Bohaterem dzisiejszego wywiadu jest guru/technoszaman alternatywnego hip-hopu. Artysta przez duże A, bez ustanku rozwijający swoją kreatywność w różnych dziedzinach. Aktor, weteran slamów poetyckich, autor kilku zbiorów wierszy, scenarzysta, reżyser... Wreszcie muzyk nie uznający barier gatunkowych, swobodnie mieszający rap z elektroniką, industrialem, punkiem czy też funkiem. Przed Wami - Saul Williams.
Po jego miażdżącym koncercie w Lublinie przeprowadziłem z Saulem krótką, acz niebywale interesującą pogawędkę. Porozmawialiśmy m.in. o ostatnim albumie "MartyrLoserKing" i jego historii, o intrygującym projekcie "Neptune Frost", o artystycznym wyrażaniu siebie... I nie tylko. Zapraszam do lektury, i do sprawdzania nowości od Saula!
Angielską wersję wywiadu znajdziecie TUTAJ.
MW: Witamy w Polsce! Dzięki jeszcze raz za niesamowite show... Jak się czujesz po swoim pierwszym koncercie w Polsce?
SW: Bardzo dobrze. Podczas koncertu skupiam się na brzmieniu i na WiFi - połączenie jest mi potrzebne, bo mam program, który odtwarza obrazy - no i chcę brzmieć jak najlepiej. Było fajnie, widziałem, że fani byli zasłuchani.
MW: Niesamowicie dużo podróżujesz. Twój ostatni album, "MartyrLoserKing", powstawał m.in. na Haiti, w Senegalu, Paryżu, Nowym Orleanie... W jaki sposób podróże, spotkania z innymi kulturami, wpływają na Ciebie jako artystę, na Twoją muzykę?
SW: Mają bardzo duży wpływ. Sam festiwal, na którym się znajdujemy, nosi tytuł Inne Brzmienia. Wszystkie te kultury mają różne brzmienia, przykładają różną wagę do melodii i rytmu. Sporo się nauczyłem, poznając odmienne sposoby słuchania muzyki. Oczywiście, to nie wszystko, co czerpię z takich spotkań - to także spojrzenie i kontemplowanie wszystkiego pomiędzy - życia, muzyki, sztuki, ludzi, form rządów. Wszystko to pomaga mi zrozumieć moje miejsce na świecie - ale także sam świat. Pozwala mi to zachować perspektywę - między tym co dzieje się w Ameryce, a tym, co dzieje się w Europie, Afryce, na Karaibach itd. To daje mi do myślenia. Zyskuję przez to także wgląd w "algorytm zachowania" ludzkości...
MW: Czy ten algorytm, o którym mówisz, to coś, co próbujesz odkryć i zaprezentować w swojej muzyce?
SW: W pewnym sensie. Interesuje mnie rytm. Algorytm, polirytmia... Wszystko to jest dla mnie intrygujące. Interesuję się współczesną polityką, muzyką, oraz odzwierciedleniem nas samych w kulturze i wnikliwym śledzeniem i pojmowaniem, co wokół nas się dzieje. Przetwarzam to wszystko i zamieniam to w historie i dźwięki.
MW: Używając do tego poezji...
SW: Tak, w najszerszym tego słowa znaczeniu.
MW: W czym tkwi według Ciebie siła poezji?
SW: Potęga poezji leży w usprawnianiu kodu, rozszyfrowaniu naszych zwyczajów, wyborów i idei. Daje ona wgląd w umysł jednostki. Przez tę jednostkę widzimy świat - nasz, bądź jego odbicie. Poezja rzuca światło - a światło to coś, od czego pochodzi cały nasz świat, jest niczym eksplozja. Tak wiele rzeczy pochodzi ze spektrum świetlnego. Wszystko jest gradacją palety światła. Daje mi to do myślenia, pozwala mi coś wyrazić. Widzę, jak wiele złych rzeczy się teraz dzieje - ale zauważam także ogrom piękna. Myślę, że wpływ ludzkości jest świadomy i realny, jednak istnieją jednostki - ludzie u władzy, "strażnicy bram" - którzy dla własnego zysku hamują nasz rozwój. Tłamszą go poprzez wojny, kodeksy karne, niesprawiedliwość, granice, ubóstwo... To wszystko wielki konstrukt.
MW: Czy więc potrzebujemy kogoś takiego jak MartyrLoserKing, by nas obronił?
SW: Nie - nie mogę powiedzieć, że znalazłem rozwiązanie problemu. Widzę męczenników - to ci, którzy oddali życie za jakąś sprawę. Ci męczennicy to informatorzy, kobiety, rewolucjoniści. Po drugiej stronie barykady są ludzie walczący za niekoniecznie swoją sprawę, lecz za taką, do której przekonała ich jakaś zewnętrzna struktura. Wiele z tych wyborów jest błędnych. Wiele z nich jest nieszczerych i opartych na chęci zysku z wojny i jej skutków. Sztuka i kreatywność są dla mnie sposobem komunikacji, łączenia się. Sztuka łączyła ludzi wiele wieków przed wynalezieniem WiFi. To widać - w różnych częściach świata ludzie słuchają Boba Marleya i rozumieją go. Jego muzyka przemawia do nich, oni ją czują. Sztuka ma moc. Być może sztuka jest alternatywną energią, którą można walczyć ze opresyjnymi superstrukturami.
MW: Powróćmy do przeszłości - jak wspominasz swe pierwsze kroki w aktorstwie?
SW: Swoją przygodę z aktorstwem rozpocząłem od teatru. Zacząłem grać w wieku 8 lat, w szkole. Grałem Marka Antoniusza w "Juliuszu Cezarze" Szekspira. W tej sztuce możesz znaleźć pytania, które wplatam w swoją twórczość nawet dzisiaj. Ta sztuka bardzo na mnie wpłynęła, ta sytuacja, w której był Marek Antoniusz, zdrada przyjaciela, zabójstwo przywódcy itd. - wszystko to, kwestia władzy i honoru... W wieku 8 lat dzięki tej sztuce otrzymałem szansę na niezwykłą podróż. Mieszkałem w małym mieście na obrzeżach Nowego Jorku - ale na scenie nagle stawałem się Rzymianinem! Musiałem wyobrazić sobie Rzym, którego nigdy nie widziałem. To zmusiło mnie do wyrobienia swego rodzaju empatii - musiałem przestudiować postać, myśleć, co ona zrobiłaby w danej sytuacji, jakiego wyboru by dokonała. Wiele się nauczyłem dzięki aktorstwu, ta wiedza pomaga mi okreslić swój światopogląd, moją pozycję w świecie.
MW: Obok muzyki, poezji i aktorstwa zajmujesz się także tworzeniem powieści graficznej opartej na opowieści o MartyrLoserKingu - wygląda na to, że Twoja kreatywność nie zna granic...
SW: Jestem pewien, że są jakieś ograniczenia. Są rzeczy, których nie potrafię zrobić. Pracuję przy powieści graficznej, ale nie rysuję jej! Wszystkie te czynności, które wymieniłeś, popadają pod wspólny temat "artystycznej ekspresji". Głównie wyrażam siebie przez pisanie i występy - dla mnie pisanie jest nawet swego rodzaju performance'em. Patrzę na kartkę jak na scenę. Zapisane na kartce słowa - to w pewien sposób oświetlenie sceny bądź didaskalia. Wszystko jest związane z procesem pisania i performance'u. Pisanie powieści graficznej jest w gruncie rzeczy jak pisanie scenariusza bądź scenopisu, gdzie pracuję z wyśmienitymi rysownikami, którzy pomagają mi zwizualizować moje pomysły. Wznoszę tym samym moje talenty do tworzenia opowieści i postaci na inny poziom. Napisałem kilka zbiorów poetyckich, nie jestem jednak zwolennikiem idei postaci - choć często eksploruję ten temat w swoich książkach. Duży wpływ mieli na mnie poeci tacy jak Fernando Pessoa, który uosabiał wiele postaci. Wszystko to wiąże się z moją miłością do teatru, ale jest w tym coś też mojego.
MW: Jestem ciekaw - jak poznałeś Trenta Reznora?
SW: Zaprosił mnie on na swoją trasę koncertową. Trent lata temu kontaktował się z moimi ludźmi, pytając, czy byłbym zainteresowany wspólną trasą. Poznałem go osobiście pierwszej nocy europejskiej trasy, na którą mnie zaprosił. Zobaczyłem wtedy, że oglądał mój koncert z boku sceny. Ja również obejrzałem jego show, potem Trent wpadł do naszej szatni i spytał, czy nie byłbym zainteresowany nagraniem z nim czegokolwiek. Puściłem mu parę wersji demo tego, nad czym pracowałem - z tego powstał później "NiggyTardust".
MW: To niesamowite, że współpracujesz z artystami z tak wielu różnych muzycznych światów - by wymienić tu tylko Trenta Reznora, Serja Tankiana, zespół The Mars Volta... A zaraz potem wracasz do korzennego hip-hopu, jak na ostatnim albumie Torae'a.
SW: "Wywodzę" się z hip-hopu. Hip-hop pozwolił mi zrozumieć wartość muzyki. W mojej muzyce silny jest beat. Był taki moment, kiedy zmęczyłem się już tymi wszystkimi podkładami, które słyszałem zewsząd, i zacząłem tworzyć własną muzykę, by trochę z nimi pokombinować. Głównie dlatego, że słuchałem różnych brzmień z przeróżnych zakątków świata i zainteresowałem się różnymi pomysłami na rytm - za młodu uczyłem się w Brazylii, a tam rytmy są całkowicie inne. Dorastałem też w Nowym Jorku, w początkach hip-hopu - to było niesamowite. Cudowne było poznawać nowe światy, nowe dźwięki.
MW: Czy możesz opowiedzieć nieco o swym najnowszym projekcie, "Neptune Frost"?
SW: "Neptune Frost" to filmowa część trylogii "MartyrLoserKing". Neptune Frost to imię "meta-protagonistki" opowieści. Powieść graficzna opowiada o górniku koltanu, który staje się cześcią hakerskiego kolektywu. Ale jedynym hakerem tej grupy jest Neptune Frost. Jest ona interseksualna (identyfikuje się jako kobieta), uciekła z Ugandy. gdzie bała się być sobą. Przekroczywszy pewną granicę, w końcu odnajduje samą siebie. Wtedy ona i górnik - MartyrLoserKing - mają niespodziewaną wizytę w swych snach. W nich avatar, używając gwiazd, tłumaczy im, czym jest kod binarny...
Zawsze wyobrażałem sobie powieści graficzne jako musicale. Nigdy nie patrzyłem na nie jako na "książkę towarzyszącą albumowi". Wiedziałem, że powstanie z tego trylogia. To tak naprawdę odzwierciedlenie mojego procesu twórczego - nie piszę, nie nagrywając równocześnie. Czasem wymyślę słowa, a czasem muzykę. Jeśli poświęcę chwilę na dźwięki, w końcu wrócę do słów, i odwrotnie. Na początku chciałem stworzyć musical teatralny, i samemu w nim wystąpić. Jednak im bardziej zagłębiałem się w historię, tym bardziej pokochałem wszystkie aspekty tworzenia muzyki, historii, postaci, świata... W pewnym momencie chciałem już tylko wyreżyserować spektakl. Pewni producenci zachęcili mnie, żebym zamiast sztuki teatralnej stworzył film - i wtedy zrozumiałem, że to jest to. Moje korzenie tkwią w tearze muzycznym, dorastając, kochałem takie przedstawienia zarówno na scenie jak i w filmie. Bardzo blisko obcowałem z teatrem na Broadwayu. Raz obejrzałem sztukę pod tytułem "Sarafina!", o wypędzonych Południowoafrykańczykach. Rzecz niebywale upolityczniona, muzyczna - i niesamowita. Gdy zobaczyłem tę sztukę gdzieś w wieku 13 lat, zmieniła ona moje życie. Chciałem stworzyć coś podobnego. Wszystkie przedstawienia, jakie widziałem, sprawiły, że chciałem wkroczyć w ten świat. To było wręcz nieuniknione.
MW: Czy są jakieś inne projekty oprócz "Neptune Frost", nad którymi pracujesz?
SW: Powieść graficzna trafi na półki w 2019 roku, we wrześniu oddaję ostateczną wersję. Teraz zajmuję się miksem drugiego albumu z trylogii. Ale mam też kilka innych projektów na boku - skończyłem libretto opery o gentryfikacji. Wystawiona będzie w Barbicon Theatre w Londynie, a produkuje ją L.A. Philharmonic wraz z Brooklyn Academy of Music. Pracowałem przy tym z reżyserką Patricią McGregor i kompozytorem Tedem Hearne'em. Oprócz tego, cały czas nagrywam różne muzyczne kooperacje.
MW: Czy masz jakąś wiadomość dla swoich fanów w Polsce i w Europie wschodniej?
SW: Zaproście mnie jeszcze raz! Dobrze jest tu być. Zainteresowałem się tym, co dzieje się w tej części Europy, co działo się tutaj podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Odkrywanie miejsc takich jak Polska jest zawsze fascynujące. Muszę tu wrócić, bo teraz jestem tu tylko na jeden dzień.
MW: Dzięki wielkie!
Komentarze