Ranking ma na celu przelot przez pięćdziesiąt wybranych wydawnictw, które ukazały się w polskim rapie w ubiegłym roku. Od siebie chciałbym dodać, że każdą z tych płyt warto sprawdzić, a kolejność ma tak naprawdę subiektywne i drugorzędne znaczenie i nie stanowi oficjalnej linii redakcji. Miejsca 50-46 stanowi pięć "bonusowych" pozycji, na których znajdują się albumy instrumentalne, czasami nawet tylko luźno związane z hip-hopem. Od miejsca 45. zaczynają się pozycje "właściwe", które obejmują zarówno albumy dostępne w oficjalnej dystrybucji, jak i nielegale, epki i mixtape'y. Zapraszam.
[Krystian w naszej redakcji zajmuje się przede wszystkim polskim rapem, a poza mainstreamem śledzi również mniej wyeksponowane rejony podziemia, trzymając cały czas rękę na pulsie. W samym 2014 roku słuchał imponującej liczby prawie 120 polskich albumów, co pozwoliło mu ułożyć poniższe subiektywne top 50, które dostawać będziecie przed najbliższe 5 dni a które ja sam przeczytałem z ciekawością. Przegląd to bowiem dość obszerny i przekrojowy, do sprawdzenia którego zapraszamy, zapowiadając zarazem, że to oczywiście nie koniec naszych podsumowań tego, co działo się w polskim rapie w roku 2014 a wręcz przeciwnie - jeszcze trochę przed Wami - przyp. Mateusz Natali]
Pora na trzecią dziesiątkę zestawienia.
MIEJSCA 40-31
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20577","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]30. Jarecki & BRK "Punkt Widzenia"
Jestem fanem talentu Jareckiego. Łapię się za głowę za każdym razem, gdy słyszę ile on potrafi zrobić ze swoim głosem. Pytanie, czy swoje możliwości przekłada w stu procentach na swoją twórczość. "Punkt Widzenia" jest fajną płytą, morda się cieszy podczas słuchania takich jointów jak "Cheap Wine" i "Ring Ding Dong", a przy takim "S.O.S." ma się ochotę pójść w dzikie pogo i rozpierdalać wszystko co na drodze napotkane (BRK jako producent robi przeróżniaste rzeczy, od Jamajki do Kaliforni, od wschodu do zachodu – i w większości z nich się sprawdza!). Taka muzyka i do zabawy, i do chillu. I ma się wrażenie, że to samo przyświeca Jarkowi i Bartkowi przy jej tworzeniu. Oni wolą się nią bawić, zamiast silić się na epokowe dzieło. Czy to dobrze, czy źle? Chyba mimo wszystko dobrze, choć rozgłos mają o wiele mniejszy, niż na to zasługują.
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20578","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]29. Proceente "Zupynalefkisplify"
Procent to taki swój ziomek. On ci na luzaku nawijać będzie o wietnamskich zupach, nalewce z pigwy czy zawartości swojej lodówki i to ma tak przyjazny vibe, że nie da się go nie lubić. Rap z dystansem i poczuciem humoru, choć nie stroniący również od poważniejszych tematów i refleksji. Przy czym niewątpliwą zaletą Michała jest czytelność wersów – raper nie kombinuje, a celnie opisuje rzeczywistość, bez sztucznego nadawania jej ciemnych barw... no, może tylko czasami nałoży zielone okulary. Bity też umie sobie dobrać – mocno klasycznie, ale odpowiednio różnorodnie. Osiemnaście kawałków to co prawda odrobinę za duża dawka i bywają momenty nudy, ale do większości z nich i tak wraca się chętnie i często. A zatem przestań się wczuwać, że "dykcja słaba, flow nie porywa i w ogóle technicznie nic ciekawego", bo w tym akurat przypadku zupełnie nie o to chodzi (sprawdziłem ostatnio na youtube komentarze pod klipem do "Ostatniej Szansy Meczu", bezsprzecznego przecież hitu sezonu – I don’t want to live on this planet anymore). (recenzja Jacka Balińskiego)
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20579","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]28. Eldo "Chi"
Ostatnia solówka Eldo nie okupuje czołowych pozycji końcoworocznych podsumowań, bo prawdopodobnie nie taka była jej rola. Leszek jest stosunkowo niezmienny w swoim rapowym rzemiośle, ale nie jest to do tego stopnia „zastój”, że jego rapu w 2014 już nie da się słuchać. Przeciwnie. Fawola, czyli wypromowany w tym roku szerzej dzięki "Chi" producent, również zna się na swojej robocie, dlatego fani na pewno dorzucili kolejną solidną pozycję weterana do swojej kolekcji. (recenzja nr 1recenzja nr 2)
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20580","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]27. Spinache "Spinache"
Podobnie jak w przypadku Procenta – nie rozumiem tych, co zarzucają Spinache’owi kwadratowość nawijki i wszelkie inne braki. To jak kupić psa i narzekać, że nie jest kotem. No może i Spinache nie jest zwinny i szybki, nie ma dziewięciu flow na minutę, ale ma za to inne cechy. Jakie? Choćby szyk i elegancja, która to, bijąca zresztą z okładki, przekłada się na swój własny sposób poruszania się po nowoczesnych bitach. A te, dodajmy, są znakomite. Dlatego nie deprecjonowałbym tej produkcji, która najpierw mnie specjalnie nie zachęcała, została odłożona szybko na bok, a dopiero po jakimś czasie przypomniała o sobie i w przeciągu całego roku przebyła całkiem sporo czasu w moim odtwarzaczu. (recenzja Macieja Sulimy)
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20581","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]26. Vixen "Loco Tranquilo"
Tym razem podejmę polemikę z tymi, którzy najnowszą solówkę Vixena widzieliby zdecydowanie wyżej. Zgodzić się oczywiście trzeba z tym, że jest to dobra płyta, ale czy aż tak? Od płyt rewolucyjnych oczekiwałbym zdecydowanie czegoś więcej ponad te minimalistyczne, aż nadto klasyczne, wygładzone podkłady. Oczekiwałbym równiejszego poziomu, gdy "Frankenstein", "Ahooj", "Ręce" mają ewidentnie coś z geniuszu, a inne numery po prostu widnieją sobie na trackliście jako 'spoko kawałki'. No ale Vixen to niesamowity chłopak, to trzeba przyznać. Trzymam kciuki za znalezienie nowego wydawcy i za piąty album, który z potencjałem Darka ma szansę zostać klasykiem. (recenzja Krzysztofa Widta)
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20582","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]25. Paluch/Chris Carson (PCC) "Made In Heaven"
Nie zgodzę się z Maćkiem – najlepszym albumem Palucha w karierze jest zdecydowanie "Niebo". No bo jak może być najlepszym album, który jest projektem w istocie pobocznym i który pierwotnie miał być wypuszczony za darmo do sieci w formie mixtape’u? Album, który lirycznie nie wznosi się przecież na jakieś wyżyny, ba – sam twórca ma tego świadomość i potwierdza, że było to celowe zagranie? Pewnie, że równa, bangerowa warstwa muzyczna Carsona robi robotę i to na tych agresywnych, krwiożerczych syntetykach w obstawie rozszalałych trap-świerszczy "Made in Heaven" opiera swą siłę. Pewnie, że całość wzbogacają dodatkowo ciekawi goście – niesłyszani wcześniej obok Palucha Quebonafide, KęKę, Tau, Białas, TomB. Ale żeby od razu najlepsza? Eee tam. (recenzja Macieja Sulimy)
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20583","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]24. TrooM/ka-meal "Primus Luporum"
O ka-mealu było w pierwszej części dwukrotnie, więc o poziomie jego twórczości rozpisywać się nie ma co. O wiele większy problem jest z TrooMem. Zawsze w wypadku tego typu raperów (Buka, Laikike1) o często nazbyt wydumanych liryksach wypada postawić pytanie, czy w tym szaleństwie rzeczywiście jest metoda. U młodego rapera z Nowego Sącza sporo jest takich górnolotnych linijek, poetyzowania, od którego kręci się w głowie, ale czy po przesłuchaniu całego albumu możemy stwierdzić, że skleja się to wszystko w jakiś sensowny koncept? No właśnie. Licealna poezja TrooMa (nie że go obrażam – on po prostu ma 17 lat) nie jest oczywiście czynnikiem, który należy całkowicie zanegować, a usprawiedliwić alternatywnością można, jak wiadomo, bardzo dużo, stąd "Primus Luporum" z całkiem niezłym skutkiem ratuje ka-mealowy klimat, udane featy (m.in. świetni Hary i Aleksander) oraz to, że TrooM jest po prostu JAKIŚ. A to już dużo. (recenzja nr 1recenzja nr 2)
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20584","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]23. Fisz Emade "Mamut"
Fisza dotyczy taka sama tendencja, z jaką swego czasu mieliśmy do czynienia przy kolejnych płytach O.S.T.R.’a – wyjątkowe względy u krytyków muzycznych nie zajmujących się szeroko pojętym hip-hopem. "Mamut" sygnowany jest marką Tworzywo, choć daleko mu do eksperymentalnych jazd spod znaku Tworzywa Sztucznego. Odlatuje również (i całe szczęście) od poprzedniego, irytującego, nachalnie beastieboys’owego wapniaka "Zwierzęcia bez nogi". Najnowsza produkcja Waglewskich balansuje na pograniczu elektro i rapu, z niewielką dawką hip-hopowej prostoty zarówno w bitach (choć te bardziej klasyczne "Bieg" i "Ślady" okazują się najmocniejszymi punktami imprezy), jak i wokalu, bo Fiszowi wyraźnie bardziej chce się tu śpiewać, niż rapować. Fisza można lubić lub nie, ale nie teksty są na tym albumie kluczowe. Chodzi o piosenki – dopracowane, rozbujane i piekielnie przebojowe, za co jak zwykle należą się ukłony w stronę mistrza Emade. Jak przystało na braci Waglewskich, płyta łechce nie-hip-hopowych słuchaczy i krytyków.
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20585","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]22. B.O.K "Labirynt Babel"
Wiem, że wiele osób widziałoby "Labirynt Babel" w TOP10 i pewnie byłyby ku temu podstawy. To jak Bisz rozprawia nad kondycją współczesnego człowieka, celnie i boleśnie go punktując, oraz forma zespołu i brzmienie osiągnięte przez Oera (odnośnie wywiadu Daniela – akurat nie to miałem na myśli przyrównując album do "Ballad, Hymnów i Hitów", uznając czynnik progresu brzmieniowego jako coś zupełnie naturalnego). Klimat płyty – jak to ładnie ujął jeden z kolegów redakcyjnych: pustynny, ciężki, sypiący piachem przez każde uderzenie werbla – też można uznać jako tę podstawę. Przy całym uznaniu dla niewątpliwej jakości muzyki i lirycznego talentu Bisza… cóż, znalazło się te dwadzieścia albumów, które potrafiły mnie ująć w nieco większym stopniu. (recenzja)
[[{"type":"media","view_mode":"media_preview","fid":"20586","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"180","style":"float: left; margin: 10px;","width":"180"}}]]21. Tede "#kurt_rolson"
Jest swag, jest hajs, jest przekaz (Michu), jest trap... Tede wie jak trafiać do ludu. I jest wyjątkowo nadpobudliwym MC, który nie potrafi powstrzymać się przed tym, żeby znowu na kolejny album wrzucić prawie trzydzieści numerów. I kto to wszystko przyjmie? "#kurt_rolson" jest niewątpliwie świadectwem gigantycznego progresu Tedzika, a 2014 ostatecznie mogę określić rokiem jego zwycięstwa w zimnej wojnie z Peją (hot16, akcja z podstawianiem autobusów po słuchaczy z Poznania na warszawski koncert)… ale nie, to wielkie zbiorowisko utworów na pewno nie stanowi równej, niszczącej całości, którą można by było z czystym sumieniem określić płytą roku. (recenzja Piotra Zdziarstka)
MIEJSCA 20-11 JUŻ JUTRO
Komentarze