"Koncert w Płocku był ostatnim z Pozgem w roli hypemana. Graliśmy razem od ponad dekady, pokonaliśmy tysiące kilometrów, nagraliśmy podwójny album, zapisaliśmy się w historii polskiego freestyle'u i zamietliśmy niejeden klub i festiwal. Karol postanowił w pełni skupić się na życiu rodzinnym i zawodowym. Akceptuję i szanuję ten wybór..." – napisał parę dni temu na swoim fanpage'u Te-Tris, żegnając się rapowo ze swoim wieloletnim scenicznym kompanem Pogzem, mistrzem WBW 2005, autorem dwóch podziemnych mixtepe'ów i jednego legalnego albumu nagrangeo wspólnie z Tetem.
Wiecie o co chodzi?
Powinniscie. A jeśli nie, poświęćcie tych parę minut na poniższą lekturę...
Piętnaście lat temu powstał na scenie skład, który z pewnością wiedział co jest 5, wiedział, o co rzeczywiście chodzi w Hip-Hopie, a wskazywała na to już sama jego nazwa. "Wieszocochodzi" (W.O.C.C) to powstała w 2002 roku ekipa składająca się z przedstawicieli najróżniejszych elementów Hip-Hopowej kultury. Rapowo prymat wiedli w niej dwaj legendarni freestyle'owcy, Pogo i Te-Tris oraz Esdwa i 3ker. Należeli też do niej dj'e (chociażby Tort czy Roball), producenci, tancerze oraz masa innych ludzi związanych z prężnie rozwijającym się wówczas Hip–Hopem.
Skład, który jak wspominał Tet w jednym z wywiadów, jednoczył szeroko rozciągniętą grupę ludzi o wspólnych poglądach na tematy związane z muzyką, nie może poszczycić się co prawda wyjątkowo spektakularnym dorobkiem artystycznym. Jego członkowie zagrali jednak wspólnie co najmniej kilkadziesiąt koncertów w całej Polsce, a parę krążków, które wyszły spod ich pióra i gardeł na stałe przeszło do kanonu polskiego rapu.
Pierwszym był nielegal, "Prolog" nagrany w 2002 roku przez Esdwa, a kolejnym legendarna epka Te-Trisa z 2004 roku pod tytułem "Naturalnie Ep". Następnie, po paru latach przyszedł czas na wspólne wydawnictwo Pogza i Esdwa, czyli mixtape "Nic nowego" wydany dokładnie dziesięc lat temu. Na tym klasycznym albumie okraszonym podziemnym sznytem i pasją do muzyki udzielał się między innymi Te–Tris, a całość została zapamiętana jako jeden z bardziej kozackich i niedocenianych nielegalnych krążków w tamtym okresie.
Dziś, w czasach, gdy liczą się przede wszystkim milionowe wyświetlenia, gdy rzesze młodych raperów robi rap, który ma się przede wszystkim jak najlepiej sprzedać, aż miło posłuchać numerów powstałych z czystej zajawki. Takich, które z założenia nie szukały na siłę fanów, a miały po prostu być możliwie jak najbardziej zajebistą muzyką.
Legendarny freestyle'owiec, "niefortunny" mistrz
W tym samym czasie, gdy rozkwitała działalność "W.O.C.C", Pogo i Te-Tris podbijali Hip-Hopową Polskę na freestyle'owych bitwach. To, że zapisali się w kartach historii rodzimego stylu wolnego to mało powiedziane – obaj panowie są bezsprzecznie jego legendami i jednymi z prawdziwych pionierów.
Pogo zawsze był tym drugim (jakkolwiek dziwnie dziś by to nie brzmiało). I to nie dlatego, że brakowało mu freestyle'owej klasy, ale ponieważ Tet urodził z nieziemskim talentem do rapowej improwizacji i chyba jednak zawsze był krok przed całą resztą. Pogo natomiast miał wszystko by błyszczeć w konwencji bitewnej, jak wspominał Muflon przed 10-cioma laty w wywiadzie dla hip-hop.pl, był kozakiem, gdy trzeba było nawijać szybkie wymiany po 30 sekund. Jego freestyle nie wyróżniał się płynnością i wyszukanymi rymami, jednak w domenie punchline'ów to właśnie Pogo był swego czasu niedoścignionym wzorem. W tym samym wywiadzie Muflon, zapytany o najlepszych wolnostylowców w historii, wskazał właśnie na Poga, Teta, Dużego Pe, Rufina i Ostrego, podkreślajac, że każdy z nich jest inny, ale i na swój sposób wyjątkowy.
Największy sukces w wolnostylowej przygodzie Poga miał miejsce w roku 2005. Wówczas reprezentant Białegostoku przystępował do finału WBW w klubie Ground Zero w roli jednego z głównych faworytów, jednak chyba mało kto przypuszczał, że może on uporać się jednego wieczora, zarówno z broniącym tytułu Dużym Pe, jak i Tetem. Półfinałowy triumf Poga nad ówczesnym mistrzem WBW to piękna sprawa – kapitalne pierwsze wejście białostockiego rapera, które z miejsca przeszło do historii polskiego free i genialne odpowiedzi Pe, które jednak nie wystarczyły, by wydrzeć zwycięstwo Pogowi. No a potem przyszedł czas na ów "niefortunny" finał z Tetem...
Nie zamierzam się wymądrzać na temat tego, kto był w tej walce lepszy, gdyż w 2005 roku zapierdalałem z plecakiem do trzeciej klasy podstawówki, a oceny na podstawie filmów na YouTube są, ładnie mówiąc, nic nie warte. Z drugiej strony jednak każdy zgadza się, że Te-Tris był od zawsze zwyczajnie lepszym, bardziej utalentowanym freestyle'owcem i niestety niemal każdy przyznaje też, iż to raperowi z Siemiatycz należał się w 2005 roku pas mistrza WBW. Jak doskonale wiecie, zwyciężył Pogo, a triumf jego nazywam niefortunnym nie dlatego, iż był stratą dla bitwy i widowiska, ale ponieważ sprawił, iż wiele osób zapamiętało białostockiego rapera przede wszystkim jako nieuczciwego mistrza. A przecież nade wszystko to legenda i wielkiej klasy freestyle'owiec...
Zresztą przekonajcie się sami:)
"Nie wygrał tu Te-Tris ani Pogo, wygrało Wieszocochodzi"
Legendarny duet
Nie tylko na bitwach, ale i w studio oraz na koncertach. Każdy, kto miał okazję na żywo zobaczyć na scenie Te-Trisa i Pogza, wie, że to duet więcej niż wyjątkowy. Wiadomo, to zawsze niezwykle charyzmatyczny Tet był w centrum uwagi, zasłynął z dawania przekozackich koncertów, jednak z pewnością nie byłyby i nie będą one już tym samym bez udziału Pogza.
Jak wspomniał na facebooku Tet, panowie grali wspólnie od ponad dekady. Pogz występował w roli hypemana na pierwszych solowych występach rapera z Siemiatycz, towarzyszył mu w niejednej trasie koncertowej, by po raz ostatni stanąć z nim wspólnie na scenie podczas niedawnego festiwalu w Płocku. W międzyczasie mistrz WBW 2005 dogrywał się Te-Trisowi na płyty, ba stworzył nawet z nim wspólny, legalny album. Jednak nim do tego doszło, Pogz spróbował swych sił także w wersji solowej...
I wyszło mu to... w pełni przyzwoicie. Wydany w 2012 roku mixtape "Wietrzenie magazynków MixEP" to kawał może i nie wybitnego, ale luźnego i bardzo przyjemnego dla ucha rapowego materiału. Delikatnie bujające podkłady, zero napinki, moralizatorstwa, za to mnóstwo trafnych, niebanalnych refleksji i kipiącej z każdego wersu zajawki – to wszystko usłyszycie na solowej epce Pogza, która, choć rapowo broni się w 100%, nie obeszła się niestety szerokim echem w polskiej rapgrze.
A skoro nie, to przyszedł czas na coś dużo większego. Wspólny projekt z Te-Trisem, pod tytułem "Teraz" ukazał się już rok później pod wydawnictwem Aptaun Records. Tym razem nie zawiodła promocja, dopisali znani goście, a album wspiął się nawet na czwarte miejsce na OLiS-ie. Ciężko jednak nazwać to wydawnictwo perełką czy też klasykiem. Momentami nierówny, chyba odrobinę przekombinowany materiał przeplata w sobie przekozackie tracki z pozycjami, które po przesłuchaniu całości wydają mi się trochę nijakie. A słychać też dość wyraźną dysproporcję – cholernie utalentowany, grający solowo od lat Tet wypada jednak na tym krążku pod każdym względem sporo okazalej od swojego scenicznego partnera.
Nie ma co się oszukiwać – Pogz nie był nigdy raperem wybitnym, legendą polskiego Hip-Hopu z pewnością go nie nazwiemy, jednak przez lata zdołał on zapisać się na kartach jego historii bardzo grubą kreską. I warto o tym pamiętać. Obecnie, w okresie, gdy raperów mamy jak na pęczki, gdy każdy czesiek może w parę dni zgarnąć rzeszę fanów, warto pamiętać o ludziach, którzy byli tu wcześniej. Robili rap od serca i dla zajawki, a dziś z klasą i bez zbędnego szumu odchodzą na zasłużoną emeryturę.
Wypada nam chyba życzyć Pogzowi, by wszystkie poniższe życzenia (oczywiście prócz tych dotyczących rapu) w pełni się w jego życiu spełniły :)
Komentarze