Stalley. Zaraz, kto? To ten gość z okazałą brodą to nie jest Freeway? Mówisz, że też rapuje, i wychodzi mu to nieźle... No skoro już tak zachwalasz, to sprawdzę.... O, zaraz, tu coś jest. No OK, beat jest spoko, zaraz wejdzie ten Twój idol...Wiesz co? To brzmi naprawdę dobrze!
Tak w skrócie opisałbym swoje początki poznawania twórczości reprezentującego z dumą Massillon w stanie Ohio, jak i drużynę Maybach Music Group Stalleya, który w ten weekend zagra w Katowicach i Gdańsku. Przyznam szczerze na samym początku - jestem gościem, którego zupełnie nie jara oeuvre wodza MMG, Ricka Rossa, z tego też powodu niestety kompletnie ignorowałem wszystko, co wychodziło ze stajni Maybacha - czy to składanki "Self Made", czy albumy tak dobrych przecież graczy jak Wale czy Stalley właśnie. Dopiero zachęta od znajomego skłoniła mnie do sprawdzenia, co też do powiedzenia na majku ma ten sympatyczny brodacz.
Jako wielbiciel starego, dobrego nowojorskiego brzmienia, dowiedziawszy się, iż Stalley sporo współpracował z uznanym producentem Ski Beatzem (który co prawda Nowojorczykiem nie jest, jednak ma na koncie absolutne eastcoastowe sztosy gatunku - choćby kultowe "Luchini" Camp Lo czy "Dead Presidents II" Jaya) - czym prędzej sprawdziłem rezultaty tej kooperacji. I nie żałuję, bo to świetne tracki. Jako że już jutro w Polsce będziemy gościć Stalleya, proponuję jako przystawki przed głównym daniem - koncertami w Katowicach i Gdańsku - moje osobiste trzy ulubione kawałki Stalleya i Ski Beatza.
Na pierwszy ogień - "S.T.A.L.L.E.Y.", czyli perfekcyjna prezentacja Kyle'a Myricksa. Kozacki bragga track na ciężkim, groźnym beacie, jeden z najlepszych utworów na producentce Ski, "24 Hour Karate School"... Luz, lekkość poruszania się na beacie, pomysłowe linijki - I'm the capital, so all these lower case niggas comin' after who? = bujający sztos. Do tego zilustrowany zabawnym teledyskiem.
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"21931","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
"This guitar makes me feel like I'm rapping to 'Poison'" - oznajmia Stalley w kolejnym hiciorze, tym razem z drugiej części Całodobowej Szkoły Karate. Tu się z nim zgadzam - uwielbiam solidny, rockowy sznyt w hip-hopie, i "Larry Bird" nie zawodzi. Stalleyowi w to graj - dla niego to idealne tło na soczyste bragga. None higher, ride Chevy with Dayton wires/with tons of boom in the back/The black Larry Bird, run and tell them the bruisin' is back!
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"21932","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
Wysłuchawszy poprzednich tracków - w życiu bym nie przypuszczał, że ten beat - kojący, bujający, tchnący południowym vibe'em, podkład, dla którego idealne jest określenie smooth - wyszedł spod rąk Ski Beatza... Wyluzowany Stalley płynie na podkładzie bez trudu, interesująco opisując siebie jako eleganckiego, niemal idealnego gościa rodem z okładek pisma... "Gentleman's Quarterly" właśnie. Świetna rzecz, i luzacka (propsy za wersy o Kanyem!) i krzepiąca.
My objective is to be the best/The climb's been short, I think my stairway is missing steps... Big up, Stalley, niezapomnianych wrażeń z pobytu w Polsce!
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"21934","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
Komentarze