Popkiller
2022

GŁOSOWANIE

News Świat

popkiller.kingapp.plDom Kennedy "by Dom Kennedy" - recenzja
Data publikacji 2015-12-04
Paweł Miedzielec
Paweł Miedzielec
Ulica

Ci z was, którzy regularnie śledzą moje wpisy, jaką sympatią darzę twórczość Doma Kennedy'iego. Reprezentant Laimers Park od dobrych paru lat okupuje czołową pozycję w moim prywatnym rankingu najbardziej perspektywicznych mc's z Kalifornii, którym wróżę niemały sukces w hip-hopowej branży. Umotywowany sukcesami Kendricka Lamar'a czy YG, raper konsekwentnie buduje swoją pozycję na zachodnim wybrzeżu kolejnymi projektami, z których najnowszy - zatytułowany zwyczajnie "by Dom Kennedy", otrzymaliśmy na początku czerwca. Czy z takim materiałem można wybrać się na podbój mainstreamu?

Z przykrością stwierdzam, że niestety nie. Trzeci studyjny album frontmana ekipy OPM nie umywa się nawet do wcześniejszych pozycji z jego dyskografii i brzmi jak zbieranina przypadkowych odrzutów, które nie byłyby godne choćby miana fillerów na najlepszych projektach rapera, jak obie części "From Westside With Love". Brakuje tu nie tylko petard pokroju "1997" czy "When I Come Around", ale i kawałków przy których można by na dłużej zawiesić ucho, nie wspominając już o chociaż jednym standout track'u, będącym w stanie pociągnąć promocyjnie całą płytę (nie jest nim nawet aspirujące do tego miana singlowe "2 Bad"). Zamiast tłustego LP wypełnionego po brzegi klimatem słonecznej Kalifornii otrzymujemy tylko kameralny albumik z chudą zawartością w postaci 11 kawałków o łącznej długości zaledwie 36 minut.
Poprzednie krążki rapera prezentowały w większości ciepły, kalifornijski vibe lat 90-tych opakowany w zmodernizowane współczesne brzmienie, czym zyskał sobie rzesze sympatyków na całym świecie - ze mną na czele, jako jednym z głównych piewców jego talentu nad Wisłą. To właśnie produkcje były jedną z najmocniejszych części jego katalogu, zaś sam Dom Kennedy zbierał wielokrotnie liczne pochwały za swój naturalny talent do wyłapywania kozackich dźwięków. Niestety, wyjątkowe ucho do bitów zawiodło go chyba po raz pierwszy przy selekcji instrumentali na ten krążek. Wszystko brzmi bardzo jednostajnie a produkcje mniej znanych twórców jak DJ Dahi czy LBD wręcz amatorsko.
Pod względem treści krążek również nie powala delikatnie mówiąc, chociaż Dom Kennedy nigdy nie plasował się w czołówce lirycznej elity Cali. To nie typ rapera plującego panczami na prawo i lewo, czy posiadającego spektakularny wordplay. W jego tekstach próżno szukać drugiego dna i emocji, ale maniera wypowiadania słów do bitu na "by Dom Kennedy" jest praktycznie nie do zniesienia - uciążliwy momentami sposób rapowania artysty na poprzednich krążkach stał się nie do udźwignięcia, a spokojny spitting z którego słynął nabrał wręcz ślimaczego tempa i przypomina bardziej zapętlone recytowanie wiersza z pamięci. Podobnie jak w warstwie muzycznej, brak tu jakiegokolwiek zróżnicowania - nieważne czy Dom napina lekko muskuły w "My First Reply", wspomina z nostalgią jak to "OPM had his back when he didn't have nobody else" w poważnym "Nobody Else", lub opisuje dobre strony bycia niezależnym ("this could've been distributed by Priority, istead wee keeping all the royalties") w "Daddy": wszystko brzmi na jedno kopyto jak lektor Ivona i naprawdę ciężko się słucha tej bitowo-wokalnej monotonii...

“I may never blew the charts out, girls still rock my t-shirt with they hearts out” - z takim materiałem jak "by Dom Kennedy" rzeczywiście nie ma co liczyć na zawojowanie Billboard'u. Płyta jest nuda do bólu a momentami wieje z niej wręcz depresyjnym klimatem, który sprawił że nie byłem w stanie do niej podejść w momencie czerwcowej premiery i specjalnie odłożyłem sobie recenzję krążka na bardziej odpowiedni do tego miesiąc... O ile melancholijny nastrój "Get Home Safety" dawał radę, to tutaj mamy do czynienia z klapą na całej linii: Mocno przeciętne teksty, kiepskie bity i praktycznie zerowy replay value - tak w skrócie prezentują się moje odczucia względem tego króciutkiego LP. Szkoda, bo Dom Kennedy ma moim zdaniem do zaoferowania dużo więcej, aniżeli to co tu pokazał (a właściwie czego tu nie pokazał) i liczę, że na następnym projekcie zaprezentuje nam pełnie swoich możliwości.

"By Dom Kennedy" to jednak skaza na porządnym CV i - mam nadzieję, jednorazowy wypadek przy pracy, który już się nie powtórzy. Album jest idealnym przykładem, że czasem lepiej trzymać się obranego wcześniej kursu, bo eksperymenty takie jak ten mogą zakończyć się katastrofą. Lojalny fanbase wybacza wszystko, ale dla mnie to jednak spory zawód i zdecydowany krok w tył lidera OPM, który z potrafiącego dostarczać na zawołanie tętniące życiem letniaki, zmienił się tutaj w ponurego burka z przygnębiającą miną i wypisaną na ustach chandrą. Trója.

Może Cię zainteresować

Paluch robi koszulki z pomyłką językową Pei
Data publikacji 2023-06-21

Paluch robi koszulki z pomyłką językową Pei

Dom Kennedy & TeeFLii
Data publikacji 2023-06-24
Popkillery 2023 - retransmisja
Data publikacji 2023-06-27
Jim Jones vs. Pusha T - nowy beef na amerykańskiej scenie
Data publikacji 2023-06-28

Jim Jones vs. Pusha T - nowy beef na amerykańskiej scenie

Poszwixxx musi zapłacić karę za promowanie alkoholu i narkotyków
Data publikacji 2023-06-28

Poszwixxx musi zapłacić karę za promowanie alkoholu i narkotyków

Komentarze

Będziemy używać tego zamiast twojego imienia i nazwiska

Newsletter


Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!