Kim jest Roach? To pytanie od jesieni ubiegłego roku zadaje sobie spora cześć hip-hopowej polski. Reprezentujący Gdynię 25-letni mc wkroczył na rodzimą scenę z głośnym hukiem a wielu słuchaczy, odpalając single "L.A. 2 Tricity" i "Gangsta Funk" przecierało oczy ze zdumienia, widząc ksywy widniejące na "ficzuringach". Jako koneser kalifornijskich klimatów również byłem bardzo mile zaskoczony współpracą młodego rapera z legendami zachodniego wybrzeża, jako że zawsze propsowałem wszelkie próby promocji West Coast'u na naszym krajowym podwórku.
Efekt końcowy w postaci płyty "Trójmiejski Funk" wzbudzał moją ciekawość i kiedy przed kilkoma dniami dostałem wreszcie materiał do sprawdzenia, w moich myślach kłębiło się tylko jedno pytanie:
Czy nieznany debiutant jest w stanie przebić się do świadomości polskiego słuchacza z czymś innym ale oryginalnym?
W tym cały sęk.Roach na pewno dysponuje odpowiednimi narzędziami - mimo statusu "noł-nejma" nie robi rapu od wczoraj i zna się na swojej profesji. Posiada solidny warsztat słowny i niezłe, aczkolwiek momentami denerwujące flow. "Trójmiejski Funk" nie zostanie może albumem roku ale stanowi pozycję obok której nie można i należy przejść obojętnie. Zwłaszcza jeśli muzycznie siedzisz mocno w Kalifornii bo jak sama nazwa wskazuje, znajdziemy tutaj duże pokłady funku o co zadbał producent krążka - SherlOck.
"Odkąd pamiętam, to jaram się west coast'em" - chciałoby się rzecz "shit, me too". Rzeczywiście, spora ilość numerów charakteryzuje się tym luźnym brzmieniem i nawijką, znaną do tej pory jedynie z kawałków powstających w "mieście aniołów" i nad zatoką.
Pierwsza cześć krążka ze sztosami typu "L.A. 2 Tricity" i "Gangsta Funk", czy bujającym "Czarnym Mercedesem" jest zdecydowanie mocniejsza od reszty - im bardziej w głąb, tym niestety więcej fillerów, chociaż zdarzają się wyjątki. Klimat jest jednak zróżnicowany - zarówno tematycznie jak i jeśli chodzi o oprawę muzyczną. G-Funk przenika się tutaj z nowoczesnością, której się nie spodziewałem i która niespecjalnie mnie porwała. Forma gospodarza w utworach "Błędne Koło" czy "Moralniak" również spada. Moim zdaniem Roach nie sprawdza się na tego typu produkcjach, gubiąc po drodze rytm i starając się usilnie zmieścić w bicie dzięki przyśpieszonej nawijce, którą nie powinien się zajmować. Rapując na luzie w towarzystwie płynnej melodii ("Na Stu Szprychach", "Postaw Kołnierz") wypada zdecydowanie lepiej.
Z produkcjami SherlOck'a pierwszy raz zetknąłem się na płycie Kobry i szczerze mówiąc, nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia.
Tutaj wykonał jednak dobrą robotę, chociaż jego bity zalatują lekką monotonią i nie mogą jak na razie konkurować z bangierami, jakie potrafi wysmażyć Eten czy Mowglee.
"Trójmiejski Funk" krąży nie tylko wokół west coast'owych klimatów ale zahacza również o polskie realia. Świetne "Mission Impossible" ujęło mnie jakże celnymi spostrzeżeniami, dotyczącymi rodzimej sceny rap:
"Rap polski nie znosi oryginalności
Od lat mam deja vu na maksa
Album po albumie na kompaktach te same hasła"
I tutaj przechodzimy to sedna sprawy - mianowicie, czy ktoś taki jak Roach może zaistnieć w polskim hip-hopie i dotrzeć do masowego odbiorcy?
Otóż, moim zdaniem będzie to bardzo ciężkie zadanie, chociaż mam nadzieję, że mu się to uda. Dlaczego? Problem tkwi nie w umiejętnościach samego zainteresowanego, czy w jakości jego nagrywek bo do tych akurat nie idzie się zbytnio przeczepić, ale w mentalności statystycznego polskiego słuchacza. Od lat wiadomo, że dojrzałość odbiorcy muzyki hip-hop w naszym kraju stoi na bardzo niskim poziomie i raczej nie zanosi się, aby w tej kwestii miało dojść w najbliższym czasie do jakiegoś spektakularnego przełomu.
Przykład? Wystarczy spojrzeć na ilość wyświetleń kawałka "L.A. 2 Tricity" na Youtube'ie (niecałe 10tyś. w trzy miesiące) czy na uzbierane przez Roach'a "lajki" na Facebook'u (ledwie 400 osób). Potem porównajcie to z cyframi, jakie wykręcają największe wacki na rodzimej scenie (często są to liczby dziesięciokrotnie! wyższe) i macie odpowiedź, na jakim etapie mentalnym znajduje się obecnie przeciętny zajarany rapem "kowalski".
Wiadomo, że liczby to nie wszystko ale w tym przypadku statystyka ta przemawia do mnie najgłośniej. Nie oszukujmy się, spora cześć osób utożsamiających się z kulturą hip-hop w Polsce nie ma pojęcia o jej korzeniach, ani tym bardziej o legendach pokroju King T - dla nich to po prostu kolejny "murzaj", co ma kawałek z polakiem i tyle.
Dlatego niestety nie wróżę płycie "Trójmiejski Funk" wielkiego sukcesu komercyjnego i boję się, że sam Roach zaginie gdzieś w napływie kolejnych "uliczników - no-skilli", mających za sobą wsparcie dużych wytwórni i lepsze narzędzia promocyjne...
W głębi serca mam jednak nadal cichą nadzieję, że publika da temu chłopakowi szansę i otworzy się odrobinę bardziej na nowe rzeczy, zamiast oczekiwać od debiutanckich pozycji podążania utartymi schematami bo "Funk z Trójmiasta" wyłamuje się z tej konwencji z całkiem niezłym skutkiem. Czwórka z minusem.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze