popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Pezet/Noonhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/18469/PezetNoonJuly 7, 2024, 3:42 pmpl_PL © 2024 Admin stronyDuet Pezet/Noon pierwotnie miał być duetem... Pezet/Emade!https://popkiller.kingapp.pl/2022-01-03,duet-pezetnoon-pierwotnie-mial-byc-duetem-pezetemadehttps://popkiller.kingapp.pl/2022-01-03,duet-pezetnoon-pierwotnie-mial-byc-duetem-pezetemadeJanuary 3, 2022, 1:54 amJan StokowskiPezet/Noon to jeden z najbardziej kultowych duetów w polskim rapie. Jak się okazuje... mógł on nigdy nie powstać, bo pierwotna koncepcja była inna! (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); Opowiedział o tym Emade w rozmowie zawartej w 4 tomie książki "To nie jest hip-hop. Rozmowy" (kupicie ją tutaj):"Ursynów w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych był swego rodzaju systemem naczyń połączonych i dużo się tu działo zarówno w deskorolce, jak również w graffiti czy muzyce. Po drugiej stronie stacji metra mieszkali chociażby chłopaki z Mor W.A., którzy grali wówczas na instrumentach. Znałem się też z Dizkretem czy z Onarem, a dzięki pierwszym Asfaltowym nagraniom nawiązałem znajomość z Pezetem. Co ciekawe, miałem być producentem jego pierwszej solowej płyty. Zamiast Pezet/Noon, miało być Pezet/Emade. Zacząłem nawet robić jakieś bity na ten album, ale ostatecznie projekt nie doszedł do skutku; nie pamiętam już, z jakich powodów" - wspomina producent.Wyobrażacie sobie takie połączenie? Jak Pezet z etapu "Muzyki Klasycznej" brzmiałby na płycie stworzonej z Emade? Przypomnijmy niżej jak w 2003 roku na bicie jednego z braci Waglewskich nawijał Sokół.Pezet/Noon to jeden z najbardziej kultowych duetów w polskim rapie. Jak się okazuje... mógł on nigdy nie powstać, bo pierwotna koncepcja była inna!

Opowiedział o tym Emade w rozmowie zawartej w 4 tomie książki "To nie jest hip-hop. Rozmowy" (kupicie ją tutaj):

"Ursynów w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych był swego rodzaju systemem naczyń połączonych i dużo się tu działo zarówno w deskorolce, jak również w graffiti czy muzyce. Po drugiej stronie stacji metra mieszkali chociażby chłopaki z Mor W.A., którzy grali wówczas na instrumentach. Znałem się też z Dizkretem czy z Onarem, a dzięki pierwszym Asfaltowym nagraniom nawiązałem znajomość z Pezetem. Co ciekawe, miałem być producentem jego pierwszej solowej płyty. Zamiast Pezet/Noon, miało być Pezet/Emade. Zacząłem nawet robić jakieś bity na ten album, ale ostatecznie projekt nie doszedł do skutku; nie pamiętam już, z jakich powodów" - wspomina producent.

Wyobrażacie sobie takie połączenie? Jak Pezet z etapu "Muzyki Klasycznej" brzmiałby na płycie stworzonej z Emade? Przypomnijmy niżej jak w 2003 roku na bicie jednego z braci Waglewskich nawijał Sokół.

]]>
Czy "Ukryty w mieście krzyk" złapie drugie życie? - felietonhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-11-25,czy-ukryty-w-miescie-krzyk-zlapie-drugie-zycie-felietonhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-11-25,czy-ukryty-w-miescie-krzyk-zlapie-drugie-zycie-felietonNovember 25, 2018, 5:27 pmAdmin strony"Ukryty w mieście krzyk" to jeden z lepszych i ważniejszych numerów w historii polskiego rapu - co do tego chyba nie ma co dyskutować. Mimo że nie był singlem i nie miał klipu to wbił się do głów słuchaczy w wyjątkowy sposób, po dziś dzień wywołując mrowienie na karku.Ten bit Noona sam w sobie kipi od emocji a gdy dodamy do tego niesamowitą wrażliwość i bystrość obserwacyjną Pezeta otrzymamy jeden z hymnów pokolenia, oddający głos setek tysięcy rówieśników w sposób plastyczny, obrazowy, a jednak nadal zwiewny i poetycki. Mimo że "Muzyka Klasyczna" przekroczyła już 15-tkę to numer ten ma specjalne miejsce w sercach słuchaczy...Lata jednak lecą, grona słuchaczy rotują, zmieniają, a kolejne pokolenia przychodzą i zalewane milionem codziennych premier i szalonym tempem rynku fizycznie mogą nawet nie mieć kiedy dotrzeć do korzenia i poświęcić odpowiednio dużo czasu perłom z klasyki. Dochodzą do tego różnice w postrzeganiu świata, różnice w brzmieniach, tempach, trendach, szybko zmieniająca się rzeczywistość itp... czasem ukłony ze strony młodych idoli pomagają jednak słuchaczom zwrócić oko na to, co kształtowało scenę.Takie akcje jak DJ Premier na płycie Drake'a i Wu-Tang Clan na płycie Logica pozwalają przypomnieć legendy wśród młodych słuchaczy, a można powiedzieć, że "Ukryty w mieście krzyk" swoiste przypomnienie otrzymał dwukrotnie.Najpierw poprzez Projekt Tymczasem i reinterpretację ze strony Żabsona...[[{"fid":"47097","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]...a ostatnio także poprzez odpowiedź Bedoesa na diss Resta, która równocześnie była follow-upem i swoistym ukłonem dla Pezeta i Noona.[[{"fid":"47676","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]Żabson jest młodszy od Pezeta o 14 lat a Bedoes o 18 - jak widać jednak i przy takiej różnicy wiekowej "Ukryty w mieście krzyk" był dla nich ważnym punktem na osi czasu polskiego rapu. Jeśli podobne przywołanie miałoby sprawić, że wśród ich słuchaczy (często młodszych od nich samych) zapanuje nagle moda na sprawdzanie "Muzyki Klasycznej" (bo do "Poważnej" trzeba dojrzeć i nie skuma się jej w pełni nie mając pełnoletniości - wiem to po sobie) to jestem za. Oby więcej podobnych muzycznych sztafet.[[{"fid":"47698","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]"Ukryty w mieście krzyk" to jeden z lepszych i ważniejszych numerów w historii polskiego rapu - co do tego chyba nie ma co dyskutować. Mimo że nie był singlem i nie miał klipu to wbił się do głów słuchaczy w wyjątkowy sposób, po dziś dzień wywołując mrowienie na karku.

Ten bit Noona sam w sobie kipi od emocji a gdy dodamy do tego niesamowitą wrażliwość i bystrość obserwacyjną Pezeta otrzymamy jeden z hymnów pokolenia, oddający głos setek tysięcy rówieśników w sposób plastyczny, obrazowy, a jednak nadal zwiewny i poetycki. Mimo że "Muzyka Klasyczna" przekroczyła już 15-tkę to numer ten ma specjalne miejsce w sercach słuchaczy...

Lata jednak lecą, grona słuchaczy rotują, zmieniają, a kolejne pokolenia przychodzą i zalewane milionem codziennych premier i szalonym tempem rynku fizycznie mogą nawet nie mieć kiedy dotrzeć do korzenia i poświęcić odpowiednio dużo czasu perłom z klasyki. Dochodzą do tego różnice w postrzeganiu świata, różnice w brzmieniach, tempach, trendach, szybko zmieniająca się rzeczywistość itp... czasem ukłony ze strony młodych idoli pomagają jednak słuchaczom zwrócić oko na to, co kształtowało scenę.

Takie akcje jak DJ Premier na płycie Drake'a i Wu-Tang Clan na płycie Logica pozwalają przypomnieć legendy wśród młodych słuchaczy, a można powiedzieć, że "Ukryty w mieście krzyk" swoiste przypomnienie otrzymał dwukrotnie.

Najpierw poprzez Projekt Tymczasem i reinterpretację ze strony Żabsona...

[[{"fid":"47097","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

...a ostatnio także poprzez odpowiedź Bedoesa na diss Resta, która równocześnie była follow-upem i swoistym ukłonem dla Pezeta i Noona.

[[{"fid":"47676","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

Żabson jest młodszy od Pezeta o 14 lat a Bedoes o 18 - jak widać jednak i przy takiej różnicy wiekowej "Ukryty w mieście krzyk" był dla nich ważnym punktem na osi czasu polskiego rapu. Jeśli podobne przywołanie miałoby sprawić, że wśród ich słuchaczy (często młodszych od nich samych) zapanuje nagle moda na sprawdzanie "Muzyki Klasycznej" (bo do "Poważnej" trzeba dojrzeć i nie skuma się jej w pełni nie mając pełnoletniości - wiem to po sobie) to jestem za. Oby więcej podobnych muzycznych sztafet.

[[{"fid":"47698","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

]]>
Noon "Nadchodzą bardzo dobre czasy dla ludzi, którzy cenią moją muzykę" - wywiadhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-05-25,noon-nadchodza-bardzo-dobre-czasy-dla-ludzi-ktorzy-cenia-moja-muzyke-wywiadhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-05-25,noon-nadchodza-bardzo-dobre-czasy-dla-ludzi-ktorzy-cenia-moja-muzyke-wywiadMay 26, 2014, 8:35 amRafał SamborskiKiedy w pierwszej połowie poprzedniej dekady wśród raperów panowała fala na kopiowanie Pezeta, niemal wszyscy beatmakerzy chcieli być jak jego współpracownik, Noon. Producent jednak tak zaskakiwał przy każdym kolejnym projekcie, że pogoń za nim w pewnym momencie przestała mieć już sens. Ostatnią płytę jako Noon, „Pewne Sekwencje”, wypuścił w 2008. Wrócił dwa lata później zaskakującymi „Dziwnymi dźwiękami i niepojętymi czynami”, wydanymi już pod własnym imieniem i nazwiskiem. Przed wami wywiad z Mikołajem Bugajakiem – współautorem legendarnych „Świateł miasta”, „Muzyki klasycznej” i „Muzyki poważnej”, twórcą „Bleak Output” czy „Gier Studyjnych” oraz autorem ścieżki dźwiękowej do filmu „Karuzela”, którego premiera odbyła się 23 maja. Film, do którego najchętniej wracasz? “Miś”. A soundtracki filmowe? Może "Blade Runner" Vangelisa, "Babel" Gustavo Santaolalli, "Solaris" Cliffa Martineza? Vangelis to za duża pompa. Jego muzyka w “Blade runner” to dla mnie zawsze zgrzyt. Zdecydowanie bardziej wolę dwa pozostałe tytuły. “Solaris” to mój soundtrack numer jeden. Spójny, elegancki i mistyczny z rewelacyjną orkiestracją. Można mówić o dwóch „szkołach” soundtracków: albo ścieżka dźwiękowa musi stanowić część filmu i nie może istnieć bez niego, albo też musi umieć funkcjonować również niezależnie od filmu. Jakie jest Twoje podejście?Dla mnie muzyka filmowa to na pewno partner obrazu. Tej zawodowej muzyki filmowej zwyczajnie nie zapamiętuję. Muzykę Williamsa czy – na przykład – w dużej mierze Zimmera można by przełożyć z jednego filmu do drugiego i nikt by się nie zorientował. Natomiast, żeby było jasne, to według mnie bardzo ciężki kawałek chleba wymagający dużego wyczucia i doświadczenia. Do tej roli nie aspiruję. Mam na myśli profesjonalnego twórcę oprawy muzycznej do filmu, może tak będzie uczciwiej. Istnieje też np. nowa szkoła tworzenia oprawy muzycznej, która towarzyszy praktycznie całemu filmowi, tak, że się z nim zlewa. “Incepcja” jest tego przykładem. Tam muzyka funkcjonuje właściwie podprogowo. Mam w ogóle wrażenie, że tych szkół jest jednak więcej, bo przychodzi mi też do głowy muzyka Trzaski u Smarzowskiego – zgrzytająca i wybijająca z rytmu. Myślę, że ciekawym zadaniem byłoby podłożenie soundtracku Trzaski do Batmana albo ścieżki dźwiękowej z “Gladiatora” do “Domu Złego” (śmiech). "Karuzela" jest pod tym względem dość specyficzna. Reżyser, Robert Wichrowski, zaproponował, aby muzyka opierała się na Twoim albumie, wydanych w 2010 "Dziwnych dźwiękach i niepojętych czynach". Nie protestowałeś? Utwory nie były w końcu tworzone z myślą o filmie. Na pewno bym protestował gdyby Robert wstawił te utwory bez mojej zgody (śmiech). Natomiast – wedle jego słów – miał je w głowie, kiedy kręcił film. Pierwsze reakcje po premierze “DDINC” to właśnie opinie, że bardzo blisko tej muzyce do filmu. W końcu do tego doszło i zobaczymy, co będzie dalej. Ostatecznie do filmu - oprócz Twoich produkcji - trafiły także utwory innych artystów, związanych z Nowymi Nagraniami. Robert pokazał mi sceny, gdzie widział moje utwory, jednak były to bodajże trzy dłuższe sekwencje. Resztę miałem muzycznie opowiedzieć. Trudno wyobrazić sobie jeden z tych utworów jako tło rozmów dla barmanów w berlińskim klubie lub jako muzykę taneczną. Stąd też wycieczka po katalogu Nowych Nagrań. Nie miałeś żadnych problemów z pracą nad ścieżką dźwiękową do "Karuzeli"? W końcu zajmowałeś się wcześniej głównie udźwiękowieniem filmów dokumentalnych, a film fabularny ma jednak swoją specyfikę. Dokument jest mniej wymagający emocjonalnie – ma za zadanie przedstawić fakty, a sama muzyka ma tam przyspieszyć narrację. W filmie sceny mają różna gęstość emocjonalną. Muzyka może diametralnie zmienić odbiór postaci lub sytuacji. Generalnie bardzo lubię wyzwania, lubię robić rzeczy, których nie robiłem, więc jeśli natrafiałem czasem na jakiś opór materii, to właśnie to mnie motywowało. Gdyby jutro ktoś zadzwonił i spytał, czy nie chcę – bo ja wiem – wyreżyserować nowych Gwiezdnych Wojen, zgodziłbym się w sekundę (śmiech). Z kolei Robert Wichrowski wcześniej zajmował się głównie reżyserią seriali telewizyjnych. Nie miałeś obaw? Mes zgodził się nagrać utwór do filmu "Fenomen" pod warunkiem, że ten nie będzie komedią romantyczną. Obaj wiemy, jak było później. Robert nie czarował mnie, że jest offowym twórcą, zajmującym się awangardowym kinem. Opowiedział mi o tym, co robił. Przede wszystkim jednak powiedział, że chce zrobić coś innego. Coś uczciwego i – dla niego – ważnego artystycznie. Poza tym, na sto procent wiem, że dla niego “Dziwne dźwięki i niepojęte czyny” to były ważne i inspirujące kompozycje, więc OK. Otrzymywałeś wcześniej podobne propozycje? Nie, i trochę mnie to dziwi. Miałem bardzo konkretną ofertę stworzenia muzyki do teatru, która się finalnie rozmyła oraz sporo propozycji wykorzystania mojej muzyki w filmie, ale sugestie były takie, że to dla mnie super promocja, więc uznałem je za niepoważne. Z Robertem rozmowa i przebieg pracy cechowały się profesjonalizmem – to też dla mnie ważne. Interesujesz się również sferą wizualną. Kręcisz klipy, robisz dużo zdjęć, pracujesz nad grafiką do swoich płyt. Kiedy widziałeś kolejne fragmenty "Karuzeli", nie zdarzało się, że mówiłeś "Nieeee, to do zmiany, to powinno być inaczej, tutaj inny kadr" itd.? To ciekawe pytanie, bo pierwsze o czym pomyślałem to o płytach, które miksuje. W tym przypadku nigdy nie zastanawiałem się, czy mógłbym np. dany bit zrobić lepiej. Podobnie w zakresie filmu – to nie moje dzieło. Skupiłem się na najlepszym doborze muzyki, tak samo jak skupiam się na najlepszym brzmieniu muzyki, którą dostaję do miksu. Jestem tego typu osobą, że najlepiej, aby wszystko wyszło spod mojej ręki, bo tylko wtedy mogę spać spokojnie. Wiem, że interesowałeś się również grami komputerowymi. Załóżmy, że pewnego dnia dostajesz propozycję stworzenia muzyki do gry. Jak reagujesz? Od ponad 10 lat grywam sporadycznie tylko w jedną grę – NBA 2K – i tylko dla niej mam konsolę. Gry przestały mnie interesować dawno temu: stały się zbyt skomplikowane, starają się zastąpić rzeczywistość… A dla mnie to kiedyś była zwyczajnie rozrywka. Lubiłem grać w pierwsze FPS–y, a nowych nie jestem w stanie ogarnąć, bo jest osobny przycisk od schylania się, oglądania karabinu i drapania po jajach. Bez sensu. To od zainteresowania tymi starymi grami wyszła inspiracja do stworzenia "8 bitów EP"? Chodziło bezpośrednio o minimalizm i surowość ośmiobitowców – konkretnie Commodore 64, bo wiadomo, że Atari było kompletnie do dupy. Za czasów “Pewnych sekwencji” kupiłem z powrotem C64 i jakieś kartridże muzyczne. Wszystkie brzmienia elektroniczne, włącznie z perkusyjnymi, pochodzą z C64. W zakresie emocjonalnym to też pewien rodzaj pożegnania z dzieciństwem, czy też jego echem. To był 2005 rok – dla mnie na pewno koniec jakiegoś etapu. Nie żałujesz zniszczenia większości projektów z pracy nad tamtą płytą? "Nie należy się bać radykalnych rozwiązań" - mówiłeś wtedy. Wydaje mi się, że teraz jesteś wobec swojej muzyki zdecydowanie mniej krytyczny. Byłeś w stanie nawet odkopać warte pokazania utwory z mglistych czasów „Bleak Output”. “Bleak Output” to specyficzny przypadek, bo wersja „Max” to już chyba czwarte lub piąte wznowienie tej płyty, a minęło od jej premiery już prawie 15 lat. Trudno mi się nawet utożsamiać z tą muzyką. Jest ona już nawet bardziej słuchaczy niż moja. Stąd też utwory bonusowe. Oczywiście fajnie by było posłuchać reszty tych szkiców, ale gdybym je zachował, to nie wydałbym “Pewnych Sekwencji”. Wybór był prosty. Echa tego, co miało być "8 bitami EP", a stało się "Pewnymi sekwencjami" słychać było już na "Muzyce poważnej". 22 kwietnia świętowaliśmy dziesięciolecie tego albumu. Jak z perspektywy czasu go oceniasz? Nie mam pojęcia, bo zwyczajnie go nie słucham. Płyta cały czas znajduje odbiorców – to wiem na pewno. To był nieplanowany projekt, bo podjąłem się go w połowie pracy nad solową płytą Pezeta. Paweł miał już 4-5 nagranych tekstów, ale nie radził sobie z ogarnięciem całości przedsięwzięcia. „To samo” i „W branży” to jedne z moich najlepszych produkcji. Często wracam do klipu “W branży” i żałuję, że nie powstał klip do “To samo”. A były takie plany… Nie myślisz czasami o tym, by zadzwonić do Pezeta i nagrać coś wspólnie jak za dawnych lat? Przyznam się, że nie przyszło mi to do głowy. A nie masz za złe Pezetowi, że kontynuował serię „Muzyk” bez ciebie? Sprawa wyglądała tak, że Pezet mnie o to spytał. Zapytał, czy nie mam nic przeciwko, aby kontynuował te nazewnictwo. Odpowiedziałem, że uważam to za mało sensowne i kreatywne, ale żyjemy w wolnym kraju, więc decyzja jest jego. Pomysł na nazwy projektów z Pezetem był twój. Wydaje mi się, że mocno zwracasz uwagę nie tylko na stricte muzyczne, ale również graficzne czy nazewnicze aspekty płyty. Zdecydowanie tak – dla mnie koncept, okładka i płyta to jeden projekt. Wymyśliłem obie nazwy, okładki, sesje zdjęciowe, część klipów. Bardzo się odnajduję w tej roli. Produkcja muzyczna, odpowiedzialność za projekt to dla mnie duża motywacja. Cały czas zajmujesz się mixem i masteringiem rapowych albumów, więc kontakt ze sceną - chcąc, nie chcąc – masz regularny. Coś zainteresowało Cię ostatnio z polskich płyt hip-hopowych? Odczuwam brak wyrazistych młodych postaci, które chcą zjeść scenę i mają ku temu predyspozycje. Nie da się być nowym graczem, będąc zapatrzonym w Sokoła czy Eldo. W hip-hopie bardzo odpowiadał mi aspekt rywalizacji – głównie ze względu na sportową przeszłość. Nagrywając płytę z Pezetem chcieliśmy rozjebać scenę. To nie były jakieś tam kawałeczki kolekcjonowane na dysku: powstał projekt, od razu kontrakt, cele były jasne. I tu nie chodzi o jakiś ego trip. Chodzi o poziom ambicji oraz podnoszenie poprzeczki dla siebie i innych. Może aktualnie hip-hop stał się na tyle zarobkowy, że większość stara się po prostu jakoś zaistnieć i funkcjonować. Nie braliśmy tego pod uwagę – pieniądze były relatywnie śmieszne. Istnieje coś, co sprawiłoby, że nagle stwierdziłbyś "cholera, jednak jeszcze mam coś do powiedzenia w hip-hopie?" W hip-hopie nie, ale z raperami tak. To może projekt Noon/Noon? Twoja zwrotka na 2cztery7 wciąż ma wielu fanów. To nie jedyny mój występ – myślę, że “Beatmaker” to mój topowy występ. Dobrze wspominam też utwór “Po ślubie”. Istnieje również wokalny utwór Pezet/Noon, ale to jest sufit, możliwe, że nie do publikacji. Na EP byłby materiał. Mikrofonu na pewno jeszcze nie zawiesiłem (śmiech). Swego czasu zapowiadałeś nowy projekt… W intensywnej produkcji są teraz dwa projekty. Mogę powiedzieć, że nadchodzą bardzo dobre czasy dla ludzi, którzy cenią moją muzykę, a na pewno świetne dla mnie, bo skupiam się teraz wyłącznie na jej tworzeniu. W Nowych Nagraniach płytę wydał zespół Psychocukier. Ze swoimi "Diamentami" znacznie różnią się od tego, co wypuszczasz w swojej wytwórni. Psychocukier jest gościem w Nowych Nagraniach. To nie jest moja katalogowa płyta. Moja wytwórnia to nie jest stricte label. To bardziej miejsce, gdzie chcę pokazywać oraz wydawać muzykę, którą uważam za ciekawą i – przede wszystkim – wyjątkowo nagraną. Nie mam planów, marketingu. Jutro mogę wydać zespół folkowy, a za miesiąc epkę w klimatach minimal techno. Biznesowo to na pewno samobójstwo, ale każda płyta, którą wydałem była i jest dla mnie ważna, wartościowa. Czy to będzie minimalistyczna Algebra czy psycho rock’n’roll, to dla mnie jakieś przeżycie muzyczne i się nim dzielę w optymalnej jakościowo formie. To nie jest biznes, gdzie możesz kupić koszulkę, a co tydzień dostajesz newsletter. Oprócz bycia właścicielem Nowych Nagrań, jesteś również przewodniczącym jury podczas Beat Battle w Poznaniu. Zauważyć można wśród producentów hip-hopowych mocne ciągoty do elektroniki. Niektórzy nawet narzekali, że Beat Battle powinno zmienić nazwę na Nu-beat Battle.W obecnych czasach bitem może być podkład techno, trapowy czy trip-hopowy. To dla mnie bez znaczenia. Nie ma się co obrażać, bo Beat Battle to w efekcie emocje, które są na miejscu, a możliwe, że nie da się ich złapać oglądając relację na youtubie. Polecam każdemu samodzielnie się przekonać. Najczęściej w jury jest ktoś spoza Polski, kto nie wie kto jest kim i co jest u nas modne. Opinie tych osób są spontaniczne i możecie mi wierzyć, że chodzi zwyczajnie o emocje jakie wywołuje muzyka, a nie o to czy ktoś super pociął sampel. To pytanie na koniec: czy muzyka się kiedyś skończy? Tylko jeśli skończy się człowiek, bo muzyki nie da się zrozumieć, a mam nadzieję, że zawsze będziemy próbować. To są dziwne dźwięki i niepojęte czyny.Kiedy w pierwszej połowie poprzedniej dekady wśród raperów panowała fala na kopiowanie Pezeta, niemal wszyscy beatmakerzy chcieli być jak jego współpracownik, Noon. Producent jednak tak zaskakiwał przy każdym kolejnym projekcie, że pogoń za nim w pewnym momencie przestała mieć już sens. Ostatnią płytę jako Noon, „Pewne Sekwencje”, wypuścił w 2008. Wrócił dwa lata później zaskakującymi „Dziwnymi dźwiękami i niepojętymi czynami”, wydanymi już pod własnym imieniem i nazwiskiem. Przed wami wywiad z Mikołajem Bugajakiem – współautorem legendarnych „Świateł miasta”, „Muzyki klasycznej” i „Muzyki poważnej”, twórcą „Bleak Output” czy „Gier Studyjnych” oraz autorem ścieżki dźwiękowej do filmu „Karuzela”, którego premiera odbyła się 23 maja. 

Film, do którego najchętniej wracasz?  

“Miś”. 

A soundtracki filmowe? Może "Blade Runner" Vangelisa, "Babel" Gustavo Santaolalli, "Solaris" Cliffa Martineza?

Vangelis to za duża pompa. Jego muzyka w “Blade runner” to dla mnie zawsze zgrzyt. Zdecydowanie bardziej wolę dwa pozostałe tytuły. “Solaris” to mój soundtrack numer jeden. Spójny, elegancki i mistyczny z rewelacyjną orkiestracją. 

Można mówić o dwóch „szkołach” soundtracków: albo ścieżka dźwiękowa musi stanowić część filmu i nie może istnieć bez niego, albo też musi umieć funkcjonować również niezależnie od filmu. Jakie jest Twoje podejście?

Dla mnie muzyka filmowa to na pewno partner obrazu. Tej zawodowej muzyki filmowej zwyczajnie nie zapamiętuję. Muzykę Williamsa czy – na przykład – w dużej mierze Zimmera można by przełożyć z jednego filmu do drugiego i nikt by się nie zorientował. Natomiast, żeby było jasne, to według mnie bardzo ciężki kawałek chleba wymagający dużego wyczucia i doświadczenia. Do tej roli nie aspiruję. Mam na myśli profesjonalnego twórcę oprawy muzycznej do filmu, może tak będzie uczciwiej. Istnieje też np. nowa szkoła tworzenia oprawy muzycznej, która towarzyszy praktycznie całemu filmowi, tak, że się z nim zlewa. “Incepcja” jest tego przykładem. Tam muzyka funkcjonuje właściwie podprogowo. Mam w ogóle wrażenie, że tych szkół jest jednak więcej, bo przychodzi mi też do głowy muzyka Trzaski u Smarzowskiego – zgrzytająca i wybijająca z rytmu. Myślę, że ciekawym zadaniem byłoby podłożenie soundtracku Trzaski do Batmana albo ścieżki dźwiękowej z “Gladiatora” do “Domu Złego” (śmiech).  

"Karuzela" jest pod tym względem dość specyficzna. Reżyser, Robert Wichrowski, zaproponował, aby muzyka opierała się na Twoim albumie, wydanych w 2010 "Dziwnych dźwiękach i niepojętych czynach". Nie protestowałeś? Utwory nie były w końcu tworzone z myślą o filmie. 

Na pewno bym protestował gdyby Robert wstawił te utwory bez mojej zgody (śmiech). Natomiast – wedle jego słów – miał je w głowie, kiedy kręcił film. Pierwsze reakcje po premierze “DDINC” to właśnie opinie, że bardzo blisko tej muzyce do filmu. W końcu do tego doszło i zobaczymy, co będzie dalej.  

Ostatecznie do filmu - oprócz Twoich produkcji - trafiły także utwory innych artystów, związanych z Nowymi Nagraniami.  

Robert pokazał mi sceny, gdzie widział moje utwory, jednak były to bodajże trzy dłuższe sekwencje. Resztę miałem muzycznie opowiedzieć. Trudno wyobrazić sobie jeden z tych utworów jako tło rozmów dla barmanów w berlińskim klubie lub jako muzykę taneczną. Stąd też wycieczka po katalogu Nowych Nagrań. 

Nie miałeś żadnych problemów z pracą nad ścieżką dźwiękową do "Karuzeli"? W końcu zajmowałeś się wcześniej głównie udźwiękowieniem filmów dokumentalnych, a film fabularny ma jednak swoją specyfikę.  

Dokument jest mniej wymagający emocjonalnie – ma za zadanie przedstawić fakty, a sama muzyka ma tam przyspieszyć narrację. W filmie sceny mają różna gęstość emocjonalną. Muzyka może diametralnie zmienić odbiór postaci lub sytuacji. Generalnie bardzo lubię wyzwania, lubię robić rzeczy, których nie robiłem, więc jeśli natrafiałem czasem na jakiś opór materii, to właśnie to mnie motywowało. Gdyby jutro ktoś zadzwonił i spytał, czy nie chcę – bo ja wiem – wyreżyserować nowych Gwiezdnych Wojen, zgodziłbym się w sekundę (śmiech). 

Z kolei Robert Wichrowski wcześniej zajmował się głównie reżyserią seriali telewizyjnych. Nie miałeś obaw? Mes zgodził się nagrać utwór do filmu "Fenomen" pod warunkiem, że ten nie będzie komedią romantyczną. Obaj wiemy, jak było później.  

Robert nie czarował mnie, że jest offowym twórcą, zajmującym się awangardowym kinem. Opowiedział mi o tym, co robił. Przede wszystkim jednak powiedział, że chce zrobić coś innego. Coś uczciwego i – dla niego – ważnego artystycznie. Poza tym, na sto procent wiem, że dla niego “Dziwne dźwięki i niepojęte czyny” to były ważne i inspirujące kompozycje, więc OK. 

Otrzymywałeś wcześniej podobne propozycje? 

Nie, i trochę mnie to dziwi. Miałem bardzo konkretną ofertę stworzenia muzyki do teatru, która się finalnie rozmyła oraz sporo propozycji wykorzystania mojej muzyki w filmie, ale sugestie były takie, że to dla mnie super promocja, więc uznałem je za niepoważne. Z Robertem rozmowa i przebieg pracy cechowały się profesjonalizmem – to też dla mnie ważne.  

Interesujesz się również sferą wizualną. Kręcisz klipy, robisz dużo zdjęć, pracujesz nad grafiką do swoich płyt. Kiedy widziałeś kolejne fragmenty "Karuzeli", nie zdarzało się, że mówiłeś "Nieeee, to do zmiany, to powinno być inaczej, tutaj inny kadr" itd.? 

To ciekawe pytanie, bo pierwsze o czym pomyślałem to o płytach, które miksuje. W tym przypadku nigdy nie zastanawiałem się, czy mógłbym np. dany bit zrobić lepiej. Podobnie w zakresie filmu – to nie moje dzieło. Skupiłem się na najlepszym doborze muzyki, tak samo jak skupiam się na najlepszym brzmieniu muzyki, którą dostaję do miksu. Jestem tego typu osobą, że najlepiej, aby wszystko wyszło spod mojej ręki, bo tylko wtedy mogę spać spokojnie.   

Wiem, że interesowałeś się również grami komputerowymi. Załóżmy, że pewnego dnia dostajesz propozycję stworzenia muzyki do gry. Jak reagujesz?   

Od ponad 10 lat grywam sporadycznie tylko w jedną grę – NBA 2K – i tylko dla niej mam konsolę. Gry przestały mnie interesować dawno temu: stały się zbyt skomplikowane, starają się zastąpić rzeczywistość… A dla mnie to kiedyś była zwyczajnie rozrywka. Lubiłem grać w pierwsze FPS–y, a nowych nie jestem w stanie ogarnąć, bo jest osobny przycisk od schylania się, oglądania karabinu i drapania po jajach. Bez sensu. 

To od zainteresowania tymi starymi grami wyszła inspiracja do stworzenia "8 bitów EP"? 

Chodziło bezpośrednio o minimalizm i surowość ośmiobitowców – konkretnie Commodore 64, bo wiadomo, że Atari było kompletnie do dupy. Za czasów “Pewnych sekwencji” kupiłem z powrotem C64 i jakieś kartridże muzyczne. Wszystkie brzmienia elektroniczne, włącznie z perkusyjnymi, pochodzą z C64. W zakresie emocjonalnym to też pewien rodzaj pożegnania z dzieciństwem, czy też jego echem. To był 2005 rok – dla mnie na pewno koniec jakiegoś etapu. 

Nie żałujesz zniszczenia większości projektów z pracy nad tamtą płytą? "Nie należy się bać radykalnych rozwiązań" - mówiłeś wtedy. Wydaje mi się, że teraz jesteś wobec swojej muzyki zdecydowanie mniej krytyczny. Byłeś w stanie nawet odkopać warte pokazania utwory z mglistych czasów „Bleak Output”. 

“Bleak Output” to specyficzny przypadek, bo wersja „Max” to już chyba czwarte lub piąte wznowienie tej płyty, a minęło od jej premiery już prawie 15 lat. Trudno mi się nawet utożsamiać z tą muzyką. Jest ona już nawet bardziej słuchaczy niż moja. Stąd też utwory bonusowe. Oczywiście fajnie by było posłuchać reszty tych szkiców, ale gdybym je zachował, to nie wydałbym “Pewnych Sekwencji”. Wybór był prosty. 

Echa tego, co miało być "8 bitami EP", a stało się "Pewnymi sekwencjami" słychać było już na "Muzyce poważnej". 22 kwietnia świętowaliśmy dziesięciolecie tego albumu. Jak z perspektywy czasu go oceniasz? 

Nie mam pojęcia, bo zwyczajnie go nie słucham. Płyta cały czas znajduje odbiorców – to wiem na pewno. To był nieplanowany projekt, bo podjąłem się go w połowie pracy nad solową płytą Pezeta. Paweł miał już 4-5 nagranych tekstów, ale nie radził sobie z ogarnięciem całości przedsięwzięcia. „To samo” i „W branży” to jedne z moich najlepszych produkcji. Często wracam do klipu “W branży” i żałuję, że nie powstał klip do “To samo”. A były takie plany… 

Nie myślisz czasami o tym, by zadzwonić do Pezeta i nagrać coś wspólnie jak za dawnych lat?  

Przyznam się, że nie przyszło mi to do głowy. 

A nie masz za złe Pezetowi, że kontynuował serię „Muzyk” bez ciebie?  

Sprawa wyglądała tak, że Pezet mnie o to spytał. Zapytał, czy nie mam nic przeciwko, aby kontynuował te nazewnictwo. Odpowiedziałem, że uważam to za mało sensowne i kreatywne, ale żyjemy w wolnym kraju, więc decyzja jest jego.  

Pomysł na nazwy projektów z Pezetem był twój. Wydaje mi się, że mocno zwracasz uwagę nie tylko na stricte muzyczne, ale również graficzne czy nazewnicze aspekty płyty. 

Zdecydowanie tak – dla mnie koncept, okładka i płyta to jeden projekt. Wymyśliłem obie nazwy, okładki, sesje zdjęciowe, część klipów. Bardzo się odnajduję w tej roli. Produkcja muzyczna, odpowiedzialność za projekt to dla mnie duża motywacja. 

Cały czas zajmujesz się mixem i masteringiem rapowych albumów, więc kontakt ze sceną - chcąc, nie chcąc – masz regularny. Coś zainteresowało Cię ostatnio z polskich płyt hip-hopowych?  

Odczuwam brak wyrazistych młodych postaci, które chcą zjeść scenę i mają ku temu predyspozycje. Nie da się być nowym graczem, będąc zapatrzonym w Sokoła czy Eldo. W hip-hopie bardzo odpowiadał mi aspekt rywalizacji – głównie ze względu na sportową przeszłość. Nagrywając płytę z Pezetem chcieliśmy rozjebać scenę. To nie były jakieś tam kawałeczki kolekcjonowane na dysku: powstał projekt, od razu kontrakt, cele były jasne. I tu nie chodzi o jakiś ego trip. Chodzi o poziom ambicji oraz podnoszenie poprzeczki dla siebie i innych. Może aktualnie hip-hop stał się na tyle zarobkowy, że większość stara się po prostu jakoś zaistnieć i funkcjonować. Nie braliśmy tego pod uwagę – pieniądze były relatywnie śmieszne. 

Istnieje coś, co sprawiłoby, że nagle stwierdziłbyś "cholera, jednak jeszcze mam coś do powiedzenia w hip-hopie?" 

W hip-hopie nie, ale z raperami tak.  

To może projekt Noon/Noon? Twoja zwrotka na 2cztery7 wciąż ma wielu fanów.  

To nie jedyny mój występ – myślę, że “Beatmaker” to mój topowy występ. Dobrze wspominam też utwór “Po ślubie”. Istnieje również wokalny utwór Pezet/Noon, ale to jest sufit, możliwe, że nie do publikacji. Na EP byłby materiał. Mikrofonu na pewno jeszcze nie zawiesiłem (śmiech). 

Swego czasu zapowiadałeś nowy projekt… 

W intensywnej produkcji są teraz dwa projekty. Mogę powiedzieć, że nadchodzą bardzo dobre czasy dla ludzi, którzy cenią moją muzykę, a na pewno świetne dla mnie, bo skupiam się teraz wyłącznie na jej tworzeniu.  

W Nowych Nagraniach płytę wydał zespół Psychocukier. Ze swoimi "Diamentami" znacznie różnią się od tego, co wypuszczasz w swojej wytwórni.  

Psychocukier jest gościem w Nowych Nagraniach. To nie jest moja katalogowa płyta. Moja wytwórnia to nie jest stricte label. To bardziej miejsce, gdzie chcę pokazywać oraz wydawać muzykę, którą uważam za ciekawą i – przede wszystkim – wyjątkowo nagraną. Nie mam planów, marketingu. Jutro mogę wydać zespół folkowy, a za miesiąc epkę w klimatach minimal techno. Biznesowo to na pewno samobójstwo, ale każda płyta, którą wydałem była i jest dla mnie ważna, wartościowa. Czy to będzie minimalistyczna Algebra czy psycho rock’n’roll, to dla mnie jakieś przeżycie muzyczne i się nim dzielę w optymalnej jakościowo formie. To nie jest biznes, gdzie możesz kupić koszulkę, a co tydzień dostajesz newsletter. 

Oprócz bycia właścicielem Nowych Nagrań, jesteś również przewodniczącym jury podczas Beat Battle w Poznaniu. Zauważyć można wśród producentów hip-hopowych mocne ciągoty do elektroniki. Niektórzy nawet narzekali, że Beat Battle powinno zmienić nazwę na Nu-beat Battle.

W obecnych czasach bitem może być podkład techno, trapowy czy trip-hopowy. To dla mnie bez znaczenia. Nie ma się co obrażać, bo Beat Battle to w efekcie emocje, które są na miejscu, a możliwe, że nie da się ich złapać oglądając relację na youtubie. Polecam każdemu samodzielnie się przekonać. Najczęściej w jury jest ktoś spoza Polski, kto nie wie kto jest kim i co jest u nas modne. Opinie tych osób są spontaniczne i możecie mi wierzyć, że chodzi zwyczajnie o emocje jakie wywołuje muzyka, a nie o to czy ktoś super pociął sampel.  

To pytanie na koniec: czy muzyka się kiedyś skończy?  

Tylko jeśli skończy się człowiek, bo muzyki nie da się zrozumieć, a mam nadzieję, że zawsze będziemy próbować. To są dziwne dźwięki i niepojęte czyny.

]]>
Video Dnia: Andrzej Dąbrowski "Re-fleksje"https://popkiller.kingapp.pl/2014-04-25,video-dnia-andrzej-dabrowski-re-fleksjehttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-25,video-dnia-andrzej-dabrowski-re-fleksjeApril 25, 2014, 1:42 pmAdmin stronyDlaczego: Niezależne wydawnictwo Alkopoligamia.com postawiło pytanie; co by było, gdyby teksty klasycznych rapowych hitów potraktować jak piosenki? I jak do wersów hiphopowych poetów odnieśliby się jazzmani? "Pan Andrzej Dąbrowski, którego jazzowa wirtuozeria gry na perkusji przez lata przeplatała się z wokalną karierą w muzyce popularnej, wziął na warsztat tekst Pezeta i zaśpiewał o refleksjach młodzieńca z bloku. Skomponowana i zaaranżowana przez Mariusza Obijalskiego muzyka dała przestrzeń do całkowitej reinterpretacji utworu pochodzącego z kultowej płyty Pezeta i Noona pt. „Muzyka klasyczna". Pomysł, który zrodził się w umysłach wydawców z Alkopoligamii, zrealizowano z dbałością o każdy szczegół. Utwór „Re-fleksje" zagrali od nowa na perkusji - Marcin Ułanowski na puzonie - Michał Tomaszczyk, na kontrabasie - Paweł Puszczało, Fortepian ujarzmił wspomniany autor kompozycji i aranżer - pianista Mariusz Obijalski. Nagranie zarejestrowano w studiu S4 Polskiego Radia, na najlepszym z dostępnych analogowym sprzęcie.Do zagadek wymienionych na początku opisu „Re-fleksji" wypada dołączyć nowe. Hip hop ma swój (często aż nadto) undergroundowy etos, który media z uśmiechem przekładają na lekceważenie. Czy jednak teksty rapowych piosenek tak bardzo różnią się od struktur poezji rock&rolla, popu, reggae oraz wielbionej w Polsce piosenki aktorskiej? Jazz unika teledysków i innych popkulturowych narzędzi promocji. Lecz czy warto oddawać bez walki przestrzeń radia, telewizji i youtube'a wszystkim pozostałym gatunkom?Projekt „Albo inaczej" Alkopoligamii dostarcza nowych odpowiedzi na te pytania. Dlaczego: Niezależne wydawnictwo Alkopoligamia.com postawiło pytanie; co by było, gdyby teksty klasycznych rapowych hitów potraktować jak piosenki? I jak do wersów hiphopowych poetów odnieśliby się jazzmani? "Pan Andrzej Dąbrowski, którego jazzowa wirtuozeria gry na perkusji przez lata przeplatała się z wokalną karierą w muzyce popularnej, wziął na warsztat tekst Pezeta i zaśpiewał o refleksjach młodzieńca z bloku. Skomponowana i zaaranżowana przez Mariusza Obijalskiego muzyka dała przestrzeń do całkowitej reinterpretacji utworu pochodzącego z kultowej płyty Pezeta i Noona pt. „Muzyka klasyczna". Pomysł, który zrodził się w umysłach wydawców z Alkopoligamii, zrealizowano z dbałością o każdy szczegół. Utwór „Re-fleksje" zagrali od nowa na perkusji - Marcin Ułanowski na puzonie - Michał Tomaszczyk, na kontrabasie - Paweł Puszczało, Fortepian ujarzmił wspomniany autor kompozycji i aranżer - pianista Mariusz Obijalski. Nagranie zarejestrowano w studiu S4 Polskiego Radia, na najlepszym z dostępnych analogowym sprzęcie.


Do zagadek wymienionych na początku opisu „Re-fleksji" wypada dołączyć nowe. Hip hop ma swój (często aż nadto) undergroundowy etos, który media z uśmiechem przekładają na lekceważenie. Czy jednak teksty rapowych piosenek tak bardzo różnią się od struktur poezji rock&rolla, popu, reggae oraz wielbionej w Polsce piosenki aktorskiej? Jazz unika teledysków i innych popkulturowych narzędzi promocji. Lecz czy warto oddawać bez walki przestrzeń radia, telewizji i youtube'a wszystkim pozostałym gatunkom?

Projekt „Albo inaczej" Alkopoligamii dostarcza nowych odpowiedzi na te pytania.

]]>
Pezet/Noon "Muzyka Poważna" - dziś 10 rocznica premiery!https://popkiller.kingapp.pl/2014-04-22,pezetnoon-muzyka-powazna-dzis-10-rocznica-premieryhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-22,pezetnoon-muzyka-powazna-dzis-10-rocznica-premieryApril 22, 2014, 12:17 pmAdmin stronyDopiero co obchodziliśmy 20 rocznicę ukazania się "Illmatica" a dziś na naszym Facebooku jeden z czytelników przypomniał o - nieeksponowanej niestety - rocznicy premiery płyty, która może dla odmiany pochwalić się muzyczną nieśmiertelnością oraz piętnem wywartym na polskim podwórku. Drugi album Pezeta i Noona pt "Muzyka poważna" (premiera 22.04.2004 nakładem Embargo Nagrania) to materiał, który w przeciwieństwie do "Muzyki klasycznej" ani trochę się nie zestarzał, który dziś wciąż robi ogromne wrażenie i który nadal uważam za zdecydowanie najlepszą płytę, jaką wydał na świat polski rap.Nie dziwi więc, że w naszych podsumowaniach dekady 2001-2011 zajęła ona 1 i 4 miejsce, a pochodzący z niej "Szósty Zmysł" wybraliśmy singlem dekady. Przypomnijmy sobie, co wówczas pisaliśmy...O "Muzyce Poważnej":"Jedyna pozycja w tej dziesiątce, co do której miejsca nie miałem żadnych wątpliwości. Dopracowane i eksperymentalne bity Noona, Pezet będący tekstowo w życiowej formie a rapowo nieporównywalnie lepszy niż na "Klasycznej". Ładunek emocji, szczerości i bystrych obserwacji skumulowany po mistrzowsku i doprawiony wyborną techniką. Płyta, którą nie jarałem się tak jak debiutem, gdy wychodziła (poza singlami) a doceniłem dopiero po paru latach, wchodząc w wiek, w którym pisał ją starszy z braci Kaplińskich. Płyta, z której dziś nie zabrałbym absolutnie nic i której nie umiem wytknąć żadnych wad a ząb czasu nie nadgryzł jej w żadnym fragmencie, ukazał raczej pełnię blasku. "Ta płyta jest bezcenna, weź ją dobrze schowaj". Opus magnum polskiego rapu i mój numer 1 minionej dekady." - Podsumowanie dekady nr 1, Mateusz Natali"Ta płyta jest bardziej jak film. Włączasz i nie ma możliwości, żebyś nie dosłuchał do końca. Rewelacyjne brzmienie Noona i Pezet w najwyższej życiowej formie. To muzyka, która się nie starzeje, a to świadczy o jej klasie w sposób wystarczający. Niełatwa, mądrzejsza od poprzedniczki, ale dająca też więcej frajdy. Duma i chwała rodzimego hip-hopu." - Podsumowanie dekady nr 2, Daniel WardzińskiO "Szóstym Zmyśle", dlaczego uznaliśmy go singlem dekady?"Bo bystrość i obserwacyjna celność Pezeta wytworzyły tu świetny portret pokoleniowy "pierwszego wolnego pokolenia, skażonego PRL-em". Osadzone na jak zwykle dopracowanym w szczegółach bicie Noona gorzkie i trzeźwe spojrzenie na niekoniecznie trzeźwe społeczeństwo. Z najlepszej moim zdaniem płyty dekady pochodzi też najlepszy singiel minionego dziesięciolecia." - Mateusz Natali""Nie Jestem Dawno" to jeden z moich ulubionych numerów warszawskiego duetu, ale wyjątkowość "Szóstego Zmysłu" jest niepodważalna. O sile tego singla może dowieść to jak wiele osób zgodziłoby się z określeniem "głos pokolenia". Laurka wystawiona rodzinnemu krajowi - celnie, brutalnie i mocnym głosem... Dla mnie żywa historia polskiego rapu."- Daniel Wardziński A teraz przypomnijmy sobie właśnie ten singiel oraz mój ulubiony track z "Poważnej" - "Gubisz Ostrość"...[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"13029","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"4209","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Dopiero co obchodziliśmy 20 rocznicę ukazania się "Illmatica" a dziś na naszym Facebooku jeden z czytelników przypomniał o - nieeksponowanej niestety - rocznicy premiery płyty, która może dla odmiany pochwalić się muzyczną nieśmiertelnością oraz piętnem wywartym na polskim podwórku. Drugi album Pezeta i Noona pt "Muzyka poważna" (premiera 22.04.2004 nakładem Embargo Nagrania) to materiał, który w przeciwieństwie do "Muzyki klasycznej" ani trochę się nie zestarzał, który dziś wciąż robi ogromne wrażenie i który nadal uważam za zdecydowanie najlepszą płytę, jaką wydał na świat polski rap.

Nie dziwi więc, że w naszych podsumowaniach dekady 2001-2011 zajęła ona 1 i 4 miejsce, a pochodzący z niej "Szósty Zmysł" wybraliśmy singlem dekady. Przypomnijmy sobie, co wówczas pisaliśmy...

O "Muzyce Poważnej":

"Jedyna pozycja w tej dziesiątce, co do której miejsca nie miałem żadnych wątpliwości. Dopracowane i eksperymentalne bity Noona, Pezet będący tekstowo w życiowej formie a rapowo nieporównywalnie lepszy niż na "Klasycznej". Ładunek emocji, szczerości i bystrych obserwacji skumulowany po mistrzowsku i doprawiony wyborną techniką. Płyta, którą nie jarałem się tak jak debiutem, gdy wychodziła (poza singlami) a doceniłem dopiero po paru latach, wchodząc w wiek, w którym pisał ją starszy z braci Kaplińskich. Płyta, z której dziś nie zabrałbym absolutnie nic i której nie umiem wytknąć żadnych wad a ząb czasu nie nadgryzł jej w żadnym fragmencie, ukazał raczej pełnię blasku. "Ta płyta jest bezcenna, weź ją dobrze schowaj". Opus magnum polskiego rapu i mój numer 1 minionej dekady." - Podsumowanie dekady nr 1, Mateusz Natali

"Ta płyta jest bardziej jak film. Włączasz i nie ma możliwości, żebyś nie dosłuchał do końca. Rewelacyjne brzmienie Noona i Pezet w najwyższej życiowej formie. To muzyka, która się nie starzeje, a to świadczy o jej klasie w sposób wystarczający. Niełatwa, mądrzejsza od poprzedniczki, ale dająca też więcej frajdy. Duma i chwała rodzimego hip-hopu." - Podsumowanie dekady nr 2, Daniel Wardziński

O "Szóstym Zmyśle", dlaczego uznaliśmy go singlem dekady?

"Bo bystrość i obserwacyjna celność Pezeta wytworzyły tu świetny portret pokoleniowy "pierwszego wolnego pokolenia, skażonego PRL-em". Osadzone na jak zwykle dopracowanym w szczegółach bicie Noona gorzkie i trzeźwe spojrzenie na niekoniecznie trzeźwe społeczeństwo. Z najlepszej moim zdaniem płyty dekady pochodzi też najlepszy singiel minionego dziesięciolecia." - Mateusz Natali

""Nie Jestem Dawno" to jeden z moich ulubionych numerów warszawskiego duetu, ale wyjątkowość "Szóstego Zmysłu" jest niepodważalna. O sile tego singla może dowieść to jak wiele osób zgodziłoby się z określeniem "głos pokolenia". Laurka wystawiona rodzinnemu krajowi - celnie, brutalnie i mocnym głosem... Dla mnie żywa historia polskiego rapu."- Daniel Wardziński

 

A teraz przypomnijmy sobie właśnie ten singiel oraz mój ulubiony track z "Poważnej" - "Gubisz Ostrość"...

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"13029","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"4209","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Top 10 dekady - Polska (subiektywny ranking nr 2)https://popkiller.kingapp.pl/2011-01-29,top-10-dekady-polska-subiektywny-ranking-nr-2https://popkiller.kingapp.pl/2011-01-29,top-10-dekady-polska-subiektywny-ranking-nr-2January 29, 2011, 5:00 pmDaniel WardzińskiDziesięć lat w muzyce to bardzo wiele. Jak byśmy nie narzekali na polski hip-hop, to przez ostatnią dekadę dostaliśmy co najmniej kilkadziesiąt albumów, które kradły czas, olśniewały, napawały dumą... Wydawałoby się, że praca dziennikarza przy podsumowaniu dekady to czysta przyjemność - piszesz o najlepszych albumach, masz okazję podyskutować o nich, wrócić, porównać... Nic bardziej mylnego. Praca nad takim zestawieniem to straszny ból.Z wypisaniem 20 tytułów albumów było zdecydowanie lżej niż z ich hierarchizacją. Pierwsza dziesiątka okazała się za mała, a wyróżnienia dla bezsprzecznych klasyków, to zdecydowanie za mało. Z drugiej strony... Może to świadczyć o tym, że polski hip-hop w ostatnich dziesięciu latach serwował nam rzeczy ważne... W tym wypadku hierarchia to wynik walki z samym sobą. Wyniki tej walki dla każdego z nas byłyby inne - ważniejsze jest to czy pozwolicie tym albumom (WSZYSTKIM!) wrócić do swoich głośników. Kolejność jest tu mniej ważna niż sama obecność.2Cztery7 - Spaleni Innym Słońcem -> Wydawało się, że g-funk w Polsce to rzecz nie do zrobienia. Okazało się, że rzecz nie tylko jest wykonalna, ale potrafi bujać nie gorzej niż kalifornijski pierwowzór. Oprócz fantastycznej warstwy muzycznej i kilku murowanych hitów na melanż, album przepełniony jest wyrazistymi przemyśleniami, poglądami i historiami, które bez problemu zjednały mu sympatyków w zalewie poprawnej politycznie bylejakości.Afront - Coraz Gorzej -> Jeden z najlepszych duetów raperskich na naszej scenie trafił na życiową formę Metro, który wysmażył idealne tło dla ich ciętego, błyskotliwego i niezwykle charakterystycznego stylu. Takie numery jak "Cztery Żywioły" czy "Pół" to rzecz, którą powinien znać każdy fan polskiego hip-hopu w klasycznym wydaniu. Czekamy na "ADHD".GrubSon - O.R.S. -> Potężne wejście z buta z innymi gatunkami muzycznymi pod rękę. Jego wokalizy na początku dziwiły, z czasem zaczęły fascynować. Jako producent pokazał się świetnie, ma ciekawy pomysł na siebie, który zafascynował pół Polski (koncerty 3ody to pewna marka), ma wreszcie bardzo dobre intencje, które formułuje po swojemu, ale szczerze i z wyjątkową gracją. Jego debiutancki album w MaxFlo, który pokrył się złotem, to rzecz, którą znać trzeba.WhiteHouse (Magiera & L.A.) - Kodex -> Kto nie zna "Na Raz" Ostrego, "Oczu Otwartych" Pezeta, Mesa i Blefa albo "Piękny Dzień By Zadzwonić" Łony? Dolnośląski duet producencki to jeden z najważniejszych rozdziałów polskiego hip-hopu ostatniej dekady. Swojej klasy nie muszą udowadniać nikomu, bo każdy ją zna, ale jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak rewelacyjnie brzmiało to już na samym początku... "Kodex" wyjaśni wam to od pierwszego przesłuchania. Ortega Cartel - Lavorama -> Rzutem na taśmę za zupełnie nietypową jak na Polski rynek fonograficzny muzykę Ortega Cartel. "Lavorama" nie stała na najwyższym poziomie składania rymów u gospodarzy, a mimo to znaleźli się na niej O.S.T.R., Tede, Spinache, Proceente, Reno czy Finker. Dlaczego? Tego nie da się wyjaśnić, można tylko poczuć, a to z kolei musi wiązać się ze słuchaniem. Za ten (i nietylko) album Patr00 i Piter Pits dla mnie są szefami.Pono - Tak To Widzę -> Pewnie wielu z was wolałoby widzieć na tym miejscu "Hołd", który zresztą również jest kozakiem, ale moim zdaniem to drugi album S.A.P. jest tym najlepszym. Rewelacyjna forma Waco i Freda na bitach i uliczny styl lepienia wyrazów Poniedziałka... Jak dla mnie trudno o coś lepszego. "Instynkt", "Policyjne Miasto" czy nawet "Pierdolę To" to mistrzowskie numery. W ulicznej kategorii w Polsce niewielu potrafiło pisać takie rzeczy. Klasyk.Smarki Smark/Kixnare/DJ Pysk - Najebawszy EP -> symboliczne miejsce, bo zamieszanie wokół Smarka wywołało morze epigonów, którzy zdołali mnie zniechęcić do tego stylu rapowania. Mimo to trzeba pamiętać, że ten album obronił się sam, a fakt, że w Polsce wciąż jako ucieleśnienie "bycia undergroundowym" jest znaczący. Świeże wejście Kixnare'a, zajebiste cuty Pyska, ten materiał musiał się tu znaleźć, nie tylko z wagi na jakość, ale również na znaczenie. Choć i tej pierwszej niewiele można zarzucić.Sobota - Sobotaż -> Debiut po blisko dekadzie po SNUZ? Jak z takim bagażem doświadczenia zachować tak wybuchową świeżość? Nie mam zielonego pojęcia, ale "Sobotaż" to rzecz niezwykle istotna dla polskiego hip-hopu. Brawurowy klip, który zapewnił albumowi większą rozpoznawalność, kozacka robota Matheo za deckami, brudny, szczeciński klimat wyrażony zupełnie inny sposób niż dotąd... Jak dla mnie kocur.Zeus - Co Nie Ma Sobie Równych -> Jeden z najmocniejszych debiutów ostatnich lat. Pierwsza płyta Zeusa to dzieło prawie idealne - wyprodukowane z wielką zajawą i energią, a zarazem utrzymane w staroszkolnym szlifie (tak, da się). Zarapowane mądrze z pomysłem i sprawnie za mikrofonem... Moc przebicia, celne obserwacje, umiejętności... Nie mogło tego zabraknąć w tego typu podsumowaniu.10. (ex aequo) Eldo - EterniaNiezwykle ważny, dojrzały, a zarazem fantastyczny brzmieniowo album. Eldo pokazał, że i bez Noona da się robić muzykę grającą na wszystkich rejestrach duszy. "Eternia" to jeden z tych albumów, które po włączeniu w głośnikach zaczynają żyć własnym życiem. Płyta-przyjaciel dla tysięcy osób w tym kraju.10. (ex aequo) WWO - We Własnej OsobieCo tu dużo gadać? Musiałeś to słyszeć, musiało to na tobie zrobić wrażenie, mogłeś wypierać się, kiedy na anteny weszło "Uderz W Puchara" i Monopol, ale "We Własnej Osobie" to rzecz, która w oczywisty sposób wpisała się w historię polskiego rapu. Jeden z najważniejszych rapowych albumów w tym kraju...10. Eis - Gdzie Jest Eis?Co można jeszcze napisać o tej płycie czego nie napisano już wcześniej? Ile razy dyskutowano nad tym jak to się stało, że Eis zniknął, przestał rapować i nie kontynuował masakrycznego wejścią w biznes jakim było "Gdzie Jest Eis?". Można zrzucać to na karb biznesu, charakteru autora, a można po prostu włączyć ten album i poczuć tę cwaniacką manierę w głosie, wyluzowane flow, rzucane jak od niechcenia złośliwości i obserwacje... Przecenione w swojej niedocenioności, obgadane sześć miliardów razy, ale wciąż rewelacyjne czy wam się to podoba czy nie.9. Ten Typ Mes - Alkopoligamia: Zapiski Typa"To trzecia płyta, ale ma siłę debiutu". Mes to Mes, można mówić o nim wiele, ale nie można zarzucić braku umiejętności. Na swoim debiucie swoje raperskie skille ukazał najlepiej jak się dało. "Cygara I Pety", "Zdrada", "Widzę Szaleństwo", "Sam Siedzę Tu", "Witaj Śmierci" i jeszcze dziesięć innych numerów, które będą kradły wam czas... Ot tak.8. HST - Masy Ludu: Na JęzykachNie mogło tego tutaj zabraknąć. Jedna z najcenniejszych choć czasem niedocenianych pereł jaką w ostatniej dekadzie wypuścił na światło dzienne Śląsk. Kapitalny materiał, wielka forma Jajonasza i IGS'a na bitach i on... Kozacki głos, śląska gadka, odważna treść i flow, które do dziś jest inspirujące. Fantastyczny, szczery i stricte śląski materiał "na najlepszych polskich bitach".7. Kasta - Kastatomy: Splot Tom I"Kastaniety" to rzecz historyczna, ale dla mnie właśnie Kastatomy to jedna z najlepszych płyt polskiego rapu. Kapitalne, dudniące, boom-bapowe bity na najlepszym poziomie (Kut-O, Larwa, a przede wszystkim WhiteHouse zrobili tutaj rzeźnię) i Wall-E z Guralem jako jeden z najmocniejszych duetów na scenie ever. Tego można było (i można nadal) słuchać w kółko.6. Fenomen - EfektTo zastanawiające jak wiele młodych artystów dziś wspomina "Efekt" jako jeden z pierwszych kontaktów z polskim rapem. Yelonkowski kwartet miał w sobie nie tylko sporo rozsądku, ale i chęci podzielenia się czymś ważnym - właśnie tak to działa. Znakomite bity, masa zajawki i prostych zasad za których wpojenie wielu słuchaczy jest im wdzięcznymi do dziś. Klasyczny debiut z wielką mocą.5. Peja/Slums Attack - Na LegaluKolejny przykład albumu, który broni się własnymi słuchaczami... "Głuchą Noc" zna każdy, z twoją babcią włącznie, a ten materiał to kopalnia tego co w rapie Peji zawsze było najlepsze - szczerość, bystry opis otoczenia, emocje, charyzma... Przesłuchajcie uważnie zanim zaczniecie pisać o tym chłopaku z poznańskich Jeżyc.4. Pezet/Noon - Muzyka PoważnaTa płyta jest bardziej jak film. Włączasz i nie ma możliwości, żebyś nie dosłuchał do końca. Rewelacyjne brzmienie Noona i Pezet w najwyższej życiowej formie. To muzyka, która się nie starzeje, a to świadczy o jej klasie w sposób wystarczający. Niełatwa, mądrzejsza od poprzedniczki, ale dająca też więcej frajdy. Duma i chwała rodzimego hip-hopu.3. Trzeci Wymiar - Inni Niż WszyscyJeśli chcecie rozpatrywać rap w kategorii suchej oceny skillsów, tutaj bankowo znajdziecie ich najwięcej. Nie znaczy to wcale, że to rap o niczym (patrz: "Czarne Chmury Nad Miastem"). Brudne bity z kategorii tych przy których opanowanie karku jest praktycznie niemożliwe, najrówniejsze trio w polskim rapie i setki doskonałych wersów wyplutych zdolnośląskim stylem. Wciąż zbyt pomijana, a wciąż świeża i fascynująca produkcja. Nic się nie zestarzała.2. O.S.T.R. - TabaskoMłodego, złośliwego i błyskotliwego Ostrego zawsze będzie mi brakować. Potrafił wtedy zrobić numer w każdym stylu i w każdym "wcieleniu" przekonywał nas do siebie i zjednywał sympatię. Z takimi bitami każda płyta byłaby sukcesem, on ubarwił ją wersami, które rozpoznaje się jak przysłowia, a dziesiątki numerów w których je cutowano wciąż czerpały z nich energię. Wielki album.1. Łona - Nic DziwnegoDlaczego? Dlatego, że Webber jest mistrzem świata i basta. Dlatego, że Łona to najsympatyczniejszy facet jaki w Polsce stanął za mikrofonem jako raper. Dlatego, że to jedyny przykład muzycznych dowcipów, które opowiadane nawet setki razy wciąż są zabawne. Dlatego wreszcie, że lubią to wszyscy myślący ludzie jakim to puszczałem, a puszczam bez przerwy, bo to najlepsza reklama dla polskiego rapu jako całości. Jeżeli ktoś powie, że to zbyt niepoważne, to znaczy, że nie potrafi myśleć logicznie. Czekamy na kolejne albumy panowie!

Dziesięć lat w muzyce to bardzo wiele. Jak byśmy nie narzekali na polski hip-hop, to przez ostatnią dekadę dostaliśmy co najmniej kilkadziesiąt albumów, które kradły czas, olśniewały, napawały dumą... Wydawałoby się, że praca dziennikarza przy podsumowaniu dekady to czysta przyjemność - piszesz o najlepszych albumach, masz okazję podyskutować o nich, wrócić, porównać... Nic bardziej mylnego. Praca nad takim zestawieniem to straszny ból.

Z wypisaniem 20 tytułów albumów było zdecydowanie lżej niż z ich hierarchizacją. Pierwsza dziesiątka okazała się za mała, a wyróżnienia dla bezsprzecznych klasyków, to zdecydowanie za mało. Z drugiej strony... Może to świadczyć o tym, że polski hip-hop w ostatnich dziesięciu latach serwował nam rzeczy ważne... W tym wypadku hierarchia to wynik walki z samym sobą. Wyniki tej walki dla każdego z nas byłyby inne - ważniejsze jest to czy pozwolicie tym albumom (WSZYSTKIM!) wrócić do swoich głośników. Kolejność jest tu mniej ważna niż sama obecność.

2Cztery7 - Spaleni Innym Słońcem -> Wydawało się, że g-funk w Polsce to rzecz nie do zrobienia. Okazało się, że rzecz nie tylko jest wykonalna, ale potrafi bujać nie gorzej niż kalifornijski pierwowzór. Oprócz fantastycznej warstwy muzycznej i kilku murowanych hitów na melanż, album przepełniony jest wyrazistymi przemyśleniami, poglądami i historiami, które bez problemu zjednały mu sympatyków w zalewie poprawnej politycznie bylejakości.

Afront - Coraz Gorzej -> Jeden z najlepszych duetów raperskich na naszej scenie trafił na życiową formę Metro, który wysmażył idealne tło dla ich ciętego, błyskotliwego i niezwykle charakterystycznego stylu. Takie numery jak "Cztery Żywioły" czy "Pół" to rzecz, którą powinien znać każdy fan polskiego hip-hopu w klasycznym wydaniu. Czekamy na "ADHD".

GrubSon - O.R.S. -> Potężne wejście z buta z innymi gatunkami muzycznymi pod rękę. Jego wokalizy na początku dziwiły, z czasem zaczęły fascynować. Jako producent pokazał się świetnie, ma ciekawy pomysł na siebie, który zafascynował pół Polski (koncerty 3ody to pewna marka), ma wreszcie bardzo dobre intencje, które formułuje po swojemu, ale szczerze i z wyjątkową gracją. Jego debiutancki album w MaxFlo, który pokrył się złotem, to rzecz, którą znać trzeba.

WhiteHouse (Magiera & L.A.) - Kodex -> Kto nie zna "Na Raz" Ostrego, "Oczu Otwartych" Pezeta, Mesa i Blefa albo "Piękny Dzień By Zadzwonić" Łony? Dolnośląski duet producencki to jeden z najważniejszych rozdziałów polskiego hip-hopu ostatniej dekady. Swojej klasy nie muszą udowadniać nikomu, bo każdy ją zna, ale jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak rewelacyjnie brzmiało to już na samym początku... "Kodex" wyjaśni wam to od pierwszego przesłuchania.
 
Ortega Cartel - Lavorama -> Rzutem na taśmę za zupełnie nietypową jak na Polski rynek fonograficzny muzykę Ortega Cartel. "Lavorama" nie stała na najwyższym poziomie składania rymów u gospodarzy, a mimo to znaleźli się na niej O.S.T.R., Tede, Spinache, Proceente, Reno czy Finker. Dlaczego? Tego nie da się wyjaśnić, można tylko poczuć, a to z kolei musi wiązać się ze słuchaniem. Za ten (i nietylko) album Patr00 i Piter Pits dla mnie są szefami.

Pono - Tak To Widzę -> Pewnie wielu z was wolałoby widzieć na tym miejscu "Hołd", który zresztą również jest kozakiem, ale moim zdaniem to drugi album S.A.P. jest tym najlepszym. Rewelacyjna forma Waco i Freda na bitach i uliczny styl lepienia wyrazów Poniedziałka... Jak dla mnie trudno o coś lepszego. "Instynkt", "Policyjne Miasto" czy nawet "Pierdolę To" to mistrzowskie numery. W ulicznej kategorii w Polsce niewielu potrafiło pisać takie rzeczy. Klasyk.

Smarki Smark/Kixnare/DJ Pysk - Najebawszy EP -> symboliczne miejsce, bo zamieszanie wokół Smarka wywołało morze epigonów, którzy zdołali mnie zniechęcić do tego stylu rapowania. Mimo to trzeba pamiętać, że ten album obronił się sam, a fakt, że w Polsce wciąż jako ucieleśnienie "bycia undergroundowym" jest znaczący. Świeże wejście Kixnare'a, zajebiste cuty Pyska, ten materiał musiał się tu znaleźć, nie tylko z wagi na jakość, ale również na znaczenie. Choć i tej pierwszej niewiele można zarzucić.

Sobota - Sobotaż -> Debiut po blisko dekadzie po SNUZ? Jak z takim bagażem doświadczenia zachować tak wybuchową świeżość? Nie mam zielonego pojęcia, ale "Sobotaż" to rzecz niezwykle istotna dla polskiego hip-hopu. Brawurowy klip, który zapewnił albumowi większą rozpoznawalność, kozacka robota Matheo za deckami, brudny, szczeciński klimat wyrażony zupełnie inny sposób niż dotąd... Jak dla mnie kocur.


Zeus - Co Nie Ma Sobie Równych -> Jeden z najmocniejszych debiutów ostatnich lat. Pierwsza płyta Zeusa to dzieło prawie idealne - wyprodukowane z wielką zajawą i energią, a zarazem utrzymane w staroszkolnym szlifie (tak, da się). Zarapowane mądrze z pomysłem i sprawnie za mikrofonem... Moc przebicia, celne obserwacje, umiejętności... Nie mogło tego zabraknąć w tego typu podsumowaniu.

10. (ex aequo) Eldo - Eternia
Niezwykle ważny, dojrzały, a zarazem fantastyczny brzmieniowo album. Eldo pokazał, że i bez Noona da się robić muzykę grającą na wszystkich rejestrach duszy. "Eternia" to jeden z tych albumów, które po włączeniu w głośnikach zaczynają żyć własnym życiem. Płyta-przyjaciel dla tysięcy osób w tym kraju.


10. (ex aequo) WWO - We Własnej Osobie
Co tu dużo gadać? Musiałeś to słyszeć, musiało to na tobie zrobić wrażenie, mogłeś wypierać się, kiedy na anteny weszło "Uderz W Puchara" i Monopol, ale "We Własnej Osobie" to rzecz, która w oczywisty sposób wpisała się w historię polskiego rapu. Jeden z najważniejszych rapowych albumów w tym kraju...


10. Eis - Gdzie Jest Eis?
Co można jeszcze napisać o tej płycie czego nie napisano już wcześniej? Ile razy dyskutowano nad tym jak to się stało, że Eis zniknął, przestał rapować i nie kontynuował masakrycznego wejścią w biznes jakim było "Gdzie Jest Eis?". Można zrzucać to na karb biznesu, charakteru autora, a można po prostu włączyć ten album i poczuć tę cwaniacką manierę w głosie, wyluzowane flow, rzucane jak od niechcenia złośliwości i obserwacje... Przecenione w swojej niedocenioności, obgadane sześć miliardów razy, ale wciąż rewelacyjne czy wam się to podoba czy nie.

9. Ten Typ Mes - Alkopoligamia: Zapiski Typa
"To trzecia płyta, ale ma siłę debiutu". Mes to Mes, można mówić o nim wiele, ale nie można zarzucić braku umiejętności. Na swoim debiucie swoje raperskie skille ukazał najlepiej jak się dało. "Cygara I Pety", "Zdrada", "Widzę Szaleństwo", "Sam Siedzę Tu", "Witaj Śmierci" i jeszcze dziesięć innych numerów, które będą kradły wam czas... Ot tak.

8. HST - Masy Ludu: Na Językach
Nie mogło tego tutaj zabraknąć. Jedna z najcenniejszych choć czasem niedocenianych pereł jaką w ostatniej dekadzie wypuścił na światło dzienne Śląsk. Kapitalny materiał, wielka forma Jajonasza i IGS'a na bitach i on... Kozacki głos, śląska gadka, odważna treść i flow, które do dziś jest inspirujące. Fantastyczny, szczery i stricte śląski materiał "na najlepszych polskich bitach".

7. Kasta - Kastatomy: Splot Tom I
"Kastaniety" to rzecz historyczna, ale dla mnie właśnie Kastatomy to jedna z najlepszych płyt polskiego rapu. Kapitalne, dudniące, boom-bapowe bity na najlepszym poziomie (Kut-O, Larwa, a przede wszystkim WhiteHouse zrobili tutaj rzeźnię) i Wall-E z Guralem jako jeden z najmocniejszych duetów na scenie ever. Tego można było (i można nadal) słuchać w kółko.

6. Fenomen - Efekt
To zastanawiające jak wiele młodych artystów dziś wspomina "Efekt" jako jeden z pierwszych kontaktów z polskim rapem. Yelonkowski kwartet miał w sobie nie tylko sporo rozsądku, ale i chęci podzielenia się czymś ważnym - właśnie tak to działa. Znakomite bity, masa zajawki i prostych zasad za których wpojenie wielu słuchaczy jest im wdzięcznymi do dziś. Klasyczny debiut z wielką mocą.

5. Peja/Slums Attack - Na Legalu
Kolejny przykład albumu, który broni się własnymi słuchaczami... "Głuchą Noc" zna każdy, z twoją babcią włącznie, a ten materiał to kopalnia tego co w rapie Peji zawsze było najlepsze - szczerość, bystry opis otoczenia, emocje, charyzma... Przesłuchajcie uważnie zanim zaczniecie pisać o tym chłopaku z poznańskich Jeżyc.

4. Pezet/Noon - Muzyka Poważna
Ta płyta jest bardziej jak film. Włączasz i nie ma możliwości, żebyś nie dosłuchał do końca. Rewelacyjne brzmienie Noona i Pezet w najwyższej życiowej formie. To muzyka, która się nie starzeje, a to świadczy o jej klasie w sposób wystarczający. Niełatwa, mądrzejsza od poprzedniczki, ale dająca też więcej frajdy. Duma i chwała rodzimego hip-hopu.


3. Trzeci Wymiar - Inni Niż Wszyscy
Jeśli chcecie rozpatrywać rap w kategorii suchej oceny skillsów, tutaj bankowo znajdziecie ich najwięcej. Nie znaczy to wcale, że to rap o niczym (patrz: "Czarne Chmury Nad Miastem"). Brudne bity z kategorii tych przy których opanowanie karku jest praktycznie niemożliwe, najrówniejsze trio w polskim rapie i setki doskonałych wersów wyplutych zdolnośląskim stylem. Wciąż zbyt pomijana, a wciąż świeża i fascynująca produkcja. Nic się nie zestarzała.

2. O.S.T.R. - Tabasko
Młodego, złośliwego i błyskotliwego Ostrego zawsze będzie mi brakować. Potrafił wtedy zrobić numer w każdym stylu i w każdym "wcieleniu" przekonywał nas do siebie i zjednywał sympatię. Z takimi bitami każda płyta byłaby sukcesem, on ubarwił ją wersami, które rozpoznaje się jak przysłowia, a dziesiątki numerów w których je cutowano wciąż czerpały z nich energię. Wielki album.

1. Łona - Nic Dziwnego
Dlaczego? Dlatego, że Webber jest mistrzem świata i basta. Dlatego, że Łona to najsympatyczniejszy facet jaki w Polsce stanął za mikrofonem jako raper. Dlatego, że to jedyny przykład muzycznych dowcipów, które opowiadane nawet setki razy wciąż są zabawne. Dlatego wreszcie, że lubią to wszyscy myślący ludzie jakim to puszczałem, a puszczam bez przerwy, bo to najlepsza reklama dla polskiego rapu jako całości. Jeżeli ktoś powie, że to zbyt niepoważne, to znaczy, że nie potrafi myśleć logicznie. Czekamy na kolejne albumy panowie!

]]>