Zacznę recenzję dość nietypowo jak na obowiązujące standardy, pisząc ocenę krążka na jej samym starcie - 3+. Jak to, tak nisko? Co tak surowo? Wracaj słuchać Firmy i ZBUKA! Wyjmij chuja z uszu, et cetera, et cetera. Tak, drodzy czytelnicy Popkillera, krążek duetu TrooM x ka-meal "Primus Luporum", równocześnie pełnoprawny debiut obu panów na polskiej scenie rapowej, okrzyknięty po wypuszczeniu singli do sieci typowym rozpierdolem, jest co najwyżej średnim rozpierdolem. Ktoś powie, że piszę banialuki i tonę głupot, ale mam ku temu moją subiektywną argumentację, którą zechciałbym niżejprzedstawić.
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że chyba nikt wcześniej nie robił w Polsce takich bitów. Wybitnie downtempowe, ambientowe, cloudowe, zdradzające inspiracje producenta w kwestii muzyki, jakiej słucha na codzień - Kamilu, szacuneczek. Kupiłeś mnie niemiłosiernie minimalistycznym brzmieniem, tempem oscylującym wokół 30-45 BPM (tak sądzę, mądrzejsi niech poprawią w komentarzach) i klimatem jaki udało Ci się wytworzyć na "PL". Słabego bitu można szukać ze świecą. Ka-meal to gość, w produkcjach którego słychać na kilometr perfekcjonizm i pieczołowite siedzenie nad każdym najdrobniejszym dźwiękiem, czy efektem aranżacyjnym. Stary, kupiłeś mnie "Querelą", "Myślokształtem", tytułowym trackiem, a przede wszystkim kończącym krążek "Blaq Rosse", gdy wjeżdża kumulacja subtelnych dźwięków, okraszona zniekształconym kobiecym głosem w tle. Potrafię godzinami słuchać tego numeru, który - rzecz oczywista - nie miałby takiej emocjonalnej siły rażenia, gdyby nie TrooM.
Każdy ze słuchaczy zdążył zauważyć, jaką dojrzałością muzyczną i warsztatem rapowego rzemiosła posługuje się ten siedemnastolatek. SIEDEMNASTOLATEK, który w takim "Myślokształcie", czy "Lotosie" zostawia w tyle wielu starszych grających na emocjach raperów, by z drugiej strony za sprawą "Xylo" i "Burzy" dołożyć do płyty po prostu słabe numery aka zmarnowane bity. Trochę się zastanawiałem, czy nie przedstawić alternatywnej tracklisty tego materiału, ale ze względu na głęboki szacunek, jakim darzę twórczość raperów, którzy wybijają się ponad przeciętność i pokazują, że w Polsce można robić takie rzeczy, duże rzeczy, nie zrobię tego. Do wspomnianych wyżej słabych numerów dołączyć muszę "Larry Staph". Trzy numery na czternaście, ale trochę psują całościowe wrażenie. Goście? Props jak z Mazur na Kamczatkę za każdy udany featuring. Co za Enson, co za Świnia, co za Olek, co za Harry, co za Bonson! Kolejność jest przypadkowa, bo każdy gościnny udział jest mistrzowski, choć to co zrobił Enson, przechodzi ludzkie pojęcie i wysuwa się nieznacznie przed szereg.
Gdyby "Primus Luporum" pozbawiony był kilku numerów, w których TrooM odleciał za bardzo w przestworza i które - jednym słowem - zepsuł, mielibyśmy do czynienia z idealnym "pierwszym krokiem" na rapowej drodze i podziemnym debiutem, który wjeżdża z buta #Sobota w polską scenę. Tak czy siak duet TrooM x ka-meal nagrał album, który dla przyszłych, podobnych klimatycznie wydawnictw, może być kamieniem milowym i wyznacznikiem jakości zarówno w kwestii muzyki, jak i przemyśleń, a przede wszystkim okiełznania tego typu podkładów. Trzymam kciuki, nie zmarnujcie talentu, bo goście z tak dużą dojrzałością artystyczną zdarzają się bardzo rzadko. I oby sodówka nie uderzyła wam do głów, a za plecami odzywał się chłodny perfekcjonizm. Jak tak będzie, o kolejne projekty jestem spokojny.
Komentarze