Patrząc na karierę kogoś takiego jak Too Short, wydaje się że jego rap był z nami od zawsze a ekspansja katalogu artysty nie ma końca.
Niekwestionowany król Bay Area, powrócił na początku tego roku ze swoją dziewiętnastą(!) solową płytą "No Trespassing".
Czy po prawie trzech dekadach w grze, stary pimp jest nas w stanie czymś jeszcze zaskoczyć?
Nie jest łatwo pisać recenzję płyty rapera o dokonaniach zbliżonych swoimi rozmiarami do tych, jakimi może się pochwalić Short Dawg.
29 lat w grze, 19 solowych albumów, status gwiazdy, pioniera oraz legendy z krwi i kości, którą kochają miliony osób na całym świecie. Nie ważne jaki gniot by nagrał, należy mu się szacunek za wszystkie swoje osiągnięcia. Ale oddanie pokłonów to jedno a twarda rzeczywistość - drugie. I trzeba ją niestety ocenić negatywnie.
"Time has finally caught up with Too Short" - nic dodaj, nic ując.
Czas płynie nieubłaganie i ma wpływ na wszystko, także na formę Short Dog'a a po przesłuchaniu "No Trespassing" stwierdzam, że nie jest z nią najlepiej. Jego rap brzmi mdło i męcząco. To bardziej mówienie niż rapowanie, pozbawione tej płynności z której artysta zasłynął na przestrzeni lat. Może to wina produkcji, które śmierdzą amatorką na odległość i w przeważającej większości brzmią po prostu jak zrobione w 5 minut gnioty. Wieje z nich nudą a wszędobylski plastik, mający imitować dzisiejsze mainstreamowe brzmienie hip-hop'u, brzmi jak muzyka rodem z epoki 8-bitowych gier na Atari.
Przykłady? Okropne "Da Boom Cha", jeszcze gorsze "Hog Ridin" czy tragiczne wręcz "Shut Up Nancy". Są jednak momenty przebłysku i dawnej formy na nagraniach typu "Trying To Come Up", "I Got Caught" oraz "I'm A Stop", który głównie dzięki genialnemu refrenowi w wykonaniu Devin'a jest dla mnie najlepszym numerem na tym mocno przeciętnym albumie.
Znana i oklepana tematyka większości utworów, uwidoczniona w tytułach niektórych z nich ("Porno Bitch", "Money On The Floor", "Playa Fo Life", "Respect The Pimping"), również nie zaskakuje żadną innowacyjnością, podążając raczej utartymi schematami z którymi nie miałbym problemu, gdyby nie poziom ich wykonania. Połowa krążka brzmi jak zbiór nagranych na szybko leftover'ów, które powinny trafić prosto do szuflady a nie na pozycję Retail.
Goście także nie powalają swoimi występami, chociaż najbardziej i tak zaskoczył mnie 50 Cent, na którym postawiłem "krzyżyk" lata temu a tu proszę - "Fifty" pamięta jeszcze jak fajnie nawinąć solidną zwrotkę. Reszta mogłaby jednak wykrzesać z siebie więcej ognia.
Właściwie to sam nie wiem, jak mam ocenić "No Trespassing". Z jednej strony album ma swoje momenty i niektóre nagrania szybko wpadają w ucho, z drugiej - całość wygląda jak złożony na szybko bootleg bez większego ładu i składu a po takim weteranie jak Too Short oczekiwałem raczej dbania o reputację aniżeli pójścia na łatwiznę.
Rozumiem, że po 30 latach nawijania ciężko jest się zmotywować do ciągłego podnoszenia poprzeczki, ale wciskanie fanom takiego pół-produktu jak "No Trespassing" również nie jest do końca fair.
Moja rada? Zrobić sobie półroczną przerwę od rapu a potem znaleźć Ant Banks'a, zamknąć się z nim w studiu na kolejne pół roku, nagrać 12 kawałków w starym, dobrym brzmieniu mobb i na 30-lecie twórczości wydać jubileuszowi, 20-ty album, którym Too Short godnie pożegna się z publicznością.
Nie warto dla paru dolarów więcej rozmieniać takiej kariery na drobne - widzieliśmy już zbyt wielu raperów, którzy nie potrafili w odpowiednim momencie powiedzieć sobie "dość". Trójka z minusem.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze