Co to był za wieczór!Niedziela 29 października 2017 roku przejdzie do historii jako - dla mnie osobiście - najlepszy koncert tego roku. Stare porzekadło mówi, że prawdziwych artystów poznajemy po koncertach. Są zespoły i artyści, którzy robią ogromne wrażenie studyjnie, a koncertowo zawodzą, są też tacy, którym studyjnie brakuje tej "iskierki" a dopiero na żywo powalają nas na łopatki.
Energetyczna, nieustannie rozwijająca się ekipa Arrested Development to natomiast zespół, który nie tylko brzmi fantastycznie na płytach, ale wszystkie te zalety i atuty prezentuje w 100% na występach live. Jak tego dokonują?
Przez lata zakorzeniona w Atlancie grupa, dowodzona przez Speecha, mózg i główny wokal całej operacji, uległa wielu zmianom - z początkowego składu z 1992 r. został bowiem tylko on sam. W żadnym wypadku jednak nie ucierpiał na tym ich warsztat koncertowy. Partie wokalne oryginalnej cżłonkini zespołu Eshe wykonuje obecnie dysponująca głębokim, iście soulowym wokalem Tasha LaRae (posłuchajcie chociażby jej solowej partii w połowie "Tennessee" - filmik pod spodem), która od początku tej dekady, czyli płyty "Strong" z 2010 roku, dostarcza też mocarne refreny na płytach AD. Drugą Panią w składzie jest Fareedah - nieziemsko energetyczna tancerka i wokalistka, która wnosi na scenę ogień i żywioł. To ona zresztą jako pierwsza wparowała na scenę w warszawskiej Progresji, "wyginając śmiało ciało" i zapowiadając od razu wybuchowe show.
Pozostali "stali" członkowie to wyjątkowo charakterystyczny gitarzysta JJ Boogie oraz raper One Love, którego zdjęcie mogłoby spokojnie widnieć w słowniku przy definicji "MC". One Love to wprawdzie nie dyrygent AD, ale bez wątpienia MC z prawdziwego zdarzenia i raper, który radzi sobie z każdym tempem i podkładem oraz aranżacyjnym wyzwaniem swoich muzyków. W odpowiednich momentach wkraczał na scenę, przejmował mikrofon i robił swoje - czy to lecąc karabinowym flow pod fragmenty up-tempo, czy też wpasowując się jak kameleon w instrumentalne partie "Ease My Mind" albo nawijając acapella. Całą ekipę w niedzielę wspomagali też trzej wyśmienici muzycy sesyjni na perkusji, klawiszach i gitarze basowej.
Całe show, kipiące wręcz zaraźliwie pozytywną energią i zapewniające nieznikający długo uśmiech na twarzach, było wręcz jak widowisko. Kolorowe, jaskrawe stroje w afrykańskich barwach, rap przemieszany ze śpiewem, taniec, instrumentalne solówki, improwizacja, płynne i dobrze przećwiczone zmiany za mikrofonem,oryginalne (i skuteczne!) sposoby na angażowanie publiki - po prostu nie sposób było się nudzić. Zgodnie z naszym fotografem Darkiem stwierdziliśmy po całym występie, że w kategorii koncertów żadna grupa hip-hopowa nie może się z nimi równać (a obaj widzieliśmy niejedną).
No i na koniec warto chwilkę poświęcić samemu Speechowi - idealnemu liderowi zespołu, który jednocześnie stanowił trzon występu, niosąc kawałki swoim melodyjnym, unikalnym wokalem, jak i zostawiał odpowiednio dużo miejsca, aby pozostali członkowie mogli świecić pełnym blaskiem. Raz rozkręcał publikę, łapiąc z nią kontakt na najróżniejsze sposoby, a raz usuwał się w cień, przechodząc np. do grania na afrykańskich bębenkach. Oglądając AD w niedzielę mogliśmy odnieść wrażenie, że są jak wino -od ich debiutu minęło już 25 lat, ale utwory z "3 Years, 5 Months and 2 Days in the Life of..." wciąż mają niezwykłą siłę rażenia, aranżacje i kompozycje ewoluują, a energia i muzyczna chemia widoczna na scenie każe bić pokłony. Niezależnie czy grali numery z debiutu, pamiętne "Revolution" z soundtracku do "Malcolma X", kawałki z drugiej płyty "Zingalamaduni" czy nowsze single "Living" i "Bloody" bądź pędzące jak Usain Bolt na bieżni "Inner City Blues" z 2006 roku - każdy numer był prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Słychać było zresztą po reakcjach rozentuzjazmowanej, blisko 400-500-osobowej publiki. Mistrzostwo świata, oby więcej takich koncertów!
Wielkie słowa uznania dla całej załogi Music Company i podziękowania za pomoc przy zorganizowaniu wywiadu z Arrested Development - który już niedługo na Popkillerze!
Pod spodem dwa filmiki z koncertu - "Ease My Mind" oraz "Tennessee".
Fot. u góry - WEST
Komentarze