Na wstępie od razu przyznam, że SoulPete’a kojarzyłem wcześniej, znałem pojedyncze produkcje i wiedziałem, że spodziewać się można klimatów twardo stąpających po zadymionych ulicach Motor City… ale to tyle. Nie znałem w całości jego projektów nagranych z rodzimymi MC’s znad Wisły, nie traktowałem „SoulRaw” jako przede wszystkim pokazu stylu gospodarza – w dużej mierze do sprawdzenia zmusiła mnie tracklista i featuringi. Dlaczego? Jako gość wychowany na amerykańskim rapie i wciąż słuchający przeważnie artystów zza Oceanu, widząc obok siebie takie ksywki jak Oddisee, Blu, Supastition, Smif N Wessun czy Hezekiah, wiedziałem, że nie mogę tego przegapić.
Jednym z najtrudniejszych zadań stojących przed producentem szykującym album-kompilacjętracków różnych artystów na swoich podkładach, jest ukazanie wszechstronności i przekroju własnych skillsów, a zarazem zachowanie spójności i stworzenie wyjątkowego klimatu. Pete na SoulRaw bez wątpienia przedstawił różne producenckie oblicza i nadał całości tego surowego, podziemnego posmaku. Poznajemy go więc jako gościa, który dobrze czuje sięobcując z subtelnymi, ciętymi soulowymi samplami w „What You Love” z Ozay Moore’m aka Othello (pamiętacie bit J Dilli na tym samplu z The Stylistics?) czy „Power Is The Name” z Hassanem Mackey. Poznajemy go jako typa, który potrafi wysmażyć inspirowany szkołą Detroit ciężki, uliczny banger, w którym stopy kopią jak Chun-Li w Timberlandach („Undisputed Champs” z Guilty Simpsonem). Poznajemy go też wreszcie jako kogoś, kto z chęcią sięgnie po obskurny, oszczędny sampel i wyciśnie z niego absolutny max – patrz „Raw Talk” z AWARem czy „Rhymes On Random” z kapitalnym Oddisee.
W przeważającej części "SoulRaw" to jednak zbiór mocarnych bangerów, opartych na staroszkolnych, przybrudzonych perkusjach, co w dużej części dyktuje również tematykę kawałków i warstwę liryczną. Z kilkoma wyjątkami, na płycie znajdziemy więc praktycznie samo braggadacio oraz nawijki o ulicznej codzienności – hood shit. Oczywiście nawinięte stylowo, z pazurem, ale jednak rzadko dostarczające pamiętnych storytellingów czy zostających na długo w naszej pamięci wersów. Poza narzucony po części produkcją schemat wychodzi oczywiście jeden z najlepszych tekściarzy na niezależnej scenie – Supastition w „Balance”.Bit, który większość MC’s wykorzystałaby pewnie do egocentrycznych przechwałek i niszczenia wack mc’s, staje się dla Supa płótnem dla refleksyjnego spojrzenia w głąb siebie i szczerego rozliczenia z własnymi słabościami. Słyszymy więc o momentach szczęścia rodzinnego, przeplatanych trudnymi chwilami, o pragnieniu utrzymywania częstszego kontaktu z matką, wątpliwościach co do ścieżki własnej kariery czy obawie przed starzeniem się. Kiedy Kam Moye wyznaje And yes I’ve been scarred but I damaged many hearts, I praised God but committed sins in the dark, czujemy, jak odsłania swoją duszę. Na tle całości lirycznie zdecydowanie wyróżnia się też przedostatni na płycie numer Dominique Larue „We Don’t Know”, w którym artystka opowiada o relacji z przyjacielem, który popełnił samobójstwo, nie pozostawiając żadnej wiadomości dla bliskich… Nie mogąca wypełnić tej pustki i wciąż słysząca głos zmarłego raperka stara się jakoś poradzić sobie ze stratą i zastanawia się, czemu ta historia musiała się tak skończyć. Niezmiernie klimatyczny podkład, oparty na spokojnych smyczkach i powolnie, rytmicznie uderzającej perkusji tworzy idealne tło dla osobistych wersów Dominique.
Świetnie zaprezentowali się również Oddisee ze swoim charakterystycznym flow i niezliczonymi gierkami słownymi, przeplatanymi życiowymi doświadczeniami w oszczędnym, ciętym „Rhymes on Random” ; Ozay Moore w traktującym o wartości wsparcia fanów „What You Love” i pięknie przewiniętym, mocarnym „Step Ford”; Hezekiah w stanowiącej definicję „wejścia z buta” petardzie „Dead or Alive”; Guilty we wspomnianym, detroitowskim „Undisputed Champs” czy Tek i Steele w może nie odkrywczym, ale bojowym, potężnym „Still S’N’W”. Trochę więcej spodziewałem się po numerze Blu, który wypadł oczywiście bardzo dobrze, ale jednak moim zdaniem najlepiej brzmi na bardziej introspektywnych, soulujących podkładach a’la „Below The Heavens”. Wielkie propsy należą się również Dj’owi Ace'owi za kozackie skrecze i cuty, wprowadzające lekko zapomniany w ostatnich latach element hip-hopu – DJ’ing.
Całościowo „SoulRaw” to bardzo solidny projekt na poziomie światowym, potwierdzający klasę, wyrobiony styl i nieprzeciętne umiejętności polskiego producenta. To także dobitny dowód na to, że sky’s the limit i nie ma znaczenia, skąd pochodzisz, a dokąd zmierzasz. Mając trochę doświadczenia w zakresie współpracy muzycznej z MC’s z USA, jestem w pozytywnym szoku, jak udało się SoulPete’owi ogarnąć tak mocny line up na swój projekt. Ogromne słowa uznania i gratulacje za pójście własną drogą, nie ograniczanie się do generującej wciąż zdecydowanie większe zainteresowanie nad Wisłą rodzimej sceny i godne reprezentowanie Polski za Oceanem. Ode mnie mocna czwórka z plusikiem.
Pod spodem wspomniane numery "Balance" Supastitiona, "Still S N W" Smif N Wessun i "We Don't Know" Dominique Larue.
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20219","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20223","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20222","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
Komentarze