Nie śpiewam jedynie swoim głosem, śpiewam głosami swojej rodziny. Śpiewam głosami wszystkich przyjaźni, które kiedykolwiek zawarłem. Śpiewam także głosem osób, które mają trudności z wyrażeniem swoich uczuć, osób takich jak ja (...) W ciągu swojego krótkiego dotychczasowego życia (przed tym albumem), czułem się samotny, niezauważany. Kiedy zabierałem głos, wydawało mi się, że nikt nie słuchał tego, co miałem do powiedzenia. Przestałem więc mówić. Przestałem mówić i zacząłem pisać. Zebrałem to, co napisałem i zacząłem śpiewać. To trochę pomogło.
Historia Khalida, 19-letniego już wokalisty soulowego rodem z Georgii zaczyna się jak wiele historii artystów, którzy dopiero na scenie odnaleźli swój żywioł i dzięki muzyce pozbyli się braku pewności siebie oraz kompleksów. To zarazem historia zwykłego amerykańskiego chłopaka, który pozostając w zgodzie z własnym sumieniem postanowił spróbować pogoni za odległymi marzeniami.
Urodzony w roku 1998 Khalid Robinson to już nie 90's baby ani przedstawiciel generacji, która płakała na śmierci Mufasy. To gość wychowany już w innych czasach, a na dodatek mający na koncie liczne przeprowadzki - od Georgii, przez Kentucky, kilkuletni pobyt w Niemczech, aż po teksańskie El Paso, gdzie osiadł w liceum. Podczas podróży, które zawdzięcza matce pracującej dla armii amerykańskiej, młody Robinson chłonął najróżniejsze inspiracje, dojrzewał i poznawał świat. Rezultatem jego dotychczasowych przeżyć i nietypowej drogi jest krążek zaskakująco świeży i kreatywny, łączący opartą na syntezatorach i bitmaszynach elektronikę lat 80. z klasycznym, ciepłym soulem zgodnym z tradycją gatunku.
Autor "American Teen" dysponuje niskim, głębokim wokalem momentami przypominającym Aloe Blacca czy Michaela Kiwanukę, a śpiewa w sposób, który wśród jego rówieśników jest raczej niespotykany. Spokojny, leniwie snujący się i jakby od niechcenia przeciągany wokal nie atakuje nas, a nieśmiało zachęca do wysłuchania historii – bardziej hołdując starej szkole Billa Withersa niż jakimkolwiek współczesnym inspiracjom – choć oczywiście do wielkiego mistrza i autora „Ain’t No Sunshine” jeszcze mu daleko. Historie zawarte w tekstach to natomiast, kontrastując z dojrzale brzmiącym głosem Khalida, w większości opowieści o życiu typowego 18-latka w dzisiejszym USA, bez różnicowania na pochodzenie czy etniczność i bez poruszania kwestii społeczno-politycznych.
To świat widziany oczami nastolatków, którzy dopiero wkraczają w dorosłe życie, ale póki co wciąż są młodzi, głupi i spłukani ("Young, Dumb & Broke"), nie mają jeszcze żadnych zobowiązań i szukają zabawy oraz... miłości - ale głównie zabawy (I just graduated, I don't have any obligations, so let's have a little fun). Śmigają na imprezy, wracają pijani Uberem, a wciąż mieszkając z rodzicami ("8Teen") obawiają się o szlaban i o to, co będzie, gdy dowie się mama. Bezustannie zapatrzeni w telefony uskuteczniają zarazem flirt na portalach social media (I don't wanna fall in love off of subtweets, so let's get personal), przeżywają pierwsze miłosne rozczarowania („Another Sad Love Song”) i stresują się, gdy wybranka nie odczytuje wiadomości ("Saved"). Nie wszystkie kawałki zdają egzamin tak samo dobrze – chociażby „Young, Dumb & Broke” trochę razi prostotą oraz pewną nonszalancją, a momentami brakuje jakiejś iskry, czegoś, co zrobiłoby większe wrażenie i przykuło uwagę - ale dzięki teamowi producenckiemu niezmiennie brzmi to pierwszorzędnie.
"American Teen" to esencjonalnie soul ery social media i chyba pierwszy album, który aż tak udanie łączy te dwa tak odmienne światy. Jednocześnie jednak nie jest to krążek płytki, a oprócz utworów nacechowanych niepoprawnym, młodzieńczym romantyzmem znajdziemy tu też utwory cięższe, duszne, mówiące o cierpieniu, bólu („Cold Blooded”); mroczne, przepełnione niepokojem i pragnieniem („Therapy”), jak i pochylające się nad przemijającymi uczuciami i samotnością („Winter”). Jednymi z najciekawszych utworów są też następujące po sobie „Shot Down”, symbolizujące zdaniem artysty śmierć, koniec dnia, oraz uduchowione, poetyckie „Angels”, oznaczające odrodzenie, początkową fazę snu i nadzieję, świadomość Khalida, że czuwają nad nim jego Aniołowie Stróże. Cała reszta albumu, rozpoczynającego i kończącego się budzikiem, to w założeniu artysty rzeczywistość, a taki początek i zakończenie oznaczają pewien cykl – cykl, który on sam świadomie przerwał, otwierając nowy rozdział w swoim życiu i wyruszając w kolejną podróż. Ja za to już nie mogę się doczekać, jak Khalid rozwinie skrzydła w przyszłości, gdyż drzemie w nim ogromny potencjał. Szkolna czwórka.
Komentarze