Czasami zdarza się, że pozornie zrobiono coś co już było, co się wcale wybitnie nie wyróżnia, prezentuje podobny poziom jak reszta albumów wokół, ale nagle zaczyna fascynować wiele osób. Grono krytyków mówi, że to jest niesamowicie świeże, że muzyka jakiegośtam typu przeżywa drugą młodość, a artysta swoją prawdziwością silnie się do tego przyczynia. Są dwa przypadki takich sytuacji.
Pierwszą jest, kiedy zrobi się klasyka. Ujmie się szczerością, włoży 200% siebie i spojrzy świeżo na muzykę, która wydawała się wyeksploatowana. Drugą sytuację często określa się jako "overhype". Granica między nimi jest bardzo cienka.
Moim zdaniem "Nineteen Ninety Now" jest przykładem tego drugiego zjawiska. Nasłuchałem się tyle o klasyczności i wyjątkowości tego albumu, że podchodziłem do pierwszego przesłuchania z wielkimi nadziejami. Co dostałem? Przede wszystkim pakę nieprawdopodobnych bitów Buckwilda, wygrzebanych gdzieś spod ton kurzu, a reprezentujących poziom, do którego nie sięga krytyka. Muzyczna strona tego albumu to wizytówka najlepszego okresu nowojorskiego rapu. Cieszę się, że odzyskaliśmy taki skarb, który mógłby nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Najchętniej chciałbym dostać ten album w wersji instrumentalnej. Dlaczego?
Bo Celph Titled pomimo swoich bezustannych zapewnień o zamiłowaniu do lat 90. nie pasuje do tych bitów ani trochę. Dysonans poziomu muzycznego i poziomu raperskiego jest tak duży, że podświadomie jestem zły na tego białasa. Czemu na te wszystkie bity nie mógł trafić O.C., A.G. czy F.T., którzy na albumie pojawiają się gościnnie? Czemu Buck nie zrobił płyty producenckiej, bo przecież nie przez to, że miałby problemy z zebraniem na takich bitach dobrej ekipy zdolnych raperów? Celph bywa błyskotliwy, na pewno odsłuchał oldschoolowe klasyki wystarczającą ilość razy, wierzę w dorobek, to, że zaczynał wcześnie, mogę nawet w to, że jest wielkim reprezentantem uczuć polskiej młodzieży gimnazjalnej... Tylko co z tego? Dla mnie on absolutnie nie brzmi na tych bitach.
Byłbym nieuczciwy twierdząc, że Celphowi nie wyszło tutaj nic. Wierzę, że na innych bitach jeszcze bym go pochwalił, ale nie tu... Dla mnie to jest profanacja. Problem polega na tym, że album z Buckwildem brzmi jak gra na dwa niezestrojone ze sobą instrumenty. "Nineteen Ninety Now" traktuję jak zmarnowane, przepiękne bity producenta z D.I.T.C., które same w sobie zasługują na szóstkę. Jeśli jesteś MC, który marnuje takie bity, na więcej niż dwa nie zasługujesz. Średnio wychodzi cztery, ale mówiąc, że to dobra płyta skłamałbym. Mnie się tego nie słucha dobrze, bo wiem co z tymi bitami zrobiliby klasowi raperzy.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze