popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Rhymesayers Entertainmenthttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/26750/Rhymesayers-EntertainmentNovember 15, 2024, 1:51 ampl_PL © 2024 Admin stronyAesop Rock "The Impossible Kid" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-06-16,aesop-rock-the-impossible-kid-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-06-16,aesop-rock-the-impossible-kid-recenzjaJune 15, 2016, 3:27 pmJędrzej PawłowskiMuszę przyznać, że mam pewien problem z twórczością Aesop Rocka. Z jednej strony jest on autorem co najmniej dwóch bardzo dobrych albumów ("Labor Days" i "Skelethon"), a jego umiejętności i poziom kreatywności sprawiają, że nie dziwi fakt, iż na początku zeszłej dekady był jednym z liderów alternatywnej sceny rapowej w USA. Z drugiej strony, jego teksty cechują się dużym natężeniem skomplikowanych metafor, gier słownych oraz odniesień do przeróżnych dziedzin życia, przez co nie tylko ciężko mi się z nim utożsamić, ale nawet miewam trudności ze zrozumieniem, o co tak naprawdę temu gościowi chodzi. Mimo to "The Impossible Kid", czyli już siódma solowa płyta nowojorczyka, była w ostatnim czasie jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier. No bo od kogo innego, jak nie od Iana Bavitza należy się spodziewać rzeczy świeżych i zaskakujących słuchacza?Innymi powodami, dla których czekałem na ten projekt, były doskonałe single, które pojawiły się przed premierą. Pierwszy z nich, czyli "Rings", to powrót do czasów kiedy Aesop próbował swoich sił jako plastyk, a także nostalgiczna opowieść o porzuconej pasji. W "Blood Sandwich" raper po raz kolejny odnosi się do przeszłości, aby tym razem opowiedzieć o swoich relacjach z braćmi i podzielić się ze słuchaczami dwoma anegdotami z nimi związanymi. Z kolei "Lazy Eye" to utwór, w którym 39-latek opowiada o niepokojących go kwestiach, takich jak starzenie się czy poczucie wyalienowania. Biorąc pod uwagę tematykę tylko tych trzech utworów możemy dojść do wniosku, że "The Impossible Kid" jest w zamierzeniu płytą bardzo osobistą. Słuchając jej mam wrażenie, że Aesop wyrzuca z siebie wiele duszących go przez lata spraw, dzięki czemu otrzymujemy tu dosyć szczegółowy portret psychologiczny artysty targanego przez wątpliwości i problemy egzystencjalne. Co ciekawe, rozpoczynając pisanie tekstów na album Rock opuścił zamieszkane przez siebie San Francisco i wprowadził się do leśnej chaty gdzieś w Oregonie. Nie dziwi zatem, że tematami mocno się tu wybijającymi są samotność, izolacja i poczucie niedopasowania do reszty społeczeństwa. Traktują o tym m.in. takie numery, jak "Lotta Years", "Rabies", "Supercell", a przede wszystkim "Dorks", w którym artysta rapuje: "If I died in my apartment like a rat in a cage / Would the neighbors smell the corpse before the cat ate my face?" A skoro już jesteśmy przy kotach, to nie brakuje tutaj też bardziej abstrakcyjnych i ekscentrycznych momentów, takich jak utwór "Kirby", w którym Aes opowiada o swoich relacjach z kotem właśnie. Myślę, że słuchacze nowojorskiego artysty z pewnością zauważą, że warstwa tekstowa "The Impossible Kid" jest zaskakująco bardziej bezpośrednia i prostsza w odbiorze niż to bywało na jego poprzednich projektach. Ta bezpośredniość charakteryzuje również sferę brzmieniową, za którą w całości odpowiada autor płyty. Fundamentami, na jakich oparta jest muzyka Aesopa są tutaj przede wszystkim płynące w tle dźwięki syntezatora, wyraźna perkusja oraz partie gitarowe brzmiące jakby wyjęte zostały z garage rockowych nagrań. A jednak z tak prostych środków udaje się się Bavitzowi zbudować całkiem szczegółowe aranżacje, które dobrze współgrają klimatycznie z poruszaną przez rapera tematyką. Jedyny zgrzyt jaki mam w związku z tą płytą jest spowodowany tym, że bity Aesa wydają się być stosunkowo mało różnorodne, przez co niektóre utwory brzmią jakby wykorzystywały dokładnie te same patenty, a jedyna różnica polega na zmianie motywu przewodniego. Mimo że Aesopa Rocka cenię bardziej jako rapowego poetę niż producenta, to nie mogę mu odmówić progresu oraz ciągłego doskonalenia swego warsztatu. Imponujące, że nawet po prawie dwóch dekadach w grze ten 39-latek wciąż potrafi czymś zaskoczyć zamiast odcinać kupiony od poprzednich dokonań. Posłuchajcie tej płyty, jeśli jeszcze nie mieliście okazji tego zrobić. Warto, zwłaszcza, że jest to najbardziej przystępna pozycja w dyskografii artysty. 4+/6Autor prowadzi bloga https://pogadajmyomuzyce.blogspot.com/Muszę przyznać, że mam pewien problem z twórczością Aesop Rocka. Z jednej strony jest on autorem co najmniej dwóch bardzo dobrych albumów ("Labor Days" i "Skelethon"), a jego umiejętności i poziom kreatywności sprawiają, że nie dziwi fakt, iż na początku zeszłej dekady był jednym z liderów alternatywnej sceny rapowej w USA. Z drugiej strony, jego teksty cechują się dużym natężeniem skomplikowanych metafor, gier słownych oraz odniesień do przeróżnych dziedzin życia, przez co nie tylko ciężko mi się z nim utożsamić, ale nawet miewam trudności ze zrozumieniem, o co tak naprawdę temu gościowi chodzi. Mimo to "The Impossible Kid", czyli już siódma solowa płyta nowojorczyka, była w ostatnim czasie jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier. No bo od kogo innego, jak nie od Iana Bavitza należy się spodziewać rzeczy świeżych i zaskakujących słuchacza?

Innymi powodami, dla których czekałem na ten projekt, były doskonałe single, które pojawiły się przed premierą. Pierwszy z nich, czyli "Rings", to powrót do czasów kiedy Aesop próbował swoich sił jako plastyk, a także nostalgiczna opowieść o porzuconej pasji. W "Blood Sandwich" raper po raz kolejny odnosi się  do przeszłości, aby tym razem opowiedzieć o swoich relacjach z braćmi i podzielić się ze słuchaczami dwoma anegdotami z nimi związanymi. Z kolei "Lazy Eye" to utwór, w którym 39-latek opowiada o niepokojących go kwestiach, takich jak starzenie się czy poczucie wyalienowania.

Biorąc pod uwagę tematykę tylko tych trzech utworów możemy dojść do wniosku, że "The Impossible Kid" jest w zamierzeniu płytą bardzo osobistą. Słuchając jej mam wrażenie, że Aesop wyrzuca z siebie wiele duszących go przez lata spraw, dzięki czemu otrzymujemy tu dosyć szczegółowy portret psychologiczny artysty targanego przez wątpliwości i problemy egzystencjalne. Co ciekawe, rozpoczynając pisanie tekstów na album Rock opuścił zamieszkane przez siebie San Francisco i wprowadził się do leśnej chaty gdzieś w Oregonie. Nie dziwi zatem, że tematami mocno się tu wybijającymi są samotność, izolacja i poczucie niedopasowania do reszty społeczeństwa. Traktują o tym m.in. takie numery, jak "Lotta Years", "Rabies", "Supercell", a przede wszystkim "Dorks", w którym artysta rapuje: "If I died in my apartment like a rat in a cage / Would the neighbors smell the corpse before the cat ate my face?" A skoro już jesteśmy przy kotach, to nie brakuje tutaj też bardziej abstrakcyjnych i ekscentrycznych momentów, takich jak utwór "Kirby", w którym Aes opowiada o swoich relacjach z kotem właśnie.

Myślę, że słuchacze nowojorskiego artysty z pewnością zauważą, że warstwa tekstowa "The Impossible Kid" jest zaskakująco bardziej bezpośrednia i prostsza w odbiorze niż to bywało na jego poprzednich projektach.Ta bezpośredniość charakteryzuje również sferę brzmieniową, za którą w całości odpowiada autor płyty. Fundamentami, na jakich oparta jest muzyka Aesopa są tutaj przede wszystkim płynące w tle dźwięki syntezatora, wyraźna perkusja oraz partie gitarowe brzmiące jakby wyjęte zostały z garage rockowych nagrań. A jednak z tak prostych środków udaje się się Bavitzowi zbudować całkiem szczegółowe aranżacje, które dobrze współgrają klimatycznie z poruszaną przez rapera tematyką. Jedyny zgrzyt jaki mam w związku z tą płytą jest spowodowany tym, że bity Aesa wydają się być stosunkowo mało różnorodne, przez co niektóre utwory brzmią jakby wykorzystywały dokładnie te same patenty, a jedyna różnica polega na zmianie motywu przewodniego.
 
Mimo że Aesopa Rocka cenię bardziej jako rapowego poetę niż producenta, to nie mogę mu odmówić progresu oraz ciągłego doskonalenia swego warsztatu. Imponujące, że nawet po prawie dwóch dekadach w grze ten 39-latek wciąż potrafi czymś zaskoczyć zamiast odcinać kupiony od poprzednich dokonań. Posłuchajcie tej płyty, jeśli jeszcze nie mieliście okazji tego zrobić. Warto, zwłaszcza, że jest to najbardziej przystępna pozycja w dyskografii artysty. 4+/6

Autor prowadzi bloga https://pogadajmyomuzyce.blogspot.com/

]]>
Aesop Rock "Dorks" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-05-09,aesop-rock-dorks-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-05-09,aesop-rock-dorks-teledyskMay 9, 2016, 9:40 amJędrzej Pawłowski29 kwietnia swoją premierę miał "The Impossible Kid", czyli siódmy solowy album uznanego nowojorskiego rapera Aesopa Rocka, wydany w niezależnym labelu Rhymesayers Entertainment. "Dorks" to czwarty singiel pochodzący z tej płyty, a zarazem jeden z numerów, które najlepiej oddają jej klimat i ogólną charakterystykę. Brzmieniowo mamy tu do czynienia z ciężkim, mrocznym bitem, w którym na pierwszy plan wybijają się twarde bębny i powtarzający się nieustannie gitarowy motyw. Jeszcze ciekawiej jest w warstwie tekstowej, gdzie Aes porusza mocno obecny na albumie temat izolacji i bycia outsiderem - tak w życiu, jak i w rapowym biznesie. Utwór został dodatkowo opatrzony klipem, który, jak na Rocka przystało, jest bardzo abstrakcyjny oraz tajemniczy.29 kwietnia swoją premierę miał "The Impossible Kid", czyli siódmy solowy album uznanego nowojorskiego rapera Aesopa Rocka, wydany w niezależnym labelu Rhymesayers Entertainment."Dorks" to czwarty singiel pochodzący z tej płyty, a zarazem jeden z numerów, które najlepiej oddają jej klimat i ogólną charakterystykę. Brzmieniowo mamy tu do czynienia z ciężkim, mrocznym bitem, w którym na pierwszy plan wybijają się twarde bębny i powtarzający się nieustannie gitarowy motyw. Jeszcze ciekawiej jest w warstwie tekstowej, gdzie Aes porusza mocno obecny na albumie temat izolacji i bycia outsiderem - tak w życiu, jak i w rapowym biznesie. Utwór został dodatkowo opatrzony klipem, który, jak na Rocka przystało, jest bardzo abstrakcyjny oraz tajemniczy.

]]>
Atmosphere "Southsiders" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-05-09,atmosphere-southsiders-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-05-09,atmosphere-southsiders-recenzjaMay 8, 2014, 12:47 pmRafał SamborskiDrogi Seanie,Czekałem na nową wiadomość od Ciebie aż trzy lata. Ale nie martw, wcale nie jestem zły z tego powodu. Cały czas byłeś w trasie. Wszystko rozumiem. Poza tym, niemal zawsze tyle czasu trzymałeś mnie w napięciu. Czemu miałbym nagle się odwrócić do Ciebie plecami?Pamiętam, gdy trzy lata temu niesamowicie przeżywałeś śmierć Micheala. Można powiedzieć, że wręcz dominowała wiadomości od Ciebie, nadawała im tego poważnego, niesamowicie przygnębiającego tonu. Przygnębiającego nawet jak na Ciebie. Dalej nie możesz się pogodzić z jego brakiem, prawda? Inaczej byś nie nagrał takiego numeru jak „Flicker”. Nie przejmuj się – koncept nie jest zbyt prosty, nawet jeżeli nie używasz skomplikowanych metafor, jak miałeś w zwyczaju jeszcze z piętnaście lat temu. Pewnie nawet on byłby z Ciebie dumny. Tak myślę.Cholera, nie mogę uwierzyć, że tyle czasu minęło – i od śmierci Micheala i od Twoich wcześniejszych płyt. A teraz wypuszczasz „Southsiders” i otwierasz album takim sztosem jak „Camera Thief”. Co najlepsze, trzymasz ten poziom niemal do końca. „Kanye West” ma prawdopodobnie jeden z najlepszych refrenów w historii rapu. W sensie, Twój numer „Kanye West”, a nie sam Kanye. Czekam tylko aż wpadniesz kiedyś do mnie i razem będziemy drzeć pijane mordy przy „put your hands in the air/like you really do care/oh, yeah/put your hands like you give a damn and a fuck/ put’em up”. Mimo wszystko, nie powinno Cię zdziwić, gdy napiszę, że „My Lady Got Two Men” jest trochę zbyt przewidywalne? Swoją drogą, jak zwykle dużo nadajesz o związkach damsko–męskich. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale są rzeczy, które się nie zmieniają, co nie? I proszę, nie każ mi następnym razem powtarzać tych truizmów o tym, że masz dopracowane flow, z którym możesz wszystko; że nawet gdy zaczynasz podśpiewywać jak w „Bitter”, robisz to na najwyższym poziomie i od razu słychać lata pracy. Wszyscy to wiedzą.Tylko powiedz mi, co się stało z Erickiem i Nate’m? Czemu postanowiliście z Anthonym znowu stać się duetem? Nie, żeby mi to przeszkadzało – Ant jest już tak dobrym producentem, że ten brak nie jest nawet specjalnie zauważalny. Ba! Gdybyś mi powiedział, że nagraliście tę płytę w czwórkę, uwierzyłbym. Serio. To, co mnie zaskoczyło, to całkiem sporo wysamplowanych wokali w formie refrenów. Było to w Atmosphere? Niespecjalnie sobie przypominam, choć mogę się oczywiście mylić. Poza tym, muzycznie jest jeszcze spokojniej niż bywało na ostatnich płytach. Nawet to „Bitter”, które przy odsłuchu jako singiel wydawało się zbyt narzucające w tych klawiszach, na samej płycie sprawdza się idealnie. Coś jak „Shoulda Known” z „When Life Gives You Lemon…”, które na albumie sporo zyskało. Inni powinni uczyć się od Was, jak tworzyć spójne płyty.Cieszę się, że po każdej wiadomości od Ciebie, mam wrażenie, że dalej potrafisz zaskoczyć, chociaż tak naprawdę po prostu robisz to, co robiłeś zawsze – kawał dobrej muzyki. Nie rozumiem ludzi, którzy za każdym razem wyciągają ten wers z „Trying to Find a Balance” o tym, że w końcu nagraliście dobrą płytę. Przecież to nieprawda. Za każdym razem nagrywacie bardzo dobre płyty.Twój oddany słuchacz,Rafał P.S. Długo zastanawiałem się nad oceną. Po kilku odsłuchach zastanawiam się, dlaczego. Ode mnie masz 5. Znowu. Drogi Seanie,

Czekałem na nową wiadomość od Ciebie aż trzy lata. Ale nie martw, wcale nie jestem zły z tego powodu. Cały czas byłeś w trasie. Wszystko rozumiem. Poza tym, niemal zawsze tyle czasu trzymałeś mnie w napięciu. Czemu miałbym nagle się odwrócić do Ciebie plecami?

Pamiętam, gdy trzy lata temu niesamowicie przeżywałeś śmierć Micheala. Można powiedzieć, że wręcz dominowała wiadomości od Ciebie, nadawała im tego poważnego, niesamowicie przygnębiającego tonu. Przygnębiającego nawet jak na Ciebie. Dalej nie możesz się pogodzić z jego brakiem, prawda? Inaczej byś nie nagrał takiego numeru jak „Flicker”. Nie przejmuj się – koncept nie jest zbyt prosty, nawet jeżeli nie używasz skomplikowanych metafor, jak miałeś w zwyczaju jeszcze z piętnaście lat temu. Pewnie nawet on byłby z Ciebie dumny. Tak myślę.

Cholera, nie mogę uwierzyć, że tyle czasu minęło – i od śmierci Micheala i od Twoich wcześniejszych płyt. A teraz wypuszczasz „Southsiders” i otwierasz album takim sztosem jak „Camera Thief”. Co najlepsze, trzymasz ten poziom niemal do końca. „Kanye West” ma prawdopodobnie jeden z najlepszych refrenów w historii rapu. W sensie, Twój numer „Kanye West”, a nie sam Kanye. Czekam tylko aż wpadniesz kiedyś do mnie i razem będziemy drzeć pijane mordy przy „put your hands in the air/like you really do care/oh, yeah/put your hands like you give a damn and a fuck/ put’em up”. Mimo wszystko, nie powinno Cię zdziwić, gdy napiszę, że „My Lady Got Two Men” jest trochę zbyt przewidywalne? Swoją drogą, jak zwykle dużo nadajesz o związkach damsko–męskich. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale są rzeczy, które się nie zmieniają, co nie? I proszę, nie każ mi następnym razem powtarzać tych truizmów o tym, że masz dopracowane flow, z którym możesz wszystko; że nawet gdy zaczynasz podśpiewywać jak w „Bitter”, robisz to na najwyższym poziomie i od razu słychać lata pracy. Wszyscy to wiedzą.

Tylko powiedz mi, co się stało z Erickiem i Nate’m? Czemu postanowiliście z Anthonym znowu stać się duetem? Nie, żeby mi to przeszkadzało – Ant jest już tak dobrym producentem, że ten brak nie jest nawet specjalnie zauważalny. Ba! Gdybyś mi powiedział, że nagraliście tę płytę w czwórkę, uwierzyłbym. Serio. To, co mnie zaskoczyło, to całkiem sporo wysamplowanych wokali w formie refrenów. Było to w Atmosphere? Niespecjalnie sobie przypominam, choć mogę się oczywiście mylić. Poza tym, muzycznie jest jeszcze spokojniej niż bywało na ostatnich płytach. Nawet to „Bitter”, które przy odsłuchu jako singiel wydawało się zbyt narzucające w tych klawiszach, na samej płycie sprawdza się idealnie. Coś jak „Shoulda Known” z „When Life Gives You Lemon…”, które na albumie sporo zyskało. Inni powinni uczyć się od Was, jak tworzyć spójne płyty.

Cieszę się, że po każdej wiadomości od Ciebie, mam wrażenie, że dalej potrafisz zaskoczyć, chociaż tak naprawdę po prostu robisz to, co robiłeś zawsze – kawał dobrej muzyki. Nie rozumiem ludzi, którzy za każdym razem wyciągają ten wers z „Trying to Find a Balance” o tym, że w końcu nagraliście dobrą płytę. Przecież to nieprawda. Za każdym razem nagrywacie bardzo dobre płyty.

Twój oddany słuchacz,

Rafał 

P.S. Długo zastanawiałem się nad oceną. Po kilku odsłuchach zastanawiam się, dlaczego. Ode mnie masz 5. Znowu. 

]]>