Do tej pory prezentowaliśmy wam już dwa wywiady przeprowadzone na nowojorskim planie serialu "The Get Down" Netflixa podczas naszej krótkiej wycieczki za Ocean - rozmowę Mateusza z Grandmaster Flashem oraz nasz wywiad z Justicem Smithem i Herizen Guardiolą, aktorami, którzy wcielili się w role Booksa i Mylene. Teraz mamy dla was wyjątkową, obszerną rozmowę ze słynnym reżyserem całego serialu, mającym zarazem na koncie takie produkcje jak "Wielki Gatsby", "Romeo i Julia" i "Moulin Rouge" - Bazem Luhrmannem, oraz uznanym historykiem hip-hopu, pisarzem i filmowcem rodem z Brooklynu Nelsonem Georgem.
Zastanawialiście się może kiedykolwiek, co było wyjątkowego w Bronxie lat 70. i czemu hip-hop narodził się akurat tam? Jaki wpływ na początki i rozwój hip-hopu miała muzyka disco? Jak wyglądały pierwsze imprezy rapowe, organizowane w nowojorskich parkach, jak reagowała na nie policja i czemu nierozerwalnie niosły ze sobą element zagrożenia? To wszystko, jak i wiele innych, fascynujących wątków, znajdziecie w rozwinięciu - zapraszamy!
Zapytany na początku o fascynację i wiedzę o hip-hopie przed serialem, australijski reżyser obrazowo wyjaśnił:
Pochodząc z bardzo niewielkiego miasteczka w Australii, niejako wybrałem świat, w którym chcę żyć i ruszyłem w nieznane. Ten serial to pierwszy taki przypadek, że historia, nad którą pracuję, jest ciągle żywa. Kiedy to wszystko działo się w 1977 roku, już wtedy wpływało na mnie. Siedziałem w mojej „wiosce”, patrzyłem z oddali na Nowy Jork – miejsce niezwykłej kreatywności, dramatu, filmu – zdecydowałem, że pragnę tam mieszkać. Pamiętam, jak miałem 16 lat i mój przyjaciel wrócił z podróży do Nowego Jorku. Spytałem go „Stary, jak było?”, na co ten odparł „Noś płaszcz i nie patrz nikomu prosto w oczy”. Stwierdziłem „Jadę tam!”. Mój niesamowity „romans” z tym miastem trwa już od lat – mieszkam tu, moje dzieci chodzą tu do szkoły...
W międzyczasie Baz Luhrmann współpracował z muzykami z najróżniejszych światów muzycznych, ale też m.in. z Jay-Z nad soundtrackiem do filmu "The Great Gatsby", czy z Missy Elliott.
Baz: Odpowiadając na pytanie, czy przed „The Get Down” interesowałem się hip-hopem, powiem, że tak – w naturalny i normalny sposób. Moim zdaniem hip-hop jako całość to najwspanialsza w pełni nowa rzecz, jaka pojawiła się w ostatnich dziesięcioleciach. Kiedy ostatni raz coś takiego miało miejsce? I nie chodzi nawet o przedłużenie sztuki spoken word i rzucanie rymów na bity, ale też samą ideę malowania Twojego imienia na boku pociągu. Zanim pojawiło się graffiti, Nowy Jork był miastem szarym, ponurym...
Kiedy poznałem Nelsona, już w pierwszych dniach zabrał mnie na wycieczkę na Bronx.
Nelson: Tak. Bronx to wyjątkowe miejsce – mamy całą „mitologię” i znamy go ze zdjęć, ale pojechać tam i zobaczyć jego geografię wiele dały Bazowi. Pamiętam, że był pod wrażeniem, jak „górzysty” jest Bronx – leży bowiem na wzgórzu, dużo wyżej niż cała reszta miasta. Jeśli obejrzysz „The Get Down”, zauważysz, że dachy i balkony odgrywają dużą rolę w opowieści, przez cały sezon. Utarło się też, że hip-hop narodził się na Południowym Bronxie, ale Herc mieszkał kawał drogi stamtąd na zachód, Bambaataa z kolei dalej na wschód, także cała dzielnica tętniła tą muzyką. Wszyscy myślą, że Bronx to 3 MC’s i kilka płonących budynków, ale to tylko mała cząstka całości i moim zdaniem udało się to dobrze ukazać w serialu. Nie mieliśmy jednak na celu „poprawiania” ludzi jak w szkole, a raczej rozszerzania ich wiedzy na temat początków.
Baz: Jasne, Bronx faktycznie płonął, tak, dużo było wokół bólu i przemocy, ale nie brakło też ciepła i każdy, kto tam wtedy dorastał, z kim się stykaliśmy, podkreślał, że nie dostrzegali tych negatywnych aspektach, widzieli możliwości. Gdy jesteś młody, zaczynasz myśleć kreatywnie i próbujesz stworzyć jakiś swój „mit”. Ten gość, który był naszym duchowym przewodnikiem, nie nazwał siebie Joseph Saddler, choć tak się naprawdę nazywa. Nazwał siebie Grandmaster - od Kung-Fu, i Flash - od swojego ulubionego bohatera komiksowego. Stworzył swój mit.
Nelson: Dokładnie, jak pomyślisz o hip-hopie to jest to powtarzający motyw. Każdy tworzy nową tożsamość i staje się swoim własnym superbohaterem, takim mistrzem Kung-Fu. Chcieliśmy to wyraźnie podkreślić – posłuchaj tylko tych ksyw - Shaolin Fantastic, Ladykiller Romantic! Do tego pomysł na wykorzystanie swoich butów Puma jako czegoś, z czego jesteś znany. Buty Puma były czymś poważnym w tamtych latach. Jak nosiłeś czerwone Pumy, musiałeś mieć naprawdę mieć jaja, ponieważ najczęstszym pytaniem, które mogłeś wtedy usłyszeć na ulicy było „Jaki rozmiar nosisz?”, a po nim „Chcę twoje trampki, ściągaj je”. Także samo założenie czerwonych butów Puma było prowokacją, tak jak i cały hip-hop.
Ten serial mówi o początkach hip-hopu czy o tym co było jeszcze wcześniej?
Baz: Dobre pytanie! Akcja toczy się w roku 1977, największym roku w historii przemysłu muzycznego. Jego zyski sięgnęły 2 miliardów dolarów, podczas gdy przemysł filmowy zarobił 1,5 mld $, a sportowy 0,5 mld $ - a to wszystko głównie za sprawą muzyki disco. O tym, co działo się na Bronxie jeszcze nikt nie słyszał. Także, tak jak mówił Flash – wszyscy chcą słuchać o cieście – to lata 80., ale nikt nie chce poznać przepisu na to ciasto – a to lata 70. Moim zdaniem „The Get Down” najbardziej ze wszystkiego pokazuje jak kreatywność i pragnienie wyrażenia siebie przez młodych ludzi może zmienić nie tylko miasto, ale cały świat.
Nawet w naszym serialu są sceny, gdzie padają teksty „Co to ma być? Strata czasu jakieś rymowanki”. Wczoraj byłem w Londynie, 2 dni temu w Paryżu i gdzie tylko nie spojrzałem w Paryżu, widziałem graffiti. Jak myślisz, skąd się tam wzięło? Z Bronxu, ponieważ w 1977 r. jakiś dzieciak zaczął to robić. Następnego dnia jego wrzutu już nie było, ale nie zależało mu na sławie. Namalował sprayem na boku pociągu swoją ksywę i powiedział mamie „Mamo, kiedy widzę swoje imię na tym pociągu to wiem, że jestem kimś”. Także ten serial mówi o Nowym Jorku i całej generacji dzieciaków, którym mówiono „Nie liczysz się, nie istniejesz” i ich woli pokazania, że jest przeciwnie i są że są istotni.
Marcin: A jak uważacie, dlaczego, ze wszystkich dzielnic takich jak Harlem, Brooklyn czy Queens, hip-hop powstał właśnie na Bronxie?
Nelson: To jest właśnie ta tajemnica!
Baz: Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie!
Nelson: Nie da się tego w pełni wyjaśnić, dlatego, że jak weźmiesz pod uwagę mieszankę ludzi, jaką miałeś na Brooklynie, Harlemie czy w części Queens, to była to ta sama mieszanka co na Bronxie. Nowy Jork był jak „kociołek”. Coś wydarzyło się akurat w tej konkretnej dzielnicy. Oczywiście DJ’e w innych częściach miasta mówili „Aaa, już wcześniej tak robiliśmy!”, ale ja jestem z Brooklynu i uwierz mi – chętnie bym zawłaszczył ten element historii. Prawda jest jednak taka, że ta niezwykła grupka DJ’ów, muzyków i ludzi nie bojących się eksperymentować, akurat skupiła się w tej dzielnicy w tym konkretnie czasie. Byli oni bardzo otwarci na karaibską muzykę, latynoską oraz wszystko co działo się w ich dzielnicy, czyli r&b, funk i soul.
Także myślę, że nie można zdecydowanie stwierdzić czemu Bronx, a nie Brooklyn czy Harlem, ale mogę śmiało powiedzieć, że jak już się rozpoczęło na Bronxie, to w mgnieniu oka wszystko przeniosło się też na Harlem i kolejne dzielnice. Wkrótce całe miasto wrzało. Ważny jest też element „anty-disco”, ponieważ wiele osób, o których mówimy, było zbyt młodych, żeby chodzić do klubów. Byli zbyt młodzi, a świat disco był światem dorosłych. Ubierali się w buty na koturnach i odblaskowe spodnie, a nasi bohaterzy przesiadywali w osiedlowych „centrach rekreacyjnych” (świetlicach) i na ulicach. Także duża rolę odegrał właśnie ten konflikt czegoś młodzieżowego z czymś dorosłym.
Baz: Tak, dokładnie. Ale trzeba też przyznać, że świat disco był niesamowity, po prostu z czasem zawładnęło nim zepsucie. Ale tak samo jak ciągle współpracujemy z Grandmaster Flashem, współpracujemy też z Nilem Rodgersem przy warstwie muzycznej. Pewnego razu Nile wspominał, jak był gdzieś w centrum miasta i usłyszał jakiś utwór, na którym ktoś gadał, a w tle podkładu poznał znajome dźwięki i stwierdził „To chyba mój wokal”. Usłyszał wtedy od kogoś, że jest coś takiego jak „hip-hop”, to były lata 80.
Nelson: Tak, warto zauważyć też, że w 1979 r. nazwą „hip-hop”, którą bierzemy za pewnik, nie posługiwali się ani Flash, ani Bambaataa, ani Kool Herc. To sformułowanie przyjęło się dopiero jakoś w latach 1981-82. W świecie, który przedstawiamy w „The Get Down”, nie istnieje coś takiego jak „hip-hop”. To po prostu to coś, co robimy – niezależnie czy nazwiesz to „the get down” tak jak Flash, czy „B-beats” wzorem Herca. Wtedy jeszcze nie było jednej utartej nazwy, to była po prostu forma ekspresji i coś, czym ludzie się zajmowali.
Baz: Wracając jeszcze na chwilkę do Twojego pytania – sam zadawałem sobie pytania w stylu „Czemu akurat we Włoszech w latach 1840 – 1890 rozwinęła się Opera w takiej właśnie formie i zdominowała świat muzyki?” albo „Czemu akurat w Liverpoolu rock and roll przeszedł tak radykalną transformację?”. Czemu w Storyville, w Nowym Orleanie afrykańskie rytmy i irlandzkie melodie stworzyły razem „ragtime” i jak ten przekształcił się w blues, a ten z kolei w rock and roll? Rozumiesz, w jakiś sposób geograficzne lokacje i przemieszanie się ludzi z różnych sfer społecznych tym zaowocowało.
Dużą rolę odgrywa moim zdaniem „krzyżowanie gatunków”. Podróżując po świecie zauważyłem, że wszystko, co jest wspaniałe, powstaje wtedy, gdy jedna rzecz z jednego miejsca krzyżuje się z drugą i rodzi się trzecia idea, silniejsza i bardziej interesująca. Ale odpowiadając na pytanie, to tak naprawdę nie wiemy, czemu akurat padło na Bronx. Nelson, może powinniśmy wymyślić jakąś odpowiedź bo wszyscy o to pytają i powinniśmy wiedzieć, ale nie ma jednej odpowiedzi. Chyba woda na Bronxie miała w sobie coś magicznego <śmiech>
Nie zabrakło też wspomnień Nelsona z okresu pierwszych rapowych imprez w parkach oraz opisania niepowtarzalnego klimatu ówczesnych koncertów i imprez rapowych, nieraz niosących ze sobą zagrożenie...
Nelson: Wróćmy na chwilę do czasów imprez w parkach, do których wszyscy tak nawiązują z sentymentem – ja je przeżyłem. Wyglądało to tak – w środku parku rozstawiano gigantyczne głośniki, z których przez całą noc leciała rozkręcona prawie na max muzyka, a policja tego nie przerywała. Miasto było praktycznie wolne, gliny były bardziej zajęte wcinaniem chińszczyzny – widziałem to, siedzieli w furze zajadając się chińszczyzną z budki, podczas gdy impreza trwała w najlepsze. Także wyobraź sobie ten cały świat swobody i wolności. Jednocześnie niosło to jednak ze sobą chaos, chaos i wolność szły w parze.
Baz: Tak, moim zdaniem na ulicach musi być pewna „dzikość”. Aby zrodziło się coś w pełni nowego, niezbędne jest pewne ryzyko i niebezpieczeństwo, takie rzeczy nie powstają w komfortowym otoczeniu.
Nelson: Dokładnie, powiem Ci, że począwszy od lat 70., przez całe lata 80. a nawet jeszcze 90. nie byłem na żadnej imprezie hip-hopowej, na której czułbym się stuprocentowo bezpiecznie. Wiedziałem, że na każdym koncercie coś z pewnością się wydarzy – nie wiedziałem co, ale podobała mi się ta świadomość. Kiedy zacząłem chodzić na koncerty, na których nic nieprzewidywalnego się już nie działo, czułem zawód „Ech, zwyczajny koncert”. Zabrakło tego poczucia chodzenia „na krawędzi” – kiedy to zniknęło, hip-hop stał się czymś innym, mainstreamowi atrakcją. Nie zawsze było bowiem tak bezpiecznie – kiedyś zawsze wybuchała jakaś bójka, mogli Cię obrabować, albo coś innego w tym stylu – niezależnie czy mówimy o malutkim klubie czy wielkiej hali, w której grało Run DMC. Z czasem to poczucie zagrożenia, które czułeś nawet chodząc po mieście, zmalało, atmosfera się zmieniła. Obecnie odczuwam to bardziej nawet w Berlinie – może tam mogłaby się narodzić kolejna wielka rzecz, do tego niezbędna jest bowiem inspiracja prosto „z ulicy”.
Ok, dzięki wielkie za wywiad!
Powyższy zapis zawiera lekko skróconą, zredagowaną wersję. Pod spodem znajdziecie nagranie audio całej, 20-minutowej rozmowy, przeprowadzonej w formie luźnej pogawędki typu "roundtable" w gronie kilku osób i dziennikarzy z różnych krajów.
Komentarze