Od dobrych kilkunastu lat Yukmouth pozostaje jednym z filarów rapowej sceny Oakland, który z żelazną konsekwencją rokrocznie dostarcza swoim fanom porcję nowego materiału. Podobnie jak inni raperzy, Yuk także miewa wahania formy, co przekłada się na lepsze bądź gorsze wydawnictwa. Jak w tym wszystkim wypada najnowszy krążek artysty - "Half Baked"?
Powiedziałbym że plasuje się w samym środku tabeli. Nie jest to wprawdzie jakiś specjalny przytyk z mojej strony, ale nie oszukujmy się - Yukmouth ma w sobie o wiele większy potencjał i naprawdę stać go na nagranie dużo lepszej płyty. Przede wszystkim nie pasuje mi sama koncepcja krążka, który w założeniu miał być "collabo albumem" i pomysłem skopiowanym z "Sickology 101"Tech N9ne'a. Średnio mi się słucha kawałków zawierających tonę gości, zdecydowanie bardziej wolałbym usłyszeć pełnoprawne solo - szczególnie w wykonaniu kogoś takiego jak Yukmouth, mającego od dobrej dekady stałe miejsce na liście moich ulubionych raperów.
Nie znaczy to jednak, że "Half Baked" pozbawiony jest świetnych numerów, które regularnie goszczą ostatnimi czasy na mojej playliście. Wręcz przeciwnie - jest ich nawet całkiem sporo. Począwszy od singlowego "Step Ya Weed Game Up" z gościnnym udziałem Daza i Jayo Felony, który brzmi jak klasyczny West, poprzez mocne "Cookies & Bo" z B-Legitem i Cellskim, na klimatycznym "Smoke Sumthen" z Z-Ro skończywszy. Pomimo bardzo dużej ilości gości, zdecydowana większość utworów na krążku prezentuje równy poziom wykonania.
Do najsłabszych momentów "Half Baked" należą niewątpliwie minimalistyczne "I Need Weed" i "Sour", do których nie miałem ochoty wracać po pierwszym odsłuchu oraz "Rollin' Stoned" i "Cubain" - pierwszy z nich wyjątkowo mi się nie wkręca, drugi natomiast odpycha w całości denerwującym refrenem.
Tematyka utworów kręci się cały czas wokół konsumpcji marihuany, co mnie specjalnie nie dziwi i was też nie powinno. Wskazywać na to mogą nie tylko same tytuły kawałków ("Put 1 In The Air", "Kush Cologne", "Blowin On Jamaica" itp.), ale i fakt że gospodarz, oprócz bycia zadeklarowanym miłośnikiem konopi i ksywki "Smoke-A-Lot", ma także na koncie jeden z największych weed anthemów wszechczasów (pamiętacie kultowe "I Got 5 On It"?). Yukmouth jest też jednym z nielicznych raperów, którzy są w stanie nagrać cały album w takiej konwencji, nie nudząc przy tym słuchacza takimi oklepanymi schematami.
Technicznie raper nadal należy do elitarnego grona najlepszych Mc's na zachodzie i osobiście siada mi jeszcze bardziej niż za czasów "Operation Stackola" - nie tylko wokalnie ale i lirycznie. Zmianie na lepsze uległ nie tylko głos artysty, który na początku kariery raził swoją skrzekliwością, ale i flow które wyhamowało nieco na przestrzeni lat z korzyścią dla lepszego zrozumienia tekstów.
Niestety, na "Half Baked" brakuje mi tego agresywnego Yuka, który najlepiej prezentuje się właśnie na mocnych numerach o ostrej konwencji, kiedy wypluwa z siebie stertę inwektyw z szybkością karabinu maszynowego, ale mam nadzieję, że raper wynagrodzi nam to na kolejnym krążku.
Po prawie półrocznym wałkowaniu tego albumu mogę śmiało powiedzieć, że "Half Baked" to kawał porządnego materiału. Może nie powala na kolana i nie jest niczym przełomowym, ale słucha się go całkiem fajnie a kilka numerów na pewno zagości u was w większej rotacji. Natomiast dla wszystkich sympatyków East Oakland i Regime, jest to obowiązkowa pozycja do sprawdzenia. Trójka z plusem.
Komentarze