Popkiller
2022

GŁOSOWANIE

News Świat

popkiller.kingapp.plScHoolboy Q "Oxymoron" - recenzja nr 2
Data publikacji 2014-03-09
Mateusz Marcola
Mateusz Marcola
Ulica

Z dnia na dzień coraz bardziej podgrzewana atmosfera oraz cała ta przedpremierowa otoczka sprawiały, że zapytany o definicję słowa „oksymoron”, odpowiedziałbym bez wahania: proste, że to nadchodzący album ScHoolboya Q! Pompowanie balonu nadzwyczaj często kończy się niestety jego pęknięciem – jak to wygląda w przypadku Kalifornijczyka?

Wtedy, w 2009 roku, nie myślałem wprawdzie o samobójstwie, ale nie miałbym również nic przeciwko, gdyby lada moment nadszedł koniec świata – mówił w niedawnym wywiadzie udzielonym magazynowi XXL ScHoolboy Q. Raptem kilka lat temu jego życiowa sytuacja rzeczywiście nie wyglądała kolorowo: problemy ze zdrowiem, stale pogłębiająca się depresja, kłopoty finansowe, zdecydowanie nieciekawe towarzystwo, nałogi, lecz przede wszystkim – niemożność prawidłowego wypełnienia swoich ojcowskich obowiązków (raperowi urodziła się wówczas córka imieniem Joy, stały gość na „Oxymoron”). Nic dziwnego, że Q zgiął się w pół załadowany takim bagażem doświadczeń. Jednak systematycznie – z roku na rok, z albumu na album – wyprostowywał swoją sylwetkę, a teraz, w 2014 roku, może wreszcie swobodnie wypiąć klatę, podnieść czoło i cieszyć się longplayem, który zadebiutował właśnie na pierwszym miejscu listy Billboardu. ScHoolboy Q pobił tym samym wydany niespełna dwa lata temu „good kid, m.A.A.d City” Kendricka Lamara, swojego mega uzdolnionego kumpla z ekipy Black Hippy („good kid…” zadebiutowało na drugim miejscu, mimo że w pierwszym tygodniu sprzedało się w ponad dwustu tysiącach egzemplarzy). 

A skoro jesteśmy już przy Kendricku Lamarze - warto zaznaczyć, że pomimo ciągłych porównań „Oxymoron” do majorsowego debiutu wyżej wspomnianego, są to albumy znacznie się od siebie różniące. Weźmy choćby pod uwagę sferę tekstową. O ile K. Dot wcielił się na swoim krążku w rolę bystrego i rzetelnego kronikarza otaczającej go comptońskiej rzeczywistości, o tyle Q przebywa na „Oxymoron” w samym sercu wydarzeń, aktywnie w nich uczestnicząc. O ile teksty Lamara są wygładzone i wypolerowane na wysoki połysk, o tyle zwrotki ScHoolboya cechuje raczej szorstkość i chropowatość. Trudno się temu dziwić: wszak brudził sobie ręce nie tylko dilerką, ale także członkostwem w gangu Crips z Hoover Street. Q powtarza oczywiście, że absolutnie nie pochwala swoich wyborów z przeszłości, twierdząc, iż robił to przede wszystkim dla zapewnienia swojej córce godnego życia. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że dzięki tym doświadczeniom Kalifornijczyk ma czym wypełniać swoje zwrotki. Zwrotki, dodajmy, cholernie intrygujące.     

ScHoolboy Q o swojej przeszłości potrafi bowiem rapować nadzwyczaj interesująco. Bez przesadnego grafomaństwa i słownej ekwilibrystyki; bez irytującego moralizatorstwa; bez infantylizmów. Zamiast tego – surowe, ekshibicjonistyczne wręcz opowieści, po brzegi wypełnione emocjami. Wsłuchując się w to, co ma do powiedzenia ten urodzony w Niemczech raper, bez trudu poznajemy, że to człowiek z krwi i kości, autentyk o złożonej osobowości, a nie robot tudzież artystyczna kreacja. Można się o tym przekonać już w otwierającym album „Gangsta”, gdzie Q rzuca przesiąkniętymi nihilizmem linijkami w stylu: „I’m fucking up the streets again/ Tags on the toes all amongst your friends”. Nieco później, na „Hoover Street”, w przejmujący sposób opowiada o swoim dzieciństwie, rapując na przykład o wujku, który kradł pieniądze z portfela własnej matki i prosił Q o nasikanie do pojemniczka (co by przejść testy narkotykowe) w zamian za butelkę whisky, czy spłukanych do cna ćpunach, jakimś cudem zawsze mających pieniądze na choć jednego bucha. W „Blind Threats” raper pyta o zasadność przestrzegania boskich nakazów i zakazów („Uh, kneeling down with some questions to address like/ Why the ones who commit the worst sins live the best?/The Ten Commandments, I can mark five checks/ But I sense flaws, the Bible preaching blind threats”). Zdecydowanie najlepszym lirycznie, i jednocześnie najbardziej osobistym, utworem na płycie jest jednak długaśne, dwuczęściowe „Presciption/Oxymoron”. Kalifornijczyk zaczyna chwytającymi za serce wersami na temat narkotykowego nałogu, w który popadł i związanymi z tym konsekwencjami, by płynnie przejść do opowieści o czasach, kiedy sprzedawał oksykodon, rzucając po drodze mocnymi linijkami:„My mommy call, I hit ignore/ My daughter calls, I press ignore/ My chin press on my chest, my knees press the floor” czy „My phone ring, ring and ring and ring/ If you ain’t selling drugs, then I don’t hear a thing”. Znajdziemy na „Oxymoron” również treści lżejsze – w „Studio” czy „Man Of The Year” – ale ton całości nadają oczywiście utwory o dużym ciężarze gatunkowym.  

Wróćmy jeszcze na moment do wspomnianego na początku tekstu roku 2009. Reprezentant Los Angeles wypuścił wówczas, wydany za pośrednictwem Top Dawg Entertainment, mixtape „Gangsta And Soul”. Mówiąc delikatnie, był to materiał średniej jakości, a najlepiej niech świadczy o tym krótka, acz treściwa recenzja wystawiona przez samego ScHoolboya: „I sucked so bad”. Tym większy należy mu się szacunek za progres, który poczynił na przestrzeni tych kilku lat. Dziś jest to emce o niepodrabialnym stylu, charakterystycznym głosie i wyrobionym flow, poza tym – posiadający zmysł do pisania refrenów i ucho do beatów. Tym ostatnim dysponował akurat od zawsze, nie inaczej jest na „Oxymoron”. Warstwę muzyczną albumu cechuje przede wszystkim różnorodność. Ale wbrew pozorom, całość nie brzmi wcale chaotycznie, każdy numer zdaje się być przemyślanym elementem longplayowej układanki. Obok dość klasycznie brzmiącego „Gangsta”, mamy jakby żywcem wyjęte z „Hell Hath No Fury” duetu Clipse „Los Awesome” (nic dziwnego – za produkcję odpowiada Pharrell); obok mile jazzującego „Blind Threats”, agresywne, oparte na odgłosach syren „The Purge” z doskonałą zwrotką Kurupta ("Yeah, it's Kurupt young muthafuckin' Gotti/ Still rolling in a 6, I don't fuck with the Bugatti" i konkurencja pozamiatana), a także dobrą producencką robotą Tylera, The Creatora; pędzące, energetyczne „Collard Greens” skontrastowane jest natomiast z powolnym, mrocznym trapem w „What They Want”. „Studio” i „Hell Of A Night” czarują producenckim wdziękiem, a „Man Of The Year”, choć nieskomplikowane, oparte na prostym samplu od Chromatics – singlową zwiewnością.    

 „Tell Kendrick move from the throne, I came for it” – rapuje w pewnym momencie ScHoolboy Q. W wywiadach natomiast przekonuje, że „Oxymoron” to album lepszy od kendrickowego „good kid, m.A.A.d City”. Oszalał? Może trochę. Ale tylko trochę. Bo jego debiutancki longplay to naprawdę kawał świetnego rapu, z którym bez cienia wątpliwości spotkamy się w końcoworocznych podsumowaniach. 5/6.

Może Cię zainteresować

Paluch robi koszulki z pomyłką językową Pei
Data publikacji 2023-06-21

Paluch robi koszulki z pomyłką językową Pei

Popkillery 2023 - retransmisja
Data publikacji 2023-06-27
Jim Jones vs. Pusha T - nowy beef na amerykańskiej scenie
Data publikacji 2023-06-28

Jim Jones vs. Pusha T - nowy beef na amerykańskiej scenie

Poszwixxx musi zapłacić karę za promowanie alkoholu i narkotyków
Data publikacji 2023-06-28

Poszwixxx musi zapłacić karę za promowanie alkoholu i narkotyków

Waldemar Kasta żegna się z hip-hopem
Data publikacji 2023-06-30

Waldemar Kasta żegna się z hip-hopem

Komentarze

Będziemy używać tego zamiast twojego imienia i nazwiska

Newsletter


Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!