Krytykowanie przez rodzimych słuchaczy wychodzącego obecnie rapu często wygląda mocno groteskowo, szczególnie jeśli chodzi o argumentację. Narzekanie na treści z dzisiejszego mainstreamu na zasadzie "bez przekazu, tylko o dupach, alkoholu, hajsie i jaraniu", dodając "nie to, co prawdziwy klasyczny rap kiedyś" podparte przykładem choćby... poświęconego laskom i używkom "Doggystyle". Lub "sama ulica, gangsterka, dilerka, strzelaniny, nie to, co prawdziwy klasyczny rap kiedyś". A jaki? "No Wu-Tang, Nas, Group Home, Mobb Deep, M.O.P., AZ...". Zastanawiam się tylko wtedy czy VNM nie miał racji w wersie "90% słucha rapu, nie kuma Angola".
Bowiem nawet stricte uliczne albumy takie jak "Doe or Die", "It was written" czy debiut Raekwona, które stworzyły podwaliny pod coś określanego "mafioso rap", gdzie Nas był Escobarem, Rae Chefem a AZ Sosą, dla przeciętnego polskiego słuchacza będą "truskulem". Wymienione albumy to jedno a kulminacja całej mafijnej scenerii miała chyba miejsce na albumie, który Nas, AZ, Foxy Brown i Nature przygotowali w roku 1997 razem z Dr. Dre i Trackmasters. The Firm.
Supergrupa, która narobiła wówczas sporo zamieszania. W końcu takie collabo zdarza się niecodziennie. Płyta, która potocznie uważana jest za zawód, ale z perspektywy 15 lat brzmi naprawdę ciekawie. Nawiązujący do mafijnej historii Johna Grishama projekt ubrany w odpowiedni nastrój, brzmienie i tematykę, kręcącą się wokół szemranych interesów i życia poza prawem. Nie drogi słuchaczu - to nie jest truskul. A o tym, co w 2013 sądzi o tym projekcie sam AZ dowiecie się z wywiadu, który wczoraj przeprowadziliśmy.
Komentarze