Nikt nie spodziewał się jego nadejścia. W metal i gustowną perlerynę odzian, oto CZARFACE - ucieleśnienie zajebistości, tytan zrodzony z połączonych sił generała potężnego Wu-Tang Clanu - Inspectah Decka oraz dwóch szarych eminencji bostońskiego undergroundu - 7L i Esoterika. Wydany dwa lata temu, album "Czarface" był ultrapotężnym uderzeniem najlepszego gatunkowo boom-bapu a'la lat 90. i nieskończonego gradu punchline'ów, nawiązań do komiksów i sampli ze starych, tandetnych kreskówek o superbohaterach... Projekt zyskał wielu fanów - ba, sama postać potężnego Czarface'a doczekała się własnej figurki - więc kolejny album tercetu - kwartetu już właściwie (Spada4, który współprodukował kilka sążnistych jointów z jedynki, m.in. "Air 'Em Out" czy "Rock Beast", teraz stał się oficjalnym członkiem drużyny, wspomagając 7La przy każdym beacie "EHNAV") - był oczywistością.
Tak samo jak Ghostface Killah i Adrian Younge - panowie 7L, Eso i Rebel INS dwa lata od wydania debiutu prezentują sequel swojego dziełka. To jak, gotowi na skopanie tyłków złoczyńcom szkalującym dobry chibchob?
"Every Hero Needs a Villain" w trzech słowach? Więcej, mocniej, lepiej - jak głosi reguła dobrego sequela. Więcej twardego, czerpiącego w najlepsze z nowojorskiego szkoły boom-bapu brzmienia, solidnie doprawionego rockowymi riffami - sprawdźcie choćby świetny "otwieracz" "Czartacus", gwarantowany koncertowy killer na mocarnych gitarach, ciężki, bojowy "Sgt. Slaughter" - czy oczywiście oparty na drapieżnym, agresywnym riffie i ultramocnych bębnach "The Great (Czar Guitar)". Wbrew pozorom, nie mamy tu jednak wyłącznie jazdy na tym jednym patencie - wręcz przeciwnie, 7L i Spada bawią się muzyką w najlepsze, pomysłowo bawiąc się przeróżnymi dźwiękami, nierzadko zmieniając podkłady w środku utworu ("Escape from Czarkham Asylum", ale także "Junkyard Dogs", gdzie mamy raptowny zwrot w ciepły, reggae'owy wręcz vibe... Czy też "When Gods Go Mad", gdzie każdy MC rymuje do innego beatu - i tu moja skarga: czemuż, ach czemuż żaden z panów nie dosiada tego mocarnego loopa, który pojawia się w drugiej minucie?!). Nieodzownym składnikiem mikstury są także wszechobecne sample i cytaty z filmów, reklam czy kreskówek o superbohaterach - już od samego intra, prześmiesznej reklamy "zestawu małego superbohatera" (akcent lektora rozbawia mnie do łez...). Choć dobre sound bite'y nie są złe - niektóre są powalające (jak ten w końcówce "Sinister") - odnoszę wrażenie, że jest ich na "EHNAV" po prostu za dużo...
(Dla fanów "Gwiezdnych Wojen" - mamy tu też skit dotyczący odwiecznego konfliktu serii - czyli "kto strzelił pierwszy"?)
Najbardziej przeładowanym w ten sposób trackiem jest "Red Alert" - jedyny chyba kompletnie nieudany track albumu, gdzie na przyjemnym, oldschoolowym beacie (sample z "Cuttin' Headz" ODB - doceniam, panowie) Inspektor i Ezoteryk rymują dziwnie ospale (na haju?), by potem ustąpić miejsca samplom i skitowi... Nie dało się po prostu usunąć tego kawałka z tracklisty? Tak samo zgrzyt mam z "Escape from Czarkham Asylum" - ośmiominutową lawiną punchline'ów, ciekawą za pierwszym razem, za każdym kolejnym jednak męczącą. Dlaczego trwa tak długo? I dlaczego po "Escape" mamy jeszcze dwa kawałki? Nie, żebym coś miał do nich - zwłaszcza "Sinister" miażdży - ale czy "Escape from Czarkham Asylum" ze swą długością nie nadaje się bardziej na finisz?
(Nie można było za "Escape" czy "Red Alert" dać na tracklistę bonus tracku dostepnego tylko w Sieci - "Deviatin' Septums" ? Choćby za sam intrygujący tytuł...)
W sferze lirycznej - jest spoko. Panowie nie silą się na jakieś wydumane storytellingi czy na poważny komentarz dotyczący współczesnej Ameryki. Nie ten adres, sorry - "EHNAV" to po prostu punchline show, braggabałagan, jeśli wolicie - wyluzowane, pełne specyficznego humoru braggadoccio, nie raz i nie dwa nawiązujące do całej tej komiksowej otoczki, jak również - do świata sportu. Czarface persona, drunk off that Jameson/On my J.Jonah and I'm out? Destroy your ass like Drax from the Guardians? Kiss the canvas like you box with Floyd? - do wyboru, do koloru. Panowie w tej konwencji wypadają wyśmienicie, szczególnie mający dryg do konstruowania wielokrotnych Esoteric - autor moich ulubionych wersów albumu: I'm flying handsome version of Bryan Cranston/Holding cops for ransom...
(Nie przebił jednak swoich najlepszych wersów z "jedynki": I'm Beanie Sigel if he was one of The Beatles/and possessed the DNA of Magneto. Poezja.)
Goście. Podobnież jak w ostatnim "numerze", Czarface sprzymierzył się ze śmietanką najlepszych bohaterów mikrofonu. W najbardziej chyba oczywistym featuringu, mamy tu MF Dooma w "Ka-Bang!", pojawiają się także zaprzyjaźnieni wojownicy Wu - rewelacyjny, wyluzowany i bezczelny Method Man w "Nightcrawler" i - co ciekawe - GZA the Genius, który zapodaje świetną, fascynująco napisaną zwrotkę w "When Gods Go Mad" (The youth has risen to the challenge/'Cause the grass is green enough but its blades are sharp as talons). Mamy także reprezentującego Queens Meyhema Laurena, R.A. the Rugged Mana z obscenicznymi do granic możliwości wersami oraz nowjorskie legendy - Large Professora i JuJu z Beatnutsów... Którzy - szczerze - nie zachwycają. Szczególnie JuJu z powolnym, ospałym flow mocno gryzie się z energicznymi nawijkami Eso i Decka w "Junkyard Dogs".
Krótko i zwięźle - "Every Hero Needs a Villain" kopie dupsko srodze. Wychodząc z założenia "Po co naprawiać coś, co nie jest zepsute"?, Deck, 7L, Eso i Spada nie zmienili sprawdzonej receptury i dostarczyli jeszcze więcej tego, co czyniło pierwszy "Czarface" tak dobrym. Nawet jeśli miejscami panowie przedobrzyli ("Escape from Czarkham Asylum", przeładowanie niektórych tracków urywkami z kreskówek itd.), a i nie wszyscy goście postarali się jak należy (JuJu, patrzę na Ciebie) - nie zmienia to faktu, że "Every Hero Needs a Villain" to kawał kozackiego materiału. Pięć z minusem.
(Pod spodem - teledyski promujące album, a także interesujące video do "Czartacusa". autorstwa Aarona Romero, animacji 8-bitowej... Check it out.)
Komentarze