Ludzie często pytają mnie….. „Yo, Mos, co się stanie z hip-hopem? Dokąd on zmierza”? Odpowiadam im wtedy: „Pytacie, co się z nim stanie? Ano to samo, co i z nami. Jeśli my się zniszczymy, wypalimy, hip-hop się wypali. Jeśli my będziemy o siebie dbać, to i z hip-hopem będzie wszystko w porządku. Ludzie uważają, że hip-hop to jakiś olbrzym, potwór, żyjący gdzieś na wzgórzu, schodzący czasem do ludzi w miasteczku…. Wcale nie. To MY jesteśmy hip-hopem. Ty, ja, wszyscy. Hip-hop idzie tam, gdzie my. Więc następnym razem, gdy spytasz, dokąd podąża hip-hop, zadaj sobie pytanie…. Dokąd ja zmierzam?”
Daje do myślenia, nie uważacie? Ów fragment (w moim luźnym tłumaczeniu) pochodzi z „Fear Not of Men” – to pierwszy utwór z łącznie siedemnastu, które tworzą „Black on Both Sides” - debiutancką płytę Mos Defa (obecnie – Yasiina Beya) i równocześnie jeden z najlepszych rapowych albumów lat 90. Album, który powinien znaleźć się w elementarzu każdego fana tej muzyki…. Skąd ta śmiała opinia? It’s simple mathematics - suma kilku składników stworzyła w tym przypadku materiał bliski doskonałości.
Pierwsze, co rzuca się w uszy, to re-we-la-cyjna produkcja. Z całej dyskografii Yasiina, słynącego z zamiłowania do brzmieniowych eksperymentów (by wspomnieć szalone, rockowe „The New Danger” czy orientalne sample „The Ecstatic”) jest to płyta najbardziej wyważona, najsilniej osadzona w korzennym, nowojorskim, samplowanym beatmakingu. Nie oznacza to jednak, że Mos nie pozwolił sobie na szczyptę szaleństwa – znajdziemy tu, obok ulicznego brzmienia, urokliwe, hipnotyczne wycieczki w stronę jazzu, subtelnego soulu…. a nawet nagły atak hardcore punku w końcówce „Rock n Roll”. Rdzeń albumu stanowią jednak korzenne boombapowe podkłady w stylu ATCQ, z jazzującą nutą, nierzadko wzbogacone żywymi instrumentami (co ciekawe, w większości grał na nich sam Def). Fanów Black Star ucieszy fakt, że w nagrywaniu wziął udział legendarny pianista jazzowy Weldon Irvine, dekorując swą grą choćby przepiękne „Umi Says” czy inspirowane afrobeatem „Fear Not of Man” (cytujące zresztą mistrza Felę Kuti). Produkcje na „Black on Both Sides” dostarczyli w większości uznani nowojorscy beatmakerzy – Diamond D (doskonałe „Hip Hop”), 88-Keys, Psycho Les, Ali Shaheed Muhammad (wkręcające się niewiarygodnie „Got”), ale również producenci mniej znani, ale nie mniej zręczni – jak Ge-ology, DJ Etch-A-Sketch (świetne „Habitat”) czy Mr. Khaliyl z Da Bush Babees, który absolutnie zniszczył system z „Do It Now”…
Nie można nie wspomnieć o jednym z nieśmiertelnych klasyków wyprodukowanych przez Preemo – „Mathematics”. Dla mnie osobiście jednak największym bohaterem wśród producentów tej płyty jest Ayatollah – autor dwóch ultrasztosów – „Ms. Fat Booty”(opartego na świetnie pociętym samplu od Królowej Soulu) oraz największego bangeru tej płyty – „Know That”.
Na każdym z tych podkładów Mos płynie po prostu fenomenalnie. To raper-kameleon – w jednym kawałku popłynie klasycznie, by zaraz potem zaśpiewać ze natchnieniem duet z Vinią Mojicą… Dysponujący charakterystycznym głosem Yasiin wyczynia na trackach niesamowite rzeczy – nikt tak jak on nie miesza ze sobą prostej nawijki, krzyków, zaśpiewów, nikt tak jak on nie emanuje entuzjazmem i czysta miłością do muzyki. Szczególnie na trackach takich jak „Know That” czy „Do It Now” z Bustą Mos po prostu eksploduje. Charyzmatyczny i pewny siebie – potrafi jednak być także cyniczny i dobitny, gdy opowiada o tym, co go boli.
A ma powody, by być niezadowolonym, i akcentuje to wielu miejscach na „Black on Both Sides”. Tytuł ten jest znamienny – ten album to opis świata widzianego oczami młodego, inteligentnego, dumnego Afroamerykanina. Człowieka wychowanego na bezlitosnych ulicach Brooklynu – ale jednocześnie przepełnionego miłością dla swego miejsca urodzenia, zawsze z przyjemnością podkreślającego swą proweniencję (posłuchajcie tylko świetnego trzyczęściowego hołdu „Brooklyn” – szczególnie polecam go fanom Biggiego). Gościa, który tak samo gorąco kocha hip-hop. Zioma, którego brzydzi polityczne bagno, przysparzające ludziom cierpień (genialne „New World Water”) Kogoś, który wkurwiony jest maksymalnie stereotypicznym, a wręcz rasistowsim traktowaniem czarnoskórych ludzi – cynicznie i celnie piętnuje to w „Mista Nigga”. Jest na tej płycie radość, pasja – ale także surowość, smutek i gniew. Przemyślenia i refleksje Mosa są niebanalne, jego wersy precyzyjne i trafiające w sedno, jego opinie dające do myślenia (nawet jeśli czasem są mocno kontrowersyjne, jak w „Rock n Roll”, czy „Mista Nigga”)…. To po prostu fantastycznie szczera płyta, ukazująca Mosa jako zwykłego gościa, kogoś, z kim chciałoby się wyjść na piwo i pogadać na tematy przeróżne, wymienić spostrzeżenia, posłuchać jego opinii.
Podsumowanie? Bez zbędnego gadania: „Black on Both Sides” to po prostu klasyk. MOSt DEFinitely.
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11561","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11562","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11563","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
Komentarze