Jak zapewne wiecie, tegoroczna, piętnasta edycja WBW startuje już lada moment, a ja w oczekiwaniu na jej rozpoczęcie z wielką przyjemnością podzielę się z Wami pewnym klasykiem. Tak, klasykiem. I nie chodzi mi tu wcale o rekordowe milion wyświetleń na YouTube, a bardziej o fakt, iż półfinał WBW 2014 z udziałem Filipka i Edzia to walka, która bez wątpienia urosła już do miana legendy i wydaje mi się, iż stanowi możliwie najokazalszy debiut reprezentantów młodego pokolenia sceny bitewnej w cyklu Freestyle Classics.
Wolnostylowe "El Classico" – kiedyś tym terminem określibyśmy starcie Teta z Dużym Pe, późniejszymi czasy Muflona i Esko, a dziś bez cienia wątpliwości możemy nadać taką etykietę minionym pojedynkom Edzia oraz Filipka. Panowie stawali w szranki na scenie bitewnej czterokrotnie (wyłączając rywalizacje showcase'owe) – na Bitwie o Pitos oraz WBS-ie górą był zawodnik z Milicza, a dwukrotnie podczas finałów WBW (2014, 2015) triumfował Gdańszczanin.
Poniższy klasyk to premierowa potyczka obu zawodników, która to – nie oszukujmy się – niemal w 100% zaważyła o tym, kto sięgnął przed trzema laty po pas mistrzowski Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Wówczas przed finałem w Proximie wielkim faworytem do triumfu zdawał się być Filipek. Raper z Milicza znajdował się wtedy w niesamowitym gazie bitewnym – w świetnym stylu triumfował na pierwszych elimkach WBW 2014 w Warszawie, a przed startem największej bitwy w kraju nie miał sobie równych na szeregu mniejszych imprez w całej Polsce. Jednak już w przeddzień finału doszły do nas niepokojące wieści z Krakowa, gdzie Filipek w pojedynku o triumf na legendarnej Wojnie o Wawel uległ po dogrywce Szydercy. Zawodnik z Milicza zamierzał zgarnąć w jeden weekend możliwie najokazalszy freestyle'owy dublet, a nie dość, że nie sprostał wyzwaniu na południu Polski, to już następnego dnia słynną "maturą z fizyki" doszczętnie dobił go Edzio.
Do dziś niektórzy debatują nad tym, czy wspomniane wersy zostały przez Gdańszczanina wymyślone przed bitwą, w jej trakcie, czy też może padły już wcześniej z ust kogoś zupełnie innego. Dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia. Całe poniższe starcie – zresztą dokładnie tak samo jak spora część ogółu freestyle'owych wejść obu panów – jest naszpikowane "pre-made'ami", bądź też wersami, które kiedyś zdarzyło nam się już usłyszeć na bitwach. I trudno, takie już uroki ówczesnych pojedynków na szczycie bitewnych zmagań.
Nie zmienia to jednak faktu, iż Filipek i Edzio od zawsze odnajdywali się w konwencji łączenia spontanicznych linijek z "przygotowanymi" punchline'ami niemal perfekcyjnie. Ta walka jest tego możliwie najdobitniejszym przykładem, a w połączeniu z całą jej niesamowitą otoczką, energią panującą wówczas w Proximie, a także popularnością, jaką zyskało to starcie w internecie, musimy otwarcie przyznać, iż jest to klasyk przez naprawdę duże "K".
A Wy co sądzicie o tej – bądź co bądź – legendarnej bitwie? Zasługuje ona na miejsce w cyklu Freestyle Classics?
Komentarze