Strach pomyśleć, że minęło już osiem lat od pierwszej wspólnej płyty Radosnego i Astka pod szyldem Dwa Sławy. Astka miałem okazję usłyszeć już wcześniej, jego świetna "Akustyka ust Asteka" (tutaj tekst w ramach Przegapifszy) była dołączona pod postacią mp3 do płyty w czasopiśmie "Ślizg" (ciekawe ile osób kojarzy ten tytuł wyłącznie z uwagi na forum). Miał on wszystko, co powinno doprowadzić słuchacza do szału: wysoki głos, wydumane tematy (był tam numer o wyższości swetrów nad bluzami, serio!) i dziwne skity. Cóż z tego, skoro to wszystko brzmiało świetnie, a charyzma Astka porywała od pierwszego wersu. Gdy dowiedziałem się, że na płycie "Dla Sławy" ma odpowiadać wyłącznie za bity, byłem rozczarowany. Kim jest w ogóle ten Radosny? Za kogo się leszcz uważa? A w ryj dostać przypadkiem nie chce? Po przesłuchaniu materiału doznałem nagłego opadu szczęki (#Roger Ebert). Tak autentycznie zabawnej płyty nie słyszałem od czasu debiutu Łony. A teraz, skoro przedstawiłem wam pokrótce moje początki z muzyką Sławów... zapraszamy na reklamy.
Przyznam wam, że Radosław na tym materiale strasznie mi przypominał Ostrego. Przede wszystkim ze względu na głos, ale chodzi mi również o wyrazistość. Pamiętacie "Salsę"? No właśnie. Rado już wówczas przyzwyczaił nas do numerów opartych na specyficznych pomysłach, często były to zabawne storytellingi, przerobione dowcipy z brodą oraz zbiory gier słownych i puent. Jednym z nich jest "Reklamacja", mój ulubiony utwór z tego albumu.
Staroszkolny, miły dla ucha bit Astka przenosi nas do krainy nostalgii, do czasów, kiedy podziemne materiały miały swój specyficzny sznyt, który obecnie gdzieś się rozmył. Wtedy podziemia słuchał każdy, a obecnie granica pomiędzy mainstreamem i undergroundem (zależnie od definicji tych słów) jest tak cienka jak nigdy, legalnych wydawnictw jest tyle, że często nie ma nawet czasu na to, by zainteresować się czymkolwiek, co się dzieje poza głównym nurtem. Po tym ciepłym podkładzie (#Grzaniec), z właściwym sobie urokiem, hasał Radosny, rzucając zabawny wers, a za nim jeszcze śmieszniejszy, a za nim jeszcze śmieśniejszy - i tak w kółko. "Reklamacja" jest jak stwór dra Frankensteina w świecie konsumpcjonizmu i marketingu. Radosny opowiada prostą historię o imprezie, ale nie o nią tutaj chodzi, a o sposób narracji, bowiem praktycznie każdy tutejszy wers składa się z cytatu lub follow-upu do znanych reklam telewizyjnych. Słyszymy klasyk za klasykiem: Babciu czemu jesteś taka niewyraźna, Już w porządku, mój żołądku, Ja nie - Dębica! czy No to Frugo!. Wszystko to doskonale dopasowane do kontekstu i porażające pomysłowością.
Dziś możemy uznać, że "Reklamacja" się nieco zestarzała, i faktycznie będziemy mieli rację. Niemniej nawet tutaj warto doszukać się pewnej zalety. To bardzo fajny zapis tego, jak działała kiedyś telewizja, reklama, a ta odzwierciedlała przecież nasze społeczeństwo A.D. 2007. Na telewizyjne standardy nie jest to długi czas, jednak gwarantuję wam, że gdy odświeżycie sobie ten kawałek lub też usłyszycie go po raz pierwszy, mimochodem uśmiechniecie się do swoich wspomnień. Prawilnie przypominam, że przecież takie "kopytko!" czy "Goździkowa przypomina" weszły wówczas do mowy potocznej! A młodsi słuchacze przekonają się, że kiedyś nawet reklamy telewizyjne były jakby bardziej chwytliwe.
Komentarze