Nieczęsto zdarza mi się recenzować soundtracki filmowe - ale nieczęsto też w dzisiejszych czasach zamiast prostej składanki znanych wcześniej hitów dostajemy oryginalny album, zawierający wyłącznie utwory stworzone specjalnie na potrzeby filmu. Jeszcze rzadziej za produkcję takiego dzieła bierze się gwiazda światowego formatu, odkładająca solowe projekty na bok i poświęcająca się w pełni zadaniu stworzenia jak najlepszej ścieżki filmowej.
Producentom "Hidden Figures" udało się do tego zadania zatrudnić samegoPharrella Williamsa, który nie dość, że całość wyprodukował, to jeszcze w prawie wszystkich utworach udzielił się wokalnie. Z pomocą przyszły mu natomiast takie postacie jak Alicia Keys, grająca w filmie Janelle Monae czy Mary J. Blige. Co z tego wynikło?
Zgodnie zfabułą "Hidden Figures", rozgrywającego się we wczesnych latach 60. w amerykańskiej Wirginii i opowiadającego o trzech inteligentnych, ambitnych Afroamerykankach, pracujących dla NASA, na krążku serwowanym przez Pharrella i spółkę już od pierwszej minuty słyszymy wpływy muzyczne tamtych lat. Skoczny bas, dźwięczne wysokie pianino, sekcja dęta i krzykliwe kobiece chórki witają nas w "Runnin", następujące po nim, gitarowe „Crave” podnosi temperaturę nieposkromioną, żywą energią, a niesione gęstym klaskaniem dłoni, trąbkami i kojącym wokalem Lalah Hathaway„Surrender” porywa i wynosi nas gdzieś w przestworza.
Znany z eksperymentów i świeżego podejścia do muzyki współtwórca N.E.R.D. i The Neptunes nie byłby jednak sobą, gdyby ograniczył się do odtworzenia tego, co już słyszeliśmy sześć dekad temu. Zaśpiewane przez Mary J. Blige „Mirage” w ciekawy sposób łączy klasycznie pharrellowskie bębny z początków lat 2000. ze stylistyką retro, minimalistyczne i momentami sprawiające wrażenie nieładu „Able” wariuje i niemal wymyka się spod kontroli, a „Apple” absolutnie zaskakuje przemieszaniem wokali Alicii Keys oraz gospodarza z przebijającymi się w tle wybuchami śmiechu i luźnymi dialogami ze studia (Swizzy! Get it!). Brzmi to trochę tak, jakby duet z zespołem wykonywali swój utwór, ale jakaś gapa nie przymknęła drzwi od kabiny, no a towarzystwo w studiu miało jak zwykle niezły ubaw, no i – ups… nagrało się – ale ja to kupuję.
Wspaniale wypada solowy track naszej filmowej gwiazdy Janelle Monae – spokojne, uczuciowe „Isn’t This The World”, osadzone w stylistyce lat 70. Wprawny słuchacz wyhaczy jedynie te hi-haty i bas typu 808, pochodzące z trochę innej epoki i sprawiające, że brzmi to inaczej, po swojemu. Jednym z najjaśniejszych punktów albumu jest też motywacyjne „I See A Victory” teksańskiej wokalistki Kim Burrell, łączące gitary i pokaźny wieloosobowy chór gospel z neptunesową perkusją i basem – cudo.
Soundtrack do „Hidden Figures” to danie zarówno lekkostrawne (raptem 33 minuty), jak i wartościowe, pokazujące, że oddawanie hołdu minionej epoce wcale nie musi być wtórne i nudne, a silne inspiracje nie muszą oznaczać ślepego naśladownictwa. Ekipa pracująca nad tym albumem dołożyła wszelkich starań, aby odtworzyć klimat nagrań z lat 60., ale jednocześnie zachować luz, pozostać sobą i wykazać się kreatywnością oraz świadomością artystyczną. Coś jak wehikuł czasu – z tym, że zamiast na pustym polu, jak to na ogół bywa, lądujemy wśród roześmianej grupy dobrych znajomych, w samym środku muzycznej imprezy. Mocne szkolne cztery z plusem.
Komentarze