Jeśli ktoś twierdzi, że nowojorski rap przeżywa kryzys, zarówno w kwestii twórczej jak i zainteresowania to powinien we wtorkowy wieczór udać się do warszawskiego Palladium. "Club going up on tuesday" - skomentowałby to zapewne Ilovemakonnen, ale z głośników tym razem dobiegała akurat soczysta porcja beastcoastowej jazdy.
Beastcoast - ten oto termin przyjęli sobie młodzi Nowojorczycy, reanimujący prawdziwy eastcoastowy vibe po okresie muzycznego zagubienia, a wśród czołowych przedstawicieli wymieniani są Joey Bada$$ & Pro Era, The Underachievers czy Flatbush Zombies. Joey ostatnio koncert odwołał, dwa ostatnie składy natomiast dotarły wczoraj do Polski, w ramach promocji swojego wspólnego albumu "Clockwork Indigo". Dotarły i wprawiły wielu w zdumienie - zresztą nie tylko one.
Po pierwsze - pierwotnie koncert planowany był na mieszczącą około 1000 osób Proximę, co wydawało się sensownym rozwiązaniem. Jednak zainteresowanie okazało się na tyle duże, że show przeniesiono do 2 razy większego Palladium, które i tak zostało wyprzedane. Frekwencja była więc podobna jak na koncercie A$AP Rocky'ego, choć wydawałoby się, że popularność i hype Flatbushów i UA stoją wiele niżej. Zaskakiwać mógł także przekrój frekwencyjny i masa młodych osób, ewidentnie niepełnoletnich. Zaskakiwać, choć również pozytywnie, bo nie mieliśmy w końcu do czynienia w popowymi gwiazdkami z pierwszych miejsc list a składami bądź co bądź dalej dopiero do mainstreamu pukającymi. Ale przejdźmy już do samej muzyki...
Support zapewnił stołeczny PRO8L3M, jeden z ciekawszych projektów, które w ostatnich latach pojawiły się na warszawskiej mapie i muzycznie odpowiednio podkręcił klimat, choć słychać było, że nie cała publika rozpoznaje materiał z "C30-C39" i "Art Brut". Materiał, który został sprawnie i równo wymieszany a "Tori Black" usłyszeliśmy zagrane na patencie przy mocnych czerwonych światłach. Po Oskarze i Steezie scenę przejął Powers, DJ Underachieversów, a zaraz po nim czekała nas naprawdę duża muzyczno-nowojorska uczta i prawie 2,5 godziny grania! Najpierw 50 od Underachievers, potem drugie tyle od Flatbush Zombies a na koniec jeszcze około 30 minut wspólnej jazdy od obu ekip. W klubie tradycyjnie było gorąco, a wrażenia sceniczne tylko to potęgowały - mieszanka boombapowej, eastcoastowej energii z trapową agresją sprawiały, że od początku tłum skakał, rozkręcał moshpity i pchał się coraz bliżej sceny. Szczególnie w trakcie występu Zombies, którzy jeszcze dodatkowo domagali się pogo wśród publiki, wychodzili z mikrofonem do ludzi czy skakali w tłum. Końcowy set "Clockwork Indigo" to już kumulacja i energetyczna bomba, w trakcie której stopniowo odpadało coraz więcej osób, udając się na kanapy. W końcu 2,5h skakania to nie to samo co jedna godzina. Tak czy tak - koncert zaliczyć trzeba do udanych. A widząc jaką frekwencję wywołał umiejscowiony w środku tygodnia występ ekip mających na FB ledwie 280 i 100 tysięcy fanów złapałem dodatkowy powiew optymizmu pod kątem kolejnych wizyt amerykańskich newcomerów. To, co kto następny?
Jeszcze w tym tygodniu nasza fotorelacja z imprezy - stay tuned!
Komentarze