Cztery i pół roku po premierze drugiego solowego krążka 1/2 OutKastu, niezmiennie kreatywny i wiecznie poszukujący świeżych rozwiązań muzycznych Antwan Patton powrócił z nowym albumem. Czego możemy się spodziewać po wizycie w odległej galaktyce Boomiverse?
Jeśli już kiedyś wybraliście się na przejażdżkę z Generałem Pattonem, na pewno wiecie, że nie zabraknie lejących się z głośników tłustych podkładów, lecących na łeb na szyję nawijek, pełnych zawiłych, jak i zabawnych gierek słownych, a także niespodziewanych zwrotów akcji i zmian gwiezdnego klimatu. Panie i Panowie, prosimy zapiąć pasy...
Ill, Daddy Fat on the kill boy
Keep the party going, never was a kill-joy
We wszechświecie Boomiverse impreza trwa w najlepsze, a Daddy Fat Saxxx nie zwalnia tempa i nie zezwala ani na chwilę zamułki, zgrabnie manewrując między dźwiękami będącymi rozwinięciem klasycznego południowego podejścia do rapu, inspiracjami skocznym funkiem lat 80. i plejadą elektronicznych syntezatorów. W jednym z wywiadów, towarzyszących premierze płyty, Big Boi powiedział, że jego celem tym razem było "promowanie nowych brzmień, rozszerzanie procesów myślowych, melodii i prawdziwy muzyczny reset, podejście do wszystkiego od nowa" - i słychać to na każdym kroku "Boomiverse", które nie sprawia wrażenia kontynuacji "Vicious Lies and Dangerous Rumors", ani wydanej w 2015 roku EPki "Big Grams". Jest to raczej kolejny rozdział pasjonującej sagi OutKastu, czerpiący z całej palety kolorów i muzycznych inspiracji, odważnie łączący różne podgatunki i nie stroniący od eksperymentów. Cel niezmiennie jest bowiem tylko jeden - stayin' fresh is the game plan.
It's alright, it's okay
I been feeling good, now a nigga feeling great
W odróżnieniu od "Vicious Lies...", "Boomiverse" nie jest też obarczone cięższymi, osobistymi numerami związanymi z życiowymi tragediami autora. W 2017 roku współtwórca "ATLiens" cieszy się życiem, kipi zajawką i twórczą energią, ale też patrzy z perspektywy czasu na swoją drogę i nie stroni od celnych refleksji i linijek, sygnalizujących, jak zmieniło się jego podejście do wielu spraw. Rap Big Boi'a na tej płycie to wybuchowa mieszanka nieprzewidywalnego humoru i dojrzałości, drzemiącego w nim playera z ulic Atlanty i dorosłego ojca rodziny, artysty zafascynowanego wytaczaniem muzycznych ścieżek i weterana, świadomego swojego dorobku i pozycji w grze. Rezultatem są tak smakowite wersy jak:
I used to have a bench full of bitches but didn't need 'em
But still fill arenas and killin' the coliseum
ATLiens, they on top of ya human beings
From the mothership, I'm on some other shit
Lowkey like the blow soul back in '86
But we don't sell dope, we pimp ink pens
To provoke the folks and keep 'em thinkin' - ("Mic Jack")
Cały Big Boi - koleś, który ma gdzieś zdanie krytyków, robi co mu się żywnie podoba i bez żadnego zawahania w jednym momencie wciela się w Missy Elliott początków lat 2000. w "Chocolate", aby zaraz zaserwować nam mocne linijki traktujące o przemocy policji w USA i śmiertelnych ofiarach czekających na sprawiedliwość w "Made Man", po czym bez problemu wraca do nasączonych funkiem pimpowskich przechwałek w jednoznacznym "Freakanomics".
No excuses, all applause, revolution, all the soft
Restitution ain't solution for the lives that have been lost
By the time you hear this song
There'll be plenty niggas gone
Talkin' 'bout six feet under grass
While the killers be at home - ("Made Man")
Równie imponująca jest lista gości, którzy wpadli z przyjacielską wizytą do galaktyki Boomiverse. Poczynając od familli Dungeon Family, godnie reprezentowanej przez producencki team Organized Noize, odpowiedzialny za połowę bitów na płycie, a także zamykającego pierwszy numer "Da Next Day" w niepodrabialnym stylu Big Rube'a - Big Boi otoczył się tu sprawdzoną ekipą dobrych znajomych, ze świetnymi skutkami. W aż 3 numerach pojawia się niezawodny Killer Mike (gdzie ta wspólna EPka?), swoje wokale dołożyli także Sleepy Brown (tym razem bardziej w tle), charyzmatyczny Young Jeezy w kapitalnym, mocarnym "Kill Jill" (bit forteca!), stylowy i wyluzowany jak zwykle Snoop Dogg, wnoszący trochę południowej magii Ś.P. Pimp C w refrenie "In The South", a nawet przejmujący stery w ostatnim na płycie, dysponujący leniwym flow Curren$y. Do tego Kurupt, Mannie Fresh, Scott Storch, Gucci Mane, Adam Levine - gości a gości.
Nie oznacza to jednak, że "Boomiverse" to dzieło bez skazy.Nie wszystkie numery odznaczają się taką samą świeżością i błyskotliwością, nie zawsze refreny niosą kawałki tak samo dobrze (banalny hook "Order of Operations" nie dostaje zwrotkom do pięt), nie zawsze śpiewający Big Boi trafia jak powinien (zestawiając choćby bardzo fajne melodyjnie "Get Wit It" z trochę naciąganym "All Night"). Osobiście chętnie pozbyłbym się klubowego, nieco tandetnego "Chocolate", mam też wątpliwości co do wyboru zdominowanego przez Curren$y'ego "Follow Deez" na outro płyty... Całościowo jednak Francis the Savannah Chitlin’ Pimp, aka Big Boi, nie zawiódł, dostarczając nam kolejny wciągający, zaskakujący i przepełniony autentyczną muzyczną zajawką i pasją album, na którym nie brakuje smaczków, a gospodarz bawi się w najlepsze, nie robiąc nic wbrew sobie i pozostając wiernym tradycjom zapoczątkowanym przez "Southernplayalisticadillacmuzik". Blessed with the gift and only 3 Stacks can match me - myślę, że również Andre 3000 z dumą i satysfakcją patrzy na dokonania swojego kosmicznego towarzysza, a ja wystawiam mocną szkolną czwórkę i po raz kolejny wyruszam w podróż. Kapitanie Patton, odpalaj silniki!
Komentarze