Pisanie profilu Macklemore'a to chyba najłatwiejsze zadanie jakie może spotkać przygodnego internetowego publicystę. Bo widzicie, w przypadku każdego innego mc sięgnąłbym do bio na Wikipedii, przeszukał dziesiątki wywiadów na zagranicznych portalach, powybierał z nich najciekawsze fragmenty, dodał coś od siebie, posklejał jakoś w logiczną całość, okrasił pompatycznym finałem, dał do sprawdzenia Nataliemu, i cześć. A żeby wiedzieć o Macklemorze niemal wszystko wystarczy posłuchać jego utworów. Mało który raper zostawia tak dużo siebie na bitach.
Posłuchajmy choćby "Victory lap", gdzie w ciągu ponad trzech minut raper wyświetla nam sceny wprost ze swej autobiografii. Od backpackerskich początków, gdy liczył się tylko blant, browar, rap i autobus przez uzależnienie od narkotyków, odwyk po nagranie epki "Vs." z producentem Ryanem Lewisem. Od koncertów dla ośmiu fanów po wyprzedane tournee i namaszczenie od XXL - pierwszy prawdziwy sukces na krajową skalę. Wszystko tam jest. Ojciec, wznoszący toast kuflem Guinessa. Ambicja i poświęcenie. Fascynacja sztuką Basquiata. Deklaracja niezależności. Nawet follow up do A Tribe Called Quest. Z ważniejszych faktów nie ma właściwie tylko tego, że Macklemore jest z Seattle. Ani tego, co nastąpiło dopiero dwa tygodnie temu - album „The Heist” dotarł na sam szczyt Itunes. O pierwszym dowiemy się z utworu „The Town”. O tym ostatnim piszą dziś wszyscy.
Ten sukces nie wziął się znikąd. Krew pot i łzy przelane na koncertach przez ostatnie dwa lata pozwoliły Macklemorowi zbudować pokaźny i oddany fanbase. Raper tworzy poruszające utwory, z którymi identyfikować się może każdy, które, choć ambitne - napisane są lekko i zrozumiale, uciekając przy tym od banału lub przesadnej górnolotności. Dodajmy do tego doskonale zrealizowane teledyski, tak dalekie od sztampowych scenariuszy rapowych klipów. Melodyjne / przebojowe podkłady, korzystające z bogatego zaplecza muzyków sesyjnych i dopracowane tak pieczołowicie, że – podobno - czas spędzony w studio nad brzmieniem każdego werbla producent Ryan Lewis mierzy w godzinach. Zróżnicowana tematyka tekstów. Sprawne przechodzenie od spraw tak poważnych jak prawa człowieka, śmierć trzech, czterech przyjaciół uzależnionych od narkotyków, czy konsumpcjonizm - do tak trywialnych jak kupowanie używanej odzieży i egotripowe zgrywanie wariata. Przekaz, emocje, szczerość, oryginalność, przebojowość, charyzma - Macklemore ma to wszystko.
Niewiele osób pamięta płytę „Language of My World” (jutro przypomnimy ją w Przegapifszy- przyp. MN). Pewnie też bym nie pamiętał, gdyby wydany siedem lat temu krążek nie trafił do mnie dzięki serwisowi Rawrap.net. Album ów ukazywał talent oryginalnego rapera, który w czasach, gdy undergroundem rządził albo nudnawy boom-bap albo trudna w odbiorze alternatywa od Def Jux i Anticona brzmiał po prostu ciekawie i świeżo. "White privilage" dość przewrotnie traktowało wysyp białych raperów po sukcesie Eminema. "Ego" było świetnym manifestem aspirującego mc, któremu znienawidzone trzy litery nie pozwalały przyznać, że ceni lepszych raperów od siebie. "Penis song" i „Fake ID” były popisem humoru rapera, „Bush Song” sarkastycznym przytykiem w stronę prezydenta, a „I Said Hey” piękną odą do hip hopu. Zresztą, więcej o płycie przeczytacie w recenzji, ja w każdym razie do fragmentów „Language Of My World” chętnie wracam do dziś i dziwnym było dla mnie, że po małym sukcesie Macklemore zniknął ze sceny bez echa na całe cztery lata. Lata, jak się później okazało, niezbyt kolorowe, pozbawione muzyki, wypełnione walką z nałogiem oraz kłótniami z dziewczyną i rodziną. By się odbić trzeba czasem sięgnąć dna. O czym słyszymy w "Vipassana".
"Zakochałem się, nagrałem album, zrobiło się o mnie głośno, straciłem to wszystko, wytrzeźwiałem i zobacz - znów się spotykamy" - rapował gorzkim tonem na wydanej końcem 2009 roku epce "Vs." To był powrót Macklemore'a do muzyki, jak powie później gdzieś w wywiadzie, ostatnia szansa na karierę. Udało się, epka miała siedem utworów, w tym dwa tak znakomite, że nie mogła przejść bez echa. Oparte na znanym motywie Red Hot Chilli Peppers "Otherside" było porażającym rozliczeniem się z narkotykami i niedawną przeszłością, autobiograficznym katharsis, gdzie padały tak mocne słowa jak "widziałem jak oxycotin zabrał trzy życia/ widziałem jak kokaina wydobywa z ludzi demony/ jak kłamią i oszukują/ jak niszczy ich przyjaźnie", akcentowane z takim przejęciem, że wiele osób po usłyszeniu tych wersów udało się na odwyk. "Irish celebration" to zaś nic innego jak przebojowy, patriotyczny banger zrobiony na samplu z Beiruta, brzmiącym jak irlandzki folk prosto z hrabstwa Cork. Co było potem wiecie z drugiej połowy teledysku „Victory Lap". Premiera "Wings", występ na stadionie z poruszającym utworem "My Oh My" koncerty, klip do balansujacego na granicy parodii, kiczu i perfidnej hitowości "And we danced", video do remiksu „Otherside”, kolejne koncerty, okładka freshmenów XXL 2012 - i tak dalej.
W emitowanym niedawno w telewizji BET freestyle'u, Macklemore nawinął "pozdrowienia dla wszystkich dużych wytwórni/ ściskali nam ręce, propsowali, by potem chcieć nas okraść/ policzmy więc - nie, nie, nie i nigdy, chyba, że dostaniemy tyle, ile nam się należy/ bo to moje życie, to tak jakbym brał udział w bitwie i się poddał". Wbrew pozorom to ważne wersy. Bo choć dotychczasowa kariera tego rapera przypomina syzyfowe toczenie kamienia pod górę, to dziś, tydzień po tym jak jego pełna debiutancka płyta "The Heist" dopadła drugie miejsce na liście Billboard znalazłszy ponad 75.000 nabywców, a sześćdziesięciokoncertowe tournee wyprzedane jest do ostatniego miejsca nasz Artysta Tygodnia przypomina raczej Atlasa odwróconego do góry nogami. To świat chce go nosić na swoich ramionach. Dosłownie.
Komentarze