D'Angelo jest przykładem wybitnie uzdolnionego muzyka, który ze szczytu popularności stoczył się praktycznie na samo dno. Jego dwa pierwsze albumy - "Brown Sugar" i "Voodoo" sprawiły, że stał się nie tylko jednym z najbardziej rozpoznawalnych i najbardziej cenionych artystów ówczesnego soulu i R&B, ale również symbolem sexu i gwiazdą popkultury. Jego utwory były wykorzystywane w światowej kinematografii dziesiątki razy, płyty sprzedawały się w olbrzymich nakładach, a grafik koncertowy był zapchany na kilkanaście miesięcy do przodu. Wtedy zaczęły się problemy, które sprawiły, że na trzeci album D'Angelo czekamy do dziś. Jak się okazuje oczekiwanie nie potrwa już zbyt długo. Zdaniem głównego producenta trzeciego solo artysty z Richmond, materiał jest "gotowy w 99%".
Producentem jest oczywiście ?uestlove z The Roots, który rozpoczął pracę z Dee blisko 9 lat temu, w 2004 roku. Roboczy tytuł materiału - "James River" być może nie jest już aktualny, ale jakie ma to znaczenie jeśli znowu usłyszymy jeden z najlepszych męskich wokali końcówki zeszłego wieku w akcji? Ikoniczny perkusista z Filadelfii powiedział, że ostatnio spędził z D'Angelo 18 godzin w studio, a pewnie siedziałby tam dłużej gdyby nie musiał nagrywać kolejnego odcinka show Fallona. Według relacji producenta Rootsów do szóstej nad ranem poprawiali linię perkusji - "nigdy nie robiłem tego dla mojego własnego zespołu, ale dla niego mogę to robić". Zakres komplementów jakimi Quest obrzucił nowy album D'Angelo zaskakuje szczególnie w kontekście tego, że raczej nie rzuca on słów na wiatr. W tym wypadku mamy nie tylko porównania to Sly and The Family Stone, ale takie określenia jak "brilliant", "timeless" i "classic". Czekamy z niecierpliwością!
Komentarze