W ramach naszego tygodnia z Bleizem nie mogło zabraknąć tekstu o krążku, od którego cała marka "Grill-Funk" zaczęła swój byt. Cofjnijmy się więc na krótki czas do 2008 roku. To wtedy PIH wydał swój najlepszy krążek w karierze, świetny album dało warszawskie 2cztery7, a też Zeus wszedł mocno na scenę płytą "Co Nie Ma Sobie Równych". Wtedy też z wrocławskiej flanki rapu wyszedł Bleiz, wspierany przez czującego dźwięki Kaliforni Etena, serwując słuchaczom, a przynajmniej dla mnie, klasyczną pozycję z gatunku mających w sobie naturalny luz i chillout. "Grill-Funk" towarzyszył mi w ówczesnych wojażach i kilku późniejszych latach, by w 2016 roku nie znudzić się ani przez sekundę. Mimo że nie znałem Bleiza, to i tak czekałem na ten album. Chłop był jasnowidzem.
Materiału składającego się z dziesięciu numerów słucha się z niesamowitą przyjemnością. W sumie, sam gospodarz zaczyna album słowami - "ta płyta jest dobra po dziesiątym razie", choć prawdziwa definicja muzyki Bleiza pada dalej - "jak słuchasz nas, radzę tylko często, inaczej popadniesz tu w szarą codzienność". Coś jest w tym stwierdzeniu, ponieważ od wjeżdżającego następnie "Nie Dam Ci", aż po kończący materiał "Czas", barwy wylewają się strumieniami z głośników, a bujanie głową przyprawia o przyjemny ból karku, który można z łatwością uśmierzyć kilkoma innymi, bardziej spokojnymi pozycjami z "Grill-Funku". A jest ich konkretna ilość, stanowiąca jednocześnie o sile krążka. Za każdym razem pełny odsłuch tej płyty rozpoczynam od mistrzowskiego kawałka "To Był Czas". Mogę go słuchać godzinami i nigdy mi się nie znudzi. Mamy tu wszystko, co powinien mieć track doskonały - wspominkowy tekst, świetną muzykę Etena i piękny śpiew Jazzy w refrenie. Podobnie rzecz ma się z "Nie Wymawiam Na Głos" z Mesem w refrenie i gościnną zwrotką z czasów, wspomnianego we wstępie 2cztery7. "Dzień Po" z Emazetem i niezawodną Jazzy to swoisty soundtrack do całodniowej pobudki po melanżu, czy też innej aktywności poprzedniego wieczora i nocy. "Dni Samotności" za to... No właśnie, odsyłam do odsłuchu całości, muzyka zdecydowanie obroni się sama.
W stosunku do autorów muzyki często używamy stwierdzenia: "zrobił bit/podkład". Do Etena nie pasuje określenie "bitmejker". Producent muzyczny? Już lepiej. Jak sam Bleiz rapuje - "mamy dobre bity, ale znikomy sampling". Faktycznie, nie uświadczymy na "Grill-Funku" ani grama sampli, ponieważ sam Antek w jednym z późniejszych numerów stwierdza krótko - "w loopach nie gustowałem, ma być zawsze aranż". Chwala im za takie podejście do rapu. Oni do niego dorośli już w 2008 roku. Produkcje Etena... Brak mi słów, więc posłużę się jednym określeniem - piękno. Aż żal mi wielu artystów, którzy nie zgłosili się do niego po muzykę na przestrzeni lat, poza kilkoma wyjątkami - EMASem i właśnie 2cztery7 z kultowym kawałkiem "Spójrzcie Na Niego". Obaj wrócili w 2016 roku i mam nadzieję, że tym razem Etena będę widział częściej na rozpisce producentów, odpowiedzialnych za warstwę muzyczną płyt rapowych w Polsce.
"Grill-Funku" słucham bardzo często. Lubię tym krążkiem wrócić myślami do starych czasów końcówki liceum i studiów, kiedy z tym i innymi materiałami przemierzałem ełckie i białostockie rewiry nie tylko latem, ale też ocieplany dźwiękami w zatłoczonym autobusie, bądź w okolicach ośnieżonych przystanków. Ale nie tylko - letni działking uprawiany był solidnie z muzyką odpowiednio mocną dawką numerów dwóch dżentelmenów z Wrocławia i Olsztyna. Chemia między nimi jest niesamowita, musicie się o tym przekonać. A więc, do dzieła.
Komentarze