgarnia złoto już na wejściu. Niektórzy bardzo hajpują ten album, ja natomiast podchodzę ze sporym dystansem. Mamy tutaj przecież trywialną mieszankę ulicznych bangerów (intro jak u Meek Milla!) i wakacyjnych hitów, których nie powstydziła by się Barbie. Szału nie ma, ale jest za to sporo rozrywki, a trochę o to w tym cały fenomenie Cardi B chodzi. I ten Bad Bunny - ten chłopak ma przed sobą niesamowitą karierę, naprawdę.
Michał Zdrojewski: Trzeba przyznać, że Cardi wie jak zrobić wokół siebie i swoich projektów szum. Jak pierwszy raz usłyszałem "Bodak Yellow" to nie spodziewałem się aż takiego szumu, a tutaj tak jest, jak mówisz - jej debiut to najgłośniejsza premiera od czasów świetności Nicki Minaj. Na "Motorsport" Migosów Cardi miała najlepszą zwrotkę, ale mimo wszystko nie rozumiem aż tak mocno hajpu na nią. Single, czyli np. "Drip" czy "Bartier Cardi" nie zrobiły na mnie dużego wrażenia i spodziewałem się, że cała płyta będzie brzmiała podobnie. Nie myliłem się. Narzeczona Offseta prawie na każdym utworze brzmi niemal identycznie. Jedynym wyjątkiem jest świetne "Best Life" z Chance'em The Rapperem. Cardi ze swoją zwrotką nie wypadła wcale gorzej niż raper z Chicago, a przyjemny bit dopełnia całości. Na plus też bardzo prosty, ale wchodzący w ucho refren SZA w "I Do".
Mateusz Natali: Cardi ma niesamowity dryg do ciągnięcia za sobą ludzi - nie wiem czy Nicki miała kiedyś taki oddolny uliczny hype, jak Cardi zbudowała przed tym albumem. Ale już sam krążek trochę tę otoczkę rozwiał - jest solidnie i tyle, brak patentów, różnorodności, patrząc na to jaki stylistyczny wachlarz zawsze serwowała Minaj to tutaj Cardi wypada dość biednie. Nie zdziwię się jeśli tak jak sugerowały media z USA Nicki celowo schowała się póki co w ciszy, by wyczekać na debiut Cardi, zobaczyć co ta zaprezentuje i zaatakować z pełną mocą przypominając która z Pań jest numerem jeden. Do "Pinkprint" zdecydowanie daleko, choć i debiut Oniki Maraj nie pokazywał maksimum jej możliwości.
Lil Xan "Total Xanarchy"
[[{"fid":"45111","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]
Michał Zdrojewski: Jeden z najgorszych albumów, które słuchałem. Nie wiem jak koleś mogl powiedziec, ze muzyka 2Paca jest nudna mając w świadomości, ze zaraz wyda taki album. Nie miałem oczywiscie jakichś wygórowanych oczekiwań, „Betrayed” jest bardzo dobrym singlem i naprawdę podoba mi sie ten kawałek, ale zdawałem sobie sprawę, że nastoletni bialas z wytatuowaną twarzą i leniwym flow nie będzie uprawiał tutaj lirycznej gimnastyki. Miałem jednak nadzieje na kilka chwytliwych, lekkich i przyjemnych dla ucha bangerków albo ala cloudowych, melancholijnych tracków dobrych produkcyjnie. Na każdym polu Xan jednak poległ, a mogłyby to być rzeczy sprawiające, ze przychylniej spojrzę na całą postać Diego. „Total xanarchy” totalnie zawiodło. Jedyny highlight płyty to zwrotka 2 Chainza. Reszta jest bardzo nudna, wszystkie kawałki, oprócz wspomnianego wcześniej "Betrayed", zlewają sie w jedną, cholernie męczącą, całość. Xan w każdym utworze brzmi identycznie - czy to energiczny, troche radiowy utwor z Charli XCX czy kawałek z YG.
Kali Uchis "Isolation"
[[{"fid":"45112","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]
Marek Adamski: Bardzo przyjemny album, idealny na poprawę humoru, można powiedzieć, że też i Kali wstrzeliła się w klimat naszej aktualnej pogody.
Adrian Felis: Świetny album - seksowny, bardzo wysublimowany i bardzo skrupulatnie dopracowany. Można się w nim naprawdę zakochać. Tyler The Creator, Steve Lacy, Jorja Smith - co tu dużo mówić, tego składu nie trzeba chyba nikomu rekomendować. Chcę podkreślić, że według mnie mamy do czynienia z jednym z największych kobiecych odkryć muzycznych ostatnich lat. Żadnych popisów, żadnego rozczulonego "wycia", a zamiast tego prawdziwy talent. Czekałem w tym roku na jakiś mocny, przełomowy debiut i tym właśnie jest dla mnie "Isolation". Wow, po prostu wow.
Michał Zdrojewski: Zachęcony waszymi pochlebnymi słowami i gościnnym występem Jorjy Smith zdecydowałem się sprawdzić "Isolation", a samej Kali wcześniej kompletnie nie znałem. Dodatkowo okazało się, że będzie na najbliższym Openerze. Bardzo dobrze słuchało mi się jej płyty, można ją porównać do ostatniej płyty SZA, ale Kali zdecydowanie bardziej sięga inspiracjami do korzennego R'n'B z lat 90 i postaci pokroju Mary J Blige czy Lauryn Hill. Dużo przyjemnych letniaków pokroju "Miami" i dobry występ gościnny Tylera The Creatora. Natomiast kawałkiem z Jorja Smith się zawiodłem, najgorszy na płycie. Nie przysłoniło mi to jednak pozytywnego odbioru "Isolation".
Mateusz Natali: Piękna płyta. Odpaliłem ją w weekend w parku przy +25. Poleciała raz, drugi, trzeci... 2 godziny zleciały jak z bicza strzelił. Na wychillowanie przy obecnej pogodzie pasuje idealnie. A dodatkowo bardzo szanuję fakt, że słuchanie takiej muzyki na pełnym wiosennym słońcu mogę zaliczyć do pracy i odrabiania muzycznych zaległości ;)
Komentarze