W śnieżną niedzielę dotarła do nas bardzo smutna wiadomość z Radzionkowa - nie żyje Ymcyk, utytułowany freestyle'owiec, mistrz Wojny o Śląsk 2011 czy Bitwy o Kontrakt, 3 zawodnik WBW 2011...
Reprezentant Radzionkowa zawsze emanował pozytywnym nastawieniem, zdrowym sportowym podejściem oraz zajawką. Wiecznie uśmiechnięty, nawet gdy coś na bitwie nie poszło po jego myśli. Nie mamy na razie informacji o powodach śmierci. Poniżej załączamy obszerne wspomnienie Puocia, zamieszczone na profilu FB audycji Rap Sesja:
"Siedzę nad tym postem już dobre kilka minut i naprawdę nie wiem, jak zacząć, co napisać... Będzie patetycznie, bo bardzo go lubiłem. Odszedł Ymcyk. Obaj bardzo się lubiliśmy. Mieliśmy podobne spojrzenie na freestyle, ludzi, nawet dziewczyny w klubie. Zawsze znajdywaliśmy się w tłumie, wymienialiśmy spostrzeżeniami, często staliśmy razem i oglądaliśmy walki, oczywiście na gorąco je komentując.
Ale to nie przez osobistą sympatię wypowiadałem się o nim w samych superlatywach. Po prostu był bardzo stylowym i inteligentnym freestyle'owcem. Nie zanudzał prostymi punchami, nie rzucał oklepanych wersów, nie silił się na pozowanie na kogoś, kim nie jest. Byl naturalny, szczery, cięty i błyskotliwy. Przy czym całkiem potrafił rapować, co jest rzadkością na scenie bitewnej...
Ostatnio dłużej pogadaliśmy chyba na finale WBW - w palarni. Obaj duże szanse dawaliśmy, pamiętam - Pejterowi. On obstawiał chyba finał, ja mówiłem, że może wygrać całość. I Ymcyk miał rację, że Edzio w finale (przewidywał też np. Filipka w finale) będze za mocny dla Pejtera. Ludzie dookoła nas dziwili się tym przewidywaniom: że Pejter?... Ale Ymcyk znał się na freestyle'u jak mało kto, nie trzeba było mu nic tłumaczyć, podprowadzać - wszystko chwytał w mig. Po prostu żył tymi bitwami... Uśmiechnięty gość, otwarty, bez kompleksów.
Wcześniej przestaliśmy razem pół Bitwy o Pitos. Rozmowę zaczęliśmy od tego, że niesprawiedliwie go potraktowano w elimkach: był w nich IMHO najlepszym zawodnikiem, a nie wyszedł... Napisałem zresztą o tym w relacji, jako o jedynej rzeczy, której można by się przyczepić na tej bitwie. Ymcyk był zły; czuł, że był naprawdę dobry, że powinien wyjść z elimek. Ale i tak robił uśmiech do złej gry, nawet przyznał, że Duże Pe zajebistą bitwę ogarnął, i choć tym bardziej mu szkoda, że w niej nie może uczestniczyć, to cieszy się, że może ją obserwować na żywo... Taki był.
Spoko chłopak. Miał serce na dłoni. I zajebiście go lubiłem. Straszne uczucie, pomyśleć sobie, że już nigdy w klubie nie będzie wiatała mnie jego szczerze rozchachana japa i ciekawe obserwacje, jakie od razu zazwyczaj mi rzucał do przemyślenia na wstępie. Już nigdy mu nie powiem, że dla mnie znowu był dużo lepszy od kolejnego gościa, który tylko odgrzewał kotlety, albo że punch, który rzucił, a którego nikt nie skumał - był przekozacki, ale za trudny na bitwę...
Nawet żal mi będzie tego... żalu, jaki czułem, gdy Ymcyk przegrywał bitwy, często przeze mnie. Wiele razy sędziowałem przeciwko niemu. Był gorszy. Ale zawsze czułem żal, że się nie postarał. Wiedziałem, że stać go na więcej. Czasem nawet opierdalałem go na back stage'u, bo po prostu mi zależało. I już nigdy nie będę się tak cieszył z jego zwycięstwa. Bo jeśli moi ludzie wygrywają bitwy - zawsze czuję się po trochu tak, jakbym to ja je wygrał... Ymcyk był po prostu moim człowiekiem.
Dobra morda Ymcyk. Najlepszy freestyle'owiec, obok Flesza, którego naprawdę bardzo będzie mi brakować..."
Swój komentarz zamieścił również Theodor:
"My tu pierdolimy o głupotach a właśnie się dowiedziałem, że nie żyje jedna z najbardziej pozytywnych postaci freestylowego świata. Super zdolny chłopak, przejechałem z nim masę bitew i ustawek i mimo rzadkiego kontaktu, widok mało kogo cieszył mnie na tych imprezach tak bardzo jak jego. Nie znam jeszcze szczegółów ale mocno odczuwam i chciałbym wierzyć w takim momentach że trafiasz Bracie do lepszego miejsca niż my."
Komentarze