Co młodsi słuchacze mogą już nie pamiętać klasycznego programu pt. "Muzyka łączy pokolenia", gdzie młodzi gniewni sceny muzycznej nagrywali własne wersje utworów uznanych wykonawców, i odwrotnie, starzy wyjadacze przerabiali ówczesne hity na swoją modłę. W ten sposób WFD nagrało swoją wersję "Szklanej pogody" Lombardu, a Ostrowska odwdzięczyła się zaśpiewaniem "Aluminium". Więcej osób prawdopodobnie będzie pamiętać płytę "Poeci" z 2009 roku, stworzoną przez duet producencki Whitehouse, gdzie znani raperzy reinterpretowali wiersze, tworząc kilka naprawdę znakomitych utworów pokroju "Mochnackiego", "Reduty Ordona" czy "Całujcie mnie wszyscy w dupę". Od zawsze miałem słabość do łączenia nowoczesności z klasyką, więc gdy usłyszałem "Re-fleksje" Pezeta, zaśpiewane przez znakomitego Andrzeja Dąbrowskiego, nie mogłem powstrzymać się od katowania tego utworu do czerwoności. Uważam nawet, że jazzowa wersja jest lepsza od słynnego oryginału. Jakiś czas później nareszcie zapowiedziano pełen album "Albo inaczej".
Drugi singiel, "Oszuści", już nie wywołał we mnie tak ciepłych uczuć jak szlagier od Dąbrowskiego, niemniej mój zapał nie został specjalnie ostudzony. Ostudził go zaś dobór utworów, bowiem nie każdy z nich trafia do mnie w stu procentach. Nie potrafię na przykład zrozumieć fenomenu "Nie ufajcie Jarząbkowi". Mam wrażenie, że to dobry, ale wciąż najmniej interesujący kawałek z niesamowitego przecież "Nic dziwnego". Również "Stres" nie wydaje się być najlepszym utworem Eldoki. Rozumiem niechęć do wybierania oczywistości, niemniej można było sięgnąć po coś - przynajmniej teoretycznie - ciekawszego. Napisałem "teoretycznie", ponieważ nierapowe wersje wyżej wymienionych utworów przekonały mnie do siebie z łatwością. Mają w sobie tak nieprawdopodobną energię, że nie można się od nich oderwać. To, co Dąbrowski zrobił z "Jarząbkiem" to absolutne mistrzostwo świata. Rockowe gitary, świetne bębny, ciekawa aranżacja i zaskakująco mocny wokal autora pamiętnego "Ty druha we mnie masz", wyciągnęły z oryginału coś zupełnie nowego.
Również to, co zrobił Wodecki i Konglomerat Bigband z klasykiem Pei jest czymś, czego nie da się przecenić. Kanonada dźwięków, bogate instrumentarium i moc, której nie powstydziłby się najbardziej głodny mikrofonu raper, a wszystko okraszone swingową energią i sznytem. Do tego czarujący "Dyskretny chłód", przejmujący "Stres" (Andrzejczak, co za głos! Puszczało, co za kontrabas!), oraz zakręcone "Normalnie o tej porze". To nie może się nie podobać.
To jest właśnie największa zaleta tej płyty. Żaden z utworów nie jest leniwym remake'iem zrobionym na jedno kopyto. Zachowano tutaj ducha oryginału, ale w gruncie rzeczy to praktycznie inne numery. To niesamowite, jak rapowe teksty zyskują nonszalacki szyk, wyśpiewywane przez doświadczonych panów i panie. To jest ujmujący wdzięk, będący tyleż atrakcyjny, co naturalny. W paru momentach slangowe słowa mogą budzić zgrzyt, ale w zdecydowanej większości brzmią bardzo dobrze (wielkie brawa za adaptację tekstów). Brakuje mi za to tutaj takich strzałów jak "Jeszcze będzie czas" WWO czy też "Czerwona sukienka" Fisza. Brak odczuwalny tym bardziej, że usłyszymy tu tylko osiem utworów (czego bynajmniej nie zaliczam do wad). Szkoda również, że dwa z nich nieco hamują to muzyczne szaleństwo, mianowicie wspomnieni już "Oszuści" oraz "Minuty". Są to przyzwoite numery, ale na tle takiej konkurencji, nie porywają.
Mam nadzieję, że słuchacze pomaszerują do sklepów, aby zakupić "Albo inaczej". Po pierwsze dlatego, że co bardziej zamknięte głowy mogą przekonać się, że melodia, harmonia i doświadczenie, nie muszą oznaczać muzyki dla stetryczałych zgredów; a nawet jeżeli, to można się od nich cholernie dużo nauczyć. Po drugie, po prostu chciałbym posłuchać drugiej części tego projektu, i mam nadzieję, że kiedyś powstanie. 5-/6
Komentarze