20 lat to szmat czasu, podczas którego świat poszedł do przodu tak szybko, że dzisiaj wydaje się on zupełnie innym miejscem... 20 lat temu sporej części z was nie było jeszcze na świecie, ale 20 lat temu - dokładnie w dniu dzisiejszym, 23 listopada 1993 roku na rynku pojawił się album zatytułowany "Doggystyle". Album, którego brzmienie, wpływ i ogólną zajebistość ciężko ubrać w słowa nawet teraz - dwie dekady później. Ale spróbuję...
20-lecie to szczególna rocznica i miałem spory dylemat, w jaki sposób skonstruować tego newsa, aby jego przekaz dotarł sie tylko do moich rówieśników, ale również młodszych słuchaczy, wychowanych już w erze powszechnego dostępu do wszystkiego, gdzie ilość przytłacza i nie pozwala się nacieszyć w pełni nowym albumem/singlem/klipem tak jak kiedyś, by nadążyć ze sprawdzeniem wszystkiego i nie zostać z tyłu...
Być może macie również w swojej płytotece krążek, do którego wracacie sukcesywnie od lat i możecie go nadal słuchać w kółko - ja wiem, że mam takich płyt kilka a jedną z nich na pewno jest "Doggystyle", ze słuchania której nadal czerpię nie mniejszą radość, niż wtedy, przed laty, kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy.
Ciężko opisać słowami, jak wielki wpływ "Doggystyle" wywarło nie tylko na West Coast czy cały amerykański rap lat 90-tych, oraz pokolenie ówczesnych 20-latków w Stanach, którzy wraz z nastaniem G-Funk ery znaleźli nową "muzykę buntu", która dzięki fenomenalnej oprawie muzycznej znalazła drogę do rozgłośni radiowych, wdzierając się na dobre w nurt współczesnego mainstreamowego gatunku.
Na mnie ten album oddziaływał nie mniej i czyni to do dnia dzisiejszego - "Doggystyle" był jedną z pierwszych płyt hiphopowych, jakie usłyszałem w zamierzchłej prehistorii połowy lat 90-tych na równie archaicznym formacie, zwanym kasetą magnetofonową. Wtedy byłem jeszcze szczeniakiem, poznającym dopiero rap i język angielski, którego nauka była w tamtym czasie rarytasem, jeśli tak jak ja nie miałeś takiego farta, żeby uczyć się go w szkole. Korzystając z okazji, chciałbym podziękować Mamie za motywację do nauki angola po lekcjach oraz Tacie za to, że umożliwił mi korzystanie z tego przywileju, na który wtedy nie każdy mógł sobie pozwolić. Dzięki lepszej znajomości tekstów i analizowaniu kawałków wers po wersie, zajarałem się rapem zza oceanu maksymalnie i dzisiaj mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że wiem jakie to uczucie posiadać prawdziwą życiową pasję, która dała mi w życiu wiele frajdy i pozwoliła przejść przez niejeden dołek...
Zamiast rozpływać się przez resztę tekstu w samych superlatywach na temat tego albumu i opisywać wam w najdrobniejszych szczegółach każde wydobywające się z krążka słowo oraz dźwięk, które słyszałem tysiące razy, postanowiłem ugryźć ten temat z innej strony.
Dzisiaj, zamiast wychwalać "Doggystyle" pod niebiosa, jak będą to pewnie robić polskie i zachodnie portale, wolę opowiedzieć wam kilka ciekawych rzeczy na temat kulis powstania samego krążka oraz pokazać dwa unikatowe wydania tej płyty, które powinien mieć w swojej kolekcji każdy kolekcjoner-maniak mojego pokroju:)
Zapraszam więc do obejrzenia pilotażowego odcinka pierwszego z serii moich Vlogów, które postaram się co jakiś czas dla was publikować, a dowiecie się z niego m.in. w jaki sposób przebiegały prace nad albumem "Doggystyle" i jakich kawałków zabrakło na wersji, która trafiła do sklepów.
Jeśli materiał wam się spodoba, zachęcam do dzielenia się nim ze znajomymi oraz wspierania mojego kanału w postaci subskrypcji i "lajków". Wszelkie komentarze z konstruktywną krytyką również mile widziane:) West up!
Komentarze