Z okazji nadchodzącego już w przyszły weekend finału WBW postanowiliśmy pokrótce przepytać wszystkich uczestników finałowej ósemki odnośnie ich wrażen i oczekiwań związanych z tym, co działo się będzie w następną sobotę w warszawskim klubie Zinc. Rozpoczynamy z... grubej rury, bo wg alfabetycznej kolejności pierwszym z finalistów jest Bonez z Łodzi.
- Przedstaw się w paru słowach
YO! Bonez. Najgrubszy z najgrubszych. Stały bywalec dobrych melanży rapowych i McConalda. Zwariowany wariat. Chodzą słuchy że nigdy nie odmówił alkoholu.
- Do finału awansować było Ci łatwiej czy ciężej niż sądziłeś?
Trochę łatwiej niż myślałem. Akurat trafiłem tak, że byłem w miarę w formie. Na nic nie liczyłem, tym bardziej że luz na psychice dawała mi świadomość że są dzikie karty a że jestem dosyć wytrwały to wiedziałem że jakoś czy tak czy tak się uda.
- Jak oceniasz dotychczasowy poziom dotychczasowej WBW?
TO JUŻ NIE TO SAMO WBW CO W 1920. Ale myślę że nie ma lipy. Akurat stało się tak, że całkiem z zaskoczenia i niespodziewanie wymieniło sie 'pokolenie' fristajlowców. Tak jak w 2006 czy w 2010 większość uczestników to debiutanci, tak więc poziom niestety może mieć tendencję spadkową. Ale spoko, chłopaki się wyrobią i za rok zrobią rozpierdol.
- Kogo najbardziej obawiasz się w finale?
Szalonego Skajsa. Charyzma i niekonwencjonalność. Bywało tak że łachałem z jego linijek przez kilka minut. Oprócz tego bardzo dobry raper.
- Jaki cel stawiasz sobie przed wielkim finałem?
Oczywiście że wygrana. Jak chyba każdy. No bo jeżeli nie jedzie się tam żeby wygrać to po co tam jechać? Wiadomo, nie spinam jakoś bardzo pośladów, ale wiadomo też że nie jadę tam odpaść w grupie. Na scenie fristajlowej swoje zrobiłem, ale miło by było zakończyć starty w bitwach wygraniem tej najważniejszej. 5!
Poniżej playlista z walkami Boneza przygotowana przez WBWtv
Komentarze