popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Diggin In The Videoshttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/17030/Diggin-In-The-VideosSeptember 28, 2024, 7:00 pmpl_PL © 2024 Admin stronyJak brzmiała Young Leosia w 2015? Mamy stary klip "List"! (Diggin' In The Videos #367)https://popkiller.kingapp.pl/2021-08-22,jak-brzmiala-young-leosia-w-2015-mamy-stary-klip-listhttps://popkiller.kingapp.pl/2021-08-22,jak-brzmiala-young-leosia-w-2015-mamy-stary-klip-listAugust 22, 2021, 1:09 pmWiesław KłodaYoung Leosia jest ostatnio jedną z najgłośniejszych nowych twarzy na scenie, a jej przejście od DJ-ingu do nagrywek dzieje się wyjątkowo płynnie. Co ciekawe jednak, młoda artystka oprócz ukończenia Szkoły Piosenki Elżbiety Zapendowskiej ma też za sobą wcześniejsze przygody za mikrofonem w rapowym podziemiu! (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); Fanpage Drejk wynalazł numer z 2015, w którym Leosia pojawiła się w refrenie - występując pod swoim imieniem Sara. Nagrany przez Krupsona i Sor Słowaka kawałek "List" to produkcja w sentymentalnym, klasycznym podziemnym klimacie, przez co stanowi ciekawy kontrast do dzisiejszych nagrań reprezentantki Internaziomali.A Wam jak siedzi refren 17-letniej wówczas Leosi?Young Leosia jest ostatnio jedną z najgłośniejszych nowych twarzy na scenie, a jej przejście od DJ-ingu do nagrywek dzieje się wyjątkowo płynnie. Co ciekawe jednak, młoda artystka oprócz ukończenia Szkoły Piosenki Elżbiety Zapendowskiej ma też za sobą wcześniejsze przygody za mikrofonem w rapowym podziemiu!



Fanpage Drejk wynalazł numer z 2015, w którym Leosia pojawiła się w refrenie - występując pod swoim imieniem Sara. Nagrany przez Krupsona i Sor Słowaka kawałek "List" to produkcja w sentymentalnym, klasycznym podziemnym klimacie, przez co stanowi ciekawy kontrast do dzisiejszych nagrań reprezentantki Internaziomali.

A Wam jak siedzi refren 17-letniej wówczas Leosi?

]]>
Jayo Felony ft. DMX & Method Man "Whatcha Gonna Do?" (Diggin' In The Videos #366)https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-30,jayo-felony-ft-dmx-method-man-whatcha-gonna-do-diggin-in-the-videos-366https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-30,jayo-felony-ft-dmx-method-man-whatcha-gonna-do-diggin-in-the-videos-366April 30, 2020, 3:31 pmPaweł MiedzielecSukces debiutanckiego krążka "Take A Ride" z pewnością otworzył dla Jayo Felony mnóstwo drzwi, za którymi czaiły się kolejne okazje by wznieść swoją karierę na jeszcze wyższy poziom. Pierwsza z nich nadarzyła się dość szybko, kiedy Jam Master Jay - mentor i dotychczasowy wydawca rapera, pomógł mu sfinalizować kontakt z legendarnym nowojorskim labelem Def Jam Records. Tym sposobem, niecałe 3 lata później po debiucie, na sklepowych półkach ląduje drugi solowy album artysty: "Whatcha Gonna Do?".Wspierana promocyjnie singlem z tytułowego kawałka, płyta wydana w dużej wytwórni miała w założeniu być przeznaczona głównie dla mainstreamowego odbiorcy. Stąd pojawienie się w głównym utworze ksywek wielkiego formatu jak DMX i Method Man, którzy w tamtym okresie rozdawali karty, jeśli chodzi o popularność i sprzedaż (szczególnie pierwszy z nich). Produkcją numeru dla przeciwwagi East Coastowej prezencji zajął się DJ Silk (odpowiadający za lwią część bitów na samym albumie), który zadbał o to, aby zachować odpowiedni West Coast feel kawałka, samplując klasyczne "More Bounce To The Ounce", wykonane przez ikony funku – ekipę Zapp. "Whatcha Gonna Do?" cieszyło się na tyle sporym sukcesem komercyjnym, że track dotarł do 45 miejsca listy Billboard R&B/Hip-Hop Airplay, a następnie został uwzględniony obok nagrań innych znanych artystów (Jay-Z, Faith Evans, Babyface czy Erykah Badu) na soundtracku do komedii romantycznej "Hav Plenty".Dodatkowo – co do dnia dzisiejszego jest rzadkim zabiegiem, na płycie ukazał się też oficjalny remix utworu (przeważnie wędrują one na wersję fizyczną singla) z gościnnym udziałem Redmana oraz członków Westside Connection: Mack 10 i WC. Nowa odsłona kawałka wyszła ponownie spod ręki producenta oryginału i trzeba przyznać, że Funk Doctor skradł tutaj show, zjadając ten utwór swoją zwrotką."Whatcha Gonna Do?" do dziś jest pewnie najbardziej rozpoznawalnym nagraniem w dorobku Jayo Felony w oczach przeciętnego słuchacza i patrząc z perspektywy czasu, można mieć jedynie pretensje do władz Def Jam Records, że nie zainwestowali oni odpowiednio dużo czasu i pieniędzy ani w promocję samego materiału, ani dalszy rozwój kariery Bullet Loco. W efekcie czego kolejny LP artysty – zapowiadane na końcówkę 2000 roku "Hotter Than Fish Grease" nigdy się nie okazało, a on sam opuścił finalnie label w niesławie, podążając śladami innych Kalifornijskich mc’s, jak chociażby Warren G, których potencjału wytwórnia również nie potrafiła nigdy w pełnym stopniu wykorzystać… szkoda.Sukces debiutanckiego krążka "Take A Ride" z pewnością otworzył dla Jayo Felony mnóstwo drzwi, za którymi czaiły się kolejne okazje by wznieść swoją karierę na jeszcze wyższy poziom. Pierwsza z nich nadarzyła się dość szybko, kiedy Jam Master Jay - mentor i dotychczasowy wydawca rapera, pomógł mu sfinalizować kontakt z legendarnym nowojorskim labelem Def Jam Records. Tym sposobem, niecałe 3 lata później po debiucie, na sklepowych półkach ląduje drugi solowy album artysty: "Whatcha Gonna Do?".

Wspierana promocyjnie singlem z tytułowego kawałka, płyta wydana w dużej wytwórni miała w założeniu być przeznaczona głównie dla mainstreamowego odbiorcy. Stąd pojawienie się w głównym utworze ksywek wielkiego formatu jak DMX i Method Man, którzy w tamtym okresie rozdawali karty, jeśli chodzi o popularność i sprzedaż (szczególnie pierwszy z nich). Produkcją numeru dla przeciwwagi East Coastowej prezencji zajął się DJ Silk (odpowiadający za lwią część bitów na samym albumie), który zadbał o to, aby zachować odpowiedni West Coast feel kawałka, samplując klasyczne "More Bounce To The Ounce", wykonane przez ikony funku – ekipę Zapp. "Whatcha Gonna Do?" cieszyło się na tyle sporym sukcesem komercyjnym, że track dotarł do 45 miejsca listy Billboard R&B/Hip-Hop Airplay, a następnie został uwzględniony obok nagrań innych znanych artystów (Jay-Z, Faith Evans, Babyface czy Erykah Badu) na soundtracku do komedii romantycznej "Hav Plenty".

Dodatkowo – co do dnia dzisiejszego jest rzadkim zabiegiem, na płycie ukazał się też oficjalny remix utworu (przeważnie wędrują one na wersję fizyczną singla) z gościnnym udziałem Redmana oraz członków Westside Connection: Mack 10 i WC. Nowa odsłona kawałka wyszła ponownie spod ręki producenta oryginału i trzeba przyznać, że Funk Doctor skradł tutaj show, zjadając ten utwór swoją zwrotką.

"Whatcha Gonna Do?" do dziś jest pewnie najbardziej rozpoznawalnym nagraniem w dorobku Jayo Felony w oczach przeciętnego słuchacza i patrząc z perspektywy czasu, można mieć jedynie pretensje do władz Def Jam Records, że nie zainwestowali oni odpowiednio dużo czasu i pieniędzy ani w promocję samego materiału, ani dalszy rozwój kariery Bullet Loco. W efekcie czego kolejny LP artysty – zapowiadane na końcówkę 2000 roku "Hotter Than Fish Grease" nigdy się nie okazało, a on sam opuścił finalnie label w niesławie, podążając śladami innych Kalifornijskich mc’s, jak chociażby Warren G, których potencjału wytwórnia również nie potrafiła nigdy w pełnym stopniu wykorzystać… szkoda.

]]>
Jayo Felony "The Loc Is On His Own" (Diggin' In The Videos #365)https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-28,jayo-felony-the-loc-is-on-his-own-diggin-in-the-videos-365https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-28,jayo-felony-the-loc-is-on-his-own-diggin-in-the-videos-365April 28, 2020, 2:35 pmPaweł MiedzielecDzisiejszym wpisem przenosimy się do roku 1995, kiedy swoją premierę ma już debiutancki album Jayo Felony - "Take A Ride", któremu więcej miejsca poświęcę w osobnym wpisie. Płyta szybko staje się kamienien milowym w ówczesnej karierze rapera, a jednym z najjaśniejszych momentów na krążku jest bez wątpienia otwierający całe LP utwór "The Loc Is On His Own", który szybko wędruje na singiel mający wesprzeć promocyjnie cały materiał i pociągnąć go dalej sprzedażowo.Piękna, laidbackowa produkcja z piszczałami od Prodagee Productions, zgrabnie wykorzystująca dorobek George'a Clintona i P-Funk All Stars w postaci sampla z utworu "T.A.P.O.A.F.O.M. (Fly Away)", po który niecały rok później sięgnie również Big Myke przy okazji pracy nad własnym kawałkiem "All Uv It" na poczet ścieżki dźwiękowej do filmu "Sunset Park". Pierwsze skrzypce w tym numerze gra jednak Bullet Loco, który pokazując pełnię swoich lirycznych możliwości, gniecie świetny bit jeszcze lepszą warstwą liryczną."The Loc Is On His Own" to utwór kompletny, mający w sobie wszystko, co powinno cechować ponadczasowe nagranie - unikalny koncept, świetną treść, mistrzowskie wykonanie i ładne opakowanie w postaci obrazka, który wizualizuje nam całość zdarzeń w tekście. Sam zainteresowany tak po latach wspominał proces twórczy nad tym kawałkiem:Chciałem nagrać numer dla ludzi, którzy przebywają z dala od domu. Nie koniecznie w więzieniu. bo możesz być gdziekolwiek - np. w collage'u... Jesteś z dala od swoich bliskich, którzy sponsorują Twój pobyt, a Ty nie możesz nawet zadzwonić do nich tak często jakbyś chciał. Każdy kto kiedykolwiek przeżył dłuższą rozłąkę z życzliwymi mu osobami, może utożsamić się z tym kawałkiem. Szczególnie będąc osadzonym, bo to już w ogóle pokręcona sytuacja... osoby z zewnątrz nie zdają sobie sprawy, na jak absurdalnie wysokim poziomie są połączenia z zakładu, ale tak ten system jest skonstruowany. Dlatego chciałem, by ludzie poczuli to uczucie odseparowania i towarzyszące temu emocje kiedy nagrywałem ten track... To wciąż jeden z moich ulubionych utwórów w karierze."Singiel swoją kreatywnością nadal bije na głowę większość wypuszczanych obecnie rzeczy, choć ciężko uwierzyć że od momentu jego powstania minęło już ćwierć wieku. Jeśli zatem dopiero zaczynasz swoją przygodę z rapem Jayo Felony - "The Loc Is On His Own" będzie dla Ciebie idealnym otwarciem i ciężko wyobrazić sobie lepszy start w poznawaniu dyskografii jakiegokolwiek artysty.Dzisiejszym wpisem przenosimy się do roku 1995, kiedy swoją premierę ma już debiutancki album Jayo Felony - "Take A Ride", któremu więcej miejsca poświęcę w osobnym wpisie. Płyta szybko staje się kamienien milowym w ówczesnej karierze rapera, a jednym z najjaśniejszych momentów na krążku jest bez wątpienia otwierający całe LP utwór "The Loc Is On His Own", który szybko wędruje na singiel mający wesprzeć promocyjnie cały materiał i pociągnąć go dalej sprzedażowo.

Piękna, laidbackowa produkcja z piszczałami od Prodagee Productions, zgrabnie wykorzystująca dorobek George'a Clintona i P-Funk All Stars w postaci sampla z utworu "T.A.P.O.A.F.O.M. (Fly Away)", po który niecały rok później sięgnie również Big Myke przy okazji pracy nad własnym kawałkiem "All Uv It" na poczet ścieżki dźwiękowej do filmu "Sunset Park". Pierwsze skrzypce w tym numerze gra jednak Bullet Loco, który pokazując pełnię swoich lirycznych możliwości, gniecie świetny bit jeszcze lepszą warstwą liryczną.

"The Loc Is On His Own" to utwór kompletny, mający w sobie wszystko, co powinno cechować ponadczasowe nagranie - unikalny koncept, świetną treść, mistrzowskie wykonanie i ładne opakowanie w postaci obrazka, który wizualizuje nam całość zdarzeń w tekście. Sam zainteresowany tak po latach wspominał proces twórczy nad tym kawałkiem:

Chciałem nagrać numer dla ludzi, którzy przebywają z dala od domu. Nie koniecznie w więzieniu. bo możesz być gdziekolwiek - np. w collage'u... Jesteś z dala od swoich bliskich, którzy sponsorują Twój pobyt, a Ty nie możesz nawet zadzwonić do nich tak często jakbyś chciał. Każdy kto kiedykolwiek przeżył dłuższą rozłąkę z życzliwymi mu osobami, może utożsamić się z tym kawałkiem. Szczególnie będąc osadzonym, bo to już w ogóle pokręcona sytuacja... osoby z zewnątrz nie zdają sobie sprawy, na jak absurdalnie wysokim poziomie są połączenia z zakładu, ale tak ten system jest skonstruowany. Dlatego chciałem, by ludzie poczuli to uczucie odseparowania i towarzyszące temu emocje kiedy nagrywałem ten track... To wciąż jeden z moich ulubionych utwórów w karierze."

Singiel swoją kreatywnością nadal bije na głowę większość wypuszczanych obecnie rzeczy, choć ciężko uwierzyć że od momentu jego powstania minęło już ćwierć wieku. Jeśli zatem dopiero zaczynasz swoją przygodę z rapem Jayo Felony - "The Loc Is On His Own" będzie dla Ciebie idealnym otwarciem i ciężko wyobrazić sobie lepszy start w poznawaniu dyskografii jakiegokolwiek artysty.

]]>
Pierwsza oda miłosna do hip-hopu - historia "I Used To Love H.E.R." Commonahttps://popkiller.kingapp.pl/2020-02-06,pierwsza-oda-milosna-do-hip-hopu-historia-i-used-to-love-her-commonahttps://popkiller.kingapp.pl/2020-02-06,pierwsza-oda-milosna-do-hip-hopu-historia-i-used-to-love-her-commonaFebruary 9, 2020, 7:17 pmMarcin NataliJak to ma każdy list miłosny ma do siebie - aby wyszło wiarygodnie i wyjątkowo, musi być on wynikiem szczerego, żarliwego uczucia. Takim od początku swojej kariery pałał Common, który hip-hop pokochał tak bardzo, że aż postanowił napisać swoistą odę do hip-hopu, który w jego nowatorskim i zaskakującym koncepcie okazał się... kobietą.Oda ta przyszła jednak w momencie pewnego zawodu i po okresie gwałtownych zmian, jakie przeszedł hip-hop od końca lat 70. aż do roku 1994, kiedy to światło dzienne ujrzało "I Used To Love H.E.R.". Świadome, afrocentryczne treści ustąpiły miejsca podgatunkowi gangsta rapu, a poetycki 22-latek z chicagowskiego Southside poczuł, że jego wybranka serca się od niego oddala i wymyka mu się z rąk..."Przez lata nagrałem wiele utworów dedykowanych hip-hopowi, posługujących się metaforą hip-hopu jako kobiety. "I Used To Love H.E.R." było pierwszym, który stworzyłem" - mówił Common przed naszą popkillerową kamerą w opublikowanej w niedzielę pierwszej części wywiadu. Dogłębnie całą genezę i proces powstawania tekstu opisał w swojej autobiografii "One Day It'll All Make Sense" w 2011 roku:"Idea przyszła do mnie pewnej nocy kiedy siedziałem z moimi ludźmi Murrayem i 'Te w mieszkaniu, które mieliśmy w Hyde Park. (...) Trochę tak posiedizeliśmy, po czym zostawili mnie sam na sam z bitem, który zrobił Dion [No I.D. - przyp. red]. Znalazł on jazzowy, gitarowy riff George'a Bensona z "The Changing World"i na jego bazie skomponował ten przepiękny, pełen soulu podkład. W mojej głowie zaczął tlić się koncept. Co gdyby rap był kobietą? Jak mógłbym opowiedzieć tę historię?I met this girl when I was ten years old... Pomyślałem o tych wycieczkach do Cincinatti. O słuchaniu Run-D.M.C. i Afrika Bambaataa z moim kuzynem Ajile. Pomyślałem o pierwszych rymach, jakie kiedykolwiek napisałem.And what I loved most, she had so much soul... Rap był dla nas muzyką soul. To było to samo, co kochaliśmy w muzyce house. Zawsze chciałem, żeby moja muzyka miała harmonię i melodię, nawet gdy moja nawijka jej nie miała. Ta "słodka muzyka soul". She was old school when I was just a shorty... Pamiętam to uczucie bycia 12-latkiem, rapującym swoją pierwszą zwrotkę. Hip-hop to to uczucie, kiedy inni ludzie znają Twoje słowa. Hip-hop to reprezentowanie czegoś więcej, niż tylko siebie.Never knew throughout my life she would be there for me... Przez moje wzloty i upadki, hip-hop był jedną stałą rzeczą. Słucham go kiedy mam dobry humor i kiedy mam doła. To mój uniwersalny język, mój uniwersalny bit."Polecamy w tym miejscu włączyć sobie numer - a tuż pod nim dalsza część opowieści Commona zawarta w jego książce.[[{"fid":"57323","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]"Tworzenie "I Used To Love H.E.R." było dla mnie jak moment olśnienia. Napisałem ten tekst szybciej niż niemal wszystko inne do tej pory. Słowa płynęły same. Uczucie było boskie - jedno z najbardziej niebiańskich doświadczeń jakie możesz mieć w życiu. (...) Byłem w innym stanie, bez wpływu używek i chemii. Nazwijmy to "boskim hajem". Moja cała ekipa była w studiu kiedy nagrywałem "I Used To Love H.E.R.", i będąc w kabinie, widziałem ich podczas gdy rapowałem. Podobało mi się to, ponieważ czerpałem z ich energii. Tak więc nawijam swoje wersy, i im dalej w głąb kawałka, tym bardziej dostrzegam ich - a zwłaszcza Rona - rozczarowanie. Cały czas przy tym rozkminiam "Co jest nie tak? Uważałem, że to jeden z moich najlepszych tekstów ever". Zbliżam się do końca ostatniej zwrotki, i teraz już Ron wygląda, jakby chciał mi przywalić. Potem wydarzyło się coś dziwnego, kiedy nawinałem finalne wersy: But I'ma take her back hopin' that the shit stop / 'Cause who I'm talking 'bout, y'all, is hip-hop. Nagle Ron zaczął kiwać głową a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wyszedłem z kabiny, a on jako pierwszy podbił zbić mi piątkę."Yo Rash, a już zacząłem się o Ciebie martwić""Jak to? Co masz na myśli?""Myślałem, że to jakieś smętne, wyświechtane, miękkie rapsy. Jakieś stare romanse typu Teddy P. turn-off-the-lights. Teraz już wiem, że mówiłeś o hip-hopie."Zacząłem się śmiać, ale skłoniło mnie to do refleksji. Co gdybym faktycznie po prostu rapował o miłości do kobiety? Czy byłoby w tym coś złego? Najwyraźniej. Niestety, chyba nie miałem w tamtym czasie wystarczająco odwagi, aby ryzykować odrzucenie przez moich Braci i napisać love song o kobiecie. Wyrażenie całej miłości, którą miałem w sercu wymagało czasu, dojrzałości, oraz poszerzenia przeze mnie horyzontów jako artysta."I Used To Love H.E.R." było opowieścią miłosną ale również odą do hip-hopu. Myślę, że dlatego właśnie przykuło uwagę tak wielu osób. Dla tych z nas którzy kochają hip-hop, wszyscy mamy własną historię tego uczucia. Pamiętamy, kiedy "ją" spotkaliśmy i kiedy mieliśmy z nią beef. Wiemy, że bez względu na to, jak nam zajdzie za skórę, najpewniej i tak do niej wrócimy."Pod spodem [Edit] obie części naszego wywiadu z Commonem, a w pierwszej z nich m.in. o "I Used To Love H.E.R." oraz rozmaitych przeróbkach utworu, jak i jego sequelu, który pojawił się na zeszłorocznym "Let Love" (początek wątku: 10:50). [[{"fid":"57276","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]][[{"fid":"57417","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]Jak to ma każdy list miłosny ma do siebie - aby wyszło wiarygodnie i wyjątkowo, musi być on wynikiem szczerego, żarliwego uczucia. Takim od początku swojej kariery pałał Common, który hip-hop pokochał tak bardzo, że aż postanowił napisać swoistą odę do hip-hopu, który w jego nowatorskim i zaskakującym koncepcie okazał się... kobietą.

Oda ta przyszła jednak w momencie pewnego zawodu i po okresie gwałtownych zmian, jakie przeszedł hip-hop od końca lat 70. aż do roku 1994, kiedy to światło dzienne ujrzało "I Used To Love H.E.R.". Świadome, afrocentryczne treści ustąpiły miejsca podgatunkowi gangsta rapu, a poetycki 22-latek z chicagowskiego Southside poczuł, że jego wybranka serca się od niego oddala i wymyka mu się z rąk...

"Przez lata nagrałem wiele utworów dedykowanych hip-hopowi, posługujących się metaforą hip-hopu jako kobiety. "I Used To Love H.E.R." było pierwszym, który stworzyłem" - mówił Common przed naszą popkillerową kamerą w opublikowanej w niedzielę pierwszej części wywiadu. Dogłębnie całą genezę i proces powstawania tekstu opisał w swojej autobiografii "One Day It'll All Make Sense" w 2011 roku:

"Idea przyszła do mnie pewnej nocy kiedy siedziałem z moimi ludźmi Murrayem i 'Te w mieszkaniu, które mieliśmy w Hyde Park. (...) Trochę tak posiedizeliśmy, po czym zostawili mnie sam na sam z bitem, który zrobił Dion [No I.D. - przyp. red]. Znalazł on jazzowy, gitarowy riff George'a Bensona z "The Changing World"i na jego bazie skomponował ten przepiękny, pełen soulu podkład. W mojej głowie zaczął tlić się koncept. Co gdyby rap był kobietą? Jak mógłbym opowiedzieć tę historię?

I met this girl when I was ten years old... Pomyślałem o tych wycieczkach do Cincinatti. O słuchaniu Run-D.M.C. i Afrika Bambaataa z moim kuzynem Ajile. Pomyślałem o pierwszych rymach, jakie kiedykolwiek napisałem.

And what I loved most, she had so much soul...Rap był dla nas muzyką soul. To było to samo, co kochaliśmy w muzyce house. Zawsze chciałem, żeby moja muzyka miała harmonię i melodię, nawet gdy moja nawijka jej nie miała. Ta "słodka muzyka soul". 

She was old school when I was just a shorty... Pamiętam to uczucie bycia 12-latkiem, rapującym swoją pierwszą zwrotkę. Hip-hop to to uczucie, kiedy inni ludzie znają Twoje słowa. Hip-hop to reprezentowanie czegoś więcej, niż tylko siebie.

Never knew throughout my life she would be there for me... Przez moje wzloty i upadki, hip-hop był jedną stałą rzeczą. Słucham go kiedy mam dobry humor i kiedy mam doła. To mój uniwersalny język, mój uniwersalny bit."

Polecamy w tym miejscu włączyć sobie numer - a tuż pod nim dalsza część opowieści Commona zawarta w jego książce.

[[{"fid":"57323","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

"Tworzenie "I Used To Love H.E.R." było dla mnie jak moment olśnienia. Napisałem ten tekst szybciej niż niemal wszystko inne do tej pory. Słowa płynęły same.Uczucie było boskie - jedno z najbardziej niebiańskich doświadczeń jakie możesz mieć w życiu. (...) Byłem w innym stanie, bez wpływu używek i chemii. Nazwijmy to "boskim hajem".

Moja cała ekipa była w studiu kiedy nagrywałem "I Used To Love H.E.R.", i będąc w kabinie, widziałem ich podczas gdy rapowałem. Podobało mi się to, ponieważ czerpałem z ich energii. Tak więc nawijam swoje wersy, i im dalej w głąb kawałka, tym bardziej dostrzegam ich - a zwłaszcza Rona - rozczarowanie. Cały czas przy tym rozkminiam "Co jest nie tak? Uważałem, że to jeden z moich najlepszych tekstów ever". Zbliżam się do końca ostatniej zwrotki, i teraz już Ron wygląda, jakby chciał mi przywalić. Potem wydarzyło się coś dziwnego, kiedy nawinałem finalne wersy: But I'ma take her back hopin' that the shit stop / 'Cause who I'm talking 'bout, y'all, is hip-hop. Nagle Ron zaczął kiwać głową a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Wyszedłem z kabiny, a on jako pierwszy podbił zbić mi piątkę.

"Yo Rash, a już zacząłem się o Ciebie martwić"
"Jak to? Co masz na myśli?"
"Myślałem, że to jakieś smętne, wyświechtane, miękkie rapsy. Jakieś stare romanse typu Teddy P. turn-off-the-lights. Teraz już wiem, że mówiłeś o hip-hopie."

Zacząłem się śmiać, ale skłoniło mnie to do refleksji. Co gdybym faktycznie po prostu rapował o miłości do kobiety? Czy byłoby w tym coś złego? Najwyraźniej. Niestety, chyba nie miałem w tamtym czasie wystarczająco odwagi, aby ryzykować odrzucenie przez moich Braci i napisać love song o kobiecie. Wyrażenie całej miłości, którą miałem w sercu wymagało czasu, dojrzałości, oraz poszerzenia przeze mnie horyzontów jako artysta.

"I Used To Love H.E.R." było opowieścią miłosną ale również odą do hip-hopu. Myślę, że dlatego właśnie przykuło uwagę tak wielu osób. Dla tych z nas którzy kochają hip-hop, wszyscy mamy własną historię tego uczucia. Pamiętamy, kiedy "ją" spotkaliśmy i kiedy mieliśmy z nią beef. Wiemy, że bez względu na to, jak nam zajdzie za skórę, najpewniej i tak do niej wrócimy."

Pod spodem [Edit] obie części naszego wywiadu z Commonem, a w pierwszej z nich m.in. o "I Used To Love H.E.R." oraz rozmaitych przeróbkach utworu, jak i jego sequelu, który pojawił się na zeszłorocznym "Let Love" (początek wątku: 10:50). 

[[{"fid":"57276","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

[[{"fid":"57417","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

]]>
4 lata przed "Językiem Ciała" - tak brzmiał duet Tymek x Big Scythe (Diggin In The Videos #363)https://popkiller.kingapp.pl/2019-12-27,4-lata-przed-jezykiem-ciala-tak-brzmial-duet-tymek-x-big-scythe-diggin-in-the-videos-363https://popkiller.kingapp.pl/2019-12-27,4-lata-przed-jezykiem-ciala-tak-brzmial-duet-tymek-x-big-scythe-diggin-in-the-videos-363January 24, 2020, 12:23 amAdmin stronyJak wspomniał ostatnio na naszych łamach Big Scythe - jego współpraca z Tymkiem przy "Języku Ciała" (od przedwczoraj najpopularniejszym polskim numerze rapowym na YT) nie była pierwszą kooperacją, a raczej powrotem do połączenia, które istniało jeszcze w czasach głębokiego podziemia, gdy Tymek nosił ksywkę Tymes a Scythe KoSa. Co ciekawe - ich wspólny klip z 2014 roku można obejrzeć na YT.[[{"fid":"51411","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]Osiągnął on liczbę 900 odsłon (jakże kontrastującą z aktualnym 105 000 000) a surowe, klasyczne brzmienie, inspirowane klasyką śląskiej sceny świetnie odbija piłeczkę komentarzom w stylu "To disco polo! Co oni mają wspólnego z rapem?"PS. Przy okazji przypomnimy też wyjątkowo klimatyczny numer, który Tymek nagrał w ubiegłym roku na płytę Młodych Wilków 6, a także Cypher Popkillery 2019, w którym wystąpił razem z Biszem i VNM'em - a co![[{"fid":"55531","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]][[{"fid":"50817","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]][[{"fid":"53718","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]Jak wspomniał ostatnio na naszych łamach Big Scythe - jego współpraca z Tymkiem przy "Języku Ciała" (od przedwczoraj najpopularniejszym polskim numerze rapowym na YT) nie była pierwszą kooperacją, a raczej powrotem do połączenia, które istniało jeszcze w czasach głębokiego podziemia, gdy Tymek nosił ksywkę Tymes a Scythe KoSa. Co ciekawe - ich wspólny klip z 2014 roku można obejrzeć na YT.

[[{"fid":"51411","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

Osiągnął on liczbę 900 odsłon (jakże kontrastującą z aktualnym 105 000 000) a surowe, klasyczne brzmienie, inspirowane klasyką śląskiej sceny świetnie odbija piłeczkę komentarzom w stylu "To disco polo! Co oni mają wspólnego z rapem?"

PS. Przy okazji przypomnimy też wyjątkowo klimatyczny numer, który Tymek nagrał w ubiegłym roku na płytę Młodych Wilków 6, a także Cypher Popkillery 2019, w którym wystąpił razem z Biszem i VNM'em - a co!

[[{"fid":"55531","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

[[{"fid":"50817","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

[[{"fid":"53718","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]

]]>
Pamiętacie gdy na koncercie DMX'a bawiło się pół planety?https://popkiller.kingapp.pl/2019-01-31,pamietacie-gdy-na-koncercie-dmxa-bawilo-sie-pol-planetyhttps://popkiller.kingapp.pl/2019-01-31,pamietacie-gdy-na-koncercie-dmxa-bawilo-sie-pol-planetyApril 9, 2021, 7:43 pmAdmin stronyPrzez ostatnie lata, które w życiu DMX'a (od kilku dni na wolności!) stały pod znakiem prawnych problemów, alimentów, podatków i odsiadek mogliśmy zapomnieć jak wielkie szaleństwo wywoływała kiedyś na świecie muzyka Earla Simmonsa... Członek Ruff Ryders sprzedał przecież 75 000 000 albumów na całym świecie (średnio 10 000 000 na płytę!), z czego 17 000 000 w samych Stanach, co sprawia, że jest do dziś w 5 najlepiej sprzedających się raperów w historii... A w okresie między 1998 a 1999 rokiem jego płyty pokryły się w USA, bagatela, 12-krotną Platyną!Wówczas DMX był chyba największym zjawiskiem na hip-hopowej scenie - po śmierci Biggiego Nowy Jork szukał nowego charyzmatycznego bohatera i stał się nim właśnie niepokorny raper, którego określiliśmy kiedyś w obszernym artykule na jego temat "Johnnym Cashem hip-hopu". Gdy wrócimy też do koncertów granych wtedy przez X'a, to do dziś robią one kolosalne wrażenie - tak jak jego występ na Woodstocku w 1999 roku...Setki tysięcy ludzi pod sceną, istne szaleństwo na publice, ryk gardeł i pogo w błocie - a wszystko za sprawą będącego świeżo po debiucie DMX'a. Sprawdźcie szczególnie "Ruff Ryders Anthem", ale jeśli macie wolne 40 minut to polecamy cały koncert - video na dole artykułu.Tutaj przypominamy nasz wywiad z DMX'em przeprowadzony po jego jedynym polskim koncercieSprawdź też:DMX "Johnny Cash hip-hopu" - profilDMX "It's Dark And Hell Is Hot" (Klasyk Na Weekend)DMX na Warsaw Challenge 2014 - fotorelacja nr 1, cz.2"Największa nagroda to szczery uścisk dłoni" - wrażenia Łukasza, który był na scenie z Game'em i DMX'emMic Geronimo ft. DMX, Ja Rule, Jay-Z "Time To Build" (Ot Tak #105)DMX feat. Faith Evans "How's It Going Down" / "I Miss You" (Diggin In The Videos #235)DMX "Slippin'" (Diggin' In The Videos #233)"Belly" - recenzja filmuPrzez ostatnie lata, które w życiu DMX'a (od kilku dni na wolności!) stały pod znakiem prawnych problemów, alimentów, podatków i odsiadek mogliśmy zapomnieć jak wielkie szaleństwo wywoływała kiedyś na świecie muzyka Earla Simmonsa... Członek Ruff Ryders sprzedał przecież 75 000 000 albumów na całym świecie (średnio 10 000 000 na płytę!), z czego 17 000 000 w samych Stanach, co sprawia, że jest do dziś w 5 najlepiej sprzedających się raperów w historii... A w okresie między 1998 a 1999 rokiem jego płyty pokryły się w USA, bagatela, 12-krotną Platyną!

Wówczas DMX był chyba największym zjawiskiem na hip-hopowej scenie - po śmierci Biggiego Nowy Jork szukał nowego charyzmatycznego bohatera i stał się nim właśnie niepokorny raper, którego określiliśmy kiedyś w obszernym artykule na jego temat "Johnnym Cashem hip-hopu". Gdy wrócimy też do koncertów granych wtedy przez X'a, to do dziś robią one kolosalne wrażenie - tak jak jego występ na Woodstocku w 1999 roku...

Setki tysięcy ludzi pod sceną, istne szaleństwo na publice, ryk gardeł i pogo w błocie - a wszystko za sprawą będącego świeżo po debiucie DMX'a. Sprawdźcie szczególnie "Ruff Ryders Anthem", ale jeśli macie wolne 40 minut to polecamy cały koncert - video na dole artykułu.

Tutaj przypominamy nasz wywiad z DMX'em przeprowadzony po jego jedynym polskim koncercie

Sprawdź też:

DMX "Johnny Cash hip-hopu" - profil

DMX "It's Dark And Hell Is Hot" (Klasyk Na Weekend)

DMX na Warsaw Challenge 2014 - fotorelacja nr 1, cz.2

"Największa nagroda to szczery uścisk dłoni" - wrażenia Łukasza, który był na scenie z Game'em i DMX'em

Mic Geronimo ft. DMX, Ja Rule, Jay-Z "Time To Build" (Ot Tak #105)

DMX feat. Faith Evans "How's It Going Down" / "I Miss You" (Diggin In The Videos #235)

DMX "Slippin'" (Diggin' In The Videos #233)

"Belly" - recenzja filmu

]]>
Gang Starr "Mass Appeal" (Diggin In The Videos #360)https://popkiller.kingapp.pl/2018-07-06,gang-starr-mass-appeal-diggin-in-the-videos-360https://popkiller.kingapp.pl/2018-07-06,gang-starr-mass-appeal-diggin-in-the-videos-360July 6, 2018, 6:08 amMaciej WojszkunLato to w rzeczy samej piękny czas dla fanów hip-hopu - co rusz w kalendarzu pojawiają się a to grubo obsadzone festiwale, a to występy legend... Już w ten weekend do Polski - dokładnie do Warszawy i Wrocławia - zawita... jak by tu stopniować słowo "legenda"? "Ultralegenda"? Niech będzie - ultralegenda, architekt brzmienia Złotej Ery, jeden z bezdyskusyjnie najwybitniejszych producentów gatunku, mający w swej dyskografii niezliczoną ilość klasyków - DJ Premier. Z tej okazji postanowiłem sięgnąć pamięcią wstecz i przypomnieć sobie moje pierwsze zetknięcie z twórczością Preemo... A było to nieśmiertelne "Mass Appeal" Gang Starr.Na poczatku był beat. Czy są w ogóle tacy, którzy go nie kojarzą? Podkład należy do rzadkiej grupy tych, którzy biorą słuchacza we władanie już od pierwszego taktu - plus stanowi koronny dowód geniuszu Preemo w doborze sampli i kwintesencję jego stylu. Na ciężkie drumsy "pożyczone" od EPMD Premier rzucił odpowiednio zmanipulowany sampelek utworu "Horizon Drive" gitarzysty jazzowego Vica Jurisa (Preem wyciął z tego utworu dosłownie kilkusekundowy fragment - 3.29-3.32 - jak on to wyłapał?!) dodał też hook w postaci skreczy i słynnego cytatu zespołu Da Youngsta's - "Money's growin like grass with the mass appeal". Z tych kilku elementów powstał sztos, przy którym nie sposób nie ruszać głową. Na tak przygotowany beat jak ulał wpasował się świętej pamięci Keith Elam a.k.a. Gifted Unlimited Rhymes Universal. "Mass Appeal" pokazuje, że Guru i Preem byli połączeniem idealnym. Na "Mass Appeal" Guru zmienia się w chłodnego, wyrachowanego lirycznego mordercę, bez litości strzelającego pociskami w stronę wack MC's i pozerów ścigających tytułową popularność za cenę artystycznego "sprzedania się". Zresztą, on sam określa to najlepiej: Just like the seashore I'm calm/But wild, with my montone style/Because I don't need gimmicks/Give my a fly beat and I'm all in it. Święta prawda - i dlatego właśnie Gang Starr to klasyka gatunku. R.I.P. Guru, szkoda, że już Ciebie z nami nie ma...W wywiadzie z magazynem Complex Preemo ujawnił, że "Mass Appeal" powstał jako żart, polewka z ówczesnego radiowego brzmienia... Jednak track, o ironio, jednym z największych hitów duetu - na liście Hot 100 Billboardu zajął 67. miejsce, a na liście R&B - 42. Album "Hard to Earn", na którym znalazł się singiel, zajął 2. miejsce na zestawieniu Top R&B/Hip-Hop Albums.Track ten jest na tyle wpływowy, że jeden z najważniejszych raperów wszechczasów - Nas - na jego cześć nazwał tak swój założony w 2014 roku (pod egidą firmy medialnej... Mass Appeal) label, w którym albumy wydają m.in. Run the Jewels, DJ Shadow, Black Milk i Dave East. "Mass Appeal" pojawił się także na ścieżce dźwiękowej do czwartej części gry "Tony Hawk's Pro Skater" - to właśnie tam usłyszałem go po raz pierwszy.Krótko - ten track to po prostu ESENCJA. Platynowy wzór samplowanego brzmienia, idealna symbioza MC i beatu. To utwór, który każdy fan powinien znać na pamięć. Mam nadzieję, że usłyszymy go na imprezach, które rozkręci Preemo w stolicy i na (Z)Dolnym Śląsku... Jedno jest pewne - będzie się działo. Obecność obowiązkowa!Lato to w rzeczy samej piękny czas dla fanów hip-hopu - co rusz w kalendarzu pojawiają się a to grubo obsadzone festiwale, a to występy legend... Już w ten weekend do Polski - dokładnie do Warszawy i Wrocławia - zawita... jak by tu stopniować słowo "legenda"? "Ultralegenda"? Niech będzie - ultralegenda, architekt brzmienia Złotej Ery, jeden z bezdyskusyjnie najwybitniejszych producentów gatunku, mający w swej dyskografii niezliczoną ilość klasyków - DJ Premier. Z tej okazji postanowiłem sięgnąć pamięcią wstecz i przypomnieć sobie moje pierwsze zetknięcie z twórczością Preemo... A było to nieśmiertelne "Mass Appeal" Gang Starr.

Na poczatku był beat. Czy są w ogóle tacy, którzy go nie kojarzą? Podkład należy do rzadkiej grupy tych, którzy biorą słuchacza we władanie już od pierwszego taktu - plus stanowi koronny dowód geniuszu Preemo w doborze sampli i kwintesencję jego stylu. Na ciężkie drumsy "pożyczone" od EPMD Premier rzucił odpowiednio zmanipulowany sampelek utworu "Horizon Drive" gitarzysty jazzowego Vica Jurisa (Preem wyciął z tego utworu dosłownie kilkusekundowy fragment - 3.29-3.32 - jak on to wyłapał?!) dodał też hook w postaci skreczy i słynnego cytatu zespołu Da Youngsta's - "Money's growin like grass with the mass appeal". Z tych kilku elementów powstał sztos, przy którym nie sposób nie ruszać głową. 

Na tak przygotowany beat jak ulał wpasował się świętej pamięci Keith Elam a.k.a. Gifted Unlimited Rhymes Universal. "Mass Appeal" pokazuje, że Guru i Preem byli połączeniem idealnym. Na "Mass Appeal" Guru zmienia się w chłodnego, wyrachowanego lirycznego mordercę, bez litości strzelającego pociskami w stronę wack MC's i pozerów ścigających tytułową popularność za cenę artystycznego "sprzedania się". Zresztą, on sam określa to najlepiej: Just like the seashore I'm calm/But wild, with my montone style/Because I don't need gimmicks/Give my a fly beat and I'm all in it. Święta prawda - i dlatego właśnie Gang Starr to klasyka gatunku. R.I.P. Guru, szkoda, że już Ciebie z nami nie ma...

W wywiadzie z magazynem Complex Preemo ujawnił, że "Mass Appeal" powstał jako żart, polewka z ówczesnego radiowego brzmienia... Jednak track, o ironio, jednym z największych hitów duetu - na liście Hot 100 Billboardu zajął 67. miejsce, a na liście R&B - 42. Album "Hard to Earn", na którym znalazł się singiel, zajął 2. miejsce na zestawieniu Top R&B/Hip-Hop Albums.

Track ten jest na tyle wpływowy, że jeden z najważniejszych raperów wszechczasów - Nas - na jego cześć nazwał tak swój założony w 2014 roku (pod egidą firmy medialnej... Mass Appeal) label, w którym albumy wydają m.in. Run the Jewels, DJ Shadow, Black Milk i Dave East. "Mass Appeal" pojawił się także na ścieżce dźwiękowej do czwartej części gry "Tony Hawk's Pro Skater" - to właśnie tam usłyszałem go po raz pierwszy.

Krótko - ten track to po prostu ESENCJA. Platynowy wzór samplowanego brzmienia, idealna symbioza MC i beatu. To utwór, który każdy fan powinien znać na pamięć. Mam nadzieję, że usłyszymy go na imprezach, które rozkręci Preemo w stolicy i na (Z)Dolnym Śląsku... Jedno jest pewne - będzie się działo. Obecność obowiązkowa!

]]>
Sinister "I Won't Forget You G" (Diggin In The Videos #361)https://popkiller.kingapp.pl/2018-08-17,sinister-i-wont-forget-you-g-diggin-in-the-videos-361https://popkiller.kingapp.pl/2018-08-17,sinister-i-wont-forget-you-g-diggin-in-the-videos-361August 17, 2018, 1:19 pmPaweł ZetW rapowym świecie czasami zdarza się tak, że po wielu latach wypływają różne nigdy niepublikowane/rzadkie kawałki lub teledyski. Tym razem jeden z kolekcjonerów wrzucił na serwis Youtube jedyny klip rapera Sinister, "I Won't Forget You G". Numer ten pochodzi z debiutanckiego, wydanego w 1994 roku albumu "Mobbin 4 Life". Dla fanów g-funku, ale pewnie nie tylko, jest to na pewno gratka.Teledysk idealnie oddaje klimat kawałka, jak i ulic Los Angeles lat dziewięćdziesiątych. Zabójstwa, pogrzeby, rodzina i bliscy w żałobie oraz wspominanie zmarłych ziomków z ulicy.Sinister, czyli Timothy Waybe Johnson, pochodził z South Central w Los Angeles i był członkiem gangu 89th Street Family Swan Bloods. Jego pierwszy i jak się okazało jedyny album, wyszedł, gdy raper siedział w więzieniu. Z powodu słabej sprzedaży i promocji płyty musiał odejść z Interscope Records. Po wyjściu z więzienia w 2004 roku planował wydać drugi album, ale niestety nic z tego nie wyszło. W sieci można jedynie znaleźć kompilację z różnymi kawałkami nagranymi przez Sinistera i ekipę The Mobsters.OG Sinister zginął w 2007 roku po tym jak został zastrzelony wracając z imprezy u znajomych. Został trafiony wiele razy. W rapowym świecie czasami zdarza się tak, że po wielu latach wypływają różne nigdy niepublikowane/rzadkie kawałki lub teledyski. Tym razem jeden z kolekcjonerów wrzucił na serwis Youtube jedyny klip rapera Sinister, "I Won't Forget You G". Numer ten pochodzi z debiutanckiego, wydanego w 1994 roku albumu "Mobbin 4 Life". Dla fanów g-funku, ale pewnie nie tylko, jest to na pewno gratka.

Teledysk idealnie oddaje klimat kawałka, jak i ulic Los Angeles lat dziewięćdziesiątych. Zabójstwa, pogrzeby, rodzina i bliscy w żałobie oraz wspominanie zmarłych ziomków z ulicy.

Sinister, czyli Timothy Waybe Johnson, pochodził z South Central w Los Angeles i był członkiem gangu 89th Street Family Swan Bloods. Jego pierwszy i jak się okazało jedyny album, wyszedł, gdy raper siedział w więzieniu. Z powodu słabej sprzedaży i promocji płyty musiał odejść z Interscope Records. Po wyjściu z więzienia w 2004 roku planował wydać drugi album, ale niestety nic z tego nie wyszło. W sieci można jedynie znaleźć kompilację z różnymi kawałkami nagranymi przez Sinistera i ekipę The Mobsters.

OG Sinister zginął w 2007 roku po tym jak został zastrzelony wracając z imprezy u znajomych. Został trafiony wiele razy. 

]]>
Speech "Like Marvin Gaye Said (What's Goin' On)" (Diggin In The Videos #359)https://popkiller.kingapp.pl/2017-10-29,speech-like-marvin-gaye-said-whats-goin-on-diggin-in-the-videos-359https://popkiller.kingapp.pl/2017-10-29,speech-like-marvin-gaye-said-whats-goin-on-diggin-in-the-videos-359October 29, 2017, 2:16 pmMarcin NataliKilka dni temu wspominaliśmy drugą płytę Arrested Development "Zingalamaduni", a wczoraj przybliżyliśmy Wam debiutancki krążek zespołu w naszym Klasyku na Weekend. Z okazji dzisiejszego koncertu AD w Warszawie (już za 5 godzin!) - postanowiłem zatrzymać się na chwilę przy głównym singlu promującym pierwszy solowy krążek Speecha z 1996 roku, zatytułowany po prostu "Speech".Zanim jednak w styczniu 1996 r. do sklepów trafił wspomniany album, w listopadzie 1995 r. światło dzienne ujrzał singiel "Like Marvin Gaye Said (What's Going On)" - pełen soulu numer w oryginalny sposób nawiązujący do klasycznego nagrania Marvina Gaye'a z roku 1970 "What's Going On" i stanowiący esencję unikalnego stylu lidera AD. Miał zarazem w sobie coś na tyle magicznego, że spędził aż 7 tygodni na pierwszym miejscu listy sprzedaży w... Japonii.Gdzie? Jak to? Ano tak - był to zresztą dopiero początek zaskakującego pasma solowych sukcesów Speecha na rynku japońskim. Amerykański mainstream w tamtym czasie przechodził ogromne zmiany, na listach królowało już Death Row, a alternatywa, którą oferował założyciel Arrested, niestety nie pozwoliła mu wrócić na szczyt w rodzinnych stronach - pomimo wciąż wysokiej jakości wypuszczanych nagrań.A szkoda, bo "Like Marvin Gaye Said" to moim zdaniem numer bezbłędny, w przepiękny sposób wykorzystujący wokal Księcia Motown Marvina, a zarazem nie opierający całej swojej siły na wokalnym samplu. To ciepła, organiczna produkcja Speecha, oparta na żywych instrumentach i niesiona jego melodyjnym wokalem, w połączeniu z zaangażowanym tekstem, mierzącym się ze współczesnymi problemami świata, stanowi o sile utworu.A tutaj nasz videowywiad ze Speechem z 2012 roku:Kilka dni temu wspominaliśmy drugą płytę Arrested Development "Zingalamaduni", a wczoraj przybliżyliśmy Wam debiutancki krążek zespołu w naszym Klasyku na Weekend. Z okazji dzisiejszego koncertu AD w Warszawie (już za 5 godzin!) - postanowiłem zatrzymać się na chwilę przy głównym singlu promującym pierwszy solowy krążek Speecha z 1996 roku, zatytułowany po prostu "Speech".

Zanim jednak w styczniu 1996 r. do sklepów trafił wspomniany album, w listopadzie 1995 r. światło dzienne ujrzał singiel "Like Marvin Gaye Said (What's Going On)" - pełen soulu numer w oryginalny sposób nawiązujący do klasycznego nagrania Marvina Gaye'a z roku 1970 "What's Going On" i stanowiący esencję unikalnego stylu lidera AD. Miał zarazem w sobie coś na tyle magicznego, że spędził aż 7 tygodni na pierwszym miejscu listy sprzedaży w... Japonii.

Gdzie? Jak to? Ano tak - był to zresztą dopiero początek zaskakującego pasma solowych sukcesów Speecha na rynku japońskim. Amerykański mainstream w tamtym czasie przechodził ogromne zmiany, na listach królowało już Death Row, a alternatywa, którą oferował założyciel Arrested, niestety nie pozwoliła mu wrócić na szczyt w rodzinnych stronach - pomimo wciąż wysokiej jakości wypuszczanych nagrań.

A szkoda, bo "Like Marvin Gaye Said" to moim zdaniem numer bezbłędny, w przepiękny sposób wykorzystujący wokal Księcia Motown Marvina, a zarazem nie opierający całej swojej siły na wokalnym samplu. To ciepła, organiczna produkcja Speecha, oparta na żywych instrumentach i niesiona jego melodyjnym wokalem, w połączeniu z zaangażowanym tekstem, mierzącym się ze współczesnymi problemami świata, stanowi o sile utworu.

A tutaj nasz videowywiad ze Speechem z 2012 roku:

]]>
Mobb Deep "Peer Pressure" (prod. DJ Premier) (Diggin In The Videos #358)https://popkiller.kingapp.pl/2017-06-29,mobb-deep-peer-pressure-prod-dj-premier-diggin-in-the-videos-358https://popkiller.kingapp.pl/2017-06-29,mobb-deep-peer-pressure-prod-dj-premier-diggin-in-the-videos-358June 30, 2017, 7:58 amMarcin NataliNa długo zanim Prodigy i Havoc wzięli szturmem nowojorską scenę i ulicę, atakując nieśmiertelnymi singlami "Shook Ones Pt. II" i "Surival of the Fittest" oraz drugim albumem w swoim dorobku "The Infamous", Hav i P zdążyli już zaliczyć skromny debiut, kiepską sprzedaż "Juvenile Hell" i będące jej skutkiem rozstanie z wytwórnią 4th & Broadway. Jak opowiadali zresztą w naszym pierwszym wywiadzie, album ten był dla nich swoistą bazą treningową, pierwszym poważnym testem i okazją do sprawdzenia się oraz szlifowania swoich - już wtedy niemałych jednak - umiejętności.Pod koniec września 1992 roku światło dzienne ujrzał debiutancki singiel Mobb Deep "Peer Pressure", wyprodukowany przez samego DJ'a Premiera. Utwór, nagrany przez dwóch nastoletnich MC's z nowojorskiego Queens, opowiadał o presji otoczenia, dorastaniu na pełnej przemocy i zepsucia ulicy oraz łatwości, z jaką można zejść na złą drogę - drogę, z której nie ma powrotu.I used to dream, of bein a architectEasier said than done, believe me it's hard to getOut of the projects, without forgettin where you came fromMy parents told me from day oneFinish school and avoid all obstaclesBut my environment, makes it so impossibleGetto Queensbridge to w relacji P i Havoca miejsce pełne pokus i pułapek, które ściąga Cię na dół i bezlitośnie zabija marzenia. Powyższe wersy Prodigy'ego z drugiej zwrotki idealnie obrazują tę sytuację, podkreślając zarazem, że P od małego miał w swoim życiu też dobre wzorce, myślał poza schematami (pragnął zostać architektem) i jak mało kto potrafił przedstawić problemy, z którymi zmagali się jego rówieśnicy, dorastający w podobnych warunkach. Druga zwrotka P w "Peer Pressure", zamykająca zarazem numer, to klasyczny uliczny storytelling, stanowiący zarazem przestrogę przed wpadnięciem w złe towarzystwo i zejściem na złą ścieżkę. Utwór nagrany z Preemo opatrzony został też prostym, acz niesamowicie klimatycznym teledyskiem, nakręconym wśród bloków i rodzimych podwórek obu MC's.Na długo zanim Prodigy i Havoc wzięli szturmem nowojorską scenę i ulicę, atakując nieśmiertelnymi singlami "Shook Ones Pt. II" i "Surival of the Fittest" oraz drugim albumem w swoim dorobku "The Infamous", Hav i P zdążyli już zaliczyć skromny debiut, kiepską sprzedaż "Juvenile Hell" i będące jej skutkiem rozstanie z wytwórnią 4th & Broadway. Jak opowiadali zresztą w naszym pierwszym wywiadzie, album ten był dla nich swoistą bazą treningową, pierwszym poważnym testem i okazją do sprawdzenia się oraz szlifowania swoich - już wtedy niemałych jednak - umiejętności.

Pod koniec września 1992 roku światło dzienne ujrzał debiutancki singiel Mobb Deep "Peer Pressure", wyprodukowany przez samego DJ'a Premiera. Utwór, nagrany przez dwóch nastoletnich MC's z nowojorskiego Queens, opowiadał o presji otoczenia, dorastaniu na pełnej przemocy i zepsucia ulicy oraz łatwości, z jaką można zejść na złą drogę - drogę, z której nie ma powrotu.

I used to dream, of bein a architect
Easier said than done, believe me it's hard to get
Out of the projects, without forgettin where you came from
My parents told me from day one
Finish school and avoid all obstacles
But my environment, makes it so impossible

Getto Queensbridge to w relacji P i Havoca miejsce pełne pokus i pułapek, które ściąga Cię na dół i bezlitośnie zabija marzenia. Powyższe wersy Prodigy'ego z drugiej zwrotki idealnie obrazują tę sytuację, podkreślając zarazem, że P od małego miał w swoim życiu też dobre wzorce, myślał poza schematami (pragnął zostać architektem) i jak mało kto potrafił przedstawić problemy, z którymi zmagali się jego rówieśnicy, dorastający w podobnych warunkach.

Druga zwrotka P w "Peer Pressure", zamykająca zarazem numer, to klasyczny uliczny storytelling, stanowiący zarazem przestrogę przed wpadnięciem w złe towarzystwo i zejściem na złą ścieżkę. Utwór nagrany z Preemo opatrzony został też prostym, acz niesamowicie klimatycznym teledyskiem, nakręconym wśród bloków i rodzimych podwórek obu MC's.

]]>
Prodigy i Sean Price freestyle'ują w Boiler Roomie (Diggin' In The Videos #357)https://popkiller.kingapp.pl/2017-06-21,prodigy-i-sean-price-freestyleuja-w-boiler-roomie-diggin-in-the-videos-357https://popkiller.kingapp.pl/2017-06-21,prodigy-i-sean-price-freestyleuja-w-boiler-roomie-diggin-in-the-videos-357June 21, 2017, 11:11 amAdmin stronyZarówno Prodigy jak Sean Price to raperzy stanowiący wręcz definicję tego, czym jest hip-hop z NY. Bystre obserwatorskie oko, kąśliwy język i stopy twardo stąpające po nowojorskim bruku... Ich wspólny freestyle nagrany w 2013 roku w Boiler Roomie zyskał wczoraj niesamowitą wartość...Klasyczne bity i klimatyczna przewijka live od dwóch legend, których już z nami nie ma i których nie da się podrobić. Posłuchajmy więc ich cyphera sprzed 4 lat...***Sprawdź też:Prodigy z Mobb Deep nie żyjeMobb Deep "Smokingami czy miliardem dolców nie zmienisz tego, co mamy w głowach" - videowywiadMobb Deep "Chcieliśmy, żeby marka Mobb Deep była wszędzie" - videowywiadMobb Deep "The Infamous" (Klasyk Na Weekend)Mobb Deep w Katowicach - relacja i zdjęciaMobb Deep w Warszawie - fotorelacja z koncertu i wywiaduAlchemist feat. Prodigy, Illa Ghee, Nina Sky "Hold You Down" (Diggin' In The Videos #304)Sean Price - wspomnienieSean Price - nadchodzi pośmiertny album od Duck Down![[{"fid":"39563","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"type":"media","attributes":{"alt":"Prodigy and Sean Price Cypher - Boiler Room Rap Life NY","height":323,"width":430,"class":"media-element file-default"},"link_text":null}]]Zarówno Prodigy jak Sean Price to raperzy stanowiący wręcz definicję tego, czym jest hip-hop z NY. Bystre obserwatorskie oko, kąśliwy język i stopy twardo stąpające po nowojorskim bruku... Ich wspólny freestyle nagrany w 2013 roku w Boiler Roomie zyskał wczoraj niesamowitą wartość...

Klasyczne bity i klimatyczna przewijka live od dwóch legend, których już z nami nie ma i których nie da się podrobić. Posłuchajmy więc ich cyphera sprzed 4 lat...

***

Sprawdź też:

Prodigy z Mobb Deep nie żyje

Mobb Deep "Smokingami czy miliardem dolców nie zmienisz tego, co mamy w głowach" - videowywiad

Mobb Deep "Chcieliśmy, żeby marka Mobb Deep była wszędzie" - videowywiad

Mobb Deep "The Infamous" (Klasyk Na Weekend)

Mobb Deep w Katowicach - relacja i zdjęcia

Mobb Deep w Warszawie - fotorelacja z koncertu i wywiadu

Alchemist feat. Prodigy, Illa Ghee, Nina Sky "Hold You Down" (Diggin' In The Videos #304)

Sean Price - wspomnienie

Sean Price - nadchodzi pośmiertny album od Duck Down!

[[{"fid":"39563","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"type":"media","attributes":{"alt":"Prodigy and Sean Price Cypher - Boiler Room Rap Life NY","height":323,"width":430,"class":"media-element file-default"},"link_text":null}]]

]]>
The Four Owls "Think Twice" prod. Dj Premier (Diggin in the Videos #356)https://popkiller.kingapp.pl/2017-05-15,the-four-owls-think-twice-prod-dj-premier-diggin-in-the-videos-356https://popkiller.kingapp.pl/2017-05-15,the-four-owls-think-twice-prod-dj-premier-diggin-in-the-videos-356May 15, 2017, 3:46 pmPiotr SosienkoThe Four Owls to czterech pierzastych braci trzymających swoje mikrofony swoimi szponami. I nie jest to tylko opis tego, co sami o sobie mówią. Teksty Fliptrix, Verb T, BVA MC i Leaf Dog maja ostre zacięcie. Pierwszy album jako grupa wydali w 2011 roku i już wtedy było wiadome, że na pewno jeszcze o nich usłyszymy. Album został wydany także na płytach winylowych, najpierw w nakładzie 300 sztuk, a kolejna reedycja miała 500 sztuk. Przez co teraz jest dość drogi i raczej ciężko go dostać. Łatwo zgadnąć po akcencie, że pochodzą z Londynu, to tam nagrali swój pierwszy album i tam założyli później wytwórnie High Focus.Po udanym debiucie zaczęli nagrywać sporo solowych projektów, by znowu wrócić w 2015 roku wypuszczając świetny album "Natural Order", który promował między innymi singiel na bicie Premiera. "Think Twice" był drugim singlem, który jako jedyny doczekał się fizyka w postaci płyty winylowej.Został nagrany poza Londynem - oczywiście w Nowym Jorku. Sampel pochodzi z utworu "Obie Trice - The Set Up". W tym momencie Sowy są w trasie, a po niej znowu wchodzą do studia i nagrywają nowy album jako grupa. Artykuł napisany w 10 minut, bardziej jako zajawka, bo od ponad 20 minut katuję kawałek w kółko. Przed państwem: The Four Owls - Think Twice!The Four Owls to czterech pierzastych braci trzymających swoje mikrofony swoimi szponami. I nie jest to tylko opis tego, co sami o sobie mówią. Teksty Fliptrix, Verb T, BVA MC i Leaf Dog maja ostre zacięcie. Pierwszy album jako grupa wydali w 2011 roku i już wtedy było wiadome, że na pewno jeszcze o nich usłyszymy. Album został wydany także na płytach winylowych, najpierw w nakładzie 300 sztuk, a kolejna reedycja miała 500 sztuk. Przez co teraz jest dość drogi i raczej ciężko go dostać. Łatwo zgadnąć po akcencie, że pochodzą z Londynu, to tam nagrali swój pierwszy album i tam założyli później wytwórnie High Focus.

Po udanym debiucie zaczęli nagrywać sporo solowych projektów, by znowu wrócić w 2015 roku wypuszczając świetny album "Natural Order", który promował między innymi singiel na bicie Premiera. "Think Twice" był drugim singlem, który jako jedyny doczekał się fizyka w postaci płyty winylowej.

Został nagrany poza Londynem - oczywiście w Nowym Jorku. Sampel pochodzi z utworu "Obie Trice - The Set Up". W tym momencie Sowy są w trasie, a po niej znowu wchodzą do studia i nagrywają nowy album jako grupa. Artykuł napisany w 10 minut, bardziej jako zajawka, bo od ponad 20 minut katuję kawałek w kółko. Przed państwem: The Four Owls - Think Twice!

]]>
Granite State "Darker than Blue" (Diggin in the Videos #355)https://popkiller.kingapp.pl/2017-03-04,granite-state-darker-than-blue-diggin-in-the-videos-355https://popkiller.kingapp.pl/2017-03-04,granite-state-darker-than-blue-diggin-in-the-videos-355March 3, 2017, 7:22 pmPiotr SosienkoGdzieś daleko na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych jest mały, zimny stan o nazwie New Hampshire. To własnie tam wieloletni przyjaciele Bugout i Doug postanowili zmienić trochę spojrzenie na rapową scenę na końcu Ameryki, a raczej prawie jej brak. Stworzyli duet Granite State, wydając trzy albumy.Darker than Blue to singiel, który promował ich debiut "The Breaking Point". I trzeba przyznać, że był to swego rodzaju przełomowy moment dla kariery chłopaków. Album zyskał wielkie uznanie wśród lokalnych fanów - ale nie tylko. Po premierze krążka zaczęli koncertować na wschodnim wybrzeżu grając najważniejsze supporty, dzieląc scenę m.in. z Method Manem, Royce'em da 5'9, Devinem the Dude'em czy duetem 7L & Esoteric. Tytułowy singiel to mieszkanka dwóch rożnych osobowości na bicie na samplu utworu Curtisa Mayfielda "We People Who Are Darker Than Blue". Dlaczego chciałem napisać o tym teledysku? Jest to świetna video-pocztówka z tamtej części Stanów - taka odskocznia od plaży Long Beach, czy brudnego Nowego Jorku.W 2009 roku ukazał się drugi album chłopaków "The RE:Public", który trafił do większej ilości osób, między innymi dzięki promocji Statika Selektah, ale również dzięki gościnnemu udziałowi Evidence w tracku "One Shot". Jednak przede wszystkim dzięki uporowi raperów, licznym koncertom i tym, że pojawili się na wielu mixtejpach. Rok temu wydali swój ostatni album, jednak było to zrobione bardziej z sentymentu, bo nad "A Tribe Called 30" pracowali kilka lat, na albumie jest wiele odwołań do wcześniejszej twórczości - nawet na okładce. Tym dwóm panom na pewno nie można odmówić zajawki - sprawdźcie, jak kipi ona w teledysku "Darker than Blue".Gdzieś daleko na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych jest mały, zimny stan o nazwie New Hampshire. To własnie tam wieloletni przyjaciele Bugout i Doug postanowili zmienić trochę spojrzenie na rapową scenę na końcu Ameryki, a raczej prawie jej brak. Stworzyli duet Granite State, wydając trzy albumy.

Darker than Blue to singiel, który promował ich debiut "The Breaking Point". I trzeba przyznać, że był to swego rodzaju przełomowy moment dla kariery chłopaków. Album zyskał wielkie uznanie wśród lokalnych fanów - ale nie tylko. Po premierze krążka zaczęli koncertować na wschodnim wybrzeżu grając najważniejsze supporty, dzieląc scenę m.in. z Method Manem, Royce'em da 5'9, Devinem the Dude'em czy duetem 7L & Esoteric. Tytułowy singiel to mieszkanka dwóch rożnych osobowości na bicie na samplu utworu Curtisa Mayfielda "We People Who Are Darker Than Blue". Dlaczego chciałem napisać o tym teledysku? Jest to świetna video-pocztówka z tamtej części Stanów - taka odskocznia od plaży Long Beach, czy brudnego Nowego Jorku.

W 2009 roku ukazał się drugi album chłopaków "The RE:Public", który trafił do większej ilości osób, między innymi dzięki promocji Statika Selektah, ale również dzięki gościnnemu udziałowi Evidence w tracku "One Shot". Jednak przede wszystkim dzięki uporowi raperów, licznym koncertom i tym, że pojawili się na wielu mixtejpach. Rok temu wydali swój ostatni album, jednak było to zrobione bardziej z sentymentu, bo nad "A Tribe Called 30" pracowali kilka lat, na albumie jest wiele odwołań do wcześniejszej twórczości - nawet na okładce. Tym dwóm panom na pewno nie można odmówić zajawki - sprawdźcie, jak kipi ona w teledysku "Darker than Blue".

]]>
1200 Techniques "Karma" (Diggin in the Videos #354/Czarodzieje z Oz #13)https://popkiller.kingapp.pl/2017-02-23,1200-techniques-karma-diggin-in-the-videos-354czarodzieje-z-oz-13https://popkiller.kingapp.pl/2017-02-23,1200-techniques-karma-diggin-in-the-videos-354czarodzieje-z-oz-13February 23, 2017, 4:10 pmMaciej WojszkunWitamy w kolejnym spotkaniu z australijskim rapem - kontynuujmy rozpoczęty przez Piotrka temat australijskich rapowych evergreenów... Jeśli jest kawałek - a tym bardziej teledysk - który można zaliczyć do takiego panteonu klasyków australijskiego rapu, to jest nim bez wątpienia krótka rozprawa o życiu w wykonaniu tria 1200 Techniques. Oto "Karma".Dzisiaj już skład nieco mniej znany, acz bez wątpienia ważny, pionierski wręcz - jego członkowie na własne oczy widzieli początki i kształtowanie się hip-hopu w Melbourne... 1200 Techniques to trio DJ Peril, jego brat - gitarzysta Kemstar oraz raper N'fa Jones. Panowie stworzyli jeden z najbardziej wyrazistych składów na ówczesnej scenie, swobodnie mieszając rap z rockiem, funkiem, bluesem czy nawet oldschoolowym electro... 1200 technik, 1200 styli, 1200 odcieni hip-hopu.(Poznajcie się - na zdjęciu u góry, od lewej: DJ Peril, N'fa Jones, Kemstar)"Karma" to dobra definicja crossoverowego brzmienia Techników. Beat oparty na soulowym samplu ("Brother Louie" Hot Chocolate - hicior lat 70., nasz rodzimy producent Kixnare również na jego bazie wysmażył sztosik "Na Ten Sam Temat" z kultowej "Niewidzialnej Nerki"), plus potężne bębny, melodyjne flow N'fa Jonesa, i jako wisienka na torcie - genialna bluesowe zagrywki Kemstara na gitarze - to wszystko składa się na kawałek, który i dziś brzmi świeżo.Dodajmy jeden z najlepszych wideoklipów w australijskim rapie. Zgrabnie ilustrujący problem zawarty w tytule kawałka (#KarmaIsABitch), na owe czasy (2002 rok) teledysk "Karma" był po prostu przełomowy - żadna ekipa nie mogła pochwalić się tak pomysłowym i błyskotliwie zrealizowanym (sprawnie łączącym animację 2D i 3D oraz... teatr kukiełkowy) klipem. Sprawdźcie poniżej. (Przeszukując sieć, znalazłem nawet... materiał preparacyjny dla wykładowcy, pod tytułem "Karma - badanie etyki na podstawie teledysku 1200 Techniques... Do przeczytania - po angielsku - pod tym linkiem)Zarówno singiel, jak i promowany przezeń album "Choose One" odniosły ogromny sukces. Utwór otrzymał nawet nagrodę ARIA (Australian Recording Industry Association) w kategorii "Najlepsze wydawnictwo niezależne". Podobnie drugi album grupy, "Consistency Theory" (z gościnnym udziałem m.in. Rashaada Haughtona, brata ś.p. Aaliyah, Krondona ze Strong Arm Steady, Rodneya P i Motion Mana), również cieszył się niezłymi wynikami. Jednak w 2005 roku drogi panów Techników się rozeszły, każdy z muzyków skupił się na karierze solowej. Comeback nastąpił dopiero niemal dekadę później - w 2015 roku 1200 Techniques wydali EPkę słusznie nazwaną "Time Has Come"... Wszystkim fanom mocnego, przekraczającego granice gatunków brzmienia gorąco polecam sprawdzenie twórczości 1200 Techniques - warto. Na zachętę - pod spodem znajdziecie kilka singli grupy...Więcej o o samym kawałku i teledysku "Karma" - jak również co nieco o historii 1200 Techniques i australijskiego rapu w ogóle - poczytacie już w niedzielę - udało mi się bowiem przeprowadzić wywiad z frontmanem 1200 Techniques, N'fa Jonesem! Stay tuned!Witamy w kolejnym spotkaniu z australijskim rapem - kontynuujmy rozpoczęty przez Piotrka temat australijskich rapowych evergreenów... Jeśli jest kawałek - a tym bardziej teledysk - który można zaliczyć do takiego panteonu klasyków australijskiego rapu, to jest nim bez wątpienia krótka rozprawa o życiu w wykonaniu tria 1200 Techniques. Oto "Karma".

Dzisiaj już skład nieco mniej znany, acz bez wątpienia ważny, pionierski wręcz - jego członkowie na własne oczy widzieli początki i kształtowanie się hip-hopu w Melbourne... 1200 Techniques to trio DJ Peril, jego brat - gitarzysta Kemstar oraz raper N'fa Jones. Panowie stworzyli jeden z najbardziej wyrazistych składów na ówczesnej scenie, swobodnie mieszając rap z rockiem, funkiem, bluesem czy nawet oldschoolowym electro... 1200 technik, 1200 styli, 1200 odcieni hip-hopu.

(Poznajcie się - na zdjęciu u góry, od lewej: DJ Peril, N'fa Jones, Kemstar)

"Karma" to dobra definicja crossoverowego brzmienia Techników. Beat oparty na soulowym samplu ("Brother Louie" Hot Chocolate - hicior lat 70., nasz rodzimy producent Kixnare również na jego bazie wysmażył sztosik "Na Ten Sam Temat" z kultowej "Niewidzialnej Nerki"), plus potężne bębny, melodyjne flow N'fa Jonesa, i jako wisienka na torcie - genialna bluesowe zagrywki Kemstara na gitarze - to wszystko składa się na kawałek, który i dziś brzmi świeżo.

Dodajmy jeden z najlepszych wideoklipów w australijskim rapie. Zgrabnie ilustrujący problem zawarty w tytule kawałka (#KarmaIsABitch), na owe czasy (2002 rok) teledysk "Karma" był po prostu przełomowy - żadna ekipa nie mogła pochwalić się tak pomysłowym i błyskotliwie zrealizowanym (sprawnie łączącym animację 2D i 3D oraz... teatr kukiełkowy) klipem. Sprawdźcie poniżej. 

(Przeszukując sieć, znalazłem nawet... materiał preparacyjny dla wykładowcy, pod tytułem "Karma - badanie etyki na podstawie teledysku 1200 Techniques... Do przeczytania - po angielsku - pod tym linkiem)

Zarówno singiel, jak i promowany przezeń album "Choose One" odniosły ogromny sukces. Utwór otrzymał nawet nagrodę ARIA (Australian Recording Industry Association) w kategorii "Najlepsze wydawnictwo niezależne". Podobnie drugi album grupy, "Consistency Theory" (z gościnnym udziałem m.in. Rashaada Haughtona, brata ś.p. Aaliyah, Krondona ze Strong Arm Steady, Rodneya P i Motion Mana), również cieszył się niezłymi wynikami. Jednak w 2005 roku drogi panów Techników się rozeszły, każdy z muzyków skupił się na karierze solowej. Comeback nastąpił dopiero niemal dekadę później - w 2015 roku 1200 Techniques wydali EPkę słusznie nazwaną "Time Has Come"... 

Wszystkim fanom mocnego, przekraczającego granice gatunków brzmienia gorąco polecam sprawdzenie twórczości 1200 Techniques - warto. Na zachętę - pod spodem znajdziecie kilka singli grupy...

Więcej o o samym kawałku i teledysku "Karma" - jak również co nieco o historii 1200 Techniques i australijskiego rapu w ogóle - poczytacie już w niedzielę - udało mi się bowiem przeprowadzić wywiad z frontmanem 1200 Techniques, N'fa Jonesem! Stay tuned!

]]>
Apathy "The Grand Leveler" (Diggin in the Videos #353)https://popkiller.kingapp.pl/2017-02-21,apathy-the-grand-leveler-diggin-in-the-videos-353https://popkiller.kingapp.pl/2017-02-21,apathy-the-grand-leveler-diggin-in-the-videos-353February 21, 2017, 10:21 amPiotr SosienkoCo prawda nie minęło dużo czasu od premiery "Connecticut Casual", jednak odkąd Apathy wypuścił singiel "The Grand Leveler", minęły już prawie trzy lata. A jaki jest to singiel? Potężny! Przede wszystkim w ucho wpada beat, który zrobił Smoke The World. Tematyka jest również arcyciekawa, wprowadzająca słuchacza w tajemniczy świat wolnomularstwa...Apathy sam należy on do wolnej masonerii trzeciego stopnia, Scottish Rite i York Rite. Nim ktokolwiek coś napisze, że promujemy jakiś iluminatów, cyklistów i komunistów, to zachęcam do tego, by bliżej zbadać temat, jakim są "tajne organizacje". Zwróćcie uwagę na"tajne" w cudzysłowiu - kiedyś może i takie były, jednak teraz nie ma w nic niczego tajemniczego. Jeśli tylko bardzo się chce, to można śmiało wstąpić do jakiejś loży i zgłębiać wiedzę razem z innymi członkami, bo o to w tym chodzi. Co prawda są jakieś wymagania członkowskie, ale to już sami sobie poszukacie. Mogę polecić książkę "Freemasons for Dummies" napisaną przez Christophera Hodapp, albo poczytać coś na stronie phoenixmasonry.com.Sam teledysk jest zrobiony naprawdę solidnie. Reel Wolf Productions raczej byli mi wcześniej znani z tego, że ich teledyski nie były niczym oryginalnym, tutaj jednak bylem zaskoczony. W samym klipie mamy mnóstwo odwołań do masońskiej symboliki, jak i pewne zwyczaje. A tekstowo? Ap zapodaje groteskowe niekiedy bragga, tak samo kipiące od nawiązań do wierzeń wolnomularzy... Kiedyś na reddit.com Apathy poprowadził AMA, gdzie napisał wprost, że ten kawałek jest o tym, że nie powinniśmy być w szoku, że istnieją takie organizacje. Należy to po prostu przyjąć do wiadomości i z tym żyć, ze nie wszystko jest nam dane wiedzieć.W każdym razie, warto sprawdzić singiel, płytę, jak i zagłębić się w tematykę poruszaną tutaj przez Apathy'ego.The Grand Leveler...The Grand Leveler...The Grand Leveler...Co prawda nie minęło dużo czasu od premiery "Connecticut Casual", jednak odkąd Apathy wypuścił singiel "The Grand Leveler", minęły już prawie trzy lata. A jaki jest to singiel? Potężny! Przede wszystkim w ucho wpada beat, który zrobił Smoke The World. Tematyka jest również arcyciekawa, wprowadzająca słuchacza w tajemniczy świat wolnomularstwa...

Apathy sam należy on do wolnej masonerii trzeciego stopnia, Scottish Rite i York Rite. Nim ktokolwiek coś napisze, że promujemy jakiś iluminatów, cyklistów i komunistów, to zachęcam do tego, by bliżej zbadać temat, jakim są "tajne organizacje". Zwróćcie uwagę na"tajne" w cudzysłowiu - kiedyś może i takie były, jednak teraz nie ma w nic niczego tajemniczego. Jeśli tylko bardzo się chce, to można śmiało wstąpić do jakiejś loży i zgłębiać wiedzę razem z innymi członkami, bo o to w tym chodzi. Co prawda są jakieś wymagania członkowskie, ale to już sami sobie poszukacie. Mogę polecić książkę "Freemasons for Dummies" napisaną przez Christophera Hodapp, albo poczytać coś na stronie phoenixmasonry.com.

Sam teledysk jest zrobiony naprawdę solidnie. Reel Wolf Productions raczej byli mi wcześniej znani z tego, że ich teledyski nie były niczym oryginalnym, tutaj jednak bylem zaskoczony. W samym klipie mamy mnóstwo odwołań do masońskiej symboliki, jak i pewne zwyczaje. A tekstowo? Ap zapodaje groteskowe niekiedy bragga, tak samo kipiące od nawiązań do wierzeń wolnomularzy...  Kiedyś na reddit.com Apathy poprowadził AMA, gdzie napisał wprost, że ten kawałek jest o tym, że nie powinniśmy być w szoku, że istnieją takie organizacje. Należy to po prostu przyjąć do wiadomości i z tym żyć, ze nie wszystko jest nam dane wiedzieć.
W każdym razie, warto sprawdzić singiel, płytę, jak i zagłębić się w tematykę poruszaną tutaj przez Apathy'ego.

The Grand Leveler...
The Grand Leveler...
The Grand Leveler...

]]>
A Tribe Called Quest feat. Leaders of the New School "Scenario" (Diggin in the Videos #352)https://popkiller.kingapp.pl/2016-09-28,a-tribe-called-quest-feat-leaders-of-the-new-school-scenario-diggin-in-the-videos-352https://popkiller.kingapp.pl/2016-09-28,a-tribe-called-quest-feat-leaders-of-the-new-school-scenario-diggin-in-the-videos-352September 28, 2016, 2:46 pmMaciej WojszkunTygodnia z Bustą Rhymesem nie można zacząć inaczej, niż powrotem do utworu uważanego przez wielu za jeden z najlepszych i najważniejszych posse cutów w historii. Here we go, yo, here we go, yo - so what' so what, so what's the scenario? Któż nie zna tej frazy? Proponuję, aby scenariuszem na dziś to wrzucenie na głośniki tego ultrasztosu - i poczytanie co nieco o jego historii..."Scenario" jest jednym z dwóch utworów, które oba zespoły nagrały razem na potrzeby kultowego dziś albumu "The Low End Theory" ATCQ (który w tym roku obchodzi swoje ćwierćwiecze!). Niestety, o drugim tracku nie wiadomo kompletnie nic. Pionierzy jazzowych, wyluzowanych vibe'ów z ATCQ poznali panów z Leaders of the New School poprzez Chucka D z Public Enemy (który, jak wiadomo, oficjalnie "ochrzcił" czwórkę narwańców, nadając im pseudonimy artystyczne Busta Rhymes, Dinco D, Charlie Brown i Cut Monitor Milo). Liderzy wkrótce wkroczyli w szeregi legendarnego kolektywu Native Tongues Posse, do którego należeli także panowie z A Tribe Called Quest, De La Soul, Black Sheep i Jungle Brothers. Przy tworzeniu "Scenario" uczestniczyła większość owego kolektywu. Powstało kilka wersji demo "Scenariusza" (ktore ostatecznie wyciekły do Sieci, polecam poszukać), z udziałem Black Sheep i De La Soul (z podobno morderczą zwrotką Posdnuosa). Dres z Black Sheep wspominał: "Na tym tracku było tak dużo ludzi! Nie miałem pojęcia, co Tipowi chodzi po głowie... Ale wiedziałem, że to będzie hit". Prorocze słowa. "Scenario" to posse cut idealny, gdzie na prostym, acz skutecznym jazzowym beacie wszyscy zawodnicy nawijają wyśmienicie. "Scenario" - mimo tego, że powstał grubo po debiucie L.O.N.S. - tracku "Mt. Airy Groove" na kompilacji "Rubayiat" Elektra Records - jak i po wydaniu ich pierwszego długograja, "A Future Without a Past" - uważany jest za introdukcję i przełomowy performance Busty, otwarcie drzwi do hip-hopowego gwiazdorstwa, możnaby rzec. Busta wkracza na beat jako ostatni, od razu atakując z maksymalną energią, zapodając nieobliczalną, kombinującą zwariowane wersy i dzikie okrzyki - rzekłbym, że "definitywną" zwrotkę. Przez lata multum raperów i producentów oddało hołd "Scenario" follow-upami, bądź samplując cząstki wokali lub beatu... Z całą pewnością, Czytelnicy, usłyszeliście odwołania do "Scenario" u Notoriousa (w "Gimme the Loot"), Eminema, Beastie Boysów, Black Moon (arcypotężne "Powaful Impak"!) Sage'a Francisa czy Nicki Minaj (która zapożyczyła charakterystyczny "smoczy" ryk Busty w utworze "Roman's Revenge"... Busta pojawił się później w remiksie utworu, przedstawiając się jako "the original dragon")... W 2009 roku panowie z Black Hippy wskoczyli na beat "Scenario", nagrywając swoją własną wersję hitu. Posse cut został zilustrowany nie mniej błyskotliwym teledyskiem, w reżyserii Jima Swaffielda (stałego współpracownika Tribe'ów - wyreżyserował m.in. klipy "Check the Rhime" i "Jazz (We've Got")). Cały klip to połączenie "żywego" footage'u i specjalnego, interaktywnego interfejsu, manipulującego dowolnie obrazem (Phife Dawg w fryzurce trolla? Proszę bardzo), pozwalającego na multum pomysłowych kombinacji. Wisienką na torcie są liczne cameos - od De La Soul, poprzez Fab 5 Freddy'ego, Redmana wcinającego pizzę (?) - aż po... Spike'a Lee?ATCQ wraz z Liderami wystąpili ze "Scenario" na żywo, w programie Arsenio Halla w 1992 roku (do obejrzenia poniżej). Legenda głosi, że występ Busty (w ogromnym, czerwono-białym kapeluszu - jak miło!) tak bardzo spodobał się impresariom z Elektra Records, że już następnego dnia wysłali do niego kontrakt z propozycją rozpoczęcia kariery solowej...Liderzy wystąpili także na remiksie "Scenario" - z całkowicie nowym beatem i zwrotkami, a także z nowym gościem - niejakim Troyem Anthonym Hallem, znanym pod ksywką Kid Hood. Kid wbija na beat pierwszy, zapodając znakomitą zwrotkę, zakończoną klasycznym już "I'm a bad, bad man!"... Zaledwie dwa dni później, Troy został brutalnie pobity i zastrzelony w Harlemie.Zagrajmy więc to jeszcze raz - ku pamięci tych, którzy dali tu mocarne zwrotki, a których już niestety wśrod nas nie ma...R.I.P. Phife Dawg. R.I.P. Kid Hood. Tygodnia z Bustą Rhymesem nie można zacząć inaczej, niż powrotem do utworu uważanego przez wielu za jeden z najlepszych i najważniejszych posse cutów w historii. Here we go, yo, here we go, yo - so what' so what, so what's the scenario? Któż nie zna tej frazy? Proponuję, aby scenariuszem na dziś to wrzucenie na głośniki tego ultrasztosu - i poczytanie co nieco o jego historii...

"Scenario" jest jednym z dwóch utworów, które oba zespoły nagrały razem na potrzeby kultowego dziś albumu "The Low End Theory" ATCQ (który w tym roku obchodzi swoje ćwierćwiecze!). Niestety, o drugim tracku nie wiadomo kompletnie nic. Pionierzy jazzowych, wyluzowanych vibe'ów z ATCQ poznali panów z Leaders of the New School poprzez Chucka D z Public Enemy (który, jak wiadomo, oficjalnie "ochrzcił" czwórkę narwańców, nadając im pseudonimy artystyczne Busta Rhymes, Dinco D, Charlie Brown i Cut Monitor Milo). Liderzy wkrótce wkroczyli w szeregi legendarnego kolektywu Native Tongues Posse, do którego należeli także panowie z A Tribe Called Quest, De La Soul, Black Sheep i Jungle Brothers. Przy tworzeniu "Scenario" uczestniczyła większość owego kolektywu. Powstało kilka wersji demo "Scenariusza" (ktore ostatecznie wyciekły do Sieci, polecam poszukać), z udziałem Black Sheep i De La Soul (z podobno morderczą zwrotką Posdnuosa). Dres z Black Sheep wspominał: "Na tym tracku było tak dużo ludzi! Nie miałem pojęcia, co Tipowi chodzi po głowie... Ale wiedziałem, że to będzie hit". 

Prorocze słowa. "Scenario" to posse cut idealny, gdzie na prostym, acz skutecznym jazzowym beacie wszyscy zawodnicy nawijają wyśmienicie. "Scenario" - mimo tego, że powstał grubo po debiucie L.O.N.S. - tracku "Mt. Airy Groove" na kompilacji "Rubayiat" Elektra Records - jak i po wydaniu ich pierwszego długograja, "A Future Without a Past" - uważany jest za introdukcję i przełomowy performance Busty, otwarcie drzwi do hip-hopowego gwiazdorstwa, możnaby rzec. Busta wkracza na beat jako ostatni, od razu atakując z maksymalną energią, zapodając nieobliczalną, kombinującą zwariowane wersy i dzikie okrzyki - rzekłbym, że "definitywną" zwrotkę. 

Przez lata multum raperów i producentów oddało hołd "Scenario" follow-upami, bądź samplując cząstki wokali lub beatu... Z całą pewnością, Czytelnicy, usłyszeliście odwołania do "Scenario" u Notoriousa (w "Gimme the Loot"), Eminema, Beastie Boysów, Black Moon (arcypotężne "Powaful Impak"!) Sage'a Francisa czy Nicki Minaj (która zapożyczyła charakterystyczny "smoczy" ryk Busty w utworze "Roman's Revenge"... Busta pojawił się później w remiksie utworu, przedstawiając się jako "the original dragon")... W 2009 roku panowie z Black Hippy wskoczyli na beat "Scenario", nagrywając swoją własną wersję hitu

Posse cut został zilustrowany nie mniej błyskotliwym teledyskiem, w reżyserii Jima Swaffielda (stałego współpracownika Tribe'ów - wyreżyserował m.in. klipy "Check the Rhime" i "Jazz (We've Got")). Cały klip to połączenie "żywego" footage'u i specjalnego, interaktywnego interfejsu, manipulującego dowolnie obrazem (Phife Dawg w fryzurce trolla? Proszę bardzo), pozwalającego na multum pomysłowych kombinacji. Wisienką na torcie są liczne cameos - od De La Soul, poprzez Fab 5 Freddy'ego, Redmana wcinającego pizzę (?) - aż po... Spike'a Lee?

ATCQ wraz z Liderami wystąpili ze "Scenario" na żywo, w programie Arsenio Halla w 1992 roku (do obejrzenia poniżej). Legenda głosi, że występ Busty (w ogromnym, czerwono-białym kapeluszu - jak miło!) tak bardzo spodobał się impresariom z Elektra Records, że już następnego dnia wysłali do niego kontrakt z propozycją rozpoczęcia kariery solowej...

Liderzy wystąpili także na remiksie "Scenario" - z całkowicie nowym beatem i zwrotkami, a także z nowym gościem - niejakim Troyem Anthonym Hallem, znanym pod ksywką Kid Hood. Kid wbija na beat pierwszy, zapodając znakomitą zwrotkę, zakończoną klasycznym już "I'm a bad, bad man!"...Zaledwie dwa dni później, Troy został brutalnie pobity i zastrzelony w Harlemie.

Zagrajmy więc to jeszcze raz - ku pamięci tych, którzy dali tu mocarne zwrotki, a których już niestety wśrod nas nie ma...

R.I.P. Phife Dawg. R.I.P. Kid Hood. 

 

 

 

]]>
P.O.S. "Purexed" (Diggin In The Videos #351)https://popkiller.kingapp.pl/2016-09-23,pos-purexed-diggin-in-the-videos-351https://popkiller.kingapp.pl/2016-09-23,pos-purexed-diggin-in-the-videos-351September 23, 2016, 9:45 amPiotr SosienkoP.O.S. to chyba mój ulubiony raper. Multiinstrumentalista, który oprócz tego, że nagrywa rap, jest również członkiem innych kapel punk-rockowych, co oczywiście przekłada się na brzmienie jego płyt. Podobnie jest z tytułowym utworem "Purexed", gdzie zaczyna dość spokojnie rapować, by potem bardzo żywo i energicznie krzyczeć w rytm bębnów (z resztą tych u niego jest cała masa w rożnej kombinacji). P.O.S. w tym kawałku, jak i na całej płycie "Never Better" szerzy proste wartości, które powinny budować człowieka i sprawiać, że ten będzie dążył do tego, by być coraz lepszą osobą. Refren chyba najbardziej oddaje piękno przekazu tego utworu.Fuck it, back to the wall Crush it, laugh at 'em all Hush, let 'em try to find the beauty in your face Yeah, something more than a song Hating? Aww come on Dust, let 'em try to find the beauty in the bass lineP.O.S. to chyba mój ulubiony raper. Multiinstrumentalista, który oprócz tego, że nagrywa rap, jest również członkiem innych kapel punk-rockowych, co oczywiście przekłada się na brzmienie jego płyt. Podobnie jest z tytułowym utworem "Purexed", gdzie zaczyna dość spokojnie rapować, by potem bardzo żywo i energicznie krzyczeć w rytm bębnów (z resztą tych u niego jest cała masa w rożnej kombinacji). 

P.O.S. w tym kawałku, jak i na całej płycie "Never Better" szerzy proste wartości, które powinny budować człowieka i sprawiać, że ten będzie dążył do tego, by być coraz lepszą osobą.  Refren chyba najbardziej oddaje piękno przekazu tego utworu.

Fuck it, back to the wall
Crush it, laugh at 'em all
Hush, let 'em try to find the beauty in your face
Yeah, something more than a song
Hating? Aww come on
Dust, let 'em try to find the beauty in the bass line

]]>
Prys & Bleiz "Mamy przepis" (feat Jazzy, prod. Eten) (Diggin In The Videos #350)https://popkiller.kingapp.pl/2016-07-19,prys-bleiz-mamy-przepis-feat-jazzy-prod-eten-diggin-in-the-videos-350https://popkiller.kingapp.pl/2016-07-19,prys-bleiz-mamy-przepis-feat-jazzy-prod-eten-diggin-in-the-videos-350July 20, 2016, 7:32 amMaciej SulimaKrótko po wypuszczeniu "Grill-Funku", Bleiz połączył siły z Prysem i w 2009 roku oddali w ręce słuchaczy "Wroakland Mixtape". Mixtape tylko z nazwy, albowiem na krążku nie było ani jednego "kradzionego bitu". Gospodarzy produkcyjnie wsparły takie asy, jak Zioło, Udar, Eten, czy Mowglee, zaś na mikrofonach m.in. Człowień, Shot, czy też Rekord. Z tego właśnie materiału pochodzi numer "Mamy przepis", będący swoistą definicją idei Grill-Funku. Na bicie mistrz w swoim fachu - Eten, na refrenie Jazzy. To nie mogło nie zabanglać.Mes miał swoją "T-Y-P (definicję)", a Prys z Bleizem coś równie podobnego, a na samym klipie przewija się też założyciel Alkopoligamii. Blez natomiast, jeden z głównych muzycznych bohaterów, organizuje melanż na statku płynącym po Odrze, zapraszając ziomków i ziomalki, serwując przy tym mięsiwo z grilla i nieco więcej funku z głośników. I na tym właściwie kończy się opis teledysku, który składa się z ujęć przedstawiających po prostu imprezę na statku, gdzie panuje zajebisty klimat, a żar leje się z nieba aż do wieczora. W kwestii muzycznej, onegdaj skłaniałem się ku panującej opinii, że Prys ze swoim przyspieszonym tempem rapowania niejako kaleczy większość produkcji z "Wroakland Mixtape", w tym oczywiście muzykę Etena w "Mamy przepis". Teraz to mi nawet to pasuje, mimo dykcyjnych potknięć, a kolejne dwie solowe płyty Prysa utwierdziły mnie w przekonaniu, że na ciepłych brzmieniach potrafi on usiąść bardzo dobrze. Wracając jeszcze na moment do ujęć, muszę przy najbliższej okazji zapytać naszego Artystę Tygodnia, co stało się z Fiatem 125p wykorzystanym w klipie. Ten wóz wyglądał po prostu niesamowicie. A jedyny poszkodowany, jeżeli tak można powiedzieć o kimś, kto pojawił się w teledysku? Sternik statku musiał być smutny z powodu bycia trzeźwym, choć zapewne mięsko z grilla dostał w bonusie od chłopaków.132 tysiące odtworzeń teledysku to zdecydowanie za mało. Czasami aż dziwię się dzisiejszym konsumentom rapu, którzy wolą nieprzerwanie słuchać wynalazków polskiej sceny, aniżeli poszukać jakichś nawet i starszych klipów, będących czymś więcej, niż tylko gołymi dupami i przewijającymi się śmieszkowatymi ujęciami. Siła tkwi w prostocie - sam chciałbym wziąć udział w rejsie z Prysem i Bleizem, przymelanżować z nimi i znając moje szczęście, zapewne zostałbym wylosowanym gościem, który rano leci po zakupy na porządne śniadanie. Antek wciąż aktywnie działa na scenie, jednakże o Prysie niejako słuch zaginął. Mam nadzieję jednak, że wkrótce będzie dane usłyszeć tego drugiego w jakimś solowym tracku, a najlepiej wespół z Bleizem. Stare dobre czasy, stary dobry "Wroakland Mixtape". Reminiscencje gwarantowane, przynajmniej w moim przypadku. Przepis macie podany na tacy, działking uskuteczniacie pewnie w okresie wakacyjnym dosyć często, więc może warto puścić z głośników coś, co rozbuja w końcu towarzystwo, co?Krótko po wypuszczeniu "Grill-Funku", Bleiz połączył siły z Prysem i w 2009 roku oddali w ręce słuchaczy "Wroakland Mixtape". Mixtape tylko z nazwy, albowiem na krążku nie było ani jednego "kradzionego bitu". Gospodarzy produkcyjnie wsparły takie asy, jak Zioło, Udar, Eten, czy Mowglee, zaś na mikrofonach m.in. Człowień, Shot, czy też Rekord. Z tego właśnie materiału pochodzi numer "Mamy przepis", będący swoistą definicją idei Grill-Funku. Na bicie mistrz w swoim fachu - Eten, na refrenie Jazzy. To nie mogło nie zabanglać.

Mes miał swoją "T-Y-P (definicję)", a Prys z Bleizem coś równie podobnego, a na samym klipie przewija się też założyciel Alkopoligamii. Blez natomiast, jeden z głównych muzycznych bohaterów, organizuje melanż na statku płynącym po Odrze, zapraszając ziomków i ziomalki, serwując przy tym mięsiwo z grilla i nieco więcej funku z głośników. I na tym właściwie kończy się opis teledysku, który składa się z ujęć przedstawiających po prostu imprezę na statku, gdzie panuje zajebisty klimat, a żar leje się z nieba aż do wieczora. W kwestii muzycznej, onegdaj skłaniałem się ku panującej opinii, że Prys ze swoim przyspieszonym tempem rapowania niejako kaleczy większość produkcji z "Wroakland Mixtape", w tym oczywiście muzykę Etena w "Mamy przepis". Teraz to mi nawet to pasuje, mimo dykcyjnych potknięć, a kolejne dwie solowe płyty Prysa utwierdziły mnie w przekonaniu, że na ciepłych brzmieniach potrafi on usiąść bardzo dobrze. Wracając jeszcze na moment do ujęć, muszę przy najbliższej okazji zapytać naszego Artystę Tygodnia, co stało się z Fiatem 125p wykorzystanym w klipie. Ten wóz wyglądał po prostu niesamowicie. A jedyny poszkodowany, jeżeli tak można powiedzieć o kimś, kto pojawił się w teledysku? Sternik statku musiał być smutny z powodu bycia trzeźwym, choć zapewne mięsko z grilla dostał w bonusie od chłopaków.

132 tysiące odtworzeń teledysku to zdecydowanie za mało. Czasami aż dziwię się dzisiejszym konsumentom rapu, którzy wolą nieprzerwanie słuchać wynalazków polskiej sceny, aniżeli poszukać jakichś nawet i starszych klipów, będących czymś więcej, niż tylko gołymi dupami i przewijającymi się śmieszkowatymi ujęciami. Siła tkwi w prostocie - sam chciałbym wziąć udział w rejsie z Prysem i Bleizem, przymelanżować z nimi i znając moje szczęście, zapewne zostałbym wylosowanym gościem, który rano leci po zakupy na porządne śniadanie. Antek wciąż aktywnie działa na scenie, jednakże o Prysie niejako słuch zaginął. Mam nadzieję jednak, że wkrótce będzie dane usłyszeć tego drugiego w jakimś solowym tracku, a najlepiej wespół z Bleizem. Stare dobre czasy, stary dobry "Wroakland Mixtape". Reminiscencje gwarantowane, przynajmniej w moim przypadku. Przepis macie podany na tacy, działking uskuteczniacie pewnie w okresie wakacyjnym dosyć często, więc może warto puścić z głośników coś, co rozbuja w końcu towarzystwo, co?

]]>
Jay-Z "Dead Presidents" (prod. Ski Beatz) - geneza klasyka i remixy Drake'a, J.Cole'a i Logicahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-05-17,jay-z-dead-presidents-ski-beatz-geneza-klasyka-i-remixy-drakea-jcolea-i-logicahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-05-17,jay-z-dead-presidents-ski-beatz-geneza-klasyka-i-remixy-drakea-jcolea-i-logicaMay 18, 2016, 12:45 pmMaciej WojszkunKontynuując nasz Ski Week, powróćmy na chwilę do debiutu Shawna Cartera, przez wielu uznawanego za jeden z najjaśniejszych punktów w jego dyskografii. "Reasonable Doubt", promowany m.in. przez znakomity singiel "Dead Presidents", wyprodukowany przez naszego Artystę Tygodnia, niezawodnego Ski. "Dead Presidents" pojawił się na albumie w nieco innej formie - z tym samym beatem, samplami itd., acz z innym tekstem - stąd dwójka w tytule. Zagrajmy to jeszcze raz - tym bardziej, że już niedługo, 25 czerwca, minie dokładnie dwudziesta rocznica premiery albumu!Obydwie części "Dead Presidents" stanowią do dziś wzorzec, jeśli chodzi o hymny dedykowane zdobywaniu kasy, kapuchy, mamony, szmalu, hajsu, forsy, siana tudzież kapitału (zasadniczo nie wymaga to tłumaczenia, ale dla porządku wspomnę, że tytułowi "martwi prezydenci" to nic innego, jak banknoty dolarowe, na których przedstawieni są - w większości - prezydenci Stanów Zjednoczonych...) Jay bezbłędnie rzuca tutaj klasycznymi linijkami (You're copping me like white crystal/I gross the most at the end of the fiscal year than these niggas can wish to - cóż, 100% racji), płynąc na beacie niczym Michael Phelps...Podkład ten powstał na bazie sampla z przepięknej kompozycji "A Garden of Peace" Lonniego Listona Smitha (znanej i lubianej wśródbeatmakerów, utwór ten brali na warsztat m.in. Madlib, Oddisee czy Warren G), połączonego z perkusją zaczerpniętą z remiksu kultowego "Oh My God" Tribe'ów. Zresztą, posłuchajcie sami - koniecznie sprawdźcie to wideo, w którym sam Ski dokładnie pokazuje, jak skonstruował podkład "Dead Presidents". Wisienką na torcie był oczywiście słynny, tytułowy cytat "I'm out for (dead) presidents to represent me" z "The World is Yours" Nasa (dokładniej z miksu Q-Tipa). Początkowo jednak tego sampla miało nie być - Jay zaproponował Nasirowi, aby ten wpadł do studia i nagrał linijki na nowo, a także, by wziął udział w teledysku. Nas niestety nie zgodził się (w klipie pojawił się jednak doskonale znany czytelnikom Popkillera AZ). Fani dopatrywali się w tym jednej z przyczyn słynnego beefu Nas vs, Jay, jednego z najsłynniejszych w historii gatunku. Fakt wykorzystania sampla przez Jaya był kilkakrotnie wspominany przez obie strony konfliktu - Nas w "Stillmatic Freestyle" chełpliwie nawinął: "You show off, I count dough when you sample my voice". Hova odparł atak w legendarnym "Takeover" tymi słowy: "So yeah, I sampled your voice, you was usin' it wrong/You made it a hot line, I made it a hot song". Ostro! Reszta, jak to się mówi, jest historią. Zaciekły beef między dwoma pretendentami do tytułu króla Nowego Jorku zakończył się ostatecznie 27 października 2005 roku, podczas pamiętnego koncertu "I Declare War", gdzie Jay i Nas - symbolicznie - wykonali wspólnie "Dead Presidents II".Zapytacie - czy Jay nagrał kiedyś trzecią część? Owszem - "demówka" tracku, nagrana podobno koło 2003 roku, przed wydaniem "Czarnego Albumu", wyciekła do Sieci w 2007 roku. W 2013 roku, spytany przez fana na Twitterowej sesji Q&A, Jay "oficjalnie" zezwolił Just Blaze'owi i Young Guru na publikację kawałka... Możecie odsłuchać go choćby tutaj. Choć nagrany już na innym (acz wyraźnie inspirowanym oryginałem) podkładzie, "DP3" to throwback jak się patrzy, zawierający sporo odwołań do poprzednich części.Multum MC's oddało hołd "Dead Presidents", nagrywając pod beat Ski swoje własne wersy - m.in. J. Cole, Drake, Lupe Fiasco, Logic (pod tytułem "Growing Pains II"), ba, nawet Jego Wysokość Lil B.... Posłuchajcie sami - kilka przykładów pod spodem.My rise to riches surprised the bitches; think harder/You know this nigga, Jay-Z, Shawn Carter Zachęcamy też do obejrzenia naszego 15-minutowego videowywiadu ze Ski Beatzem: Kontynuując nasz Ski Week, powróćmy na chwilę do debiutu Shawna Cartera, przez wielu uznawanego za jeden z najjaśniejszych punktów w jego dyskografii. "Reasonable Doubt", promowany m.in. przez znakomity singiel "Dead Presidents", wyprodukowany przez naszego Artystę Tygodnia, niezawodnego Ski. "Dead Presidents" pojawił się na albumie w nieco innej formie - z tym samym beatem, samplami itd., acz z innym tekstem - stąd dwójka w tytule. Zagrajmy to jeszcze raz - tym bardziej, że już niedługo, 25 czerwca, minie dokładnie dwudziesta rocznica premiery albumu!

Obydwie części "Dead Presidents" stanowią do dziś wzorzec, jeśli chodzi o hymny dedykowane zdobywaniu kasy, kapuchy, mamony, szmalu, hajsu, forsy, siana tudzież kapitału (zasadniczo nie wymaga to tłumaczenia, ale dla porządku wspomnę, że tytułowi "martwi prezydenci" to nic innego, jak banknoty dolarowe, na których przedstawieni są  - w większości - prezydenci Stanów Zjednoczonych...) Jay bezbłędnie rzuca tutaj klasycznymi linijkami (You're copping me like white crystal/I gross the most at the end of the fiscal year than these niggas can wish to - cóż, 100% racji), płynąc na beacie niczym Michael Phelps...

Podkład ten powstał na bazie sampla z  przepięknej kompozycji "A Garden of Peace" Lonniego Listona Smitha (znanej i lubianej wśródbeatmakerów, utwór ten brali na warsztat m.in. Madlib, Oddisee czy Warren G), połączonego z perkusją zaczerpniętą z remiksu kultowego "Oh My God" Tribe'ów. Zresztą, posłuchajcie sami - koniecznie sprawdźcie to wideo, w którym sam Ski dokładnie pokazuje, jak skonstruował podkład "Dead Presidents". Wisienką na torcie był oczywiście słynny, tytułowy cytat "I'm out for (dead) presidents to represent me" z "The World is Yours" Nasa (dokładniej z miksu Q-Tipa).

                                            

                                            

 

Początkowo jednak tego sampla miało nie być - Jay zaproponował Nasirowi, aby ten wpadł do studia i nagrał linijki na nowo, a także, by wziął udział w teledysku. Nas niestety nie zgodził się (w klipie pojawił się jednak doskonale znany czytelnikom Popkillera AZ). Fani dopatrywali się w tym jednej z przyczyn słynnego beefu Nas vs, Jay, jednego z najsłynniejszych w historii gatunku. Fakt wykorzystania sampla przez Jaya był kilkakrotnie wspominany przez obie strony konfliktu - Nas w "Stillmatic Freestyle" chełpliwie nawinął: "You show off, I count dough when you sample my voice". Hova odparł atak w legendarnym "Takeover" tymi słowy: "So yeah, I sampled your voice, you was usin' it wrong/You made it a hot line, I made it a hot song". Ostro! Reszta, jak to się mówi, jest historią. Zaciekły beef między dwoma pretendentami do tytułu króla Nowego Jorku zakończył się ostatecznie 27 października 2005 roku, podczas pamiętnego koncertu "I Declare War", gdzie Jay i Nas - symbolicznie - wykonali wspólnie "Dead Presidents II".

Zapytacie - czy Jay nagrał kiedyś trzecią część? Owszem - "demówka" tracku, nagrana podobno koło 2003 roku, przed wydaniem "Czarnego Albumu", wyciekła do Sieci w 2007 roku. W 2013 roku, spytany przez fana na Twitterowej sesji Q&A, Jay "oficjalnie" zezwolił Just Blaze'owi i Young Guru na publikację kawałka... Możecie odsłuchać go choćby tutaj. Choć nagrany już na innym (acz wyraźnie inspirowanym oryginałem) podkładzie, "DP3" to throwback jak się patrzy, zawierający sporo odwołań do poprzednich części.

Multum MC's oddało hołd "Dead Presidents", nagrywając pod beat Ski swoje własne wersy - m.in. J. Cole, Drake, Lupe Fiasco, Logic (pod tytułem "Growing Pains II"), ba, nawet Jego Wysokość Lil B.... Posłuchajcie sami - kilka przykładów pod spodem.


My rise to riches surprised the bitches; think harder/You know this nigga, Jay-Z, Shawn Carter

                                          

                                          

                                          

                                                                                                                                                      

Zachęcamy też do obejrzenia naszego 15-minutowego videowywiadu ze Ski Beatzem:

]]>
Jay-Z "In My Lifetime" (prod. Ski Beatz) - debiutancki singiel z 1995 r. (Diggin In The Videos #349)https://popkiller.kingapp.pl/2016-05-11,jay-z-in-my-lifetime-prod-ski-beatz-debiutancki-singiel-z-1995-r-diggin-in-the-videos-349https://popkiller.kingapp.pl/2016-05-11,jay-z-in-my-lifetime-prod-ski-beatz-debiutancki-singiel-z-1995-r-diggin-in-the-videos-349May 11, 2016, 9:49 pmMarcin NataliZanim jeszcze były diler, a od kilku lat palący mikrofony, piekielnie pewny siebie MC Shawn "Jay-Z" Carter wdarł się szturmem na nowojorską scenę mistrzowskim, odważnym "Reasonable Doubt", ukazującym bardziej człowieczą twarz okrytego złą sławą hustlera i handlarza narkotykami, ulice Brooklynu, zalewane od 1993 r. kasetami z singlem "In My Lifetime", coraz bardziej szumiały o talencie młodego podopiecznego Jaz-O...W lipcu 1995 roku wyprodukowany przez pochodzącego z Północnej Karoliny producenta i założyciela Roc-A-Blok Productions Ski, a podchwycony przez wytwórnię Payday Records, street singiel doczekał się wreszcie oficjalnej premiery i nakręconego na Wyspach Dziewiczych teledysku, zwiastującego luksusy, w których już wkrótce mieli się pławić przyszli włodarze nieistniejącego jeszcze Roc-A-Fella Records...Wypuszczony jako singiel z B-Side „I Can't Get Wid Dat”, playerski hymn „In My Lifetime” przedstawiał swoiste „street dreams” twardo stąpającego po ziemi i zmotywowanego do pogoni za dolarami Jiggi. Energiczny, surowy podkład autorstwa naszego Artysty Tygodnia Ski zapewnił idealny balans i pozwolił zgrabnie połączyć brud i surowość blokowisk Marcy Projects z milionerskimi ambicjami gospodarza.Numer nie brzmiał więc cukierkowo ani "miękko" a miał odpowiedni pazur, umożliwiając zarazem Jayowi pokazać całe spektrum swojego flow, łącznie ze stosowanymi jeszcze w tamtym czasie przyspieszeniami. Utwór ten nie trafił co prawda na "Reasonable Doubt", ale warto odnotować, że zainspirował zapoczątkowaną drugim albumem trylogię płytową "In My Lifetime". In my lifetiiiime!Pod spodem okładka singla:Zanim jeszcze były diler, a od kilku lat palący mikrofony, piekielnie pewny siebie MC Shawn "Jay-Z" Carter wdarł się szturmem na nowojorską scenę mistrzowskim, odważnym "Reasonable Doubt", ukazującym bardziej człowieczą twarz okrytego złą sławą hustlera i handlarza narkotykami, ulice Brooklynu, zalewane od 1993 r. kasetami z singlem "In My Lifetime", coraz bardziej szumiały o talencie młodego podopiecznego Jaz-O...

W lipcu 1995 roku wyprodukowany przez pochodzącego z Północnej Karoliny producenta i założyciela Roc-A-Blok Productions Ski, a podchwycony przez wytwórnię Payday Records, street singiel doczekał się wreszcie oficjalnej premiery i nakręconego na Wyspach Dziewiczychteledysku, zwiastującego luksusy, w których już wkrótce mieli się pławić przyszli włodarze nieistniejącego jeszcze Roc-A-Fella Records...

Wypuszczony jako singiel z B-Side „I Can't Get Wid Dat”, playerski hymn „In My Lifetime” przedstawiał swoiste „street dreams” twardo stąpającego po ziemi i zmotywowanego do pogoni za dolarami Jiggi. Energiczny, surowy podkład autorstwa naszego Artysty Tygodnia Ski zapewnił idealny balans i pozwolił zgrabnie połączyć brud i surowość blokowisk Marcy Projects z milionerskimi ambicjami gospodarza.

Numer nie brzmiał więc cukierkowo ani "miękko" a miał odpowiedni pazur, umożliwiając zarazem Jayowi pokazać całe spektrum swojego flow, łącznie ze stosowanymi jeszcze w tamtym czasie przyspieszeniami. Utwór ten nie trafił co prawda na "Reasonable Doubt", ale warto odnotować, że zainspirował zapoczątkowaną drugim albumem trylogię płytową "In My Lifetime". In my lifetiiiime!

Pod spodem okładka singla:

]]>
E-40 ft. The Click "Captain Save A Hoe" (Diggin' In The Videos #348)https://popkiller.kingapp.pl/2016-04-16,e-40-ft-the-click-captain-save-a-hoe-diggin-in-the-videos-348https://popkiller.kingapp.pl/2016-04-16,e-40-ft-the-click-captain-save-a-hoe-diggin-in-the-videos-348April 16, 2016, 11:26 amAdmin stronyJednym z najlepszych numerów na oficjalnym debiucie Ty Dolla $igna jest hitowe "Saved", w którym E-40 pojawia się nie przypadkiem... Ten numer to bowiem ukłon i nawiązanie do kultowego singla Forty Watera "Captain Save A Hoe", pochodzącego z wydanej w 1994 roku EP-ki "The Mail Man".W numerze gościnnie pojawia się współtworzona przez E-40'ego ekipa The Click (tworząca w rodzinnym Vallejo podwaliny pod cenioną w całych Stanach scenę) w składzie B-Legit, D-Shot i kobiecy rodzynek w osobie Suga T a całość to humorystyczna i rozbujana opowieść o "ulicznym superbohaterze", ratującym kobiety niczym Superman... ale taki z kalifornijskich osiedli."Look up in the sky it's a bird it's a plane What's that nigga's name? Captain save a ho, mayne!" - tymi samymi wersami 40 wjeżdża w "Saved", a sam refren również bezpośrendio nawiązuje do tego co słyszymy w klasyku "The Click".Wszystko wzmocnione równie humorystycznym i wykręconym klipem. Classic.Jednym z najlepszych numerów na oficjalnym debiucie Ty Dolla $igna jest hitowe "Saved", w którym E-40 pojawia się nie przypadkiem... Ten numer to bowiem ukłon i nawiązanie do kultowego singla Forty Watera "Captain Save A Hoe", pochodzącego z wydanej w 1994 roku EP-ki "The Mail Man".

W numerze gościnnie pojawia się współtworzona przez E-40'ego ekipa The Click (tworząca w rodzinnym Vallejo podwaliny pod cenioną w całych Stanach scenę) w składzie B-Legit, D-Shot i kobiecy rodzynek w osobie Suga T a całość to humorystyczna i rozbujana opowieść o "ulicznym superbohaterze", ratującym kobiety niczym Superman... ale taki z kalifornijskich osiedli.

"Look up in the sky it's a bird it's a plane
What's that nigga's name?
Captain save a ho, mayne!
" - tymi samymi wersami 40 wjeżdża w "Saved", a sam refren również bezpośrendio nawiązuje do tego co słyszymy w klasyku "The Click".

Wszystko wzmocnione równie humorystycznym i wykręconym klipem. Classic.

]]>
DJ Quik feat. Suga Free, Ty Dolla $ign "Nobody" (Diggin' In The Videos #347)https://popkiller.kingapp.pl/2016-04-15,dj-quik-feat-suga-free-ty-dolla-ign-nobody-diggin-in-the-videos-347https://popkiller.kingapp.pl/2016-04-15,dj-quik-feat-suga-free-ty-dolla-ign-nobody-diggin-in-the-videos-347April 15, 2016, 2:56 pmAdmin stronyDJ Quik to jedna z tych postaci na kalifornijskiej scenie, które darzone są kolosalnym szacunkiem z której by strony nie spojrzeć. Zarówno przez innych weteranów jak i przez młodych słuchaczy. Zarówno przez środowisko muzyczno-dziennikarskie, krytyków i recenzentów jak przez ulice - brak c w jego ksywce to nie przypadek a efekt powiązań z gangiem Bloods, który wykreślił tę literę ze swojego alfabetu.Wydane w 2011 roku "The Book of David" wyczekiwane było więc przez wszystkich, szczególnie, że od ostatniego albumu genialnego producenta i rapera mijało wówczas 6 lat. Na pierwszy ogień dostaliśmy natomiast fenomenalny singiel "Nobody", który jeszcze bardziej podgrzał zainteresowanie. A w nim gościnnie...Inną legendę Kalifornii, posiadacza jednej z najbardziej charakterystycznych stylówek w historii, wykręconego Suga Free z Pomony, a także młodego, anonimowego jeszcze wówczas dla szerszego grona Ty Dolla $igna, występującego wówczas już nie tako Ty (patrz wczorajszy wpis) a już jako Ty$. Pojawia się on tu w tle, dopełniając letni klimat i refren, który wbija się w głowę z miejsca. Patrząc na ten numer po 5 latach wygląda on na papierze jeszcze mocniej, a brzmi wciąż tak samo świetnie. Quiksterowi przyznać trzeba jedno - ucho i nosa ma cały czas.DJ Quik to jedna z tych postaci na kalifornijskiej scenie, które darzone są kolosalnym szacunkiem z której by strony nie spojrzeć. Zarówno przez innych weteranów jak i przez młodych słuchaczy. Zarówno przez środowisko muzyczno-dziennikarskie, krytyków i recenzentów jak przez ulice - brak c w jego ksywce to nie przypadek a efekt powiązań z gangiem Bloods, który wykreślił tę literę ze swojego alfabetu.

Wydane w 2011 roku "The Book of David" wyczekiwane było więc przez wszystkich, szczególnie, że od ostatniego albumu genialnego producenta i rapera mijało wówczas 6 lat. Na pierwszy ogień dostaliśmy natomiast fenomenalny singiel "Nobody", który jeszcze bardziej podgrzał zainteresowanie. A w nim gościnnie...

Inną legendę Kalifornii, posiadacza jednej z najbardziej charakterystycznych stylówek w historii, wykręconego Suga Free z Pomony, a także młodego, anonimowego jeszcze wówczas dla szerszego grona Ty Dolla $igna, występującego wówczas już nie tako Ty (patrz wczorajszy wpis) a już jako Ty$. Pojawia się on tu w tle, dopełniając letni klimat i refren, który wbija się w głowę z miejsca. Patrząc na ten numer po 5 latach wygląda on na papierze jeszcze mocniej, a brzmi wciąż tak samo świetnie. Quiksterowi przyznać trzeba jedno - ucho i nosa ma cały czas.

]]>
2Pac "Keep Ya Head Up" (Live) (Diggin In The Videos #346)https://popkiller.kingapp.pl/2016-03-08,2pac-keep-ya-head-up-live-diggin-in-the-videos-346https://popkiller.kingapp.pl/2016-03-08,2pac-keep-ya-head-up-live-diggin-in-the-videos-346March 8, 2016, 8:11 pmMarcin NataliDzień Kobiet to idealny moment, żeby przypomnieć sobie najpiękniejsze utwory rapowe dedykowane płci pięknej. Jednym z nich bez wątpienia jest ponadczasowy, genialny singiel z drugiej płyty Tupaca Amaru Shakura "Strictly 4 My N.I.G.G.A.Z." z 1993 roku. Odsłaniające wrażliwe, poetyckie oblicze urodzonego w Nowym Jorku rapera "Keep Ya Head Up" to hołd dla silnych kobiet, podnoszący na duchu i niosący ogromny ładunek emocjonalny. Uniwersalność i przesłanie nagranego prawie 23 lata temu utworu wciąż robią wielkie wrażenie, a my korzystając z okazji, pragniemy złożyć całej Płci Pięknej najszczersze życzenia. It seems the rain will never let upI try to keep my head up, and still keep from getting wet upYou know it's funny when it rains it poursThey got money for wars, but can't feed the poorDzień Kobiet to idealny moment, żeby przypomnieć sobie najpiękniejsze utwory rapowe dedykowane płci pięknej. Jednym z nich bez wątpienia jest ponadczasowy, genialny singiel z drugiej płyty Tupaca Amaru Shakura "Strictly 4 My N.I.G.G.A.Z." z 1993 roku. Odsłaniające wrażliwe, poetyckie oblicze urodzonego w Nowym Jorku rapera "Keep Ya Head Up" to hołd dla silnych kobiet, podnoszący na duchu i niosący ogromny ładunek emocjonalny.

Uniwersalność i przesłanie nagranego prawie 23 lata temu utworu wciąż robią wielkie wrażenie, a my korzystając z okazji, pragniemy złożyć całej Płci Pięknej najszczersze życzenia


It seems the rain will never let up
I try to keep my head up, and still keep from getting wet up
You know it's funny when it rains it pours
They got money for wars, but can't feed the poor

]]>
David Bowie "Space Oddity" (Diggin in the Videos #345)https://popkiller.kingapp.pl/2016-01-13,david-bowie-space-oddity-diggin-in-the-videos-345https://popkiller.kingapp.pl/2016-01-13,david-bowie-space-oddity-diggin-in-the-videos-345January 13, 2016, 6:17 pmMaciej Wojszkun'"Ground Control to Major Tom... Ground Control to Major Tom... Take your protein pills and put your helmet on". W Tygodniu poświęconym wieloletniej karierze Davida Bowie nie sposób nie wspomnieć o jego pierwszym nieśmiertelnym hicie. Przed Wami "Space Oddity" - klasyk space-rocka, nagrany i wypuszczony na singlu w, można by rzec, najbardziej "odpowiednim" dla tego gatunku muzyki roku 1969. Ponad rok po premierze zapierającego dech w piersiach kosmicznego arcydzieła Stanleya Kubricka "2001: Odyseja kosmiczna" (zwróćcie uwagę na tytuł piosenki - lekki prztyczek w stronę filmu)... i zaledwie pięć dni przed startem wiekopomnej misji Apollo 11.Hipnotyzujący, wspaniale skomponowany utwór (z doskonałymi partiami gitary akustycznej, basu i melotronu - na tym ostatnim gra jeden z najznakomitszych klawiszowców rocka progresywnego - Rick Wakeman), bezbłędnie balansujący między spokojną balladą (głos Bowiego śpiewający początkowe "Ground Control to Major Tom" zawsze wywołuje u mnie ciary) a nieokiełznaną psychodelią - "Space Oddity" jest pierwszym rozdziałem historii jednej z najciekawszych postaci stworzonych przez Davida - astronauty Majora Toma. Ów śmiałek przewija się w dyskografii Bowiego co najmniej kilkakrotnie. "Space Oddity" opisuje start jego misji - w gruncie rzeczy zakończony sukcesem. Kapsuła Majora osiąga przestrzeń kosmiczną. Kontrola gratuluje mu, prasa już szykuje się do wywiadów (popis błyskotliwej ironii Bowiego - You've really mad your grade/ And the papers want to know whose shirts you wear...). Tom podziwia gwiazdy i porażający błękit macierzystej planety. Wtem... kontakt z Ziemią się urywa. Major Tom zostaje całkowicie sam w niezmierzonej otchłani kosmosu...And I think my spaceship knows the way to go... Tell my wife I love her very much, she knows... Z pozoru historia nieudanego lotu kosmonauty - w praktyce jednak jest to opowieść, którą można odczytać na różne sposoby. Najbardziej popularną interpretacją jest, że Tom to sam Bowie, opisujący swoje doświadczenia z narkotykami. Podróż w kosmos, "dryf w sposób najdziwniejszy", poczucie zawieszenia i końcowa "awaria urządzeń" - czyż nie wydaje się to zapisem głębokiego, narkotykowego tripu? Może też być "Space Oddity" opowieścią o izolacji od ludzi, od ludzkiej fałszywości (wszak z góry "the stars look very different)... A może to tak naprawdę opis osiągania stanu nirvany? A może... Dla mnie - to właśnie ta niejednoznaczność to najmocniejsza strona tego utworu.Do postaci Majora Bowie nawiązał ponownie w 1980 roku, w swym przeboju "Ashes to Ashes". Tu jednak Tom ukazuje się w nieco innej postaci - Bowie pogardliwie określa go jako "ćpuna, zawieszonego wysoko w niebie... jednak znajdującego się na samym dnie (A junkie, strung out in heavens high, hitting an all-time low). Niejako potwierdzając (acz nie zdecydowanie) tezę, iż Tom to bolesna przeszłość artysty, uzależnienie odurzającymi substancjami... zero absolutne i najniższy punkt życia Davida. Time and again I tell myself - "I'll stay clean tonight"!/ But the little green wheels are following me/Oh no, not again! - śpiewa Bowie. Także track "Hallo Spaceboy" z albumu "Outside" z 1995 roku wspomina Majora Toma ("Ground to Major, bye bye Tom...) - a w remiksie, przygotowanym przez Pet Shop Boys, zawarte są nawet wersy ze "Space Oddity", zaśpiewane przez Neila Tennanta. W lsitopadzie zeszłego roku swą premierę miał zaś surrealistyczny, niepokojący teledysk/minifilm "Blackstar" promujący najnowszy - i, niestety, ostatni - album Davida. Na początku teledysku widzimy szkielet kosmonauty, z którego kosmitka zabiera inkrustowaną klejnotami czaszkę... Pozostałe kości dryfuję w przestrzeni, zbliżając się do czarnej dziury. Czy owym nieszczęśnikiem jest nasz Major? Czy to jest zwieńczenie jego historii? Reżyser teledysku, Johan Renck, nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, więc... kto wie?Postać Majora Toma zainspirowała niemieckiego piosenkarza Petera Schillinga, który w 1983 roku wypuścił singiel "Major Tom (Coming Home)" - proponując swoiste uzupełnienie feralnej pierwszej misji Majora. Nie tylko zresztą Peter - wielu artystów wypuściło utwory nawiązujące do postaci Majora - czasem w naprawdę intrygujący sposób, jak w "Mrs. Major Tom" Kirby'ego Iana Andersena - utworze opowiadającym historię z perspektywy żony Majora. O "Space Oddity" warto wspomnieć z jeszcze jednego powodu. Jest to pierwszym utwór, do którego klip nakręcono... w przestrzeni kosmicznej właśnie. To nie żart - w 2013 roku Chris Hadfield, kanadyjski astronauta (pierwszy Kanadyjczyk w kosmosie!), służący wtedy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, nagrał cover "Space Oddity" i nakręcił doń teledysk - ze zmienionym, bardziej fortunnym dla Majora zakończeniem (Hadfield oczywiście nie omieszkał podziękować Bowiemu, gdy już wrócił na Ziemię ze stacji. Bowie w odpowiedzi wysłał do Hadfielda wiadomość... "Hallo Spaceboy")."Space Oddity" to bezapelacyjnie jeden z najlepszych, najbardziej popularnych utworów Davida Bowie (ba, stał się na tyle popularny, że album, który promował - zatytułowany po prostu "David Bowie" - został w reedycji w 1973 roku przemianowany na "Space Oddity"!). Doczekawszy się niezliczonej ilości coverów, reinterpretacji, nawiązań we wszystkich chyba rodzajach mediów - utwór ten to bezapelacyjny klasyk, pomimo 46 lat na "karku" wciąż brzmiący wspaniale, i - co najważniejsze - wciąż działający na wyobraźnię jak mało który.Nie wkleję tutaj wszystkich utworów, o których mowa w artykule - zachęcam do samodzielnego ich sprawdzenia i interpretacji. Zaprezentuję dwie wersje teledysku "Space Oddity" - oryginalną z 1969 roku i tą z 1972 roku, gdzie Bowie jako Ziggy Stardust wykonuje wersję znaną z albumu "Space Oddity". A także - wersję Chrisa Hadfielda. BONUS: Poniżej - wideo z jednego z najbardziej niezwykłych hołdów złożonych Davidowi Bowie. W poniedziałek 11 stycznia dzwonnicy z katedry św. Marcina w Utrechcie, z wieży Domtoren - najwyższej wieży kościelnej w Holandii - wykonali "Space Oddity" na dzwonach kościelnych... Posłuchajcie sami. '"Ground Control to Major Tom... Ground Control to Major Tom... Take your protein pills and put your helmet on". 

W Tygodniu poświęconym wieloletniej karierze Davida Bowie nie sposób nie wspomnieć o jego pierwszym nieśmiertelnym hicie. Przed Wami "Space Oddity" - klasyk space-rocka, nagrany i wypuszczony na singlu w, można by rzec, najbardziej "odpowiednim" dla tego gatunku muzyki roku 1969. Ponad rok po premierze zapierającego dech w piersiach kosmicznego arcydzieła Stanleya Kubricka "2001: Odyseja kosmiczna" (zwróćcie uwagę na tytuł piosenki - lekki prztyczek w stronę filmu)... i zaledwie pięć dni przed startem wiekopomnej misji Apollo 11.

Hipnotyzujący, wspaniale skomponowany utwór (z doskonałymi partiami gitary akustycznej, basu i melotronu - na tym ostatnim gra jeden z najznakomitszych klawiszowców rocka progresywnego - Rick Wakeman), bezbłędnie balansujący między spokojną balladą (głos Bowiego śpiewający początkowe "Ground Control to Major Tom" zawsze wywołuje u mnie ciary) a nieokiełznaną psychodelią - "Space Oddity"jest pierwszym rozdziałem historii jednej z najciekawszych postaci stworzonych przez Davida - astronauty Majora Toma. Ów śmiałek przewija się w dyskografii Bowiego co najmniej kilkakrotnie. "Space Oddity" opisuje start jego misji - w gruncie rzeczy zakończony sukcesem. Kapsuła Majora osiąga przestrzeń kosmiczną. Kontrola gratuluje mu, prasa już szykuje się do wywiadów (popis błyskotliwej ironii Bowiego - You've really mad your grade/ And the papers want to know whose shirts you wear...). Tom podziwia gwiazdy i porażający błękit macierzystej planety. Wtem... kontakt z Ziemią się urywa. Major Tom zostaje całkowicie sam w niezmierzonej otchłani kosmosu...

And I think my spaceship knows the way to go... Tell my wife I love her very much, she knows...  

Z pozoru historia nieudanego lotu kosmonauty - w praktyce jednak jest to opowieść, którą można odczytać na różne sposoby. Najbardziej popularną interpretacją jest, że Tom to sam Bowie, opisujący swoje doświadczenia z narkotykami. Podróż w kosmos, "dryf w sposób najdziwniejszy", poczucie zawieszenia i końcowa "awaria urządzeń"  - czyż nie wydaje się to zapisem głębokiego, narkotykowego tripu? Może też być "Space Oddity" opowieścią o izolacji od ludzi, od ludzkiej fałszywości (wszak z góry "the stars look very different)... A może to tak naprawdę opis osiągania stanu nirvany? A może... Dla mnie - to właśnie ta niejednoznaczność to najmocniejsza strona tego utworu.

Do postaci Majora Bowie nawiązał ponownie w 1980 roku, w swym przeboju "Ashes to Ashes". Tu jednak Tom ukazuje się w nieco innej postaci - Bowie pogardliwie określa go jako "ćpuna, zawieszonego wysoko w niebie... jednak znajdującego się na samym dnie (A junkie, strung out in heavens high, hitting an all-time low).  Niejako potwierdzając (acz nie zdecydowanie) tezę, iż Tom to bolesna przeszłość artysty, uzależnienie odurzającymi substancjami... zero absolutne i najniższy punkt życia Davida. Time and again I tell myself - "I'll stay clean tonight"!/ But the little green wheels are following me/Oh no, not again! - śpiewa Bowie. Także track "Hallo Spaceboy" z albumu "Outside" z 1995 roku wspomina Majora Toma ("Ground to Major, bye bye Tom...)  - a w remiksie, przygotowanym przez Pet Shop Boys, zawarte są nawet wersy ze "Space Oddity", zaśpiewane przez Neila Tennanta. 

W lsitopadzie zeszłego roku swą premierę miał zaś surrealistyczny, niepokojący teledysk/minifilm "Blackstar" promujący najnowszy - i, niestety, ostatni - album Davida. Na początku teledysku widzimy szkielet kosmonauty, z którego kosmitka zabiera inkrustowaną klejnotami czaszkę... Pozostałe kości dryfuję w przestrzeni, zbliżając się do czarnej dziury. Czy owym nieszczęśnikiem jest nasz Major? Czy to jest zwieńczenie jego historii? Reżyser teledysku, Johan Renck, nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, więc... kto wie?

Postać Majora Toma  zainspirowała niemieckiego piosenkarza Petera Schillinga, który w 1983 roku wypuścił singiel "Major Tom (Coming Home)" - proponując swoiste uzupełnienie feralnej pierwszej misji Majora. Nie tylko zresztą Peter - wielu artystów wypuściło utwory nawiązujące do postaci Majora - czasem w naprawdę intrygujący sposób, jak w "Mrs. Major Tom" Kirby'ego Iana Andersena - utworze opowiadającym historię z perspektywy żony Majora.  

O "Space Oddity" warto wspomnieć z jeszcze jednego powodu. Jest to pierwszym utwór, do którego klip nakręcono... w przestrzeni kosmicznej właśnie. To nie żart - w 2013 roku Chris Hadfield, kanadyjski astronauta (pierwszy Kanadyjczyk w kosmosie!), służący wtedy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, nagrał cover "Space Oddity" i nakręcił doń teledysk - ze zmienionym, bardziej fortunnym dla Majora zakończeniem (Hadfield oczywiście nie omieszkał podziękować Bowiemu, gdy już wrócił na Ziemię ze stacji. Bowie w odpowiedzi wysłał do Hadfielda wiadomość... "Hallo Spaceboy").

"Space Oddity" to bezapelacyjnie jeden z najlepszych, najbardziej popularnych utworów Davida Bowie (ba, stał się na tyle popularny, że album, który promował - zatytułowany po prostu "David Bowie" - został w reedycji w 1973 roku przemianowany na "Space Oddity"!). Doczekawszy się niezliczonej ilości coverów, reinterpretacji, nawiązań we wszystkich chyba rodzajach mediów - utwór ten to bezapelacyjny klasyk, pomimo 46 lat na "karku" wciąż brzmiący wspaniale, i - co najważniejsze - wciąż działający na wyobraźnię jak mało który.

Nie wkleję tutaj wszystkich utworów, o których mowa w artykule - zachęcam do samodzielnego ich sprawdzenia i interpretacji. Zaprezentuję dwie wersje teledysku "Space Oddity" - oryginalną z 1969 roku i tą z 1972 roku, gdzie Bowie jako Ziggy Stardust wykonuje wersję znaną z albumu "Space Oddity". A także - wersję Chrisa Hadfielda.

                                              

                                              

                                              

 

BONUS: Poniżej - wideo z jednego z najbardziej niezwykłych hołdów złożonych Davidowi Bowie. W poniedziałek 11 stycznia dzwonnicy z katedry św. Marcina w Utrechcie, z wieży Domtoren - najwyższej wieży kościelnej w Holandii - wykonali "Space Oddity" na dzwonach kościelnych... Posłuchajcie sami. 

                                              

]]>
Smif-N-Wessun "Sound Bwoy Bureill" (Diggin' In The Videos #344)https://popkiller.kingapp.pl/2015-12-19,smif-n-wessun-sound-bwoy-bureill-diggin-in-the-videos-344https://popkiller.kingapp.pl/2015-12-19,smif-n-wessun-sound-bwoy-bureill-diggin-in-the-videos-344December 19, 2015, 1:21 pmTomasz PrzytułaW tym roku mieliśmy przyjemność świętować 20-stą rocznicę wydania jednego z najlepszych nowojorskich debiutów - "Dah' Shinin'" kultowego duetu Smif-N-Wessun. Krążek ten, fascynujący jak dobra lektura, przebogaty w środki artystyczne i opowiadający historie zebrane na ulicach Brooklynu przez dwóch zbuntowanych młokosów, znany jest doskonale każdemu miłośnikowi złotej ery. Niepowtarzalny klimat tej płyty oraz styl życia i specyfika lat dziewięćdzisiątych uwieczniona został w kilku teledyskach, w tym także we wspominanym dziś "Sound Bwoy Bureill" z gościnnym udziałem Originoo Gunn Clappaz. Boom Bye-Bye.........wykrzyczał Top Dog, nawiązując do budzącego kontrowersje hitu Buju Bantona i tym samym otworzył w znakomitym stylu najbardziej zakręcony numer na "Dah Shinin'". Jeśli nigdy nie byliście entuzjastami jamajskiego dialektu - po posłuchaniu tego kawałka, zostaniecie nimi, uwierzcie. "Sound Bwoy Bureill" aż ocieka egzotycznym patois i karaibskim luzem, który w tamtym czasie zalewał nowojorskie ulice. Czterech charyzmatycznych raperów: Steele, Tek, Top Dog, Starang Wondah - każdy z nich wyróżniający się swoją oryginalnością, ciekawym prowadzeniem wokalu i umiejętnością wymyślania gierek słownych, z którymi kojarzeni są do dzisiaj ("Starang coming like a hurricane licking shots"!) - tak wybuchowa mieszanka musiała rozgrzać osiedla. Dodajmy do tego surową produkcję ekipy Da Beatminerz (instrumental był początkowo przeznaczony na album Heltah Skeltah) i od razu wiemy, że mamy do czynienia z klasykiem. Wsiadajcie więc do wehikułu czasu, który przeniesie Was w sam środek złotej dekady rapu. Booyaka!Sprawdźcie również pierwszą część naszego tegorocznego wywiadu ze Smif-N-Wessun:W tym roku mieliśmy przyjemność świętować 20-stą rocznicę wydania jednego z najlepszych nowojorskich debiutów - "Dah' Shinin'" kultowego duetu Smif-N-Wessun. Krążek ten, fascynujący jak dobra lektura, przebogaty w środki artystyczne i opowiadający historie zebrane na ulicach Brooklynu przez dwóch zbuntowanych młokosów, znany jest doskonale każdemu miłośnikowi złotej ery. Niepowtarzalny klimat tej płyty oraz styl życia i specyfika lat dziewięćdzisiątych uwieczniona został w kilku teledyskach, w tym także we wspominanym dziś "Sound Bwoy Bureill" z gościnnym udziałem Originoo Gunn Clappaz. Boom Bye-Bye.....

....wykrzyczał Top Dog, nawiązując do budzącego kontrowersje hitu Buju Bantona i tym samym otworzył w znakomitym stylu najbardziej zakręcony numer na "Dah Shinin'". Jeśli nigdy nie byliście entuzjastami jamajskiego dialektu - po posłuchaniu tego kawałka, zostaniecie nimi, uwierzcie. "Sound Bwoy Bureill" aż ocieka egzotycznym patois i karaibskim luzem, który w tamtym czasie zalewał nowojorskie ulice. Czterech charyzmatycznych raperów: Steele, Tek, Top Dog, Starang Wondah - każdy z nich wyróżniający się swoją oryginalnością, ciekawym prowadzeniem wokalu i umiejętnością wymyślania gierek słownych, z którymi kojarzeni są do dzisiaj ("Starang coming like a hurricane licking shots"!) - tak wybuchowa mieszanka musiała rozgrzać osiedla. Dodajmy do tego surową produkcję ekipy Da Beatminerz (instrumental był początkowo przeznaczony na album Heltah Skeltah) i od razu wiemy, że mamy do czynienia z klasykiem. Wsiadajcie więc do wehikułu czasu, który przeniesie Was w sam środek złotej dekady rapu.Booyaka!

Sprawdźcie również pierwszą część naszego tegorocznego wywiadu ze Smif-N-Wessun:

]]>
Smif-n-Wessun "Bucktown" (Diggin in the Videos #343) https://popkiller.kingapp.pl/2015-09-17,smif-n-wessun-bucktown-diggin-in-the-videos-343https://popkiller.kingapp.pl/2015-09-17,smif-n-wessun-bucktown-diggin-in-the-videos-343September 17, 2015, 1:34 pmMaciej Wojszkun10 stycznia 1995 roku. Nie muszę mówić nic więcej, prawda? Wszyscy fani korzennego, nowojorskiego soundu wstali i z szacunkiem zasalutowali na wspomnienie tej daty. Dwadzieścia lat temu, tego właśnie dnia, swą premierę miał album celebrowany na całym świecie, apogeum skurywsyńsko brudnego i mrocznego rapu o realiach życia w Wielkim Jabłku. "Dah Shinin'", po "Enta Da Stage" Black Moon drugi album prezentujący światu potężny kolektyw Boot Camp Clik ("Cession at the Doghilee"!), kosior uznany za jeden z najlepszych krążków Eastcoastowego "renesansu" połowy lat 90 i monument hardcore rapu. Jeśli chcecie wiedzieć więcej - odsyłam do naszego cyklu Klasyk na Weekend, w którym "Dah Shinin'" zostało wnikliwie opisane przez Daniela Wardzińskiego. Dzisiaj w Diggin In The Videos - sztos, bez którego dyskusja o "Dah Shinin'", jak i Smif-n-Wessun nie może mieć miejsca. Jeden z moich osobistych numerów wszechczasów. Pierwszy singiel, który zaprezentował światu bezbłędną stylówę Generałów Teka i Steele'a. Hymn na cześć macierzystej dzielni Wielkiego Jabłka - "Bucktown". Hit it!(Ciekawostka: panowie nie byli pierwszymi, którzy użyli przydomku "Bucktown" na określenie Brooklynu- wcześniej od nich użył go np. Ant-Live na grubym posse-cucie Big Daddy Kane'a "Down the Line" - "But I know, if some shit goes down/I'll turn the whole New York into Bucktown"... "Bucktown" to także tytuł filmu blaxploitation z 1975 roku, z Fredem Williamsonem i Pam Grier w rolach głównych)Kawałek... właściwie bezbłędny. Doskonały beat Złego Dee i Mr. Walta, precyzyjnie skonstruowany z dusznej, kruszącej ściany perkusji - oraz z rewelacyjnego sampla saksofonu z utworu "Born to Be Blue" nieodżałowanej pamięci Jacka Bruce'a... Odpowiednio "mroczny" i duszny, jak na produkcję Beatminerz przystało - a jednocześnie jazzujący, bujający jak mało co (ba, nieco inną aranżację tego samego sampla wykorzystały później urocze panie z Floetry ww "Floetic" - do sprawdzenia poniżej). Nieśmiertelny hook, sprytnie nawiązujący do jednego z filarów Boot Camp - tercetu O.G.C. aka Originoo Gunn Clappaz. Na mikrofonie - dwóćh głodnych MC's, straght from the fuckin' dungeons Brooklynu, twardy nowojorski slang zręcznie przeplatających z jamajskim patois (Round here heads don't act their age/You might be another dead bwoy pon rage), kreślących żywy i plastyczny opis niewesołego życia w Brooklynie. Czy też - jak to rok później na "Brooklyn's Finest" określi Jay-Z - w Brook-Namie, swoistej strefie wojny Rejonie, w którym absolutnie nie jest kolorowo, gdzie każdy chodzi z gnatem i nie waha się go natychmiast użyć (Tek w swych wersach dokładnie ukazuje, jak bezlitośni są mieszkańcy Bucktown: Nowhere to run, ambush lurks in the dark/Heltah Skeltah smirks while you're getting torn apart), gdzie policja nie patyczkuje się z nikim, od razu sięgająć do środków przymusu bezpośredniego... Lock your doors, nobody's safe... Uwięzieni w piekle getta, Tek i Steele mają jednak receptę na spokój ducha: It's just regular, everyday state of being I/Mind holds the weight, rhymes free the mind in time...Zilustrowany prostym, "ulicznym" teledyskiem, "Bucktown" z miejsca stało się hitem, nakręciło też ogromny hype na debiutancki krążek Smif-n-Wessun. "Dah Shinin'" nie zawiodło, sprzedało się w zawrotnej ilości 300 000 egzemplarzy, jednak co najważniejsze - po dwudziestu latach nie straciło nic ze swej mocy. Check it out. 10 stycznia 1995 roku. Nie muszę mówić nic więcej, prawda? Wszyscy fani korzennego, nowojorskiego soundu wstali i z szacunkiem zasalutowali na wspomnienie tej daty. Dwadzieścia lat temu, tego właśnie dnia, swą premierę miał album celebrowany na całym świecie, apogeum skurywsyńsko brudnego i mrocznego rapu o realiach życia w Wielkim Jabłku. "Dah Shinin'", po "Enta Da Stage" Black Moon drugi album prezentujący światu potężny kolektyw Boot Camp Clik ("Cession at the Doghilee"!), kosior uznany za jeden z najlepszych krążków Eastcoastowego "renesansu" połowy lat 90 i monument hardcore rapu. Jeśli chcecie wiedzieć więcej - odsyłam do naszego cyklu Klasyk na Weekend, w którym "Dah Shinin'" zostało wnikliwie opisane przez Daniela Wardzińskiego. 

Dzisiaj w Diggin In The Videos - sztos, bez którego dyskusja o "Dah Shinin'", jak i Smif-n-Wessun nie może mieć miejsca. Jeden z moich osobistych numerów wszechczasów. Pierwszy singiel, który zaprezentował światu bezbłędną stylówę Generałów Teka i Steele'a. Hymn na cześć macierzystej dzielni Wielkiego Jabłka - "Bucktown". Hit it!

(Ciekawostka: panowie nie byli pierwszymi, którzy użyli przydomku "Bucktown" na określenie Brooklynu- wcześniej od nich użył go np. Ant-Live na grubym posse-cucie Big Daddy Kane'a "Down the Line" - "But I know, if some shit goes down/I'll turn the whole New York into Bucktown"... "Bucktown" to także tytuł filmu blaxploitation z 1975 roku, z Fredem Williamsonem i Pam Grier w rolach głównych)

Kawałek... właściwie bezbłędny.Doskonały beat Złego Dee i Mr. Walta, precyzyjnie skonstruowany z dusznej, kruszącej ściany perkusji - oraz z rewelacyjnego sampla saksofonu z utworu "Born to Be Blue" nieodżałowanej pamięci Jacka Bruce'a... Odpowiednio "mroczny" i duszny, jak na produkcję Beatminerz przystało - a jednocześnie jazzujący, bujający jak mało co (ba, nieco inną aranżację tego samego sampla wykorzystały później urocze panie z Floetry ww "Floetic" - do sprawdzenia poniżej). Nieśmiertelny hook, sprytnie nawiązujący do jednego z filarów Boot Camp - tercetu O.G.C. aka Originoo Gunn Clappaz. Na mikrofonie - dwóćh głodnych MC's, straght from the fuckin' dungeons  Brooklynu, twardy nowojorski slang zręcznie przeplatających z jamajskim patois (Round here heads don't act their age/You might be another dead bwoy pon rage), kreślących żywy i plastyczny opis niewesołego życia w Brooklynie. Czy też - jak to rok później na "Brooklyn's Finest" określi Jay-Z - w Brook-Namie, swoistej strefie wojny  Rejonie, w którym absolutnie nie jest kolorowo, gdzie każdy chodzi z gnatem i nie waha się go natychmiast użyć (Tek w swych wersach dokładnie ukazuje, jak bezlitośni są mieszkańcy Bucktown: Nowhere to run, ambush lurks in the dark/Heltah Skeltah smirks while you're getting torn apart), gdzie policja nie patyczkuje się z nikim, od razu sięgająć do środków przymusu bezpośredniego... 

Lock your doors, nobody's safe... Uwięzieni w piekle getta, Tek i Steele mają jednak receptę na spokój ducha: It's just regular, everyday state of being I/Mind holds the weight, rhymes free the mind in time...

Zilustrowany prostym, "ulicznym" teledyskiem,"Bucktown" z miejsca stało się hitem, nakręciło też ogromny hype na debiutancki krążek Smif-n-Wessun. "Dah Shinin'" nie zawiodło, sprzedało się w zawrotnej ilości 300 000 egzemplarzy, jednak co najważniejsze - po dwudziestu latach nie straciło nic ze swej mocy. Check it out.

                                                

                                               

                                               

]]>
Governor "Crazy Life" / "Here We Go Again" ft. 50 Cent (Diggin In The Videos #342)https://popkiller.kingapp.pl/2015-08-10,governor-crazy-life-here-we-go-again-ft-50-cent-diggin-in-the-videos-342https://popkiller.kingapp.pl/2015-08-10,governor-crazy-life-here-we-go-again-ft-50-cent-diggin-in-the-videos-342August 10, 2015, 6:15 pmMarcin NataliWczoraj wieczorem Internet obiegły zdjęcia ukazujące wokalistę soulowego/r&b Governora, który obecnie leży w szpitalu w stanie ciężkim po wypadku samochodowym, który miał miejsce w jego stanie rodzinnym Wirginia. Ostatnie informacje mówiły, że artysta jest podłączony do respiratora, ma złamane żebra i przebite płuco...Pewnie mało kto z was kojarzy Gio "Governor" Washingtona, ale artysta aktywny jest na scenie nie od dziś - pojawił się m.in. w refrenie "PJ's" Wyclefa Jeana z 2001 r., wystąpił na jednej z najlepszych płyt T.I.'a "KING" w 2006 roku w numerze "Hello", w tym samym roku wydał kapitalną płytę "Son of Pain" w wytwórni T.I.'a, a przez następnych kilka lat miał kontrakt w G-Unit Records, czego rezultatem było kilka świetnych singli i numery nagrane w duecie z 50 Centem.W tym roku obdarzony niezmiernie charakterystycznym wokalem Governor, będący jednym z moich ulubionych współczesnych wokalistów soulowych, wypuścił nowy album "Illumination" nakładem niewielkiej wytwórni Charles City Music.Ja postanowiłem przedstawić wam za to pochodzący z roku 2011 utwór "Crazy Life", inspirowany filmem "All Things Fall Apart", w któym główną rolę grał właśnie 50 Cent. Brudne, hip-hopowe bębny, przyjemny flet i mistrzowski, głęboki wokal Governora, śpiewającego o trudach codziennego życia składają się na bardzo mocny track, do którego ja sam wracam bardzo często. Całość została zobrazowana zgrabnie nawiązującym do filmu teledyskiem. Drugim teledyskiem, który chciałbym przypomnieć jest natomiast nagrany w duecie z 50 Centem track "Here We Go Again" (również z roku 2011), świetnie ukazujący skalę wokalnę Gio, a także chemię muzyczną między obu artystami.My polecamy wszystkim bardzo mocno twórczość Governora, zwłaszcza wspomniany album "Son of Pain" z 2006 r. oraz dołączamy się całą redakcją do życzeń szybkiego powrotu do zdrowia! Get well Gov!Profil muzyka na FBPod spodem też emocjonalny numer "Blood, Sweat & Tears", otwierający "Son of Pain".Wczoraj wieczorem Internet obiegły zdjęcia ukazujące wokalistę soulowego/r&b Governora, który obecnie leży w szpitalu w stanie ciężkim po wypadku samochodowym, który miał miejsce w jego stanie rodzinnym Wirginia. Ostatnie informacje mówiły, że artysta jest podłączony do respiratora, ma złamane żebra i przebite płuco...

Pewnie mało kto z was kojarzy Gio "Governor" Washingtona, ale artysta aktywny jest na scenie nie od dziś - pojawił się m.in. w refrenie "PJ's" Wyclefa Jeana z 2001 r., wystąpił na jednej z najlepszych płyt T.I.'a "KING" w 2006 roku w numerze "Hello", w tym samym roku wydał kapitalną płytę "Son of Pain" w wytwórni T.I.'a, a przez następnych kilka lat miał kontrakt w G-Unit Records, czego rezultatem było kilka świetnych singli i numery nagrane w duecie z 50 Centem.

W tym roku obdarzony niezmiernie charakterystycznym wokalem Governor, będący jednym z moich ulubionych współczesnych wokalistów soulowych, wypuścił nowy album "Illumination" nakładem niewielkiej wytwórni Charles City Music.

Ja postanowiłem przedstawić wam za to pochodzący z roku 2011 utwór "Crazy Life", inspirowany filmem "All Things Fall Apart", w któym główną rolę grał właśnie 50 Cent. Brudne, hip-hopowe bębny, przyjemny flet i mistrzowski, głęboki wokal Governora, śpiewającego o trudach codziennego życia składają się na bardzo mocny track, do którego ja sam wracam bardzo często. Całość została zobrazowana zgrabnie nawiązującym do filmu teledyskiem. 

Drugim teledyskiem, który chciałbym przypomnieć jest natomiast nagrany w duecie z 50 Centem track "Here We Go Again" (również z roku 2011), świetnie ukazujący skalę wokalnę Gio, a także chemię muzyczną między obu artystami.

My polecamy wszystkim bardzo mocno twórczość Governora, zwłaszcza wspomniany album "Son of Pain" z 2006 r. oraz dołączamy się całą redakcją do życzeń szybkiego powrotu do zdrowia! Get well Gov!

Profil muzyka na FB
Pod spodem też emocjonalny numer "Blood, Sweat & Tears", otwierający "Son of Pain".

]]>
Quinton feat. Jazzyfatnastees & Darkskin "Quinton's Here" (Diggin In The Videos #339)https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-23,quinton-feat-jazzyfatnastees-darkskin-quintons-here-diggin-in-the-videos-339https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-23,quinton-feat-jazzyfatnastees-darkskin-quintons-here-diggin-in-the-videos-339June 25, 2015, 12:57 pmMaciej WojszkunMoim osobistym ulubionym momentem "Bizarre Ride" - naszego Klasyka na Weekend - jest skit "Quinton's on the Way" - zupełnie absurdalny, atakujący niespodziewanie jam, w którym Pharcydzi, w akompaniamencie skocznego pianinka, świętują rychłe nadejście dobrego zioma Quintona. Że co, kto to niby? No co Wy, nie znacie Quintona? To jedyny i niepowtarzalny Święty Mikołaj i The Freshmaker w jednym - człowiek, którego obecność gwarantuje grubą imprezę, dostawca najlepszego zioła na północnej pólkuli.Oczywiście trochę sobie kpię, faktem jest jednak, że dla fanów The Pharcyde Quinton jest postacia kultową. Panowie Imani, Bootie, Tre i Fatlip na tyle polubili sympatycznego specjalistę od "ziołolecznictwa" - że zaprosili go, aby zarapował (czytaj: starym Pharcyde'owskim zwyczajem pocisnął po "Your Mama") na legendarnym "Pack the Pipe" - prawdopodobnie najlepszym, najbardziej psychodelicznym tracku o haju, jaki kiedykolwiek powstał (WHEEEEERRRRREEE IS MY BUUUUUUUD???), a także - umożliwili mu wydanie własnego singla. Tak jest, Quinton wysmażył swój własny rapowy track. Wydany nie byle gdzie, bo nakłądem słynnej wytwórni Tommy Boy Records - a wyprodukowany także przez nie byle kogo, bo przez znanego nam doskonale J-Swifta, kompozytora całości - no, prawie - "Bizarre Ride".... "Quinton's Here" to korzenny, boombapowy sztos z samplami z Bizarre'owego skitu i zadzornymi trąbkami, na którym dobra mordeczka Quinton (a.k.a. I walk through the door with the positive vibes) proklamuje niewątpliwą zajebistość swoją i swojego tzw. superb herb. Do mieszanki dodajmy śpiew przeuroczych pań z Jazzyfatnastees (fani Rootsów czy Outkastu kojarzą je na pewno) i gościnny rap J-Swifta i Darkskina (swoją drogą, błyskotliwa ksywa)... Choć Quinton nie jest tytanem mikrofonu (ba, na stronie B singla umieścił utwór o nazwie... "I'm Not an MC"), nie porusza się po beacie z taką gracją i lekkością jak nasze wariaty z South Central - nawija całkiem sprawnie, próbuje nawet swych sił w śpiewaniu. Sprawdźcie zresztą sami - pod spodem teledysk do "Quinton's Here", singiel "I'm Not an MC", jak również wiadomy Pharcyde'owy skit. Swoją drogą, fragment, w którym ktoś udaje Toma Waitsa, zawsze rozbawia mnie do łez.... Check it out.Sprawdzajcie też nasz obszerny videowywiad z The Pharcyde Moim osobistym ulubionym momentem "Bizarre Ride" - naszego Klasyka na Weekend - jest skit "Quinton's on the Way" - zupełnie absurdalny, atakujący niespodziewanie jam, w którym Pharcydzi, w akompaniamencie skocznego pianinka, świętują rychłe nadejście dobrego zioma Quintona. Że co, kto to niby? No co Wy, nie znacie Quintona? To jedyny i niepowtarzalny Święty Mikołaj i The Freshmaker w jednym - człowiek, którego obecność gwarantuje grubą imprezę, dostawca najlepszego zioła na północnej pólkuli.

Oczywiście trochę sobie kpię, faktem jest jednak, że dla fanów The Pharcyde Quinton jest postacia kultową. Panowie Imani, Bootie, Tre i Fatlip na tyle polubili sympatycznego specjalistę od "ziołolecznictwa" - że zaprosili go, aby zarapował (czytaj: starym Pharcyde'owskim zwyczajem pocisnął po "Your Mama") na legendarnym "Pack the Pipe" - prawdopodobnie najlepszym, najbardziej psychodelicznym tracku o haju, jaki kiedykolwiek powstał (WHEEEEERRRRREEE IS MY BUUUUUUUD???), a także - umożliwili mu wydanie własnego singla. 

Tak jest, Quinton wysmażył swój własny rapowy track. Wydany nie byle gdzie, bo nakłądem słynnej wytwórni Tommy Boy Records - a wyprodukowany także przez nie byle kogo, bo przez znanego nam doskonale J-Swifta, kompozytora całości - no, prawie - "Bizarre Ride".... "Quinton's Here" to korzenny, boombapowy sztos z samplami z Bizarre'owego skitu i zadzornymi trąbkami, na którym dobra mordeczka Quinton (a.k.a. I walk through the door with the positive vibes) proklamuje niewątpliwą zajebistość swoją i swojego tzw. superb herb. Do mieszanki dodajmy śpiew przeuroczych pań z Jazzyfatnastees (fani Rootsów czy Outkastu kojarzą je na pewno) i gościnny rap J-Swifta i Darkskina (swoją drogą, błyskotliwa ksywa)... Choć Quinton nie jest tytanem mikrofonu (ba, na stronie B singla umieścił utwór o nazwie... "I'm Not an MC"), nie porusza się po beacie z taką gracją i lekkością jak nasze wariaty z South Central - nawija całkiem sprawnie, próbuje nawet swych sił w śpiewaniu. 

Sprawdźcie zresztą sami - pod spodem teledysk do "Quinton's Here", singiel "I'm Not an MC", jak również wiadomy Pharcyde'owy skit. Swoją drogą, fragment, w którym ktoś udaje Toma Waitsa, zawsze rozbawia mnie do łez.... Check it out.

Sprawdzajcie też nasz obszerny videowywiad z The Pharcyde

                                                

                                                

                                                

]]>
The Pharcyde "Pandemonium" (Diggin In The Videos #340)https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-25,the-pharcyde-pandemonium-diggin-in-the-videos-340https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-25,the-pharcyde-pandemonium-diggin-in-the-videos-340June 25, 2015, 2:07 pmMarcin NataliTak jest, na obrazku powyżej widzicie Bootie Browna z The Pharcyde sprzedającego streetfighterowego high kicka swojemu przeciwnikowi, który wykazując się wyskokiem lepszym niż Nate Robinson sprytnie unika ciosu (w kadrze zostały jedynie jego kolana i stopy). Pamiętacie grę Street Fighter? Ba, klaaaasyk, grało się kiedyś. W 1994 r. do kin trafiła ekranizacja kultowej bijatyki 2D, w której główną rolę zagrał król mordobicia lat 90. Jean-Claude Van Damme. Sam film odniósł wielki sukces komercyjny, ale krytycy nie zostawili na nim suchej nitki.Inaczej sprawa wyglądała jednak ze ścieżką dźwiękową, która co prawda nie podbiła list przebojów, ale trzymała naprawdę wysoki poziom, o co zadbali gracze takiego kalibru jak Ice Cube, Nas (wspominaliśmy już kiedyś mistrzowski numer Nasa "One On One"), Paris, Ras Kass czy właśnie The Pharcyde, dostarczając ekskluzywne, nagrane specjalnie na tę okazję kawałki.Muzycznie "Pandemonium" to esencjonalna, pozytywna Pharcyde'owa jazda oparta na dudniącym basie, mocnej perkusji, wykręconym samplu i kozackich skreczach. Slimkid3, Imani, Fatlip i Bootie Brown rzucają mega stylowe jak zwykle szesnastki, w międzyczasie mierząc się na ekranie ze streetfighterowymi zawodnikami i serwując nam pokaz ciosów, których nie powstydziłby się Jackie Chan. Mistrzowski klip, niepowtarzalny klimat lat 90. i czterominutowy wehikuł czasu. Sprawdzajcie też nasz obszerny videowywiad z The Pharcyde:Tak jest, na obrazku powyżej widzicie Bootie Browna z The Pharcyde sprzedającego streetfighterowego high kicka swojemu przeciwnikowi, który wykazując się wyskokiem lepszym niż Nate Robinson sprytnie unika ciosu (w kadrze zostały jedynie jego kolana i stopy). Pamiętacie grę Street Fighter? Ba, klaaaasyk, grało się kiedyś. W1994 r. do kin trafiła ekranizacja kultowej bijatyki2D, w której główną rolę zagrał król mordobicia lat 90. Jean-Claude Van Damme. Sam film odniósł wielki sukces komercyjny, ale krytycy nie zostawili na nim suchej nitki.

Inaczej sprawa wyglądała jednak ze ścieżką dźwiękową, która co prawda nie podbiła list przebojów, ale trzymała naprawdę wysoki poziom, o co zadbali gracze takiego kalibru jak Ice Cube, Nas (wspominaliśmy już kiedyś mistrzowski numer Nasa "One On One"), Paris, Ras Kass czy właśnie The Pharcyde, dostarczając ekskluzywne, nagrane specjalnie na tę okazję kawałki.

Muzycznie "Pandemonium" to esencjonalna, pozytywna Pharcyde'owa jazda oparta na dudniącym basie, mocnej perkusji, wykręconym samplu i kozackich skreczach. Slimkid3, Imani, Fatlip i Bootie Brown rzucają mega stylowe jak zwykle szesnastki, w międzyczasie mierząc się na ekranie ze streetfighterowymi zawodnikami i serwując nam pokaz ciosów, których nie powstydziłby się Jackie Chan. Mistrzowski klip, niepowtarzalny klimat lat 90. i czterominutowy wehikuł czasu.

Sprawdzajcie też nasz obszerny videowywiad z The Pharcyde:

]]>
The Pharcyde "Drop" (Diggin’ In The Videos #338)https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-18,the-pharcyde-drop-diggin-in-the-videos-338https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-18,the-pharcyde-drop-diggin-in-the-videos-338June 18, 2015, 1:33 pmTomasz PrzytułaWszystkie encyklopedie świata zaliczają grupę The Pharcyde do nurtu alternatywnego i nie jest to bynajmniej kwestia przypadku. Pierwsze płyty zespołu, utrzymane w soulowo-jazzowym klimacie, były niczym powiew świeżej bryzy nad Zachodnim Wybrzeżem. W okresie całkowitej dominacji g-funku i gangsta rapu, członkowie The Pharcyde podążyli w zupełnie innym kierunku, tworząc rzeczywistą alternatywę na kalifornijskiej scenie. Swoim swobodnym podejściem do hip-hopu, porywającą narracją i niebanalnym poczuciem humoru zaskarbili sobie sympatię słuchaczy i krytyków muzycznych. Nowatorstwo zespołu objawiało się nie tylko w niewymuszonym sposobie pisania tekstów i różnokierunkowej warstwie producenckiej. Dużą rolę w procesie lansowania grupy spełniły również oryginalne teledyski, z których największą sławę zyskał obraz do numeru "Drop" z 1995 roku.Promocję drugiego albumu The Pharcyde rozpoczęto od wypuszczenia wyżej wspomnianego singla. Dzięki złotemu dotykowi śp. J. Dilli "Drop" wyznaczyło nową jakość i głębszy wymiar muzyki całego zespołu. Licząc na powtórzenie sukcesu debiutanckiej płyty, członkowie The Pharcyde postanowili mocno zaakcentować swój powrót na scenę. Nowy singiel miał zostać zobrazowany pomysłowym i nietuzinkowym teledyskiem. W tym celu wytwórnia Delicious Vinyl zwróciła się do agencji Satellite Films z prośbą o napisanie scenariusza i wyreżyserowanie klipu. Zadania podjął się szef agencji, sam Spike Jonze, doświadczony i wielokrotnie nagradzany reżyser filmów, klipów i wszelkiej maści reklamówek.Koncepcja reżysera polegała na uchwyceniu raperów poruszających się na wspak, po czym puszczenie nagranego materiału od tyłu. Dzięki temu zabiegowi, w przedstawionym na ekranie Los Angeles raz za razem łamane są prawa fizyki, a przyciąganie grawitacyjne zupełnie traci swoje właściwości. Dla udoskonalenia końcowego efektu, członkowie The Pharcyde nauczyli się rapować swoje teksty od tyłu, w czym pomógł im wynajęty w tym celu językoznawca. Nie wliczając gaży reżysera i ekipy zdjęciowej, zrealizowany teledysk można określić mianem niskobudżetowego. To jego klimat i kapitalny koncept zagwarantował mu sukces, a mijający czas zadziałał tylko na korzyść – dziś klip do numeru „Drop” jest uznawany za kultowy i stanowi pełną definicję słowa „alternatywny”.Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat klip Spike'a Jonze'a stał się źródłem inspiracji dla ludzi z całego świata. Wielokrotnie sięgały po niego osoby z branży muzycznej, filmowej, a nawet marketingowej. Wymienienie wszystkich projektów opartych na tym schemacie wymagałoby jednak napisania osobnego artykułu. Pozwolę sobie przypomnieć tylko kampanię reklamową jednej z polskich sieci telefonii komórkowej oraz teledysk kanadyjskiego rapera Shada, którym oddał swoisty hołd fantastycznej czwórce z Kalifornii.Wideoklip „Drop” choć dzisiaj legendarny, w połowie lat dziewięćdziesiątych nie zapewnił spektakularnego sukcesu krążkowi „Labcabincalifornia”. Drugi album w karierze The Pharcyde sprzedał się w dużo mniejszym nakładzie niż debiut z 1992 roku i nie uzyskał certyfikatu złotej płyty. Mimo porażki komercyjnej ten genialny teledysk został ocalony od zapomnienia, co roku zajmuje wysokie lokaty w rozmaitych rankingach, a nierzadko nazywany jest najlepszym hip-hopowym klipem wszechczasów. Czy zasługuje na takie miano? Obejrzyjcie i oceńcie sami.

Wszystkie encyklopedie świata zaliczają grupę The Pharcyde do nurtu alternatywnego i nie jest to bynajmniej kwestia przypadku. Pierwsze płyty zespołu, utrzymane w soulowo-jazzowym klimacie, były niczym powiew świeżej bryzy nad Zachodnim Wybrzeżem.  W okresie całkowitej dominacji g-funku i gangsta rapu, członkowie The Pharcyde podążyli w zupełnie innym kierunku, tworząc rzeczywistą alternatywę na kalifornijskiej scenie. Swoim swobodnym podejściem do hip-hopu, porywającą narracją i niebanalnym poczuciem humoru zaskarbili sobie sympatię słuchaczy i krytyków muzycznych. Nowatorstwo zespołu objawiało się nie tylko w niewymuszonym sposobie pisania tekstów i różnokierunkowej warstwie producenckiej. Dużą rolę w procesie lansowania grupy spełniły również oryginalne teledyski, z których największą sławę zyskał obraz do numeru "Drop" z 1995 roku.

Promocję drugiego albumu The Pharcyde rozpoczęto od wypuszczenia wyżej wspomnianego singla. Dzięki złotemu dotykowi śp. J. Dilli "Drop" wyznaczyło nową jakość i głębszy wymiar muzyki całego zespołu. Licząc na powtórzenie sukcesu debiutanckiej płyty, członkowie The Pharcyde postanowili mocno zaakcentować swój powrót na scenę. Nowy singiel miał zostać zobrazowany pomysłowym i nietuzinkowym teledyskiem.  W tym celu wytwórnia Delicious Vinyl zwróciła się do agencji Satellite Films z prośbą o napisanie scenariusza i wyreżyserowanie klipu. Zadania podjął się szef agencji, sam Spike Jonze, doświadczony i wielokrotnie nagradzany reżyser filmów, klipów i wszelkiej maści reklamówek.

Koncepcja reżysera polegała na uchwyceniu raperów poruszających się na wspak, po czym puszczenie nagranego materiału od tyłu. Dzięki temu zabiegowi, w przedstawionym na ekranie Los Angeles raz za razem łamane są prawa fizyki, a przyciąganie grawitacyjne zupełnie traci swoje właściwości. Dla udoskonalenia  końcowego efektu, członkowie The Pharcyde nauczyli się rapować swoje teksty od tyłu, w czym pomógł im wynajęty w tym celu językoznawca. Nie wliczając gaży reżysera i ekipy zdjęciowej, zrealizowany teledysk można określić mianem niskobudżetowego. To jego klimat i kapitalny koncept zagwarantował mu sukces, a mijający czas zadziałał tylko na korzyść – dziś klip do numeru „Drop” jest uznawany za kultowy i stanowi pełną definicję słowa „alternatywny”.

Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat klip Spike'a Jonze'a stał się źródłem inspiracji dla ludzi z całego świata. Wielokrotnie sięgały po niego osoby z branży muzycznej, filmowej, a nawet marketingowej. Wymienienie wszystkich projektów opartych na tym schemacie wymagałoby jednak napisania osobnego artykułu. Pozwolę sobie przypomnieć tylko kampanię reklamową jednej z polskich sieci telefonii komórkowej oraz teledysk kanadyjskiego rapera Shada, którym oddał swoisty hołd fantastycznej czwórce z Kalifornii.

Wideoklip „Drop” choć dzisiaj legendarny, w połowie lat dziewięćdziesiątych nie zapewnił spektakularnego sukcesu krążkowi „Labcabincalifornia”. Drugi album w karierze The Pharcyde sprzedał się w dużo mniejszym nakładzie niż debiut z 1992 roku i nie uzyskał certyfikatu złotej płyty. Mimo porażki komercyjnej ten genialny teledysk został ocalony od zapomnienia, co roku zajmuje wysokie lokaty w rozmaitych rankingach, a nierzadko nazywany jest najlepszym hip-hopowym klipem wszechczasów. Czy zasługuje na takie miano? Obejrzyjcie i oceńcie sami.

]]>
Ras Kass “Soul On Ice (Remix)” (Diggin In The Videos #337)https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-02,ras-kass-soul-on-ice-remix-diggin-in-the-videos-337https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-02,ras-kass-soul-on-ice-remix-diggin-in-the-videos-337June 2, 2015, 3:57 pmTomasz PrzytułaNie sposób nie dostrzec zabawnej zależności jaka powstała między największymi hitami Ras Kassa, które choć na chwilę znajdowały (lub z pewnością znalazłyby) swoje miejsce na listach przebojów. Prawie każdy z nich był reinterpretacją nagranego dużo wcześniej utworu. Nie ma przecież na świecie osoby, która nie kojarzyłaby kapitalnego numeru „Goldyn Chyld (Remix)” (oryginał znalazł się na albumie „Van Gogh”), odkopanego dziś „Soul On Ice (Remix), czy słynnego „Ghetto Fabulous” który również doczekał się swojego remiksu z pośmiertnym udziałem Tupaca. O ile historia dwóch kawałków z tej listy jest jasna i nie wymaga wyjaśnień, o tyle przypominany dziś ostatni singiel z albumu „Soul On Ice” wciąż rodzi pytania o przyczynę nieobecności tej wersji na debiucie weterana z Carson. Wydanie singla „Soul On Ice (Remix)" stało się jednym z ostatnich ruchów promocyjnych w ramach pierwszej płyty Johna Austina, której wyniki sprzedaży były niezadawalające. Pierwotnym zamierzeniem samego autora jak i wytwórni Priority było zremiksowanie tytułowego kawałka z wykorzystaniem tych samych, albumowych zwrotek. Korzystając ze swoich świeżo zawartych, nowojorskich znajomości, Ras Kass zwrócił się do jednego z filarów producenckich ekipy D.I.T.C. – Diamonda D o zarezerwowanie kilku swoich bitów na potrzeby remiksu. Podczas kilkudniowego pobytu w Nowym Jorku, przesłuchawszy bity, które zaproponował mu Diamond, Ras wybrał jeden z nich, który zainspirował go do napisania całkiem nowego tekstu. Remix „Soul On Ice” nagrano w ostatnich miesiącach 1996 roku, dlatego nie znalazł się on na trackliście albumu. Próżno szukać go również późniejszych wydaniach „SOI” z prostego względu – krążek nigdy nie doczekał się reedycji.Produkcja Diamonda D oparta na arcydziele światowego jazzu „Mental Traveller” autorstwa Davida Axelroda, przyniosła Ras Kassowi najlepiej notowany singiel w całej jego karierze. Pozornie bardzo prosta kompozycja, złożona z zaledwie kilkusekundowej pętli wzbudziła na tyle duże zainteresowanie, że ze szczerymi gratulacjami do członka D.I.T.C. zadzwonił nawet sam David Axelrod, nie kryjąc swojego podekscytowania usłyszanym utworem. „Soul On Ice (Remix)" to kwintesencja ulicznego, nowojorskiego brzmienia, w którym Ras Kass od zawsze czuł się jak ryba w wodzie. Liryczne zabiegi, którymi raper z Carson posłużył się przy pisaniu zwrotek na potrzeby remiksu nie odbiegają od poziomu zaprezentowanego na jego debiutanckim albumie. Ras dostarczył słuchaczom tekst z najwyższej możliwej półki, a błyskotliwe gry słowne i wspaniałe wersy takie jak: „Drink Listerine, brush my teeth with amphetamine, so I can sound fresh and say dope things in between” na stałe trafiły do kanonu hip-hopowych panczy.Singiel zobrazowano niskobudżetowym, niesłychanie klimatycznym teledyskiem, bezpośrednio nawiązującym do wizjonerskiej okładki albumu, zaprojektowanej przez wybitnego fotografa Briana „B+” Crossa. Do dziś „Soul On Ice (Remix)" stanowi wizytówkę Ras Kassa i nieodzowny element każdego jego koncertu. Puśćcie to głośno, Razzy at his finest![[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23928","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

Nie sposób nie dostrzec zabawnej zależności jaka powstała między największymi hitami Ras Kassa, które choć na chwilę znajdowały (lub z pewnością znalazłyby) swoje miejsce na listach przebojów. Prawie każdy z nich był reinterpretacją nagranego dużo wcześniej utworu. Nie ma przecież na świecie osoby, która nie kojarzyłaby kapitalnego numeru „Goldyn Chyld (Remix)” (oryginał znalazł się na albumie „Van Gogh”), odkopanego dziś „Soul On Ice (Remix), czy słynnego „Ghetto Fabulous” który również doczekał się swojego remiksu z pośmiertnym udziałem Tupaca. O ile historia dwóch kawałków z tej listy jest jasna i nie wymaga wyjaśnień, o tyle przypominany dziś ostatni singiel z albumu „Soul On Ice” wciąż rodzi pytania o przyczynę nieobecności tej wersji na debiucie weterana z Carson.

Wydanie singla „Soul On Ice (Remix)" stało się jednym z ostatnich ruchów promocyjnych w ramach pierwszej płyty Johna Austina, której wyniki sprzedaży były niezadawalające. Pierwotnym zamierzeniem samego autora jak i wytwórni Priority było zremiksowanie tytułowego kawałka z wykorzystaniem tych samych, albumowych zwrotek. Korzystając ze swoich świeżo zawartych, nowojorskich znajomości, Ras Kass zwrócił się do jednego z filarów producenckich ekipy D.I.T.C. – Diamonda D o zarezerwowanie kilku swoich bitów na potrzeby remiksu. Podczas kilkudniowego pobytu w Nowym Jorku, przesłuchawszy bity, które zaproponował mu Diamond, Ras wybrał jeden z nich, który zainspirował go do napisania całkiem nowego tekstu. Remix „Soul On Ice” nagrano w ostatnich miesiącach 1996 roku, dlatego nie znalazł się on na trackliście albumu. Próżno szukać go również późniejszych wydaniach „SOI” z prostego względu – krążek nigdy nie doczekał się reedycji.

Produkcja Diamonda D oparta na arcydziele światowego jazzu „Mental Traveller” autorstwa Davida Axelroda, przyniosła Ras Kassowi najlepiej notowany singiel w całej jego karierze. Pozornie bardzo prosta kompozycja, złożona z zaledwie kilkusekundowej pętli  wzbudziła na tyle duże zainteresowanie, że ze szczerymi gratulacjami do członka D.I.T.C. zadzwonił nawet sam David Axelrod, nie kryjąc swojego podekscytowania usłyszanym utworem. „Soul On Ice (Remix)" to kwintesencja ulicznego, nowojorskiego brzmienia, w którym Ras Kass od zawsze czuł się jak ryba w wodzie.  Liryczne zabiegi, którymi raper z Carson posłużył się przy pisaniu zwrotek na potrzeby remiksu nie odbiegają od poziomu zaprezentowanego na jego debiutanckim albumie. Ras dostarczył słuchaczom tekst z najwyższej możliwej półki, a błyskotliwe gry słowne i wspaniałe wersy takie jak: „Drink Listerine, brush my teeth with amphetamine, so I can sound fresh and say dope things in between”na stałe trafiły do kanonu hip-hopowych panczy.

Singiel zobrazowano niskobudżetowym, niesłychanie klimatycznym teledyskiem, bezpośrednio nawiązującym do wizjonerskiej okładki albumu, zaprojektowanej przez wybitnego fotografa Briana „B+” Crossa. Do dziś „Soul On Ice (Remix)" stanowi wizytówkę Ras Kassa i nieodzowny element każdego jego koncertu. Puśćcie to głośno, Razzy at his finest!

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23928","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince "Girls Ain't Nothing But Trouble" / "I Think I Can Beat Mike Tyson" (Diggin In The Videos #336)https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-30,dj-jazzy-jeff-the-fresh-prince-girls-aint-nothing-but-trouble-i-think-i-can-beat-mikehttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-30,dj-jazzy-jeff-the-fresh-prince-girls-aint-nothing-but-trouble-i-think-i-can-beat-mikeJune 18, 2015, 1:53 pmMarcin NataliW dzisiejszym odcinku "Diggin In The Videos" chciałbym wam zaprezentować debiutancki singiel duetu DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince, promujący ich pierwszy album "Rock The House" z 1987 roku, a także pierwszy singiel z ich trzeciego LP z 1989 r., zatytułowany "I Think I Can Beat Mike Tyson".Wybrałem akurat te dwa pamiętne klipy, ponieważ idealnie ukazują wyluzowane, pełne dystansu podejście Willa i Jeffa, oraz ich niepowtarzalne poczucie humoru i kreatywność w tworzeniu barwnych, komicznych historii. I tak, tytuł drugiego kawałka należy traktować dosłownie...Listen homeboys, don't mean to bust your bubble, but girls of the world ain't nothing but trouble! - takim wersem wkroczył na scenę młody Will Smith, ubrany w gustowny czarny dresik, okulary przeciwsłoneczne i bujający jak pingwin na trampolinie. I said my name is the Prince, she said why? I said well, I don't know I'm just a hell of a guy! - nic dodać, nic ująć. The Fresh Prince już jako 18-latek błyszczał, emanował pewnością siebie i z wrodzonym wdziękiem rzucał co raz to bardziej abstrakcyjne linijki. "Girls Ain't Nothing But Trouble" wręcz kipi młodzieńczą energią, a swawolny, dowcipny rap Prince'a idealnie uzupełniają mocna perkusja, melodia brzmiąca niczym wyjęta z Looney Tunes oraz mistrzowski klip, obrazujący zwariowane przygody Księcia z dziewczynami... I was scared as hell, where was I supposed to go? I just yelled "Geronimo" and jumped out the window. Bezcenne.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23314","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Wyobraźcie sobie sytuację, że siedzicie z ziomkiem i oglądacie walkę Mike'a Tysona. Nagle ziomek zaczyna kwestionować bokserskie umiejętności Mike'a, stwierdza, że rywal w ringu daje mu fory, i że sam wyszedłby cało ze starcia z Tysonem... Ba, dzwoni od razu do Dona Kinga i ustawia walkę na za 2 miesiące w Atlantic City, a Ty zostajesz jego trenerem, wmawiając mu "Wygrasz to mordo, zniszczysz go!". Tak właśnie mniej więcej przebiega historia "I Think I Can Beat Mike Tyson", zobrazowana klipem będącym parodią "Rocky'ego", w którym Jeff i Will oprócz swoich ról wcielają się też w parę dziadków, przywołujących na myśl klasycznych zrzędliwych staruszków z Muppetów. Jakby tego było mało, w klipie pojawiają się prawdziwy Tyson oraz Don King! Coś pięknego.Everybody was laughin' out loudI thought at least my own Grandma would be proud I went to her house and snuck in to surpise her I heard her on the phone "A thousand bucks on Tyson!"[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23315","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]W dzisiejszym odcinku "Diggin In The Videos" chciałbym wam zaprezentować debiutancki singiel duetu DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince, promujący ich pierwszy album "Rock The House" z 1987 roku, a także pierwszy singiel z ich trzeciego LP z 1989 r., zatytułowany "I Think I Can Beat Mike Tyson".

Wybrałem akurat te dwa pamiętne klipy, ponieważ idealnie ukazują wyluzowane, pełne dystansu podejście Willa i Jeffa, oraz ich niepowtarzalne poczucie humoru i kreatywność w tworzeniu barwnych, komicznych historii. I tak, tytuł drugiego kawałka należy traktować dosłownie...

Listen homeboys, don't mean to bust your bubble, but girls of the world ain't nothing but trouble! - takim wersem wkroczył na scenę młody Will Smith, ubrany w gustowny czarny dresik, okulary przeciwsłoneczne i bujający jak pingwin na trampolinie. I said my name is the Prince, she said why? I said well, I don't know I'm just a hell of a guy! - nic dodać, nic ująć. The Fresh Prince już jako 18-latek błyszczał, emanował pewnością siebie i z wrodzonym wdziękiem rzucał co raz to bardziej abstrakcyjne linijki. "Girls Ain't Nothing But Trouble" wręcz kipi młodzieńczą energią, a swawolny, dowcipny rap Prince'a idealnie uzupełniają mocna perkusja, melodia brzmiąca niczym wyjęta z Looney Tunes oraz mistrzowski klip, obrazujący zwariowane przygody Księcia z dziewczynami... I was scared as hell, where was I supposed to go? I just yelled "Geronimo" and jumped out the window. Bezcenne.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23314","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

Wyobraźcie sobie sytuację, że siedzicie z ziomkiem i oglądacie walkę Mike'a Tysona. Nagle ziomek zaczyna kwestionować bokserskie umiejętności Mike'a, stwierdza, że rywal w ringu daje mu fory, i że sam wyszedłby cało ze starcia z Tysonem... Ba,dzwoni od razu do Dona Kinga i ustawia walkę na za 2 miesiące w Atlantic City, a Ty zostajesz jego trenerem, wmawiając mu "Wygrasz to mordo, zniszczysz go!". Tak właśnie mniej więcej przebiega historia "I Think I Can Beat Mike Tyson", zobrazowana klipem będącym parodią "Rocky'ego", w którym Jeff i Will oprócz swoich ról wcielają się też w parę dziadków, przywołujących na myśl klasycznych zrzędliwych staruszków z Muppetów. Jakby tego było mało, w klipie pojawiają się prawdziwy Tyson oraz Don King! Coś pięknego.

Everybody was laughin' out loud
I thought at least my own Grandma would be proud

I went to her house and snuck in to surpise her
I heard her on the phone "A thousand bucks on Tyson!"

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23315","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
The Roots feat. DJ Jazzy Jeff & Jazzyfatnastees "The Next Movement"/The Roots feat. Dice Raw, Peedi Crakk & DJ Jazzy Jeff "Get Busy" (Diggin in the Videos #335)https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-28,the-roots-feat-dj-jazzy-jeff-jazzyfatnastees-the-next-movementthe-roots-feat-dice-rawhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-28,the-roots-feat-dj-jazzy-jeff-jazzyfatnastees-the-next-movementthe-roots-feat-dice-rawJune 18, 2015, 1:53 pmMaciej Wojszkun"Hip-hop z Filadelfii". Na myśl od razu przychodzą przeróżni wykonawcy - Jedi Mind Tricks, Reef the Lost Cauze (który. swoją droga, nagrał onegdaj kozacki singiel zatytułowany właśnie "The Sound of Philadelphia"), Beanie Sigel, Freeway, Meek Mill, Bahamadia (ciekawe, co się z nią dzieje?)... Nie sposób nie wspomnieć i o naszym Artyście Tygodnia, producencie i turntabliście extraordinaire - Jazzy Jeffie. Jednak bezapelacyjnie pierwszym składem, jaka przychodzi do głowy, jest dowodzona przez ?uestlove'a i Black Thoughta drużyna The Roots. Być może nie wszyscy to wiedzą, ale Jazzy Jeff zna się z Korzenną ekipą nie od dziś, i wraz z nią nagrał dwa ultrakozackie single, w moim skromnym odczuciu - obydwa w ścisłej czołówce najlepszych utworów Rootsów. To jak - co powiecie na to, abyśmy sobie owe sztosy przypomnieli, i z przepastnych głębin Sieci wyłowili nakręcone do nich, intrygujące klipy? Zapraszam!1999, 23 luty - w tym dniu na półki slepowe trafił czwarty już album The Roots - słynny "Things Fall Apart", klasyk gatunku, znakomity, organiczny miks korzennego hip-hopu, soulu i jazzu, introdukcja fenomenalnego kolektywu Soulquarians - album okrzyknięty najlpełniejszym i najlepszym dziełem Rootsów. Spośród wielu znakomitych sztosów (któż nie zna choćby nagrodzonego Grammy "You Got Me"?) na płycie zdecydowanie wyróżnia się "The Next Movement" - wchodzący po szorstkim, zakręconym "Table of Contents" jazzowy boom-bap, z hipnotycznymi chórkami duetu Jazzyfatnastees, pomysłowymi linjkami Black Thoughta i - oczywiście - soczystą porcją skreczy wprost od Jazzy Jeffa. Do kawałka nakręcono przezabawny i prosty w swym koncepcie teledysk, wyreżyserowany przez Charlesa Stone'a III (który nakręcił dla "Ruców" choćby klipy do "You Got Me" i "What They Do"). Oto grupa występuje w pustym pokoju, a co jakiś czas przeurocze panie zasłaniają kurtynę - by po chwili ją odsłonić, prezentując członków bandu w nieco innych pozycjach.. Więcej nie zdradzę, dość powiedzieć, że konfiguracje z minuty na minutę stają się coraz bardziej szalone. Sprawdźcie koniecznie - wideo pod spodem. (Dodam tylko, że zawsze rozbraja mnie mina ?uestlove'a w 2:17...)Na kolejne kollabo Jeffa z Korzeniami musieliśmy czekać aż dziewięć lat - do 2008 roku, do "Rising Down", gęstego i mrocznego następcy kultowego "Game Theory". Jednym z promujących go singli był miażdżący "Get Busy" - kruszący bębnami, świdrujący elektronicznym riffem ultrabanger, po brzegi naszpikowany błyskotliwymi linijkami. Choć Dice Raw i Peedi Peedi - zwłaszcza ten drugi - wyprowadzają konkretne werbalne natarcie, jednak koronę pierwszeństwa przyznaję Thoughtowi, szkicującemu mroczny portret Miasta Miłości Bliźniego (And we represent Illadel, where they still rebellin'/Hey yo, sicko show like Mike Moore/My city ain't nothin' like yours)... Mocny i hałaśliwy kawałek dopełniają szalone turntablistyczne popisy Jeffa, świetnie podkreślające klimat utworu, tworzące kozacki hook. Do kawałka nie mogło zabraknąc odpowiednio niepokojącego, pełnego szybkich i "niestandardowych" ujęć klipu - do obejrzenia pod spodem. Smacznego! [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23290","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23291","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]"Hip-hop z Filadelfii". Na myśl od razu przychodzą przeróżni wykonawcy - Jedi Mind Tricks, Reef the Lost Cauze (który. swoją droga, nagrał onegdaj kozacki singiel zatytułowany właśnie "The Sound of Philadelphia"), Beanie Sigel, Freeway, Meek Mill, Bahamadia (ciekawe, co się z nią dzieje?)... Nie sposób nie wspomnieć i o naszym Artyście Tygodnia, producencie i turntabliście extraordinaire  - Jazzy Jeffie. Jednak bezapelacyjnie pierwszym składem, jaka przychodzi do głowy, jest dowodzona przez ?uestlove'a i  Black Thoughta drużyna The Roots. 

Być może nie wszyscy to wiedzą, ale Jazzy Jeff zna się z Korzenną ekipą nie od dziś, i wraz z nią nagrał dwa ultrakozackie single, w moim skromnym odczuciu - obydwa w ścisłej czołówce najlepszych utworów Rootsów. To jak - co powiecie na to, abyśmy sobie owe sztosy przypomnieli, i z przepastnych głębin Sieci wyłowili nakręcone do nich, intrygujące klipy? Zapraszam!

1999, 23 luty - w tym dniu na półki slepowe trafił czwarty już album The Roots - słynny "Things Fall Apart", klasyk gatunku, znakomity, organiczny miks korzennego hip-hopu, soulu i jazzu, introdukcja fenomenalnego kolektywu Soulquarians -  album okrzyknięty najlpełniejszym i najlepszym dziełem Rootsów. Spośród wielu znakomitych sztosów (któż nie zna choćby nagrodzonego Grammy "You Got Me"?) na płycie zdecydowanie wyróżnia się "The Next Movement" - wchodzący po szorstkim, zakręconym "Table of Contents" jazzowy boom-bap, z hipnotycznymi chórkami duetu Jazzyfatnastees, pomysłowymi  linjkami Black Thoughta i - oczywiście - soczystą porcją skreczy wprost od Jazzy Jeffa. 

Do kawałka nakręcono przezabawny i prosty w swym koncepcie teledysk, wyreżyserowany przez Charlesa Stone'a III (który nakręcił dla "Ruców" choćby klipy do "You Got Me" i "What They Do"). Oto grupa występuje w pustym pokoju, a co jakiś czas przeurocze panie zasłaniają kurtynę - by po chwili ją odsłonić, prezentując członków bandu w nieco innych pozycjach.. Więcej nie zdradzę, dość powiedzieć, że konfiguracje z minuty na minutę stają się coraz bardziej szalone. Sprawdźcie koniecznie - wideo pod spodem. 

(Dodam tylko, że zawsze rozbraja mnie mina ?uestlove'a w 2:17...)

Na kolejne kollabo Jeffa z Korzeniami musieliśmy czekać aż dziewięć lat - do 2008 roku, do "Rising Down", gęstego i mrocznego następcy kultowego "Game Theory". Jednym z promujących go singli był miażdżący "Get Busy" - kruszący bębnami, świdrujący elektronicznym riffem ultrabanger, po brzegi naszpikowany błyskotliwymi linijkami. Choć Dice Raw i Peedi Peedi - zwłaszcza ten drugi - wyprowadzają konkretne werbalne natarcie, jednak koronę pierwszeństwa przyznaję Thoughtowi, szkicującemu mroczny portret Miasta Miłości Bliźniego (And we represent Illadel, where they still rebellin'/Hey yo, sicko show like Mike Moore/My city ain't nothin' like yours)...  Mocny i hałaśliwy kawałek dopełniają szalone turntablistyczne popisy Jeffa, świetnie podkreślające klimat utworu, tworzące kozacki hook. Do kawałka nie mogło zabraknąc odpowiednio niepokojącego, pełnego szybkich i "niestandardowych" ujęć klipu - do obejrzenia pod spodem. Smacznego!

                                             [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23290","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

                                             [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23291","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
GURU feat. Ronny Jordan & D.C. Lee "No Time To Play" (Diggin In The Videos #334)https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-20,guru-feat-ronny-jordan-dc-lee-no-time-to-play-diggin-in-the-videos-334https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-20,guru-feat-ronny-jordan-dc-lee-no-time-to-play-diggin-in-the-videos-334April 20, 2015, 2:12 pmMarcin NataliKażdy z nas ma utwory, które darzy ogromną dawką sentymentu i do których wraca z niekłamaną przyjemnością. Dla mnie jednym z takich numerów jest "No Time To Play" - moja introdukcja do twórczości urodzonego w Bostonie MC. Był początek poprzedniej dekady, miałem może ze 12 lat, nie wiedziałem nic o Gang Starr ani podgatunku zwanym jazz-rap i przypadkiem nagrałem ten teledysk z pamiętnego MTV Base na kasetę VHS...Skoczny, bujający podkład, wzbogacony o żywą gitarę brytyjskiego muzyka jazzowego Ronny'ego Jordana, pewny, charakterystyczny wokal rzucającego motywujące do działania wersy GURU i wbijający się w głowę na długo refren uroczej wokalistki D.C. Lee - jednym słowem - CUDO. Dodajmy do tego rozbudowany aranż, zgrabnie wyłaniającą się w refrenie sekcję dętą, dochodzące pod koniec chórki Big Shuga, świetny, kipiący klimatem początku lat 90. teledysk i mamy track, który nie ma prawa się znudzić.Never no time to play Gotta keep workin every day...Gifted Unlimited Rhymes Universal, Rest In Peace.Ronny Jordan, Rest In Peace.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23056","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Każdy z nas ma utwory, które darzy ogromną dawką sentymentu i do których wraca z niekłamaną przyjemnością. Dla mnie jednym z takich numerów jest "No Time To Play" - moja introdukcja do twórczości urodzonego w Bostonie MC. Był początek poprzedniej dekady, miałem może ze 12 lat, nie wiedziałem nic o Gang Starr ani podgatunku zwanym jazz-rap i przypadkiem nagrałem ten teledysk z pamiętnego MTV Base na kasetę VHS...

Skoczny, bujający podkład, wzbogacony o żywą gitarę brytyjskiego muzyka jazzowego Ronny'ego Jordana, pewny, charakterystyczny wokal rzucającego motywujące do działania wersy GURU i wbijający się w głowę na długo refren uroczej wokalistki D.C. Lee - jednym słowem - CUDO. Dodajmy do tego rozbudowany aranż, zgrabnie wyłaniającą się w refrenie sekcję dętą, dochodzące pod koniec chórki Big Shuga, świetny, kipiący klimatem początku lat 90. teledysk i mamy track, który nie ma prawa się znudzić.

Never no time to play
Gotta keep workin every day...

Gifted Unlimited Rhymes Universal, Rest In Peace.

Ronny Jordan, Rest In Peace.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23056","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Kendrick Lamar "HiiiPoWeR" (Diggin In The Videos #333)https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-04,kendrick-lamar-hiiipower-diggin-in-the-videos-333https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-04,kendrick-lamar-hiiipower-diggin-in-the-videos-333April 4, 2015, 1:41 pmMaciej WojszkunNie sposób omawiać twórczości naszego wymiatacza z Compton, nie wspomniawszy o tym utworze. Song wieńczący wybitny debiutancki długograj Kendricka - "Section 80", przełomowy track, którym K.Dot zwrócił na siebie uwagę milionów fanów na całym świecie. Przygotowując się do odsłuchu "To Pimp a Butterfly", przypomnijmy więc sobie ów znakomity sztos - i wznieśmy trzy palce do góry. Niebo spada nam na głowy, wzywa nas wiatr - stań do walki bądź zgiń o poranku. Section 80. "HiiiPower"."HiiiPower" to, rzekłbym, the definitive Kendrick, jeden z najmocniejszych tracków w całej jego dyskografii, idealnie prezentujący jego charakterystyczny styl i poglądy. Pełen nawiązań do szanowanych liderów afroamerykańskiej społeczności, polemiki z ich ideałami (Visions of Martin Luther staring at me/If I see it how he seen it that would make my parents happy/Sorry mama, I can't turn the other cheek), "HiiiPower" to wezwanie do zmiany, do zastanowienia się i walki z kłamstwami sączącymi się zewsząd, do samodzielnego myślenia... Wielokrotnie w tym utworze Kendrick nawiązuje do spiskowych teorii, kreśli obraz złowrogiej socjety, doprowadzającej ludzi do szaleństwa (Enough to drive the man insane, the woman insane/The reason Lauryn Hill don't sing, or Kurt Cobain/loaded that clip and then said, bang, the drama it brings is crazy)... "HiiiPower" to też znakomity popis lirycznych umiejętności Kendricka, pełen błyskotliwych słownych gier, metafor i technicznych smaczków (np. świetna gra konsonansów w pierwszej zwrotce), dających szerokie pole do interpretacji.Jest w końcu "HiiiPower" hołdem złożonym największemu idolowi Kendricka - Tupacowi. Od sloganu rozpoczynającego teledysk, aż po okrzyki "THUG LIFE" pod koniec kawałka - Kendrick daje do zrozumienia, że chce kontynuować jego dziedzictwo, zapoczątkować ruch, jak niegdyś 'Pac ze swym "Thug Life"...Więc czym jest HiiiPower, o której rapuje Kendrick, czym jest ta Moc? Odpowiedź na to, co ciekawe, można znaleźć w innym kawałku Lamara, "Cut You Off (to Grow Closer)" z mikstejpu "Overly Dedicated"... "HiiiPower to droga życia, sposób myślenia. Dziś ludzie nie mają żadnych skrupułów, moralności. My chcemy podnieść poziom oczekiwań (...)". Jednym z aspektów HiiPower jest życie według trzech wartości - serce, honor i szacunek. Trzy "i" w wyrazie HiiiPower. Trzy palce w górze.(Myślicie, że to przypadek, że omawiamy ten utwór w dokładnie 333 odcinku Diggin In the Videos? A?)Wszystko to na jednym z najlepszych beatów, jakie kiedykolwiek wyszły spod rąk imć Jermaine'a Cole'a. Bujający, acz mający w sobie pewien ładunek duchoty i mroku miks syntezatorów (zsamplowanych, o dziwo, z kawałka kanadyjskiego producenta Vaughna Squire'a, wśród fanów alternatywnego hip-hopu znanego jako Sixtoo) i mocnej gitary świetnie współgra z flow Kendricka i jego posępnymi wersami... To jak, panowie K.Dot i J, kiedy ten wasz wspólny album?!"HiiiPower" ilustruje także odpowiednio mocny wideoklip. Niezliczone urywki nagrań przedstawiających brutalne zamieszki i rozruchy mieszają się z fragmentami przemówień polityków i wizerunkami wielkich liderów afroamerykańskiego społeczeństwa - choćby na samym początku widzimy Malcolma X... Z trzema palcami w górze. Najbardziej porażająca jest jednak końcówka klipu, w której występujący w tłumie Kendrick... Tu już nie zdradzę, musicie zobaczyć sami.Na koniec - uczcijmy minutą ciszy zmarłą w 2012 roku, zjawiskową wokalistkę Alori Joh, której śpiew możemy usłyszeć w "HiiiPower".... Spoczywaj w pokoju. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22654","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22655","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] Nie sposób omawiać twórczości naszego wymiatacza z Compton, nie wspomniawszy o tym utworze. Song wieńczący wybitny debiutancki długograj Kendricka - "Section 80", przełomowy track, którym K.Dot zwrócił na siebie uwagę milionów fanów na całym świecie. Przygotowując się do odsłuchu "To Pimp a Butterfly", przypomnijmy więc sobie ów znakomity sztos  - i wznieśmy trzy palce do góry. Niebo spada nam na głowy, wzywa nas wiatr - stań do walki bądź zgiń o poranku. Section 80. "HiiiPower".

"HiiiPower" to, rzekłbym, the definitive Kendrick, jeden z najmocniejszych tracków w całej jego dyskografii, idealnie prezentujący jego charakterystyczny styl i poglądy. Pełen nawiązań do szanowanych liderów afroamerykańskiej społeczności, polemiki z ich ideałami (Visions of Martin Luther staring at me/If I see it how he seen it that would make my parents happy/Sorry mama, I can't turn the other cheek), "HiiiPower" to wezwanie do zmiany, do zastanowienia się i walki z kłamstwami sączącymi się zewsząd, do samodzielnego myślenia... Wielokrotnie w tym utworze Kendrick nawiązuje do spiskowych teorii, kreśli obraz złowrogiej socjety, doprowadzającej ludzi do szaleństwa (Enough to drive the man insane, the woman insane/The reason Lauryn Hill don't sing, or Kurt Cobain/loaded that clip and then said, bang, the drama it brings is crazy)... "HiiiPower" to też znakomity popis lirycznych umiejętności Kendricka, pełen błyskotliwych słownych gier, metafor i technicznych smaczków (np. świetna gra konsonansów w pierwszej zwrotce), dających szerokie pole do interpretacji.

Jest w końcu "HiiiPower" hołdem złożonym największemu idolowi Kendricka - Tupacowi. Od sloganu rozpoczynającego teledysk, aż po okrzyki "THUG LIFE" pod koniec kawałka - Kendrick daje do zrozumienia, że chce kontynuować jego dziedzictwo, zapoczątkować ruch, jak niegdyś 'Pac ze swym "Thug Life"...

Więc czym jest HiiiPower, o której rapuje Kendrick, czym jest ta Moc? Odpowiedź na to, co ciekawe, można znaleźć w innym kawałku Lamara, "Cut You Off (to Grow Closer)" z mikstejpu "Overly Dedicated"... "HiiiPower to droga życia, sposób myślenia. Dziś ludzie nie mają żadnych skrupułów, moralności. My chcemy podnieść poziom oczekiwań (...)". Jednym z aspektów HiiPower jest życie według trzech wartości - serce, honor i szacunek. Trzy "i" w wyrazie HiiiPower. Trzy palce w górze.

(Myślicie, że to przypadek, że omawiamy ten utwór w dokładnie 333 odcinku Diggin In the Videos? A?)

Wszystko to na jednym z najlepszych beatów, jakie kiedykolwiek wyszły spod rąk imć Jermaine'a Cole'a. Bujający, acz mający w sobie pewien ładunek duchoty i mroku miks syntezatorów (zsamplowanych, o dziwo, z kawałka kanadyjskiego producenta Vaughna Squire'a, wśród fanów alternatywnego hip-hopu znanego jako Sixtoo) i mocnej gitary świetnie współgra z flow Kendricka i jego posępnymi wersami... To jak, panowie K.Dot i J, kiedy ten wasz wspólny album?!

"HiiiPower" ilustruje także odpowiednio mocny wideoklip. Niezliczone urywki nagrań przedstawiających brutalne zamieszki i rozruchy mieszają się z fragmentami przemówień polityków i wizerunkami wielkich liderów afroamerykańskiego społeczeństwa - choćby na samym początku widzimy Malcolma X... Z trzema palcami w górze. Najbardziej porażająca jest jednak końcówka klipu, w której występujący w tłumie Kendrick... Tu już nie zdradzę, musicie zobaczyć sami.

Na koniec  - uczcijmy minutą ciszy zmarłą w 2012 roku, zjawiskową wokalistkę Alori Joh, której śpiew możemy usłyszeć w "HiiiPower".... Spoczywaj w pokoju.

                                                   [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22654","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

                                                   [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22655","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] 

]]>
Eazy-E "We Want Eazy" (Diggin' In The Videos #332)https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-25,eazy-e-we-want-eazy-diggin-in-the-videos-332https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-25,eazy-e-we-want-eazy-diggin-in-the-videos-332March 25, 2015, 3:14 pmPaweł MiedzielecChociaż głównym katalizatorem kariery Erica Wrighta był "Gangsta Rap" i opisywanie ciężkich realiów życia w Compton, w twórczości zarówno jego jak i N.W.A. może też znaleźć jaśniejsze momenty, które pokazują że panowie mimo szeregu problemów towarzyszących im na każdym kroku doskonale bawili się w peak'u swojej popularności.Jednym z takich mocno imprezowych momentów był z pewnością singiel "We Want Eazy", z wydanego we wrześniu 1988 roku debiutanckiego krążka "Eazy-Duz-It", który zapoczątkował drogę chłopaków na szczyt rapowego biznesu. Autorska produkcja stworzona wspólnymi siłami przez dwójkę Dr. Dre/DJ Yella czerpała pełnymi garściami z funkowych pokładów lat 70-tych a oparty o sampel "Ahh... The Name Is Bootsy, Baby!" Bootsy Collins'a był pierwszą zapowiedzią późniejszej G-Funk ery, która już za parę lat miała zawładnąć na dobre przemysłem muzycznym. W kawałku obok Dr. Dre wokalnie udzielił się także Mc Ren - można więc powiedzieć, że była to kolejna praca zespołowa całej ekipy za którą laury zebrał w dużej mierze Eazy. Również sprawnie zrealizowany teledysk może budzić podziw biorąc pod uwagę fakt, że powstał w późnych latach 80-tych kiedy technika była mimo wszystko mocno ograniczona a o budżetach na klipy nie było mowy. W samym obrazku dzieje się zaś nadzwyczaj dużo jak na obrazki z tamtej epoki - od ulicznych pościgów w Compton, poprzez sceny z więzienia aż po ujęcia z mini-koncertu ozdobione pierwszymi efektami specjalnymi, które wywołają dziś uśmiech na twarzy dzieciaków wychowanych w erze Full HD i CGI.Co by jednak nie mówić o wszystkich mankamentach tego prawie 30-letniego video, nie zmienia to faktu że sam kawałek jest jednym z najlepszych rozrywkowych numerów jakie powstały na przełomie lat 80-tych i 90-tych a prosty do bólu refren mimo upływu czasu nadal ma w sobie moc by rozruszać każdą bibkę... another example of how Eazy-duz-it!Chociaż głównym katalizatorem kariery Erica Wrighta był "Gangsta Rap" i opisywanie ciężkich realiów życia w Compton, w twórczości zarówno jego jak i N.W.A. może też znaleźć jaśniejsze momenty, które pokazują że panowie mimo szeregu problemów towarzyszących im na każdym kroku doskonale bawili się w peak'u swojej popularności.

Jednym z takich mocno imprezowych momentów był z pewnością singiel "We Want Eazy", z wydanego we wrześniu 1988 roku debiutanckiego krążka "Eazy-Duz-It", który zapoczątkował drogę chłopaków na szczyt rapowego biznesu. Autorska produkcja stworzona wspólnymi siłami przez dwójkę Dr. Dre/DJ Yella czerpała pełnymi garściami z funkowych pokładów lat 70-tych a oparty o sampel "Ahh... The Name Is Bootsy, Baby!" Bootsy Collins'a był pierwszą zapowiedzią późniejszej G-Funk ery, która już za parę lat miała zawładnąć na dobre przemysłem muzycznym.

W kawałku obok Dr. Dre wokalnie udzielił się także Mc Ren - można więc powiedzieć, że była to kolejna praca zespołowa całej ekipy za którą laury zebrał w dużej mierze Eazy. Również sprawnie zrealizowany teledysk może budzić podziw biorąc pod uwagę fakt, że powstał w późnych latach 80-tych kiedy technika była mimo wszystko mocno ograniczona a o budżetach na klipy nie było mowy. W samym obrazku dzieje się zaś nadzwyczaj dużo jak na obrazki z tamtej epoki - od ulicznych pościgów w Compton, poprzez sceny z więzienia aż po ujęcia z mini-koncertu ozdobione pierwszymi efektami specjalnymi, które wywołają dziś uśmiech na twarzy dzieciaków wychowanych w erze Full HD i CGI.

Co by jednak nie mówić o wszystkich mankamentach tego prawie 30-letniego video, nie zmienia to faktu że sam kawałek jest jednym z najlepszych rozrywkowych numerów jakie powstały na przełomie lat 80-tych i 90-tych a prosty do bólu refren mimo upływu czasu nadal ma w sobie moc by rozruszać każdą bibkę... another example of how Eazy-duz-it!

]]>
The Notorious B.I.G. "Party & Bullshit" (Diggin’ In The Videos #331)https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-10,the-notorious-big-party-bullshit-diggin-in-the-videos-331https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-10,the-notorious-big-party-bullshit-diggin-in-the-videos-331March 10, 2015, 4:19 pmTomasz PrzytułaSwoją wyprawę na szczyt hip-hopowego Mount Everestu Christopher Wallace rozpoczął w 1992 roku, dwa lata przed wydaniem kultowego już „Ready To Die”. Podpisanie kontraktu z wytwórnią Uptown było dla Biggiego spełnieniem najgłębszych marzeń i szansą na ucieczkę od pełnego niebezpieczeństw ulicznego życia. Przyszłość rapera, choć bardzo obiecująca, była jednak niepewna, a każdy nowy dzień przynosił coraz więcej znaków zapytania. Kuszony obietnicą nagrania solowego albumu, będąc przerażonym perspektywą powrotu do więzienia i nie mając wiele do stracenia, Biggie powierzył całe swoje życie w ręce jednego człowieka – Seana Combsa.Niezwłocznie po zakontraktowaniu młodego Notoriousa, Puff Daddy przystąpił do działań mających na celu zbudowanie swojemu podopiecznemu szerokiego fanbase’u na terenie całego Wielkiego Jabłka. Oprócz licznych występów gościnnych Biggie pod szyldem labelu Uptown nagrał kilka solowych utworów, a najbardziej znanym numerem pochodzącym z tego okresu jest „Party & Bullshit”, który jako singiel doczekał się fizycznego wydania i został umieszczony na ścieżce dźwiękowej do filmu „Who’s The Man?” w 1993 roku.Utwór „Party & Bullshit” bardzo szybko stał się kluczowym elementem w kwitnącej karierze rapera, znanego ówcześnie jako Biggie Smalls, a przez moment nawet jako BIG(sic!). Kompozycja stworzona przez jednego z ojców sukcesu „Ready To Die” - Easy’iego Mo Bee, oparta na nieśmiertelnym samplu z „UFO” wyśmienicie komponowała się z hardkorowym wokalem Notoriousa i jego nie mniej agresywnym sposobem rapowania. Głód gry, zadziwiająca pewność siebie i surowy do szpiku kości styl jakim Biggie wyrażał samego siebie, utwierdziły Puff Daddy’iego w przekonaniu, że trafił na prawdziwą żyłę złota. Tworząc imprezowy kawałek przeznaczony dla ludzi bezpośrednio związanych z ulicą, Notorious postawił solidne podwaliny pod swoją dalszą karierę, zyskując szacunek i rozgłos poza rodzimym podwórkiem. Niebagatelną rolę w budowaniu silnej marki rapera miał sposób w jaki „Party & Bullshit” było wykonywane przed lokalną publicznością. Podczas każdego występu inscenizowano bijatyki, których inicjatorami i uczestnikami byli ludzie z ekipy Biggiego. Zaskoczona i częstokroć znieruchomiała ze strachu widownia zapamiętywała taki obrazek na długo, a co za tym idzie – zachowywała pseudonim B.I.G. w swojej świadomości.Singiel „Party & Bullshit” zobrazowany został czarno-białym, totalnie amatorskim teledyskiem, przedstawiającym ujęcia z występu live na jednym z nowojorskich osiedli. Nie można nazwać tego obrazu klipem z prawdziwego zdarzenia, z tego też powodu „teledysk” ten jest niesłusznie pomijany, co zdarzyło się również nam, gdy wspominaliśmy sam singiel w cyklu Ot Tak. Warto jednak przyjrzeć się bliżej temu staremu nagraniu, na którym przyszła perła Nowego Jorku występuje w ciemnej bandanie i znoszonym t-shircie, nie podejrzewając, że za kilka lat zyska międzynarodową sławę i status ikony hip-hopu.Oryginalne nagranie:[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"21952","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]oraz remix autorstwa Lorda Finesse'a:[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"21970","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] Swoją wyprawę na szczyt hip-hopowego Mount Everestu Christopher Wallace rozpoczął w 1992 roku, dwa lata przed wydaniem kultowego już „Ready To Die”. Podpisanie kontraktu z wytwórnią Uptown było dla Biggiego spełnieniem najgłębszych marzeń i szansą na ucieczkę od pełnego niebezpieczeństw ulicznego życia. Przyszłość rapera, choć bardzo obiecująca, była jednak niepewna, a każdy nowy dzień przynosił coraz więcej znaków zapytania. Kuszony obietnicą nagrania solowego albumu, będąc przerażonym perspektywą powrotu do więzienia i nie mając wiele do stracenia, Biggie powierzył całe swoje życie w ręce jednego człowieka – Seana Combsa.

Niezwłocznie po zakontraktowaniu młodego Notoriousa, Puff Daddy przystąpił do działań mających na celu zbudowanie swojemu podopiecznemu szerokiego fanbase’u na terenie całego Wielkiego Jabłka. Oprócz licznych występów gościnnych Biggie pod szyldem labelu Uptown nagrał kilka solowych utworów, a najbardziej znanym numerem pochodzącym z tego okresu jest „Party & Bullshit”, który jako singiel doczekał się fizycznego wydania i został umieszczony na ścieżce dźwiękowej do filmu „Who’s The Man?” w 1993 roku.

Utwór „Party & Bullshit” bardzo szybko stał się kluczowym elementem w kwitnącej karierze rapera, znanego ówcześnie jako Biggie Smalls, a przez moment nawet jako BIG(sic!).Kompozycja stworzona przez jednego z ojców sukcesu „Ready To Die” -  Easy’iego Mo Bee, oparta na nieśmiertelnym samplu z „UFO” wyśmienicie komponowała się z hardkorowym wokalem Notoriousa i jego nie mniej agresywnym sposobem rapowania. Głód gry, zadziwiająca pewność siebie i surowy do szpiku kości styl jakim Biggie wyrażał samego siebie, utwierdziły Puff Daddy’iego w przekonaniu, że trafił na prawdziwą żyłę złota. Tworząc imprezowy kawałek przeznaczony dla ludzi bezpośrednio związanych z ulicą, Notorious postawił solidne podwaliny pod swoją dalszą karierę, zyskując szacunek i rozgłos poza rodzimym podwórkiem. Niebagatelną rolę w budowaniu silnej marki rapera miał sposób w jaki „Party & Bullshit” było wykonywane przed lokalną publicznością. Podczas każdego występu inscenizowano bijatyki, których inicjatorami i uczestnikami byli ludzie z ekipy Biggiego. Zaskoczona i częstokroć znieruchomiała ze strachu widownia zapamiętywała taki obrazek na długo, a co za tym idzie – zachowywała pseudonim B.I.G. w swojej świadomości.

Singiel „Party & Bullshit” zobrazowany został czarno-białym, totalnie amatorskim teledyskiem, przedstawiającym ujęcia z występu live na jednym z nowojorskich osiedli. Nie można nazwać tego obrazu klipem z prawdziwego zdarzenia, z tego też powodu „teledysk” ten jest niesłusznie pomijany, co zdarzyło się również nam, gdy wspominaliśmy sam singiel w cyklu Ot Tak.Warto jednak przyjrzeć się bliżej temu staremu nagraniu, na którym przyszła perła Nowego Jorku występuje w ciemnej bandanie i znoszonym t-shircie, nie podejrzewając, że za kilka lat zyska międzynarodową sławę i status ikony hip-hopu.

Oryginalne nagranie:

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"21952","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

oraz remix autorstwa Lorda Finesse'a:

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"21970","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

 

]]>
Cam'ron "357" / "My Hood" / "What Means The World To You" (Diggin' In The Videos #330)https://popkiller.kingapp.pl/2015-01-22,camron-357-my-hood-what-means-the-world-to-you-diggin-in-the-videos-330https://popkiller.kingapp.pl/2015-01-22,camron-357-my-hood-what-means-the-world-to-you-diggin-in-the-videos-330January 22, 2015, 3:35 pmMichał ZdrojewskiW czasach, gdy Juelz miał 17 lat, a Jim Jones dopiero uczył się rapować, Cam miał już na koncie dwa studyjne albumy, nagrywki z Beyonce, Usherem czy Big Punem i wkraczał w świat mainstreamu. Wtedy na oczach, cały czas dotkniętego stratą Big L'a oraz Biggiego, Nowego Jorku rosła nowa gwiazda rap biznesu. I debiutanckie "Confessions Of Fire" i "S.D.E.", czyli drugi studyjny album Killa Cama ugruntowały jego pozycję na scenie i dostarczyły nam dużo bardzo ciekawych klipów. Formacja The Diplomats dopiero wtedy raczkowała, ale regularne występy Jonesa oraz Freeky'ego na klipach oraz albumach Cam'rona nie były niczym dziwnym. 18-letni Juelz dostał swoją pierwszą szansę już na "S.D.E." i to w dwóch utworach. Towarzystwo, którym został otoczony było doborowe - Prodigy z Mobb Deep, Noreaga z CNN, Ol Dirty Bastard czy będące wtedy na topie Destiny's Child - taki skład onieśmielić mógłby wtedy każdego rapera. Wtedy też uformowała się charakterystyczna stylówa Dipsetów. Ulica, szybkie samochody, futra, dziewczyny, rzucające się w oczy ubrania - wydaje się, że na tym patencie opierały się wszystkie następne wspólne teledyski grupy. "357" opiera się na ucieczce Cam'rona oraz Mase'a przed policją. Dokończenie tego pościgu możemy zobaczyć w "Horse & Carriage". "My Hood" to typowe wożenie się po dzielnicy oraz pokazywanie jakim to bossem Cam nie jest, natomiast "What Means The World To You" wydaje się być następstwem obydwu klipów. Po uciekaniu przed policją, "gangsterzeniu" na dzielnicy przyszedł czas na pławienie się w luksusach. Nie jest to dobry przykład dla dzieci, ale trudno - Cam ewidentnie przyczynił się do popularyzacji takiego stylu w hip-hopie. Stylu, z którego garściami czerpią obecnie prawie wszyscy mainstreamowi raperzy. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20705","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20706","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20707","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]W czasach, gdy Juelz miał 17 lat, a Jim Jones dopiero uczył się rapować, Cam miał już na koncie dwa studyjne albumy, nagrywki z Beyonce, Usherem czy Big Punem i wkraczał w świat mainstreamu. Wtedy na oczach, cały czas dotkniętego stratą Big L'a oraz Biggiego, Nowego Jorku rosła nowa gwiazda rap biznesu. I debiutanckie "Confessions Of Fire" i "S.D.E.", czyli drugi studyjny album Killa Cama ugruntowały jego pozycję na scenie i dostarczyły nam dużo bardzo ciekawych klipów. 

Formacja The Diplomats dopiero wtedy raczkowała, ale regularne występy Jonesa oraz Freeky'ego na klipach oraz albumach Cam'rona nie były niczym dziwnym. 18-letni Juelz dostał swoją pierwszą szansę już na "S.D.E." i to w dwóch utworach. Towarzystwo, którym został otoczony było doborowe - Prodigy z Mobb Deep, Noreaga z CNN, Ol Dirty Bastard czy będące wtedy na topie Destiny's Child - taki skład onieśmielić mógłby wtedy każdego rapera. 

Wtedy też uformowała się charakterystyczna stylówa Dipsetów. Ulica, szybkie samochody, futra, dziewczyny, rzucające się w oczy ubrania - wydaje się, że na tym patencie opierały się wszystkie następne wspólne teledyski grupy. "357" opiera się na ucieczce Cam'rona oraz Mase'a przed policją. Dokończenie tego pościgu możemy zobaczyć w "Horse & Carriage". "My Hood" to typowe wożenie się po dzielnicy oraz pokazywanie jakim to bossem Cam nie jest, natomiast "What Means The World To You" wydaje się być następstwem obydwu klipów. Po uciekaniu przed policją, "gangsterzeniu" na dzielnicy przyszedł czas na pławienie się w luksusach. Nie jest to dobry przykład dla dzieci, ale trudno - Cam ewidentnie przyczynił się do popularyzacji takiego stylu w hip-hopie. Stylu, z którego garściami czerpią obecnie prawie wszyscy mainstreamowi raperzy. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20705","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20706","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20707","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
The Diplomats "Dipset Anthem" / "Crunk Muzik" (Diggin' In The Videos #329)https://popkiller.kingapp.pl/2015-01-20,the-diplomats-dipset-anthem-crunk-muzik-diggin-in-the-videos-329https://popkiller.kingapp.pl/2015-01-20,the-diplomats-dipset-anthem-crunk-muzik-diggin-in-the-videos-329January 20, 2015, 9:48 pmMichał ZdrojewskiEra baggy jeansów, kolorowych jerseyów NBA, bluz XXL, czapek New Era, Air Force'ów jedynek, ogromnych diamentowych łańcuchów i srebrnych, błyszczących zegarków - to była era, w której The Diplomats byli prawdziwymi trendsetterami. Tak jak teraz inna grupa z Harlemu, czyli A$AP Mob, wyznacza trendy w high fashion i "buduje" marki takie jak HBA czy Been Thrill, tak wtedy Cam'ron, Jim Jones i Juelz Santana nadawali szyku na ulicach w Pelle Pelle czy Lot29. Muzyka to mimo wszystko główny temat rozmów na temat The Diplomats, a "Crunk Muzik" oraz "Dipset Anthem" to zdaniem wielu największe standout tracki w dorobku nowojorskiej grupy. Dipseci trzymali się wtedy ze sobą, jak mało która grupa w obecnym hip-hopie. Killa, Capo i Juelz wymieniali się gościnnymi zwrotkami na swoich solowych albumach, a przecież nie można zapominać, że w skład The Diplomats wchodzili jeszcze JR Writer, Hell Rell, Freekey Zekey i bardziej lub mniej powiązana z nimi była cała armia innych raperów z Nowego Jorku z Maxem B, Stack Bundlesem, 40 Calem czy Un Kasą na czele. Mimo wszystko, główny trzon ekipy od zawsze stanowiła trójka wspomniana wcześniej. O unikalnym brzmieniu The Diplomats stanowili też wtedy producenci. Genialnego Just Blaze'a nikomu przedstawiać nie trzeba, ale to The Heatmakers stworzyli ten "Dipsetowy" klimat, a wyprodukowane przez nich "Dipset Anthem", które znalazło się na klasycznym już "Diplomatic Immunity", w połączeniu z świetnym klipem jest wręcz esencją całej działalności składu z Harlemu. Dodatkowo wisienką na torcie jest część z "I Really Mean It", czyli kolejnym z sztandarowych utworów Dipset, gdzie całe show kradnie Cam'ron wychodzący z ogromnego pick-upa w różowej skórze i różowych Timberlandach z logiem The Diplomats, będący wtedy w doskonałej formie. "Crunk Muzik" pochodzące z debiutanckiego albumu Jim Jonesa pt. "On My Way To Church" jest kolejnym przykładem świetnej chemii pomiędzy Jimmym, Camem, a Santaną. Kawałek ten trafił również na już mniej osławioną, ale nadal ważną pozycję w ich dyskografii, czyli "Diplomatic Immunity 2". Tutaj już brudniejszy klimat, szorstki bit oraz przesycone ulicznym bragga teksty okraszone zostały mrocznym klipem zainspirowanym kultowym filmem "The Warriors". "Crunk Muzik" otworzyło też drogę do sławy producentowi kawałka, czyli Blackoutowi. Bity stworzone dla Jim Jonesa na "On My Way To Church" były jego pierwszymi mainstreamowymi zleceniami, a później tworzył już takie hity, jak "This Is Why I'm Hot" Mimsa, "There He Go" Fabolousa, "Encore" Jasona Derulo czy kilka utworów dla Nicki Minaj. "Dipset Anthem" było hymnem dla The Diplomats, stworzonym w czasie szczytu ich popularności, natomiast "Crunk Muzik" jest ostatnim utworem na trackliście ostatniego wspólnego projektu grupy. Oby nowy materiał w 2015 rozpoczął się równie mocarnie, co zakończył poprzedni.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20673","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20674","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Era baggy jeansów, kolorowych jerseyów NBA, bluz XXL, czapek New Era, Air Force'ów jedynek, ogromnych diamentowych łańcuchów i srebrnych, błyszczących zegarków - to była era, w której The Diplomats byli prawdziwymi trendsetterami. Tak jak teraz inna grupa z Harlemu, czyli A$AP Mob, wyznacza trendy w high fashion i "buduje" marki takie jak HBA czy Been Thrill, tak wtedy Cam'ron, Jim Jones i Juelz Santana nadawali szyku na ulicach w Pelle Pelle czy Lot29. Muzyka to mimo wszystko główny temat rozmów na temat The Diplomats, a "Crunk Muzik" oraz "Dipset Anthem" to zdaniem wielu największe standout tracki w dorobku nowojorskiej grupy.  

Dipseci trzymali się wtedy ze sobą, jak mało która grupa w obecnym hip-hopie. Killa, Capo i Juelz wymieniali się gościnnymi zwrotkami na swoich solowych albumach, a przecież nie można zapominać, że w skład The Diplomats wchodzili jeszcze JR Writer, Hell Rell, Freekey Zekey i bardziej lub mniej powiązana z nimi była cała armia innych raperów z Nowego Jorku z Maxem B, Stack Bundlesem, 40 Calem czy Un Kasą na czele. Mimo wszystko, główny trzon ekipy od zawsze stanowiła trójka wspomniana wcześniej. O unikalnym brzmieniu The Diplomats stanowili też wtedy producenci. Genialnego Just Blaze'a nikomu przedstawiać nie trzeba, ale to The Heatmakers stworzyli ten "Dipsetowy" klimat, a wyprodukowane przez nich "Dipset Anthem", które znalazło się na klasycznym już "Diplomatic Immunity", w połączeniu z świetnym klipem jest wręcz esencją całej działalności składu z Harlemu. Dodatkowo wisienką na torcie jest część z "I Really Mean It", czyli kolejnym z sztandarowych utworów Dipset, gdzie całe show kradnie Cam'ron wychodzący z ogromnego pick-upa w różowej skórze i różowych Timberlandach z logiem The Diplomats, będący wtedy w doskonałej formie. 

"Crunk Muzik" pochodzące z debiutanckiego albumu Jim Jonesa pt. "On My Way To Church" jest kolejnym przykładem świetnej chemii pomiędzy Jimmym, Camem, a Santaną. Kawałek ten trafił również na już mniej osławioną, ale nadal ważną pozycję w ich dyskografii, czyli "Diplomatic Immunity 2". Tutaj już brudniejszy klimat, szorstki bit oraz przesycone ulicznym bragga teksty okraszone zostały mrocznym klipem zainspirowanym kultowym filmem "The Warriors". "Crunk Muzik" otworzyło też drogę do sławy producentowi kawałka, czyli Blackoutowi. Bity stworzone dla Jim Jonesa na "On My Way To Church" były jego pierwszymi mainstreamowymi zleceniami, a później tworzył już takie hity, jak "This Is Why I'm Hot" Mimsa, "There He Go" Fabolousa, "Encore" Jasona Derulo czy kilka utworów dla Nicki Minaj. "Dipset Anthem" było hymnem dla The Diplomats, stworzonym w czasie szczytu ich popularności, natomiast "Crunk Muzik" jest ostatnim utworem na trackliście ostatniego wspólnego projektu grupy. Oby nowy materiał w 2015 rozpoczął się równie mocarnie, co zakończył poprzedni.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20673","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20674","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Polskie Karate ft. Dwa Sławy "W 3 Dupy" (Diggin' In The Videos #328)https://popkiller.kingapp.pl/2015-01-16,polskie-karate-ft-dwa-slawy-w-3-dupy-diggin-in-the-videos-328https://popkiller.kingapp.pl/2015-01-16,polskie-karate-ft-dwa-slawy-w-3-dupy-diggin-in-the-videos-328January 16, 2015, 4:12 pmPiotr ZdziarstekLogika nakazuje, by podobnie jak wczoraj w tygodniu ze Sławami zaserwować Wam jakiś dobry zapomniany numer, zwłaszcza że ich podziemna dyskografia jest naprawdę bogata. Radosny i Astek tworzyli wspólnie sztosy już w 2007 roku, kiedy to w sieci pojawiła się płyta "Dla Sławy", na której nawijał Rado, Astek zaś odpowiadał w całości za produkcję. Uznałem jednak, że słuszniejszym rozwiązaniem będzie przypomnienie wam jednego z najlepszych singli 2013 roku (i nie tylko - przyp. BobAir), na którym szalony duet wystąpił gościnnie. Chodzi mi oczywiście o fantastyczne "W 3 dupy" z płyty Polskiego Karate.Kawałek jest przecież stosunkowo nowy, dlaczego więc zdecydowałem się poświęcić mu specjalny tekst? Uważam, że utwór ten jest punktem zwrotnym w karierze Sławów; zwiastuje drogę, którą obecnie podążają. Inny podziemny raper, Revo, po premierze "Rozmowy kwalifikacyjnej" powiedział, że zrozumiał w końcu czym tak naprawdę jest flow. Koledzy po fachu zauważyli, że nagle otworzyła mu się w głowie szuflada z zupełnie innym, świeżym patentem na nawijkę. Mamy tutaj analogiczną sytuację. To, co u Sławów było niegdyś poprawne, i miało na celu nie przeszkadzać w odbiorze błyskotliwych panczlajnów, przerodziło się w coś niebywałego. Gęsta nawijka, szaleńcze tempo dyktowane połamanymi bębnami, mistrzowskie balansowanie po zakręconym podkładzie od Metro, to coś, czego w ich wykonaniu wcześniej nie słyszeliśmy. To nie ewolucja, a rewolucja w ich karierze. Nowy wymiar rapu duetu przyćmił nawet - znakomicie przecież dysponowanych - gospodarzy. Takie rewolty nie mają miejsca codziennie.Świetne flow i techniczna jakość tekstu często odbija się na przejrzystości przekazu. W końcu jakoś te sylaby trzeba w wersie pomieścić, a rymy i podobnie brzmiące zbitki słów są przecież nie tylko ozdobnikiem, ale również pewnym ograniczeniem. W tym numerze nie ma o tym mowy; panowie ścigają się w przerzucaniu co lepszych porównań, hashtagów i gier słownych. Zaraz skończę z pizdą; Anna Grodzka, Nie szukamy guza, to nie onkologia!, przyszedł jej fagas i był zły/Zrobił się raban i w sumie zaraz tu mnie poskłada; wigry 3 - to tylko kilka z nich. Radek i Astek mocno przyczynili się do stworzenia jednego z najlepszych imprezowych hiciorów ostatnich lat. Wydawało się, że przez kilka kolejnych nic go nie przebije. I wtedy pojawiło się "Do ryma", zwiastujące "Ludzi sztosów". Ale o tym już opowiem w recenzji nowego albumu.PS. Aha, właściwie to powinienem coś wspomnieć o klipie, jako że ten cykl nazywa się Diggin' in the videos. Cóż... Spójrzcie tylko na te panie. Chyba nic więcej dodawać nie trzeba.Logika nakazuje, by podobnie jak wczoraj w tygodniu ze Sławami zaserwować Wam jakiś dobry zapomniany numer, zwłaszcza że ich podziemna dyskografia jest naprawdę bogata. Radosny i Astek tworzyli wspólnie sztosy już w 2007 roku, kiedy to w sieci pojawiła się płyta "Dla Sławy", na której nawijał Rado, Astek zaś odpowiadał w całości za produkcję. Uznałem jednak, że słuszniejszym rozwiązaniem będzie przypomnienie wam jednego z najlepszych singli 2013 roku (i nie tylko - przyp. BobAir), na którym szalony duet wystąpił gościnnie. Chodzi mi oczywiście o fantastyczne "W 3 dupy" z płyty Polskiego Karate.

Kawałek jest przecież stosunkowo nowy, dlaczego więc zdecydowałem się poświęcić mu specjalny tekst? Uważam, że utwór ten jest punktem zwrotnym w karierze Sławów; zwiastuje drogę, którą obecnie podążają. Inny podziemny raper, Revo, po premierze "Rozmowy kwalifikacyjnej" powiedział, że zrozumiał w końcu czym tak naprawdę jest flow. Koledzy po fachu zauważyli, że nagle otworzyła mu się w głowie szuflada z zupełnie innym, świeżym patentem na nawijkę. Mamy tutaj analogiczną sytuację. To, co u Sławów było niegdyś poprawne, i miało na celu nie przeszkadzać w odbiorze błyskotliwych panczlajnów, przerodziło się w coś niebywałego. Gęsta nawijka, szaleńcze tempo dyktowane połamanymi bębnami, mistrzowskie balansowanie po zakręconym podkładzie od Metro, to coś, czego w ich wykonaniu wcześniej nie słyszeliśmy. To nie ewolucja, a rewolucja w ich karierze. Nowy wymiar rapu duetu przyćmił nawet - znakomicie przecież dysponowanych - gospodarzy. Takie rewolty nie mają miejsca codziennie.

Świetne flow i techniczna jakość tekstu często odbija się na przejrzystości przekazu. W końcu jakoś te sylaby trzeba w wersie pomieścić, a rymy i podobnie brzmiące zbitki słów są przecież nie tylko ozdobnikiem, ale również pewnym ograniczeniem. W tym numerze nie ma o tym mowy; panowie ścigają się w przerzucaniu co lepszych porównań, hashtagów i gier słownych.Zaraz skończę z pizdą; Anna Grodzka, Nie szukamy guza, to nie onkologia!, przyszedł jej fagas i był zły/Zrobił się raban i w sumie zaraz tu mnie poskłada; wigry 3 - to tylko kilka z nich. Radek i Astek mocno przyczynili się do stworzenia jednego z najlepszych imprezowych hiciorów ostatnich lat. Wydawało się, że przez kilka kolejnych nic go nie przebije. I wtedy pojawiło się "Do ryma", zwiastujące "Ludzi sztosów". Ale o tym już opowiem w recenzji nowego albumu.

PS. Aha, właściwie to powinienem coś wspomnieć o klipie, jako że ten cykl nazywa się Diggin' in the videos. Cóż... Spójrzcie tylko na te panie. Chyba nic więcej dodawać nie trzeba.

]]>
Sage Francis "Escape Artist" (Diggin' In The Videos #327)https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-21,sage-francis-escape-artist-diggin-in-the-videos-327https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-21,sage-francis-escape-artist-diggin-in-the-videos-327November 21, 2014, 12:20 pmRafał SamborskiAż trudno uwierzyć, że minęła już dekada od wydania przez Sage'a Francisa "A Healthy Distrust". Singiel promujący ten album, "Escape artist", to oparty na gitarze bit Aliasa, napędzająca numer elektroniczna perkusja, a przede wszystkim neurotyczne flow Sage'a i genialny tekst. Bo jak inaczej nazwać numer, oparty na metaforze hip-hopu jako magii i postaci rapera jako iluzjonisty? Trudno nie docenić otwierającego dwuwersu "When I first got into the magic, it was the underground phenomenon/Now everybody's like pick a card, any card", obrazującego jak zmienił się rap od czasów, gdy Sage zaczynał swoją przygodę z muzyką. Pochodzący z Rhode Island artysta nie boi się nawet zaburzyć obowiązujących w hip-hopie konwencji ("When I say hip/You? You say shut the fuck up, we ain't sayin' shit/And I respect it"). Warto przypomnieć sobie ten utwór, wszak już w sobotę Sage Francis gra pierwszy w historii koncert w Polsce we wrocławskim klubie Firlej. Czemu o tym wspominam? Raper uznawany jest za koncertową bestię. Sam pewnie nie pamięta już, ile zagrał koncertów, ale dwudziestoletnie doświadczenie jest wyczuwalne. To człowiek, który na jednym z rozwlekłych w czasie wielkich hip-hopowych festiwalii, wiedząc o tym, że publika czeka tylko na główną gwiazdę, wszedł na scenę i bez ogródek poprosił, by rzucać w niego czym się tylko da. To facet, który potrafi rozpocząć koncert tańcem pod znany popowy numer, zaskoczyć fristajlem pod klasyczny, bangerowy bit, a chwilę później zagrać spokojny numer. Kiedy Sage zagrał kilka lat temu swój koncert na Hip-Hop Kempie w środku dnia, można było usłyszec mnóstwo słów krytyki wobec organizatorów, dotyczących pory, w której odbyło się show. Bo Francis zawsze wyciska z siebie siódme poty, aby udowodnić, że jest najlepszy. I przy tym jest kompletnie nieobliczalny, dlatego trudno powiedzieć, jak będzie wyglądał koncert w sobotę. Jedna rzecz jest pewna - warto być w sobotę wieczorem we Wrocławiu. Szczególnie, że bilety nie są drogie.Aż trudno uwierzyć, że minęła już dekada od wydania przez Sage'a Francisa "A Healthy Distrust". Singiel promujący ten album, "Escape artist", to oparty na gitarze bit Aliasa, napędzająca numer elektroniczna perkusja, a przede wszystkim neurotyczne flow Sage'a i genialny tekst. Bo jak inaczej nazwać numer, oparty na metaforze hip-hopu jako magii i postaci rapera jako iluzjonisty? Trudno nie docenić otwierającego dwuwersu "When I first got into the magic, it was the underground phenomenon/Now everybody's like pick a card, any card", obrazującego jak zmienił się rap od czasów, gdy Sage zaczynał swoją przygodę z muzyką. Pochodzący z Rhode Island artysta nie boi się nawet zaburzyć obowiązujących w hip-hopie konwencji ("When I say hip/You? You say shut the fuck up, we ain't sayin' shit/And I respect it"). Warto przypomnieć sobie ten utwór, wszak już w sobotę Sage Francis gra pierwszy w historii koncert w Polsce we wrocławskim klubie Firlej.

Czemu o tym wspominam? Raper uznawany jest za koncertową bestię. Sam pewnie nie pamięta już, ile zagrał koncertów, ale dwudziestoletnie doświadczenie jest wyczuwalne. To człowiek, który na jednym z rozwlekłych w czasie wielkich hip-hopowych festiwalii, wiedząc o tym, że publika czeka tylko na główną gwiazdę, wszedł na scenę i bez ogródek poprosił, by rzucać w niego czym się tylko da. To facet, który potrafi rozpocząć koncert tańcem pod znany popowy numer, zaskoczyć fristajlem pod klasyczny, bangerowy bit, a chwilę później zagrać spokojny numer. Kiedy Sage zagrał kilka lat temu swój koncert na Hip-Hop Kempie w środku dnia, można było usłyszec mnóstwo słów krytyki wobec organizatorów, dotyczących pory, w której odbyło się show. Bo Francis zawsze wyciska z siebie siódme poty, aby udowodnić, że jest najlepszy. I przy tym jest kompletnie nieobliczalny, dlatego trudno powiedzieć, jak będzie wyglądał koncert w sobotę. Jedna rzecz jest pewna - warto być w sobotę wieczorem we Wrocławiu. Szczególnie, że bilety nie są drogie.

]]>
Busta Rhymes feat. Ol' Dirty Bastard "Woo Hah! Got You All In Check (Remix)" (Diggin In The Videos #326)https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-19,busta-rhymes-feat-ol-dirty-bastard-woo-hah-got-you-all-in-check-remix-diggin-in-thehttps://popkiller.kingapp.pl/2014-11-19,busta-rhymes-feat-ol-dirty-bastard-woo-hah-got-you-all-in-check-remix-diggin-in-theNovember 19, 2014, 5:03 pmTomasz PrzytułaPoszukiwanie własnej tożsamości artystycznej to w dzisiejszych czasach niezwykle trudne zadanie. Młodzi raperzy rozpoczynający karierę stają przez poważnym wyborem, muszą wykreować własny, oryginalny wizerunek, będący ich wizytówką i czynnikiem przyciągającym uwagę. Nie mogą przy tym przesadnie inspirować się swoimi muzycznymi idolami, co niewątpliwie sprowadziłoby na nich falę krytyki. Takiego zmartwienia nie miał nasz Artysta Tygodnia, Ol’ Dirty Bastard, raper, którego swobodny styl bycia i nieszablonowy image wciąż pozostaje niedoścignionym wzorem do naśladowania.Szaleniec czy geniusz? Takie pytanie zadają sobie słuchacze, gdy po raz pierwszy zapoznają się z twórczością śp. ODB. Pytanie choć proste, to brak na nie jednoznacznej odpowiedzi. Z całą pewnością Ol’ Dirty Bastard to nietuzinkowa osobowość, solidny raper i człowiek będący bohaterem sesji zdjęciowych i eventów, których nie powstydziłby się nawet sam Salvador Dali.Czego można się spodziewać, kiedy raper o takim temperamencie spotka na swojej drodze wulkan energii równy sobie? Cały świat przekonał się o tym w 1996 roku, gdy debiutujący solowo Busta Rhymes zaprosił Ol’ Dirty Bastarda do współpracy. Wynikiem tej kooperacji był remix hitowego singla „Woo-Hah!! Got You All In Check”, który zilustrowany został OBŁĘDNYM wideoklipem.Oglądając teledysk z przymrużeniem oka, można odnieść wrażenie, że Busta i ODB rywalizują między sobą o miano najbardziej zwariowanego rapera w Stanach. Ubrani w cudaczne stroje, osadzeni w szpitalu psychiatrycznym, wyginają się na wszystkie możliwe strony i nawijają absurdalne wersy (I had a wet dream that I was bonin’ Jody Wately Doin’ what children, ain't allowed to see). Na tym jednak nie koniec. W kolejnych scenach widzimy Busta Rhymesa jako żywe srebro (dosłownie i w przenośni!) i Ol’ Dirty Bastarda pokrytego złotą farbą, wczuwającego się w rolę ulicznego mima. Raperzy toczą prawdziwy, gombrowiczowski pojedynek na miny, co wygląda przekomicznie i stanowi kolejną kuriozalną sytuację. Temu wszystkiemu towarzyszą kiczowate efekty specjalne, dzikie okrzyki, niekończące się adlibsy i cała masa komicznych linijek zarapowanych, a właściwie wyplutych przez obu MC’s. To bez wątpienia jeden z najzabawniejszych hip-hopowych klipów, a zarazem przykład perfekcyjnej chemii, jaka zrodziła się między muzykami. Temperament obu raperów stworzył prawdziwą mieszankę wybuchową, przy której nie sposób przejść obojętnie.Ten i wiele innych klipów udowadnia to, jak nieprzewidywalną, szaloną i chaotyczną personą był Ol’ Dirty Bastard. Raper wyprzedzający swoje czasy, człowiek inspirujący swoją kontrowersyjną osobowością, ale przede wszystkim legendarny członek Wu-Tang Clanu, który odszedł zdecydowanie za wcześnie. Rest In peace O.D.B.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"18335","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

Poszukiwanie własnej tożsamości artystycznej to w dzisiejszych czasach niezwykle trudne zadanie. Młodzi raperzy rozpoczynający karierę stają przez poważnym wyborem, muszą wykreować własny, oryginalny wizerunek, będący ich wizytówką i czynnikiem przyciągającym uwagę. Nie mogą przy tym przesadnie inspirować się swoimi muzycznymi idolami, co niewątpliwie sprowadziłoby na nich falę krytyki. Takiego zmartwienia nie miał nasz Artysta Tygodnia, Ol’ Dirty Bastard, raper, którego swobodny styl bycia i nieszablonowy image wciąż pozostaje niedoścignionym wzorem do naśladowania.

Szaleniec czy geniusz? Takie pytanie zadają sobie słuchacze, gdy po raz pierwszy zapoznają się z twórczością śp. ODB. Pytanie choć proste, to brak na nie jednoznacznej odpowiedzi. Z całą pewnością Ol’ Dirty Bastard to nietuzinkowa osobowość, solidny raper i człowiek będący bohaterem sesji zdjęciowych i eventów, których nie powstydziłby się nawet sam Salvador Dali.

Czego można się spodziewać, kiedy raper o takim temperamencie spotka na swojej drodze wulkan energii równy sobie? Cały świat przekonał się o tym w 1996 roku, gdy debiutujący solowo Busta Rhymes zaprosił Ol’ Dirty Bastarda do współpracy. Wynikiem tej kooperacji był remix hitowego singlaWoo-Hah!! Got You All In Check”, który zilustrowany został OBŁĘDNYM wideoklipem.

Oglądając teledysk z przymrużeniem oka, można odnieść wrażenie, że Busta i ODB rywalizują między sobą o miano najbardziej zwariowanego rapera w Stanach. Ubrani w cudaczne stroje, osadzeni w szpitalu psychiatrycznym, wyginają się na wszystkie możliwe strony i nawijają absurdalne wersy (I had a wet dream that I was bonin’ Jody Wately Doin’ what children, ain't allowed to see). Na tym jednak nie koniec. W kolejnych scenach widzimy Busta Rhymesa jako żywe srebro (dosłownie i w przenośni!) i Ol’ Dirty Bastarda pokrytego złotą farbą, wczuwającego się w rolę ulicznego mima. Raperzy toczą prawdziwy, gombrowiczowski pojedynek na miny, co wygląda przekomicznie i stanowi kolejną kuriozalną sytuację. Temu wszystkiemu towarzyszą kiczowate efekty specjalne, dzikie okrzyki, niekończące się adlibsy i cała masa komicznych linijek zarapowanych, a właściwie wyplutych przez obu MC’s. To bez wątpienia jeden z najzabawniejszych hip-hopowych klipów, a zarazem przykład perfekcyjnej chemii, jaka zrodziła się między muzykami. Temperament obu raperów stworzył prawdziwą mieszankę wybuchową, przy której nie sposób przejść obojętnie.

Ten i wiele innych klipów udowadnia to, jak nieprzewidywalną, szaloną i chaotyczną personą był Ol’ Dirty Bastard. Raper wyprzedzający swoje czasy, człowiek inspirujący swoją kontrowersyjną osobowością, ale przede wszystkim legendarny członek Wu-Tang Clanu, który odszedł zdecydowanie za wcześnie. Rest In peace O.D.B.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"18335","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Ol' Dirty Bastard "Shimmy Shimmy Ya" (Diggin' In The Videos #325)https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-17,ol-dirty-bastard-shimmy-shimmy-ya-diggin-in-the-videos-325https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-17,ol-dirty-bastard-shimmy-shimmy-ya-diggin-in-the-videos-325November 17, 2014, 7:32 pmWojciech GraczykZ okazji okrągłej dziesiątej rocznicy śmierci Ol Dirty Bastarda chciałbym dodać coś od siebie o tym znakomitym raperze. Nie powiem - jestem jego fanem. Dla mnie jest numerem dwa w Wu-Tangu, zaraz po Ghostface. Zastanawiając się, o czym tu napisać, wiedziałem w której kategorii umiejscowić swoje rozkminy. Wiedziałem, że będę chciał wygrzebać z czeluści internetu któryś jego klip. Na początku pomyślałem o „Got Your Money” z gościnnym występem Kelis i na jednym z najlepszych bitów made by The Neptunes. Stwierdziłem jednak, że poszukam dalej. Potem pomyślałem o „Brooklyn Zoo”, ale również zrezygnowałem. Tak skończyłem na klasycznym „Shimmy shimmy ya”.Wybrany przeze mnie kawałek pochodzi z debiutu najbardziej szalonego członka Wu. Za produkcję tego krążka, odpowiada RZA, a gdzieniegdzie w roli producentów występowali 4th Disciple, Tru Master, Ethan Ryman i sam gospodarz. Pod względem produkcji pierwsza płyta ODB rozwijała patenty z „Enter the Wu-Tang”. Jest więc duszno, mrocznie i bardzo podziemnie. Jednak RZA i pozostali twórcy dopasowali styl muzyczny do osobowości Dirt McGirta.„Shimmy Shimmy Ya” to drugi singiel z „Return the 36 Chambers: The Dirty Version”. Pojawił się w 9 maja 1995, niewiele ponad miesiąc po premierze krążka. Odniósł on sukces i uznanie w oczach krytyków. Zdobył 59 miejsce na liście 100 najlepszych (według VH1) rapowych numerów w historii.Poza główną wersją tego utworu była jeszcze druga, w zupełnie innej stylistyce. Za podkład do niej odpowiedzialny był Studio Ton, a gościnnie wystąpili E-40 i MC Eiht.A na koniec coś dla fanów seriali - w ósmym odcinku trzeciego sezonu Breaking Bad („I See You”), występuje natomiast remix „Shimmy shimmy ya” w wykonaniu Prince Fatty.Z okazji okrągłej dziesiątej rocznicy śmierci Ol Dirty Bastarda chciałbym dodać coś od siebie o tym znakomitym raperze. Nie powiem - jestem jego fanem. Dla mnie jest numerem dwa w Wu-Tangu, zaraz po Ghostface. Zastanawiając się, o czym tu napisać, wiedziałem w której kategorii umiejscowić swoje rozkminy. Wiedziałem, że będę chciał wygrzebać z czeluści internetu któryś jego klip. Na początku pomyślałem o „Got Your Money” z gościnnym występem Kelis i na jednym z najlepszych bitów made by The Neptunes. Stwierdziłem jednak, że poszukam dalej. Potem pomyślałem o „Brooklyn Zoo”, ale również zrezygnowałem. Tak skończyłem na klasycznym „Shimmy shimmy ya”.

Wybrany przeze mnie kawałek pochodzi z debiutu najbardziej szalonego członka Wu. Za produkcję tego krążka, odpowiada RZA, a gdzieniegdzie w roli producentów występowali 4th Disciple, Tru Master, Ethan Ryman i sam gospodarz. Pod względem produkcji pierwsza płyta ODB rozwijała patenty z „Enter the Wu-Tang”. Jest więc duszno, mrocznie i bardzo podziemnie. Jednak RZA i pozostali twórcy dopasowali styl muzyczny do osobowości Dirt McGirta.

„Shimmy Shimmy Ya” to drugi singiel z „Return the 36 Chambers: The Dirty Version”. Pojawił się w 9 maja 1995, niewiele ponad miesiąc po premierze krążka. Odniósł on sukces i uznanie w oczach krytyków. Zdobył 59 miejsce na liście 100 najlepszych (według VH1) rapowych numerów w historii.

Poza główną wersją tego utworu była jeszcze druga, w zupełnie innej stylistyce. Za podkład do niej odpowiedzialny był Studio Ton, a gościnnie wystąpili E-40 i MC Eiht.

A na koniec coś dla fanów seriali - w ósmym odcinku trzeciego sezonu Breaking Bad („I See You”), występuje natomiast remix „Shimmy shimmy ya” w wykonaniu Prince Fatty.

]]>
Mac Dre "Rapper Gone Bad" (Diggin' In The Videos #323)https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-06,mac-dre-rapper-gone-bad-diggin-in-the-videos-323https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-06,mac-dre-rapper-gone-bad-diggin-in-the-videos-323November 6, 2014, 8:53 pmPaweł MiedzielecCzęsto jest tak że popularność nie idzie w parze z umiejętnościami danego rapera a "poziom fejmu" delikatnie mówiąc "nie zgadza się" z tym, co potrafi on wyczyniać za mikrofonem. Mac Dre jest chyba najlepszym tego przykładem bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że artysta z tak długim stażem i etyką pracy porównywalną do Tupaca Shakura (nagrał łącznie ponad 20 albumów w swojej trzynastoletniej karierze) zyskał sławę głównie jako "local hero" chyba najbardziej konsekwentnie pomijanego regionu w rap grze (Yay Areaaa!).Mac Dre był prekursorem w wielu dziedzinach - m.in. jako jeden z pierwszych raperów nagrywał całe płyty z więzienia, do którego trafił w 1992 roku za próbę napadu na bank. Wyszedł dopiero po sześciu latach i postanowił szybko odpracować stracony czas, skupiając się na odbudowie pozycji scenicznej. W tym celu w odstępie kilkunastu miesięcy pojawiły się na rynku dwa krążki sygnowane jego ksywką, z których dzisiaj zajmiemy się wydanym w 1999 roku longplayem "Rapper Gone Bad", a właściwie jego tytułowym kawałkiem który był głównym singlem promującym materiał.Trzeba przyznać, że był to dobry ruch promocyjny bowiem "Rapper Gone Bad" to utwór zdecydowanie wyróżniający się na tle innych numerów. Czym? Przede wszystkim samą produkcją, która brzmi... hm, niestandardowo. Rzekłbym nawet, że dziwnie pocięty sampel a właściwe sample (słynne "Vapours" Biz Markiego z domieszką "World's Famous" Malcolma McLarena) przyciąga uwagę brakiem płynności, z czym nie ma problemu wpadające w ucho flow artysty, poruszające się zgrabnie po bicie którego autorem jest Lev Berlak - dostarczający w tamtym okresie swoją muzykę na albumy innych raperów z Bay jak Dru Down, Richie Rich czy 3xKrazy.Lirycznie Mac Dre również trzyma poziom. Mało powiedziane - wręcz nie słychać aby jego skillsy ucierpiały w jakikolwiek sposób od czterech i pół roku spędzonego w zamknięciu. Wręcz przeciwnie – pimp z Crestside zaskakuje formą a ciekawy wordplay naprawdę robi robotę ("I'm a young gifted and black mack, rap sweet like candy yams/and I make you put your fist up to your mouth and say: Goddamn!"), dzięki czemu wersy same rzucają się w ucho ("A thug like 2Pac, wanna mack like Too $hort/Smoke punks like Newports, get drunk off 2 quarts").Rzadko się zdarza by w klubowych bangierach gościły takie fajne pancze ale na tym właśnie polega urok twórczości Mac Dre, dlatego po raz kolejny zachęcam do sprawdzenia twórczości "króla Bay Area". Jeśli jeszcze nie mieliście z nią styczności i nie wiecie od czego by tu zacząć - "Rapper Gone Bad" to całkiem dobry wybór na pierwsze danie.Często jest tak że popularność nie idzie w parze z umiejętnościami danego rapera a "poziom fejmu" delikatnie mówiąc "nie zgadza się" z tym, co potrafi on wyczyniać za mikrofonem.Mac Dre jest chyba najlepszym tego przykładem bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że artysta z tak długim stażem i etyką pracy porównywalną do Tupaca Shakura (nagrał łącznie ponad 20 albumów w swojej trzynastoletniej karierze) zyskał sławę głównie jako "local hero" chyba najbardziej konsekwentnie pomijanego regionu w rap grze (Yay Areaaa!).

Mac Dre był prekursorem w wielu dziedzinach - m.in. jako jeden z pierwszych raperów nagrywał całe płyty z więzienia, do którego trafił w 1992 roku za próbę napadu na bank. Wyszedł dopiero po sześciu latach i postanowił szybko odpracować stracony czas, skupiając się na odbudowie pozycji scenicznej. W tym celu w odstępie kilkunastu miesięcy pojawiły się na rynku dwa krążki sygnowane jego ksywką, z których dzisiaj zajmiemy się wydanym w 1999 roku longplayem "Rapper Gone Bad", a właściwie jego tytułowym kawałkiem który był głównym singlem promującym materiał.

Trzeba przyznać, że był to dobry ruch promocyjny bowiem "Rapper Gone Bad" to utwór zdecydowanie wyróżniający się na tle innych numerów. Czym? Przede wszystkim samą produkcją, która brzmi... hm, niestandardowo. Rzekłbym nawet, że dziwnie pocięty sampel a właściwe sample (słynne "Vapours"Biz Markiego z domieszką "World's Famous" Malcolma McLarena) przyciąga uwagę brakiem płynności, z czym nie ma problemu wpadające w ucho flow artysty, poruszające się zgrabnie po bicie którego autorem jest Lev Berlak - dostarczający w tamtym okresie swoją muzykę na albumy innych raperów z Bay jak Dru Down, Richie Rich czy 3xKrazy.
Lirycznie Mac Dre również trzyma poziom. Mało powiedziane - wręcz nie słychać aby jego skillsy ucierpiały w jakikolwiek sposób od czterech i pół roku spędzonego w zamknięciu. Wręcz przeciwnie – pimp z Crestside zaskakuje formą a ciekawy wordplay naprawdę robi robotę ("I'm a young gifted and black mack, rap sweet like candy yams/and I make you put your fist up to your mouth and say: Goddamn!"), dzięki czemu wersy same rzucają się w ucho ("A thug like 2Pac, wanna mack like Too $hort/Smoke punks like Newports, get drunk off 2 quarts").

Rzadko się zdarza by w klubowych bangierach gościły takie fajne pancze ale na tym właśnie polega urok twórczości Mac Dre, dlatego po raz kolejny zachęcam do sprawdzenia twórczości "króla Bay Area". Jeśli jeszcze nie mieliście z nią styczności i nie wiecie od czego by tu zacząć - "Rapper Gone Bad" to całkiem dobry wybór na pierwsze danie.

]]>
Mac Dre feat. Coolio Da Unda Dogg "California Livin'" (Diggin' In The Videos #322)https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-04,mac-dre-feat-coolio-da-unda-dogg-california-livin-diggin-in-the-videos-322https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-04,mac-dre-feat-coolio-da-unda-dogg-california-livin-diggin-in-the-videos-322November 4, 2014, 7:06 pmPaweł MiedzielecCiężko w jeden tydzień wyczerpać dogłębnie temat takiej postaci jak Mac Dre, którego kariera zaczęła się od późnych lat 80-tych a wpływ rozciąga i na dzisiejszą hip-hop erę (patrz: chociażby utwory Drake'a). O ile w przypadku innych legend jak 2Pac czy Notorious B.I.G. ich największe single są powszechnie znane, o tyle klasyki Mac Dre poza terenem Bay Area czy zachodniego wybrzeża stanowią raczej produkt dość niszowy - przynajmniej jeśli chodzi o nasze podwórko.Tym bardziej czuję się zobligowany, by podejść do tematu mega selektywnie i wybrać tylko te perełki z katalogu Andre Hicksa, którymi jestem pewien większość odsłuchujących się zajara i sięgnie po resztę jego dyskografii - a takim numerem w moim odczuciu jest bez wątpienia "California Livin'", dlatego idzie na pierwszy ogień by zajarać nowe pokolenie twórczością "króla Bay Area".Pierwotnie utwór ten ukazał się na rynku 25 lat temu, na wydanej w 1989 roku EPce "Young Black Brotha", która była debiutem Mac Dre na rynku fonograficznym. Kawałek zagościł ponownie na krążku "Young Black Brotha: The Album" wydanym 4 lata później, dzięki czemu zyskał większy rozgłos ponieważ poprzednie wydawnictwa Mac Dre ukazywały się jedynie na kasetach bądź winylu (i to w limitowanych nakładach), w odróżnieniu od nowej płyty która wyszła na CD. Co można powiedzieć o samym kawałku?Na pewno muzycznie czerpie z dobrych wzorców samplując m.in. wydany w tym samym roku kawałek The D.O.C. ("It's Funky Enough") czy starsze klasyki takich legend jak James Brown ("Hot Pants") i Parliament ("Flash Light"). Sam numer pomimo lat na karku i oldschoolowego statusu nadal wywołuje u mnie pozytywne odczucia, głównie przez melodyjny głos Mac Dre i przyjemny klimat produkcji Khayree. Mamy tutaj klasyczne linijki, które posłużyły potem za follow-up wielu innym raperom z Bay ("I'm from the V-A-Double L-E-J-O, Where makin dope raps is all I know") i storytelling, który w pełnej okazałości oddaje cały "California lifestyle" o którym rapuje Mac Dre ("House parties rock way past 3, Players straight sip on Hennessy/High-speed chases, Chevy races Havin sex in the strangest places"). Teledysk zaś przypomina mi nieco klimatem "I Get Around" 2Paca czy też słynńą taśmę N.W.A. - "Pool Party Uncut", ot typowa imprezka przy basenie w towarzystwie pięknych kobiet odzianych jedynie w bikini."California Livin'" to jeden z najlepszych "hymnów" reprezentujących zachodnie wybrzeże, jakie do tej pory wyszły z terenu Kalifornii i słusznie jest dzisiaj uznawany za numer kultowy bo dobitnie pokazuje wszystko co, z czego zasłynął West Coast lat 90-tych, pomimo tego że numer powstał jeszcze przed wybuchem "G-Funk ery" - jest więc bez wątpienia czymś pionierskim samym w sobie i wyprzedzającym własną epokę o ładnych parę lat..."If you wanna live on the best coastYou better try to move to the West CoastWhere Life Is Too Short and The Game Is ThickHome of The Mack and the Groupie Ol' Chick"Ciężko w jeden tydzień wyczerpać dogłębnie temat takiej postaci jak Mac Dre, którego kariera zaczęła się od późnych lat 80-tych a wpływ rozciąga i na dzisiejszą hip-hop erę (patrz: chociażby utwory Drake'a). O ile w przypadku innych legend jak 2Pac czy Notorious B.I.G. ich największe single są powszechnie znane, o tyle klasyki Mac Dre poza terenem Bay Area czy zachodniego wybrzeża stanowią raczej produkt dość niszowy - przynajmniej jeśli chodzi o nasze podwórko.

Tym bardziej czuję się zobligowany, by podejść do tematu mega selektywnie i wybrać tylko te perełki z katalogu Andre Hicksa, którymi jestem pewien większość odsłuchujących się zajara i sięgnie po resztę jego dyskografii - a takim numerem w moim odczuciu jest bez wątpienia "California Livin'", dlatego idzie na pierwszy ogień by zajarać nowe pokolenie twórczością "króla Bay Area".

Pierwotnie utwór ten ukazał się na rynku 25 lat temu, na wydanej w 1989 roku EPce "Young Black Brotha", która była debiutem Mac Dre na rynku fonograficznym. Kawałek zagościł ponownie na krążku "Young Black Brotha: The Album" wydanym 4 lata później, dzięki czemu zyskał większy rozgłos ponieważ poprzednie wydawnictwa Mac Dre ukazywały się jedynie na kasetach bądź winylu (i to w limitowanych nakładach), w odróżnieniu od nowej płyty która wyszła na CD. Co można powiedzieć o samym kawałku?

Na pewno muzycznie czerpie z dobrych wzorców samplując m.in. wydany w tym samym roku kawałek The D.O.C. ("It's Funky Enough") czy starsze klasyki takich legend jak James Brown ("Hot Pants") i Parliament ("Flash Light"). Sam numer pomimo lat na karku i oldschoolowego statusu nadal wywołuje u mnie pozytywne odczucia, głównie przez melodyjny głos Mac Dre i przyjemny klimat produkcji Khayree. Mamy tutaj klasyczne linijki, które posłużyły potem za follow-up wielu innym raperom z Bay ("I'm from the V-A-Double L-E-J-O, Where makin dope raps is all I know") i storytelling, który w pełnej okazałości oddaje cały "California lifestyle"o którym rapuje Mac Dre ("House parties rock way past 3, Players straight sip on Hennessy/High-speed chases, Chevy races Havin sex in the strangest places"). Teledysk zaś przypomina mi nieco klimatem "I Get Around" 2Paca czy też słynńą taśmę N.W.A. - "Pool Party Uncut", ot typowa imprezka przy basenie w towarzystwie pięknych kobiet odzianych jedynie w bikini.

"California Livin'" to jeden z najlepszych "hymnów" reprezentujących zachodnie wybrzeże, jakie do tej pory wyszły z terenu Kalifornii i słusznie jest dzisiaj uznawany za numer kultowy bo dobitnie pokazuje wszystko co, z czego zasłynął West Coast lat 90-tych, pomimo tego że numer powstał jeszcze przed wybuchem "G-Funk ery" - jest więc bez wątpienia czymś pionierskim samym w sobie i wyprzedzającym własną epokę o ładnych parę lat...

"If you wanna live on the best coast
You better try to move to the West Coast
Where Life Is Too Short and The Game Is Thick
Home of The Mack and the Groupie Ol' Chick"

]]>
Drake feat. Lil Wayne, Tyga "The Motto" (Diggin' In The Videos #321)https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-02,drake-feat-lil-wayne-tyga-the-motto-diggin-in-the-videos-321https://popkiller.kingapp.pl/2014-11-02,drake-feat-lil-wayne-tyga-the-motto-diggin-in-the-videos-321November 2, 2014, 7:07 pmAdmin strony"My city love me like Mac Dre in The Bay" - można było usłyszeć na "Take Care" Drake'a (recenzja). To jednak nie jedyny hołd, który w kierunku naszego Artysty Tygodnia wypuścił kanadyjski gwiazdor. "The Motto", w którym pada tekst "Rest in peace Mac Dre, I'mma do it for the Bay" to coś zdecydowanie większego niż jednowersowe odwołanie - to numer całościowo będący tribute'em dla brzmienia, które wypromował Hicks oraz dla niego samego, dodatkowo uzupełnione teledyskiem. Teledyskiem, który rozpoczyna się symbolicznym przemówieniem matki Mac Dre (a którym my równie symbolicznie rozpoczniemy tydzień z raperem)...Prosto z jej kanapy przenosimy się natomiast na klasyczne miejscówki Bay Area, na których obok gospodarza widzimy legendy regionu takie jak E-40 czy Mistah F.A.B. Tak - video do "The Motto" to dużo więcej niż zielone kalosze Lil Wayne'a, natomiast Drake'a można lubić lub nie, cenić lub nie, ale jednego odmówić mu nie sposób - mało który z dzisiejszych mainstreamowców aż tak dba o pamięć o korzeniach i gwiazdach z przeszłości.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"17989","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"257","width":"430"}}]]Na powyższym foto Drake z tribute'ową kurtką Maca Dre, poniżej za to "The Motto'"My city love me like Mac Dre in The Bay" - można było usłyszeć na "Take Care" Drake'a (recenzja). To jednak nie jedyny hołd, który w kierunku naszego Artysty Tygodnia wypuścił kanadyjski gwiazdor. "The Motto", w którym pada tekst "Rest in peace Mac Dre, I'mma do it for the Bay" to coś zdecydowanie większego niż jednowersowe odwołanie - to numer całościowo będący tribute'em dla brzmienia, które wypromował Hicks oraz dla niego samego, dodatkowo uzupełnione teledyskiem. Teledyskiem, który rozpoczyna się symbolicznym przemówieniem matki Mac Dre (a którym my równie symbolicznie rozpoczniemy tydzień z raperem)...

Prosto z jej kanapy przenosimy się natomiast na klasyczne miejscówki Bay Area, na których obok gospodarza widzimy legendy regionu takie jak E-40 czy Mistah F.A.B. Tak - video do "The Motto" to dużo więcej niż zielone kalosze Lil Wayne'a, natomiast Drake'a można lubić lub nie, cenić lub nie, ale jednego odmówić mu nie sposób - mało który z dzisiejszych mainstreamowców aż tak dba o pamięć o korzeniach i gwiazdach z przeszłości.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"17989","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"257","width":"430"}}]]

Na powyższym foto Drake z tribute'ową kurtką Maca Dre, poniżej za to "The Motto'

]]>
Tha Dogg Pound "This Is How We Live" (Diggin' In The Videos #320)https://popkiller.kingapp.pl/2014-10-09,tha-dogg-pound-this-is-how-we-live-diggin-in-the-videos-320https://popkiller.kingapp.pl/2014-10-09,tha-dogg-pound-this-is-how-we-live-diggin-in-the-videos-320October 8, 2014, 5:10 pmPaweł MiedzielecOd premiery ostatniego materiału spod znaku DPG, jakim było "100 Wayz" minęły już 4 lata. W tym czasie na horyzoncie pojawiło się masę zapowiedzi projektów, wliczając w to nowy album duetu z Long Beach - "Alumni". Oczekiwania były spore, tym bardziej kiedy podano informację że nad projektem czuwają wspólnie Snoop i Dre, którzy nadzorują prace chłopaków. Po opublikowaniu przed trzema laty singla "Forever In A Day" nad tym tematem zapadła jednak grobowa cisza...Mimo wszystko dalej mam nadzieję, że doczekam w końcu płyty Tha Dogg Pound nawiązującej swoim brzmieniem do klasycznych pozycji z dorobku Daza i Kurupta. Nie pragnę drugiego "Dogg Food", wiem że nagranie takiego klasyka w dzisiejszych czasach przez dwójkę weteranów o ugruntowanej pozycji jest praktycznie niewykonalne. Rozumiem to, dlatego wystarczy mi chociaż namiastka takiego albumu wypełnionego po brzegi klasycznym westcoast'owym brzmieniem i takimi kawałkami jak pochodzące z solowego albumu Dillingera "This Is How We Live", które było jednym z najjaśniejszych momentów na "Only On The Left Side". Wydana w 2008 roku płyta była namiastką romansu Daza z szybkimi bitami rodem z południa, który objawił się w pełni na jego dwóch ostatnich krążkach i trwa do dzisiaj.Niemniej jednak raper zadbał o bazę swoich hardcorowych fanów umieszczając na albumie kilka perełek jak "This Is How We Live", które z powodzeniem można by dać na wydany rok wcześniej "Dogg Chit". Ten kawałek to vintage DPG, czyli Dillinger i Young Gotti na świetnej produkcji, jakiej nie powstydziłby się sam Battlecat. Dodaj do tego wpadający w ucho refren i bijącą z nawijki chemię między oboma zawodnikami a otrzymasz przepis na nowy materiał Tha Dogg Pound A.D 2014, który chciałby usłyszeć każdy fan Daza i Kurupta. #ClassicOd premiery ostatniego materiału spod znaku DPG, jakim było "100 Wayz" minęły już 4 lata. W tym czasie na horyzoncie pojawiło się masę zapowiedzi projektów, wliczając w to nowy album duetu z Long Beach - "Alumni". Oczekiwania były spore, tym bardziej kiedy podano informację że nad projektem czuwają wspólnie Snoop i Dre, którzy nadzorują prace chłopaków. Po opublikowaniu przed trzema laty singla "Forever In A Day" nad tym tematem zapadła jednak grobowa cisza...

Mimo wszystko dalej mam nadzieję, że doczekam w końcu płyty Tha Dogg Pound nawiązującej swoim brzmieniem do klasycznych pozycji z dorobku Daza i Kurupta. Nie pragnę drugiego "Dogg Food", wiem że nagranie takiego klasyka w dzisiejszych czasach przez dwójkę weteranów o ugruntowanej pozycji jest praktycznie niewykonalne. Rozumiem to, dlatego wystarczy mi chociaż namiastka takiego albumu wypełnionego po brzegi klasycznym westcoast'owym brzmieniem i takimi kawałkami jak pochodzące z solowego albumu Dillingera "This Is How We Live", które było jednym z najjaśniejszych momentów na "Only On The Left Side". Wydana w 2008 roku płyta była namiastką romansu Daza z szybkimi bitami rodem z południa, który objawił się w pełni na jego dwóch ostatnich krążkach i trwa do dzisiaj.
Niemniej jednak raper zadbał o bazę swoich hardcorowych fanów umieszczając na albumie kilka perełek jak "This Is How We Live", które z powodzeniem można by dać na wydany rok wcześniej "Dogg Chit". Ten kawałek to vintage DPG, czyli Dillinger i Young Gotti na świetnej produkcji, jakiej nie powstydziłby się sam Battlecat. Dodaj do tego wpadający w ucho refren i bijącą z nawijki chemię między oboma zawodnikami a otrzymasz przepis na nowy materiał Tha Dogg Pound A.D 2014, który chciałby usłyszeć każdy fan Daza i Kurupta. #Classic

]]>
Time Zone (Afrika Bambaataa) & John Lydon "World Destruction" (Diggin In The Videos #340)https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-30,time-zone-afrika-bambaataa-john-lydon-world-destruction-diggin-in-the-videos-340https://popkiller.kingapp.pl/2015-06-30,time-zone-afrika-bambaataa-john-lydon-world-destruction-diggin-in-the-videos-340June 12, 2015, 10:34 pmMaciej WojszkunZastanawialiście się kiedyś, co by wyszło, gdyby na jednym tracku pojawiły się dwie postacie z różnych światów - Ojciec Chrzestny hip-hopu, założyciel Universal Zulu Nation Afrika Bambaataa, oraz wokalista jednej z najsłynniejszych i najbardziej kontrowersyjnych kapeli w dziejach - John Lydon aka Johnny Rotten z Sex Pistols? Jeśli pomyśleliście - "taki utwór po prostu zniszczyłby system" - trafiliście w dziesiątkę.Cofnijmy się do poczatku lat 80. Afrika Bambaataa, zdobywszy pokaźny fejm po wydaniu singli "Looking for a Perfect Beat" i "Renegades of Funk", rozpoczął współpracę z wytwórnią Celluloid Records i słynnym producentem Billem Laswellem. Pod skrzydłami Celluloid Afrika wydał w 1983 roku singiel "The Wildstyle" we współpracy z Rustym Eganem z brytyjskiego zespołu Visage. "The Wildstyle" wydany został jako dzieło nie samego Afriki, lecz projektu Time Zone.Zadowolony z pozytywnego odbioru "The Wildstyle", Afrika postanowił nagrać kolejny utwór pod szyldem Time Zone. Rozmawiając z Laswellem, Afrika wyraził chęć nagrania singla z kimś nietuzinkowym, artystą znanym z bezkompromisowości i kontrowersyjnych poglądów. Wskazał na Johna Lydona, będąc pod wrażeniem jego występu w thrillerze "Copkiller" i znając bardzo dobrze jego twórczość z Sex Pistols i Public Image Ltd. Lydon również zaznajomiony był z muzyką Bambaaty i wyrażał się o niej w pochlebnych słowach. Laswell zaaranżował spotkanie obu muzyków - i w przeciągu zaledwie czterech i pół godziny sesji nagraniowej powstał "World Destruction" - jeden z pierwszych utworów łączących w sobie pierwiastki rapu i rocka.Utwór niewesoły, o bardzo apokaliptycznym tonie (nie dziwota - został nagrany i wydany w roku 1984....), zawierający złowieszcze wersy m.in. o świecie powoli kroczącym ku destrukcji, o anihilacji narodów za pomocą broni chemicznej, o praniu mózgów obywateli...."The human race is becoming a disgrace" - zauważają ironicznie muzycy. Wszystko to na mocnym beacie, wzbogaconym świdrującym motywem syntezatorowym i gitarą Billa Laswella, zarapowane przez Afrikę i wyśpiewane charakterystycznym, histerycznym wokalem Johnny'ego Rottena. Świetny sztos, który doskonale przetrwał próbę czasu."World Destruction" zilustrowano nie mniej posępnym teledyskiem. Już na wstępie słyszymy fragment wypowiedzi Ronalda Reagana, ze smutkiem twierdzącego, że nie da się przewidzieć Armageddonu - może on nastąpić za tysiąc lat, może przyjść jutro... Dalej jest nie mniej interesująco: sugestywne urywki filmów i nagrań; Afrika jako mistrz mistycznej ceremonii; Johnny Rotten tracący zmysły z powodu wszechobecnej inwigilacji. Brzmi ciekawie? Zapraszam do sprawdzenia. Smacznego! [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11769","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Zastanawialiście się kiedyś, co by wyszło, gdyby na jednym tracku pojawiły się dwie postacie z różnych światów - Ojciec Chrzestny hip-hopu, założyciel Universal Zulu Nation Afrika Bambaataa, oraz wokalista jednej z najsłynniejszych i najbardziej kontrowersyjnych kapeli w dziejach - John Lydon aka Johnny Rotten z Sex Pistols? Jeśli pomyśleliście - "taki utwór po prostu zniszczyłby system" - trafiliście w dziesiątkę.

Cofnijmy się do poczatku lat 80. Afrika Bambaataa, zdobywszy pokaźny fejm po wydaniu singli "Looking for a Perfect Beat" i "Renegades of Funk", rozpoczął współpracę z wytwórnią Celluloid Records i słynnym producentem Billem Laswellem. Pod skrzydłami Celluloid Afrika wydał w 1983 roku singiel "The Wildstyle" we współpracy z Rustym Eganem z brytyjskiego zespołu Visage. "The Wildstyle" wydany został jako dzieło nie samego Afriki, lecz projektu Time Zone.

Zadowolony z pozytywnego odbioru "The Wildstyle", Afrika postanowił nagrać kolejny utwór pod szyldem Time Zone. Rozmawiając z Laswellem, Afrika wyraził chęć nagrania singla z kimś nietuzinkowym, artystą znanym z bezkompromisowości i kontrowersyjnych poglądów. Wskazał na Johna Lydona, będąc pod wrażeniem jego występu w thrillerze "Copkiller" i znając bardzo dobrze jego twórczość z Sex Pistols i Public Image Ltd. Lydon również zaznajomiony był z muzyką Bambaaty i wyrażał się o niej w pochlebnych słowach. Laswell zaaranżował spotkanie obu muzyków - i w przeciągu zaledwie czterech i pół godziny sesji nagraniowej powstał "World Destruction" - jeden z pierwszych utworów łączących w sobie pierwiastki rapu i rocka.

Utwór niewesoły, o bardzo apokaliptycznym tonie (nie dziwota - został nagrany i wydany w roku 1984....), zawierający złowieszcze wersy m.in. o świecie powoli kroczącym ku destrukcji, o anihilacji narodów za pomocą broni chemicznej, o praniu mózgów obywateli...."The human race is becoming a disgrace" - zauważają ironicznie muzycy. Wszystko to na mocnym beacie, wzbogaconym świdrującym motywem syntezatorowym i gitarą Billa Laswella, zarapowane przez Afrikę i wyśpiewane charakterystycznym, histerycznym wokalem Johnny'ego Rottena. Świetny sztos, który doskonale przetrwał próbę czasu.

"World Destruction" zilustrowano nie mniej posępnym teledyskiem. Już na wstępie słyszymy fragment wypowiedzi Ronalda Reagana, ze smutkiem twierdzącego, że nie da się przewidzieć Armageddonu - może on nastąpić za tysiąc lat, może przyjść jutro... Dalej jest nie mniej interesująco: sugestywne urywki filmów i nagrań; Afrika jako mistrz mistycznej ceremonii; Johnny Rotten tracący zmysły z powodu wszechobecnej inwigilacji. Brzmi ciekawie? Zapraszam do sprawdzenia. Smacznego!

                                                  [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11769","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Fabolous "Breathe" (Diggin' In The Videos #319)https://popkiller.kingapp.pl/2014-08-31,fabolous-breathe-diggin-in-the-videos319https://popkiller.kingapp.pl/2014-08-31,fabolous-breathe-diggin-in-the-videos319August 31, 2014, 4:00 pmAdmin stronyPamiętam moje pierwsze wrażenie, gdy usłyszałem ten numer. Wow, wow i jeszcze raz wow. Just Blaze który bitem zrównał wszystko z ziemią i zaskakujący formą i treścią na tle wcześniejszych dokonań Fabolous. Potężny banger, będący wciąz w czołówce numerów, które chciałbym usłyszeć na żywo i w mojej prywatnej czołówce najlepszych rapowych bitów ever. Time flies - dziś "Breathe" obchodzi 10 rocznicę premiery.Zastanawiałem się co mógłbym ciekawego napisać o tym jednym z największych nowojorskich hymnów minionej dekady. Można pisać wiele - o wokalnym samplu, o pianinku, o tym jak z wrodzonym luzem i gracją współgra z nim Loso czy jak całość dopełnia miejski i świetnie zbalansowany klip. Ale najlepiej oddać chyba głos Just Blaze'owi, który z okazji jubileuszu postanowił przybliżyć dla portalu HipHopDX całą historię powstania utworu. Historię, która jest dość zawiła i ciekawa i potwierdza, że zawsze potrzebne jest trochę szczęścia oraz umiejętności wyczucia ryzyka. Wspomnienia Blaze'a przeczytacie tutaj, "Breathe" przypomnicie sobie poniżej.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16455","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Pamiętam moje pierwsze wrażenie, gdy usłyszałem ten numer. Wow, wow i jeszcze raz wow. Just Blaze który bitem zrównał wszystko z ziemią i zaskakujący formą i treścią na tle wcześniejszych dokonań Fabolous. Potężny banger, będący wciąz w czołówce numerów, które chciałbym usłyszeć na żywo i w mojej prywatnej czołówce najlepszych rapowych bitów ever. Time flies - dziś "Breathe" obchodzi 10 rocznicę premiery.

Zastanawiałem się co mógłbym ciekawego napisać o tym jednym z największych nowojorskich hymnów minionej dekady. Można pisać wiele - o wokalnym samplu, o pianinku, o tym jak z wrodzonym luzem i gracją współgra z nim Loso czy jak całość dopełnia miejski i świetnie zbalansowany klip. Ale najlepiej oddać chyba głos Just Blaze'owi, który z okazji jubileuszu postanowił przybliżyć dla portalu HipHopDX całą historię powstania utworu. Historię, która jest dość zawiła i ciekawa i potwierdza, że zawsze potrzebne jest trochę szczęścia oraz umiejętności wyczucia ryzyka. Wspomnienia Blaze'a przeczytacie tutaj, "Breathe" przypomnicie sobie poniżej.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16455","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Murs & 9th Wonder "Yesterday & Today" / "L.A." / "Murray's Revenge" (Diggin In The Videos #316)https://popkiller.kingapp.pl/2014-08-07,murs-9th-wonder-yesterday-today-la-murrays-revenge-diggin-in-the-videos-316https://popkiller.kingapp.pl/2014-08-07,murs-9th-wonder-yesterday-today-la-murrays-revenge-diggin-in-the-videos-316August 15, 2014, 12:38 pmMarcin NataliWydane w marcu 2006 roku "Murray's Revenge" było drugim po "Murs 3:16: The 9th Edition" wspólnym albumem duetu Murs & 9th Wonder i pierwszym krążkiem Mursa, który przebił się do pierwszej dwusetki zestawienia sprzedaży Billboardu. Kalifornijski MC i reprezentujący Północną Karolinę, mający już na koncie nagrodę Grammy i płynący na fali kolejnych sukcesów producent stanowili bardzo mocny team, od razu wytworzyła się między nimi też muzyczna chemia, co słychać było na każdym kroku."Murray's Revenge" przepełnione było ciepłymi, złotymi samplami z soulu lat 70. oraz błyskotliwym, pomysłowym rapem charyzmatycznego jak zwykle rapera. Dziś chciałbym przypomnieć wam trzy teledyski z tej płyty - niezwykle zabawne "Yesterday & Today", tętniące dumą i lokalnym patriotyzmem "L.A." oraz tytułowe "Murray's Revenge".Na pierwszy ogień niech pójdzie słoneczne, niezawodnie wywołujące uśmiech "Yesterday & Today". W tym klipie wszystko układa się nie tak, począwszy od zaskakującej pobudki steranego życiem Mursa, poprzez komiczną jazdę do pracy skąpanymi w porannym słońcu pustymi ulicami L.A., aż po porażkę za porażką i kolejne upokorzenia w pracy... Brzmi dołująco? Nic z tych rzeczy. Ten klip aż tryska pozytywną energią, a Murs po raz kolejny ukazuje nam swoje komediowe oblicze i gigantyczny dystans do siebie. Nie martwcie się, w końcu jednak nasz bohater bierze sprawy w swoje ręce i pokazuje, jak radzić sobie ze stresem. [UWAGA. Nie próbujcie tego w pracy.][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"15909","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]W "L.A." przewodnik Murs zapoznaje nas po kolei z różnymi rejonami Los Angeles, zabierając nas w trzyminutową podróż i opisując najlepiej tylko jak potrafi codzienne życie w południowej Kalifornii. Ach, chciałoby się tam być! I'm from L dot A dot Californ-I-A hot, Days got shade let me take you 'round the way...[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"15912","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Trzeci teledysk promujący "Murray's Revenge" i zarazem tytułowy numer z tego krążka zainspirowany został grą Nintendo "Mike Tyson's Punch Out!!". Niespodziewanie, jedną z postaci w grze jest tym razem... sam Murs, a graczem, który siedzi przed telewizorem i z zapałem prowadzi go do zwycięstwa... (werble...) - również Murs! Sampel z legendarnego już "Nautilus" Boba Jamesa w 9th Wonderowskim wykonaniu, niezawodny gospodarz, kolejny pomysłowy klip i wyjaśnienie, na czym ma polegać tytułowa "zemsta" Murraya.Innocent 'til proven guilty Should I die don't look for the dude that killed me Look for a brighter tomorrow, and in spite of the sorrow Live every moment to the fullest so your life isn't hollow And you can holla out my name from the top of the game And since you passed homey I promise I'll do the same For if a soul is avenged through the deeds of a friend Then success has always been the best form of revenge THE END[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"15913","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Wydane w marcu 2006 roku "Murray's Revenge" było drugim po "Murs 3:16: The 9th Edition" wspólnym albumem duetu Murs & 9th Wonder i pierwszym krążkiem Mursa, który przebił się do pierwszej dwusetki zestawienia sprzedaży Billboardu. Kalifornijski MC i reprezentujący Północną Karolinę, mający już na koncie nagrodę Grammy i płynący na fali kolejnych sukcesów producent stanowili bardzo mocny team, od razu wytworzyła się między nimi też muzyczna chemia, co słychać było na każdym kroku.

"Murray's Revenge" przepełnione było ciepłymi, złotymi samplami z soulu lat 70. oraz błyskotliwym, pomysłowym rapem charyzmatycznego jak zwykle rapera. Dziś chciałbym przypomnieć wam trzy teledyski z tej płyty - niezwykle zabawne "Yesterday & Today", tętniące dumą i lokalnym patriotyzmem "L.A." oraz tytułowe "Murray's Revenge".

Na pierwszy ogień niech pójdzie słoneczne, niezawodnie wywołujące uśmiech"Yesterday & Today". W tym klipie wszystko układa się nie tak, począwszy od zaskakującej pobudki steranego życiem Mursa, poprzez komiczną jazdę do pracy skąpanymi w porannym słońcu pustymi ulicami L.A., aż po porażkę za porażką i kolejne upokorzenia w pracy... Brzmi dołująco? Nic z tych rzeczy. Ten klip aż tryska pozytywną energią, a Murs po raz kolejny ukazuje nam swoje komediowe oblicze i gigantycznydystans do siebie. Nie martwcie się, w końcu jednak nasz bohater bierze sprawy w swoje ręce i pokazuje, jak radzić sobie ze stresem. [UWAGA. Nie próbujcie tego w pracy.]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"15909","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

W "L.A." przewodnik Murs zapoznaje nas po kolei z różnymi rejonami Los Angeles, zabierając nas w trzyminutową podróż i opisując najlepiej tylko jak potrafi codzienne życie w południowej Kalifornii. Ach, chciałoby się tam być!I'm from L dot A dot Californ-I-A hot, Days got shade let me take you 'round the way...

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"15912","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

Trzeci teledysk promujący "Murray's Revenge" i zarazem tytułowy numer z tego krążka zainspirowany został grą Nintendo "Mike Tyson's Punch Out!!". Niespodziewanie, jedną z postaci w grze jest tym razem... sam Murs, a graczem, który siedzi przed telewizorem i z zapałem prowadzi go do zwycięstwa... (werble...) - również Murs! Sampel z legendarnego już "Nautilus" Boba Jamesa w 9th Wonderowskim wykonaniu, niezawodny gospodarz, kolejny pomysłowy klip iwyjaśnienie, na czym ma polegać tytułowa "zemsta" Murraya.

Innocent 'til proven guilty
Should I die don't look for the dude that killed me
Look for a brighter tomorrow, and in spite of the sorrow
Live every moment to the fullest so your life isn't hollow
And you can holla out my name from the top of the game
And since you passed homey I promise I'll do the same

For if a soul is avenged through the deeds of a friend
Then success has always been the best form of revenge
THE END

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"15913","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>