Jedni pierwszym polskim raperem nazywali Liroya, inni Kazika. Media przebąkiwały też wówczas o konflikcie obu artystów - jak się okazuje nic takiego nie miało miejsca.
Liroy został zapytany o ten temat w rozmowie z newonce.net i odparł: "Słuchajcie, Kazik nigdy mnie nie wk**wił. Zawsze było miło, kiedy spotykaliśmy się po 1995. Dopiero dziesięć lat temu przeczytałem jego książkę z tamtego okresu, gdzie pisał niestworzone rzeczy i to mnie poraziło. Wiem, że zasapał się za tekst Mam dwadzieścia parę lat, nie słucham Kazika, nie stosuję prezerwatyw i nie grywam w remika, ale to nie był diss na niego. Byłem młody i sfrustrowany tym, że zanosiłem gdzieś demówki i słyszałem, że coś takiego robi już Kazik. Nie rozumiano, że tworzymy całe środowisko i to zupełnie inny klimat.
Później oświeciło mnie, że w naszym domniemanym beefie dużą rolę odegrali dziennikarze. Tak naprawdę nigdy nie miałem do Kazika żalu i nie było w tym nic osobistego. Zwłaszcza, że sam słuchałem Kultu w latach osiemdziesiątych, więc od dzieciaka ceniłem tę muzykę. To jeden z najważniejszych bandów w historii. Zajebiście cieszyłem się też, kiedy Wzgórze trafiło do S.P. Records.
Lata dziewięćdziesiąte były szalonym okresem. Dziennikarstwo też się zmieniło, chciało być wolne, ale nie znało granic. Z drugiej strony – wszyscy na dobrą sprawę nie wiedzieliśmy, co robimy. Byliśmy dziećmi komuny, które wchodziły w dorosłość i popełniały błędy."
Komentarze