Dziesięć lat w muzyce to bardzo wiele. Jak byśmy nie narzekali na polski hip-hop, to przez ostatnią dekadę dostaliśmy co najmniej kilkadziesiąt albumów, które kradły czas, olśniewały, napawały dumą... Wydawałoby się, że praca dziennikarza przy podsumowaniu dekady to czysta przyjemność - piszesz o najlepszych albumach, masz okazję podyskutować o nich, wrócić, porównać... Nic bardziej mylnego.
Praca nad takim zestawieniem to straszny ból.Z wypisaniem 20 tytułów albumów było zdecydowanie lżej niż z ich hierarchizacją. Pierwsza dziesiątka okazała się za mała, a wyróżnienia dla bezsprzecznych klasyków, to zdecydowanie za mało. Z drugiej strony... Może to świadczyć o tym, że polski hip-hop w ostatnich dziesięciu latach serwował nam rzeczy ważne... W tym wypadku hierarchia to wynik walki z samym sobą.
Wyniki tej walki dla każdego z nas byłyby inne - ważniejsze jest to czy pozwolicie tym albumom (WSZYSTKIM!) wrócić do swoich głośników. Kolejność jest tu mniej ważna niż sama obecność.
2Cztery7 - Spaleni Innym Słońcem -> Wydawało się, że g-funk w Polsce to rzecz nie do zrobienia. Okazało się, że rzecz nie tylko jest wykonalna, ale potrafi bujać nie gorzej niż kalifornijski pierwowzór. Oprócz fantastycznej warstwy muzycznej i kilku murowanych hitów na melanż, album przepełniony jest wyrazistymi przemyśleniami, poglądami i historiami, które bez problemu zjednały mu sympatyków w zalewie poprawnej politycznie bylejakości.
Afront - Coraz Gorzej -> Jeden z najlepszych duetów raperskich na naszej scenie trafił na życiową formę Metro, który wysmażył idealne tło dla ich ciętego, błyskotliwego i niezwykle charakterystycznego stylu. Takie numery jak "Cztery Żywioły" czy "Pół" to rzecz, którą powinien znać każdy fan polskiego hip-hopu w klasycznym wydaniu. Czekamy na "ADHD".
GrubSon - O.R.S. -> Potężne wejście z buta z innymi gatunkami muzycznymi pod rękę. Jego wokalizy na początku dziwiły, z czasem zaczęły fascynować. Jako producent pokazał się świetnie, ma ciekawy pomysł na siebie, który zafascynował pół Polski (koncerty 3ody to pewna marka), ma wreszcie bardzo dobre intencje, które formułuje po swojemu, ale szczerze i z wyjątkową gracją. Jego debiutancki album w MaxFlo, który pokrył się złotem, to rzecz, którą znać trzeba.
WhiteHouse (Magiera & L.A.) - Kodex -> Kto nie zna "Na Raz" Ostrego, "Oczu Otwartych" Pezeta, Mesa i Blefa albo "Piękny Dzień By Zadzwonić" Łony? Dolnośląski duet producencki to jeden z najważniejszych rozdziałów polskiego hip-hopu ostatniej dekady. Swojej klasy nie muszą udowadniać nikomu, bo każdy ją zna, ale jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak rewelacyjnie brzmiało to już na samym początku... "Kodex" wyjaśni wam to od pierwszego przesłuchania.
Ortega Cartel - Lavorama -> Rzutem na taśmę za zupełnie nietypową jak na Polski rynek fonograficzny muzykę Ortega Cartel. "Lavorama" nie stała na najwyższym poziomie składania rymów u gospodarzy, a mimo to znaleźli się na niej O.S.T.R., Tede, Spinache, Proceente, Reno czy Finker. Dlaczego? Tego nie da się wyjaśnić, można tylko poczuć, a to z kolei musi wiązać się ze słuchaniem. Za ten (i nietylko) album Patr00 i Piter Pits dla mnie są szefami.
Pono - Tak To Widzę -> Pewnie wielu z was wolałoby widzieć na tym miejscu "Hołd", który zresztą również jest kozakiem, ale moim zdaniem to drugi album S.A.P. jest tym najlepszym. Rewelacyjna forma Waco i Freda na bitach i uliczny styl lepienia wyrazów Poniedziałka... Jak dla mnie trudno o coś lepszego. "Instynkt", "Policyjne Miasto" czy nawet "Pierdolę To" to mistrzowskie numery. W ulicznej kategorii w Polsce niewielu potrafiło pisać takie rzeczy. Klasyk.
Smarki Smark/Kixnare/DJ Pysk - Najebawszy EP -> symboliczne miejsce, bo zamieszanie wokół Smarka wywołało morze epigonów, którzy zdołali mnie zniechęcić do tego stylu rapowania. Mimo to trzeba pamiętać, że ten album obronił się sam, a fakt, że w Polsce wciąż jako ucieleśnienie "bycia undergroundowym" jest znaczący. Świeże wejście Kixnare'a, zajebiste cuty Pyska, ten materiał musiał się tu znaleźć, nie tylko z wagi na jakość, ale również na znaczenie. Choć i tej pierwszej niewiele można zarzucić.
Sobota - Sobotaż -> Debiut po blisko dekadzie po SNUZ? Jak z takim bagażem doświadczenia zachować tak wybuchową świeżość? Nie mam zielonego pojęcia, ale "Sobotaż" to rzecz niezwykle istotna dla polskiego hip-hopu. Brawurowy klip, który zapewnił albumowi większą rozpoznawalność, kozacka robota Matheo za deckami, brudny, szczeciński klimat wyrażony zupełnie inny sposób niż dotąd... Jak dla mnie kocur.
Zeus - Co Nie Ma Sobie Równych -> Jeden z najmocniejszych debiutów ostatnich lat. Pierwsza płyta Zeusa to dzieło prawie idealne - wyprodukowane z wielką zajawą i energią, a zarazem utrzymane w staroszkolnym szlifie (tak, da się). Zarapowane mądrze z pomysłem i sprawnie za mikrofonem... Moc przebicia, celne obserwacje, umiejętności... Nie mogło tego zabraknąć w tego typu podsumowaniu.
10. (ex aequo) Eldo - EterniaNiezwykle ważny, dojrzały, a zarazem fantastyczny brzmieniowo
album. Eldo pokazał, że i bez Noona da się robić muzykę grającą na
wszystkich rejestrach duszy. "Eternia" to jeden z tych albumów, które po
włączeniu w głośnikach zaczynają żyć własnym życiem. Płyta-przyjaciel
dla tysięcy osób w tym kraju.
10. (ex aequo) WWO - We Własnej OsobieCo tu dużo gadać? Musiałeś to słyszeć, musiało to na tobie zrobić
wrażenie, mogłeś wypierać się, kiedy na anteny weszło "Uderz W Puchara"
i Monopol, ale "We Własnej Osobie" to rzecz, która w oczywisty sposób
wpisała się w historię polskiego rapu. Jeden z najważniejszych rapowych
albumów w tym kraju...
10. Eis - Gdzie Jest Eis?
Co można jeszcze napisać o tej płycie czego nie napisano już wcześniej? Ile razy dyskutowano nad tym jak to się stało, że Eis zniknął, przestał rapować i nie kontynuował masakrycznego wejścią w biznes jakim było "Gdzie Jest Eis?". Można zrzucać to na karb biznesu, charakteru autora, a można po prostu włączyć ten album i poczuć tę cwaniacką manierę w głosie, wyluzowane flow, rzucane jak od niechcenia złośliwości i obserwacje... Przecenione w swojej niedocenioności, obgadane sześć miliardów razy, ale wciąż rewelacyjne czy wam się to podoba czy nie.
9. Ten Typ Mes - Alkopoligamia: Zapiski Typa"To trzecia płyta, ale ma siłę debiutu". Mes to Mes, można mówić o nim wiele, ale nie można zarzucić braku umiejętności. Na swoim debiucie swoje raperskie skille ukazał najlepiej jak się dało. "Cygara I Pety", "Zdrada", "Widzę Szaleństwo", "Sam Siedzę Tu", "Witaj Śmierci" i jeszcze dziesięć innych numerów, które będą kradły wam czas... Ot tak.
8. HST - Masy Ludu: Na Językach
Nie mogło tego tutaj zabraknąć. Jedna z najcenniejszych choć czasem niedocenianych pereł jaką w ostatniej dekadzie wypuścił na światło dzienne Śląsk. Kapitalny materiał, wielka forma Jajonasza i IGS'a na bitach i on... Kozacki głos, śląska gadka, odważna treść i flow, które do dziś jest inspirujące. Fantastyczny, szczery i stricte śląski materiał "na najlepszych polskich bitach".
7. Kasta - Kastatomy: Splot Tom I"Kastaniety" to rzecz historyczna, ale dla mnie właśnie Kastatomy to jedna z najlepszych płyt polskiego rapu. Kapitalne, dudniące, boom-bapowe bity na najlepszym poziomie (Kut-O, Larwa, a przede wszystkim WhiteHouse zrobili tutaj rzeźnię) i Wall-E z Guralem jako jeden z najmocniejszych duetów na scenie ever. Tego można było (i można nadal) słuchać w kółko.
6. Fenomen - EfektTo zastanawiające jak wiele młodych artystów dziś wspomina "Efekt" jako jeden z pierwszych kontaktów z polskim rapem. Yelonkowski kwartet miał w sobie nie tylko sporo rozsądku, ale i chęci podzielenia się czymś ważnym - właśnie tak to działa. Znakomite bity, masa zajawki i prostych zasad za których wpojenie wielu słuchaczy jest im wdzięcznymi do dziś. Klasyczny debiut z wielką mocą.
5. Peja/Slums Attack - Na Legalu
Kolejny przykład albumu, który broni się własnymi słuchaczami... "Głuchą Noc" zna każdy, z twoją babcią włącznie, a ten materiał to kopalnia tego co w rapie Peji zawsze było najlepsze - szczerość, bystry opis otoczenia, emocje, charyzma... Przesłuchajcie uważnie zanim zaczniecie pisać o tym chłopaku z poznańskich Jeżyc.
4. Pezet/Noon - Muzyka Poważna
Ta płyta jest bardziej jak film. Włączasz i nie ma możliwości, żebyś nie dosłuchał do końca. Rewelacyjne brzmienie Noona i Pezet w najwyższej życiowej formie. To muzyka, która się nie starzeje, a to świadczy o jej klasie w sposób wystarczający. Niełatwa, mądrzejsza od poprzedniczki, ale dająca też więcej frajdy. Duma i chwała rodzimego hip-hopu.
3. Trzeci Wymiar - Inni Niż Wszyscy
Jeśli chcecie rozpatrywać rap w kategorii suchej oceny skillsów, tutaj bankowo znajdziecie ich najwięcej. Nie znaczy to wcale, że to rap o niczym (patrz: "Czarne Chmury Nad Miastem"). Brudne bity z kategorii tych przy których opanowanie karku jest praktycznie niemożliwe, najrówniejsze trio w polskim rapie i setki doskonałych wersów wyplutych zdolnośląskim stylem. Wciąż zbyt pomijana, a wciąż świeża i fascynująca produkcja. Nic się nie zestarzała.
2. O.S.T.R. - Tabasko
Młodego, złośliwego i błyskotliwego Ostrego zawsze będzie mi brakować. Potrafił wtedy zrobić numer w każdym stylu i w każdym "wcieleniu" przekonywał nas do siebie i zjednywał sympatię. Z takimi bitami każda płyta byłaby sukcesem, on ubarwił ją wersami, które rozpoznaje się jak przysłowia, a dziesiątki numerów w których je cutowano wciąż czerpały z nich energię. Wielki album.
1. Łona - Nic Dziwnego
Dlaczego? Dlatego, że Webber jest mistrzem świata i basta. Dlatego, że Łona to najsympatyczniejszy facet jaki w Polsce stanął za mikrofonem jako raper. Dlatego, że to jedyny przykład muzycznych dowcipów, które opowiadane nawet setki razy wciąż są zabawne. Dlatego wreszcie, że lubią to wszyscy myślący ludzie jakim to puszczałem, a puszczam bez przerwy, bo to najlepsza reklama dla polskiego rapu jako całości. Jeżeli ktoś powie, że to zbyt niepoważne, to znaczy, że nie potrafi myśleć logicznie. Czekamy na kolejne albumy panowie!
Komentarze