2014 to rok weryfikacji wyborów, jakich w rapowym drafcie dokonała Alkopoligamia. Po sprawdzeniu czy Kubie Knapowi udało się nie denerwować i nie łudzić, przyszedł czas przekonać się ile potrzeba skreślić u LJ Karwela, najbardziej nieprzewidywalnego zawodnika w ekipie Mesa i Stasiaka.
Wyprzedzające premierę krążka kawałki podzieliły ludzi, przynajmniej moich. Podczas gdy jedni narzekali na to, że rap nie przynosi świeżości, jest irytująco deklaratywny, zbyt mało imponujący warsztatowo, drudzy komplementowali szczerość, bycie sobą, a po przyciśnięciu do muru po prostu „to coś”. Ja byłem z kolei zwyczajowo niezdecydowany, gdzieś po środku. Teledysk do utworu „Małpie Miasto” powiedział mi więcej o Mońkach niż sam Karwel, a choć nienawiść do ludzi jest rzeczą cóż… ludzką, to emce w „Nienawidzę ludzi” nie nadał jej temperatury, ani nie przedstawił jej genezy. Mimo wszystko fajnie posłuchać gościa, który rzeczywiście nie próbuje być fajny, nie ma zamiaru rugować z życiorysu małomiasteczkowych korzeni. Bo narrację możesz poprawić, warsztat doszlifować, emocji przepuścić więcej, ale osobowości nie wyhodujesz. Tymczasem wystarczy chwila, żeby w tym typie zobaczyć postać. Taką, co chwilę wolności przedłoży nad cyber-klakę, grubo sfrustruje się życiem, by zapewnić, że jak umrze, to z uśmiechem.
Teraz już wiem - warto było zainwestować czas w cały album. Choćby dlatego, że wzruszam się przy ekshibicjonistycznych, adresowanych do matki wersach „nigdy nie chciałem, żebyś porównała mnie do ojca / wstydziłem się jeść, bo nie dawałem ani grosza wtedy / lecz zawsze dzwoniłaś na obiad / choć byłem z towarzystwem, które Ci się nie podoba”. Śmieję się z historii, kiedy to sąsiadka-MILF kładzie cycek na głowie LJ’a, podczas gdy ten udaje, że naprawia jej laptopa. Kiwam głową z uznaniem, gdy gospodarz „Niepotrzebne skreślić” rozmawia ze śmiercią, bo to zręczne i błyskotliwe podobnie do jednego takiego Szczecinianina dzwoniącego do Boga.Zresztą na linii kobieta-mężczyzna iskrzy w „Twoim Hero” (gościnnie Ryfa Ri) tak, jak w polskim hip-hopie nie iskrzyło od czasu kawałka Łony z Lilu.
Równolegle sporo rzeczy mnie drażni. Rozstrzał nastrojów i sposobów wyrażania ich nie jest na tyle przekonujący by wyplenić wrażenie, że się Karwel trochę reżyseruje. Do tego za sprawą wykonania, może też trochę dykcji, która mogłaby być lepsza, nie wszystko co rapuje jest jasne. Flow ma trudne, niespokojne, tu zrobi pauzę i dosztukuje rym, gdzie indziej przerzuci go wers dalej, przeciągnie, coś zaintonuje. Trzeba ten styl oliwić, polerować, bo tam gdzie Mes „sylabami tańczy pogo na nartach”, tam LJ przetacza się niezgrabnie i zeschizowany refren a la ODB wcale nie ratuje do końca sytuacji. Choć podchwytywanie patentów jest akurat bardzo fajne dla ucha, zwłaszcza na scenie brzmiącej jakby z lat 90. zdołała przyswoić Mobb Deep, Group Home, Gangstarra, House of Pain i 2paca. LJ był wcześniej bardzo „Redmanowy”, a sporo jego inspiracji wydaje się być jabłkami, które nie tak daleko od tej jabłoni padły. Posłuchajcie jak niepolsko siada na bicie podśpiewywanie w „Poczuć wolność”. Inna sprawa, że sam podkład do tego namawia, bo się pętli po jankesku, jest puszczony luzem tak, że od razu na myśl nasuwa mi się polska lista rzeźników od bitów, którzy zechcieliby skrócić mu smycz.
„Niepotrzebne skreślić” wjeżdża z patosem i łoskotem (u nas lubi się raczej patos bezwzględnie sterylny), z drugim kawałkiem ucieka w eminemową melodyjkę, potem dostarcza wielu przyjemnych bodźców – Wu-tangowej, wichrzycielskiej nieregularności, ujaranej, ciut artystowskiej Outkastowo-Tribe’owej jazzującej przestrzeni, funku nie rozmieniającego się wcale na z deka pedalskie „funky”. Lubić można w całości, albo momentami – „Sąsiadów” za dęciaki, „Małpie Miasto” za linię basu. Nieważne, grunt, że to kolejna płyta Alkopoligamii gdzie wybór – zarówno producentów, wśród których m.in. Stendhal Syndrom i R.A.U., jak też produkcji – jest nieoczywisty i trafiony niemalże w dziesiątkę.
Może i LJ Karwel mógłby zrobić więcej z tymi bitami, ulepić z nich i swojej nawijki coś bardziej spójnego… Jeżeli nadal będzie miał ochotę nawijać zmierźle o wkładaniu chuja, chujowych projektach, chujach w mordach i sokach z cipek musi pracować naprawdę ciężko, bo takie linijki przechodzą wyłącznie u delikwentów z charyzmą absolutną. No nic, trochę koncertów, trochę czasu (LJ na „Niepotrzebne Skreślić” każe kasować z dysku swoje stare numery) i będzie jeszcze lepiej. Bo przecież teraz jest dobrze. Uczciwe, solidne cztery.
Komentarze