To, jaką siłę przebicia może mieć wkład producenta na albumie muzyka pokazała już niejednokrotnie. Pokazała, że coś, co kilka lat temu było wstydem, dziś jest normą. Są słuchacze, którzy u rapera nie patrzą na umiejętności, bardziej cenią sobie niesamowity dobór bitów. Można spokojnie stwierdzić, że takie coś wykreowało nam takich raperów jak Gucci Mane, czy Waka Flocka. Sam zresztą słucham ich głównie z powodu doboru bitów. Bo przecież nie chodzi tutaj o ich "głęboki" kunszt liryczny, prawda?
Domo Genesis nigdy nie był wybitnym zawodnikiem i pewnie też nigdy nim nie będzie. Ot, zwykły, solidny rzemieślnik, który uparcie dąży do tego by spełnić swoje marzenia. Marzenia, które łatwiej będzie mu zrealizować z uwagi na przynależność do Odd Future. Głównie przez wysyp "hipsterstwa" jakie nawiedziło świat w ostatnich latach Odd Future zyskało sobie sporą rzeszę fanów, a mimo mojej szczerej sympatii do tego kolektywu próżno tam szukać kogoś, kto może stanowić o sile rapu na lata. Ok, jest Earl, jednak niech chłopak najpierw wyda płytę po tym jak matka dała mu "ban na rap". Domo nigdy nie wyróżniał się w tym tłumie, był szarakiem, przytłoczonym przez charyzmę Tylera (podobnie jak cała reszta kolektywu). Jak wielkim zaskoczeniem było więc nawiązanie przez niego współpracy z Alchemistem i wydanie wspólnego mixtape? Przeogromne. Czy to wypaliło? Muszę przyznać, że wyszło "całkiem całkiem".
Dostaliśmy jedenaście numerów, wszystkie na autorskich bitach Alchemista, który odwalił kapitalną robotę, tworząc niezwykle klimatyczną układankę, która idealnie pasuje do samego Domo. Każdy dobrze wie jakie bity tworzy obecnie Alchemist, odbiegają one znacznie od tego co tworzył jeszcze kilka lat temu. To odskocznia od klimatów trueschoolu, porzucenie go na rzecz nowej fali rapu. Lekko undergroundowej, alternatywnej patrząc przez pryzmat obecnych trendów w mainstreamowym świecie. Momentami mamy około cloudrapowe klimaty, jak na przykład w numerze "Me and My Bitch", innym razem dostajemy zaś typowo OddFuture'owy klimat (tytułowe "No Idols", gdzie gościnnie usłyszymy Tylera). To nieco ponad pół godziny produkcji, która nas nie zanudzi, a wręcz przeciwnie - pozytywnie pobudzi i wyluzuje.
Sam Domo, jak już zresztą wspominałem to nie żaden geniusz mikrofonu. Na tej płycie prezentuje się i tak znacznie lepiej niż na wcześniejszych projektach. Jeśli śledzisz poczynania każdego z członków Odd Future na pewno dawno zauważyłeś, że każdy z nich z projektu na projekt skilluje i nie osiada na laurach. Domo to dobry przykład, dostał szansę pokazania się na bitach jednego z najlepszych producentów ostatnich lat i wypadł naprawdę okazale, Nie będę przesadnie słodził, bo nie o to tu chodzi. Doceniam jednak to, jak brzmi Domo w porównaniu z - na przykład projektem "Rolling Papers" z roku 2010. Każdy, kto słyszał obie produkcje wie o czym mówię.
Znajomość z Alchemistem pozwoliła Domo na otwarcie się na nowe dla siebie rejony. Gościnnie oprócz ziomków z Odd Future usłyszmy takich zawodników jak: Freddie Gibbs, Prodigy z Mobb Deep, SpaceGhostPurrp, czy Action Bronson. Każdy z nich zaprezentował się co najmniej dobrze i na pewno ani trochę nie zaniżył poziomu tego mixtape'u. Na uwagę zasługuje w szczególności Bronson, który swoją zwrotką w "Elimination Chamber" pokazał drzemiące w nim wielkie możliwości.
Wyobraź sobie, że łączysz klimat z "Pilot Talka" Curren$y'ego z szaleństwem prosto z Odd Future. Zastanawiasz się co wyjdzie? Odpal "No Idols", mixtape - zaskoczenie. Projekt, z którym nie wiązałem żadnych nadziei, a wypadł naprawdę zaskakująco dobrze. Domo Genesis czuje chemię z Alchemistem i według mnie powinni kontynuować tą współpracę. Dobrali się idealnie, stworzyli krótki, aczkolwiek cholernie klimatyczny projekt do którego odkąd miał premierę wracam często i chętnie. Wam również radzę, dobry materiał na "oswojenie się" i przekonanie się do Odd Future, czwórka z minusem.
Komentarze