Muszę przyznać, że mam pewien problem z twórczością Aesop Rocka. Z jednej strony jest on autorem co najmniej dwóch bardzo dobrych albumów ("Labor Days" i "Skelethon"), a jego umiejętności i poziom kreatywności sprawiają, że nie dziwi fakt, iż na początku zeszłej dekady był jednym z liderów alternatywnej sceny rapowej w USA. Z drugiej strony, jego teksty cechują się dużym natężeniem skomplikowanych metafor, gier słownych oraz odniesień do przeróżnych dziedzin życia, przez co nie tylko ciężko mi się z nim utożsamić, ale nawet miewam trudności ze zrozumieniem, o co tak naprawdę temu gościowi chodzi. Mimo to "The Impossible Kid", czyli już siódma solowa płyta nowojorczyka, była w ostatnim czasie jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier. No bo od kogo innego, jak nie od Iana Bavitza należy się spodziewać rzeczy świeżych i zaskakujących słuchacza?
Innymi powodami, dla których czekałem na ten projekt, były doskonałe single, które pojawiły się przed premierą. Pierwszy z nich, czyli "Rings", to powrót do czasów kiedy Aesop próbował swoich sił jako plastyk, a także nostalgiczna opowieść o porzuconej pasji. W "Blood Sandwich" raper po raz kolejny odnosi się do przeszłości, aby tym razem opowiedzieć o swoich relacjach z braćmi i podzielić się ze słuchaczami dwoma anegdotami z nimi związanymi. Z kolei "Lazy Eye" to utwór, w którym 39-latek opowiada o niepokojących go kwestiach, takich jak starzenie się czy poczucie wyalienowania.
Biorąc pod uwagę tematykę tylko tych trzech utworów możemy dojść do wniosku, że "The Impossible Kid" jest w zamierzeniu płytą bardzo osobistą. Słuchając jej mam wrażenie, że Aesop wyrzuca z siebie wiele duszących go przez lata spraw, dzięki czemu otrzymujemy tu dosyć szczegółowy portret psychologiczny artysty targanego przez wątpliwości i problemy egzystencjalne. Co ciekawe, rozpoczynając pisanie tekstów na album Rock opuścił zamieszkane przez siebie San Francisco i wprowadził się do leśnej chaty gdzieś w Oregonie. Nie dziwi zatem, że tematami mocno się tu wybijającymi są samotność, izolacja i poczucie niedopasowania do reszty społeczeństwa. Traktują o tym m.in. takie numery, jak "Lotta Years", "Rabies", "Supercell", a przede wszystkim "Dorks", w którym artysta rapuje: "If I died in my apartment like a rat in a cage / Would the neighbors smell the corpse before the cat ate my face?" A skoro już jesteśmy przy kotach, to nie brakuje tutaj też bardziej abstrakcyjnych i ekscentrycznych momentów, takich jak utwór "Kirby", w którym Aes opowiada o swoich relacjach z kotem właśnie.
Myślę, że słuchacze nowojorskiego artysty z pewnością zauważą, że warstwa tekstowa "The Impossible Kid" jest zaskakująco bardziej bezpośrednia i prostsza w odbiorze niż to bywało na jego poprzednich projektach.Ta bezpośredniość charakteryzuje również sferę brzmieniową, za którą w całości odpowiada autor płyty. Fundamentami, na jakich oparta jest muzyka Aesopa są tutaj przede wszystkim płynące w tle dźwięki syntezatora, wyraźna perkusja oraz partie gitarowe brzmiące jakby wyjęte zostały z garage rockowych nagrań. A jednak z tak prostych środków udaje się się Bavitzowi zbudować całkiem szczegółowe aranżacje, które dobrze współgrają klimatycznie z poruszaną przez rapera tematyką. Jedyny zgrzyt jaki mam w związku z tą płytą jest spowodowany tym, że bity Aesa wydają się być stosunkowo mało różnorodne, przez co niektóre utwory brzmią jakby wykorzystywały dokładnie te same patenty, a jedyna różnica polega na zmianie motywu przewodniego.
Mimo że Aesopa Rocka cenię bardziej jako rapowego poetę niż producenta, to nie mogę mu odmówić progresu oraz ciągłego doskonalenia swego warsztatu. Imponujące, że nawet po prawie dwóch dekadach w grze ten 39-latek wciąż potrafi czymś zaskoczyć zamiast odcinać kupiony od poprzednich dokonań. Posłuchajcie tej płyty, jeśli jeszcze nie mieliście okazji tego zrobić. Warto, zwłaszcza, że jest to najbardziej przystępna pozycja w dyskografii artysty. 4+/6
Autor prowadzi bloga https://pogadajmyomuzyce.blogspot.com/
Komentarze