Sprzedaż, a poziom płyty - to chyba odwieczna dyskusja, a gdy jedni rzucają merytorycznymi argumentami odnośnie materiału, inni odbijają to słupkami. O tym, że swego czasu w składzie The Firm dużo lepiej sprzedający się debiut miała Foxy Brown z "Ill Na Na" niż Nas z "Illmatikiem" rozmawialiśmy kiedyś z Mesem w wywiadzie. Dzisiaj Ten Typ rzucił światło na ten temat przypominając bardzo dobrze oceniany w recenzjach krążek "Spaleni Innym Słońcem"...
"Jak Wam dziś siada takie brzmienie? Nie ma to jak trafić na swój czas! przypomnę, że drugi album 2cztery7 rozszedł się w nakładzie typu rodzina i znajomi, do podziału zostało jakieś minus 2000zł z budżetu, co okazało się o tyle tragikomiczne, że była to jedna z najgrubiej wyprodukowanych przez nas płyt - te wszystkie basy Pacaka, gitary Ricziego, klawisze Głośnego, chóry Trish Kazadi i Ani Sochackiej, stół mikserski w Studiu LWW i debiutanckie g-funki Donatana, ale nie jest to dla mnie żaden pretekst do narzekań a przyczynek do wskazania tego, co ważne mianowicie, że nie sprzedaż płyty i gwiazdki w recenzjach czynią klasyk klasykiem, raczej przejrzysta wizja artystycznego spełnienia na horyzoncie, do którego twórca dociera unosząc triumfalnie pierwszy wytłoczony egzemplarz, a inni.. inni może też tego samego dnia, a może w swoim tempie tam doczłapią i skumają przelot dużo później. Albo wcale. [jeszcze podobnym takim sztosem jest dla mnie „C.K.C.U.A.” Eldo, który z tak pięknie dobranymi kompozycjami Bitnixów i formą poetycką mógł być wówczas gwiazdą OFF Festivalu a może nawet jakiegoś tęgiego jazzowego festu, ale pora cóż.. nie była odpowiednia]" - napisał Mes.
Co uważacie - rankingi płyt roku itp powinny w jakiś sposób odnosić się do sprzedaży czy niekoniecznie?
[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20366","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]
Komentarze