Uptown XO to nie kto inny jak X.O., którego możecie pamiętać z albumu Diamond District, który słusznie wywołał duże poruszenie w amerykańskim undergroundzie. Na "In The Ruff" X.O. dawał przesłanki do upatrywania w nim zawodnika, który może pokazać dużo więcej, choć już wtedy nie było to mało. Po drodze pojawiały się mixtape'y i albumy w dużym stopniu produkowane przez Oddisee (autor dotychczasowych highlightów rapera - "Blah Blah" czy "Black Broadway", które nie schodziły mi z odtwarzacza miesiącami) i AB The Producer. Ten ostatni jest autorem całości muzyki na nowym albumie zatytułowany "Colour de Grey". Pamiętam go jako ambitnego i pomysłowego gościa z niedoszlifowanym warsztatem i brakami, które rzucały się w uszy. Minęło trochę czasu i obydwaj autorzy tego albumu zrobili duży step up.
XO to gość, który wychowywał się w domu, gdzie rodzice zajmowali się muzyką. W dzieciństwie uczył się grać na instrumentach i śpiewał w kościelnym chórze. Z czasem jego życie przeniosło się na podwórka, gdzie szlifował się charakter i charyzma. Miesznka muzycznego wyczucia z pokaźnym zapasem doświadczeń i wniosków z nich wynikających zaowocowała takim albumem, mocno przerastającym oczekiwania.
Kiedy trzy lata temu ktoś powiedziałby mi, że AB wyprodukuje album w taki sposób, nie uwierzyłbym. Praca z Oddisee dała swoje - brzmieniowo reprezentant stolicy USA pokonał w te trzy lata kilka poziomów. Oryginalność miał od początku, a teraz zyskał jeszcze świadomość swoich możliwości i kierunku w którym chce podążać, a nie jest to kierunek w którym idą wszyscy. Ciekawe pomysły, które na dodatek stają się znakomitym tłem dla rapu XO. Od pięknie rozbudowanego intro, które swoim nastrojem idealnie wprowadza w "Colour de Grey" skupiając uwagę od początku, przez "Reflection Eternal", które mistrzowsko wykorzystuje balladowy motyw gitary, aż po soulową magię z "Needs And Wants". Wszystko ugryzione w nowy sposób, podkreślone charakterystycznymi perkusjami, które mniej dudnią, a bardziej "wędrują" dająć pole do popisu raperowi. Są jak skrojone na miarę flow XO, a jednocześnie w pewien sposób odkrywcze, nie rewolucyjne, ale świeże i pomysłowe. Nawet, kiedy bierze na warsztat bardzo znany sampel (kto mi przypomni skąd to?) w "Soul Value", potrafi wycisnąć z niego wszystko co najlepsze i zrobić świetne wrażenie. Coś mi mówi, że jeszcze usłyszycie o tym gościu.
Nie inaczej wygląda sytuacji z samym XO. Z niezłego rapera i przyzwoitego tekściarza szybko wyrósł na MC, który potrafi treścią przykuć do głośnika, a formą zaimponować nawet na kompletnie nieszablonowych i nieraz trudnych do nawijania podkładach. Tematycznie robi naprawdę duży przelot - od kwestii rodzinnych oddanych z dużą dawką emocji, po tematy polityczne w których z kolei ujawnia się jego wysoka świadomość tego co dzieje się wokół. Wiele na tym albumie momentów, kiedy we flow usłyszycie fascynację Kanye Westem, ale jak dla mnie to XO wykorzystuje pewne drobne triki i zagrywki lepiej niż gwiazda z Chicago. Na pewno wykazuje się większą inteligencją. Ciężko się nie bujać, kiedy wjeżdża z idealnym przeciągnięciem i powtarzaniem akcentu na początku mistrzowskiego "Everyday". Ukazuje duże przywiązanie do swojego podwórka i widać, że jego związek z nim nie jest podkreślony po to, żeby ładnie brzmiało w tracku. Potrafi nawinąć kanonadą złożonych rymów, ale równie dobrze brzmi, kiedy miejsca na oddechy jest więcej, a brzmienie wyrazów ciekawie rozciągnięte i zaakcentowane. Co tu dużo gadać - jest raperem, który sprawia, że słucha się go od początku do końca z uwagą ze względu na treść i formę - zrobił wiele kroków naprzód i przy takim tempie rozwoju strach pomyśleć co będzie dalej. Ciężko zarzucić coś "Colour de Grey" od strony rapowej.
Nachwaliłem się chłopaków, bo naprawdę sobie na to zasłużyli, a efekt tym większy, że się tego szczerze mówiąc nie spodziewałem. Obydwu polubiłem z miejsca, ale zarówno "One.One.Two" jak i "Monumental" poza świetnymi momentami miały dłużyzny i wkurzające numery. Tutaj nie mam się czego czepić. Jedynym numerem, który mnie wkurza jest "Poor Mans Copyright" w którym refren jest ciepłym kluchem, a powtarza się w tym tracku chyba ze sto trzydzieści razy. Jeden numer na czternaście, a dodajmy, że pozostałe nie są "OK" tylko są "impressive". Świeże to, pomysłowe, skupia uwagę, mówi o czymś, nie zostawia obojętnym... Na co tu marudzić? Trzeba słuchać. Zalecam w dużych dawkach.
Komentarze