Na nowym "undun" zespół funkcjonuje w składzie rap - Black Thought i krąg raperów kojarzonych już z płyt Rootsów jak Dice Raw, P.O.R.N., Truck North, ale też Phonte czy Big K.R.I.T., produkcja i drumy: Questlove, klawisze: Kamal Gray i James Poyser, perkusja: F. Knuckles, gitara: Captain Kirk, saksofon: Damon Bryson, bas: Mark Kelly. Warto tych panów zapamiętać, bo na jedenastym albumie filadelfijskiej legendy słuchaczom zaserwowali po prostu soczysty knockout.
Dokładnie tak - ta płyta knockout'uje i to wcale nie poprzez bangery... Poziom muzyki na tym albumie to absolutnie najwyższa półka. Robota koncepcyjna zarówno twórcy tych konstrukcji muzycznych (Questa) jak i autora niesamowitej warstwy tekstowej (BT i koleżków) to coś przed czym można chyba tylko bić pokłony. Rootsi znaleźli swoją drogę, podążają nią ciągle dalej i na każdej kolejnej płycie uczą się czegoś nowego. Przeważnie uczą się do perfekcji, by mogło to brzmieć tak jak "undun". Pianino w "One Time" czy ""The Other Side", gitarka w "Kool On", perkusja w "Stomp"... Ta płyta jest tak świetna, że każdy element nad którym zaczniesz się zastanawiać będzie Cię utwierdzał w tym, że Filadelfijczycy nie mają sobie równych.
Historia Redforda Stevensa, bo tak nazywa się główny bohater akcji na tym koncep-albumie, opowiedziana jest tutaj wieloma głosami, co sprawia, że jest jeszcze barwniejsza. "One Time", gdzie Black Thoughta wspomagają Dice Raw i Phonte, pokazuje jak zaskakiwać, bo w pierwszej chwili byłem pewien, że członek Little Brothera zajmie się refrenem, a wyszło odwrotnie, bo zrobił to Dice Raw... Jego refreny na tym albumie to zresztą coś zdecydowanie szczególnego. A Phonte? Dawno (o ile w ogóle) nie słyszałem tak dobrej zwrotki tego gościa. To co jest najfajniejsze w udziale gości w tym albumie (czy jest to Bilal, czy Greg Porn znany kiedyś jako P.O.R.N.) to przekonanie, że każdy z nich jest elementem całego projektu. Oni nie dorzucają tu zwrotek napisanych na kolanie na jakiś uniwersalny temat. To są puzzle, które trzeba ułożyć starannie tak, żeby ostateczny obraz miał ręce i nogi.
Hipnotyczne "Sleep", która po zakończeniu "Dun" wprowadza nas w kolejny szok, tak naprawdę jest rozgrzewką do tego co ma się stać. A co się dzieje? Chociażby "Make My" z rewelacyjnym udziałem Big K.R.I.T.'a i brzmieniem, które przerasta swoim pięknem nawet najbardziej śmiałe wyobrażenia optymistów. "Kool On", które dba o różnorodność klimatyczną całości. "Lighthouse" z mocą, która byłaby w stanie latać w każdym radio jednocześnie pozostając czymś atrakcyjnym dla koneserów. Ta płyta jest arcydziełem, gdzie wyrwanie jednego numeru, to wyrwanie się z kontekstu. Kto wie czy to nie jedna z najważniejszych płyt The Roots? Po "How I Got Over" myślałem, że już lepiej się nie da i chyba faktycznie się nie dało, ale poziom został utrzymany z czego jasno wynika - "undun" to płyta zasługująca na najwyższą ocenę w każdej skali. W naszej to szóstka. Obejrzyjcie uważnie klipy pod spodem, a potem odpalcie cały album - od pierwszej do ostatniej sekundy... Mistrzostwo.
Komentarze