J. Stalin. Dla jednych po prostu muzyczna ciekawostka i posiadacz jednej z najdziwniejszych i najbardziej kontrowersyjnych ksywek w rapie. Dla mnie oprócz tego jedna z ciekawszych postaci na scenie kalifornijskiego gangsta-rapu i człowiek, który z masy przeciętniaków na kozackich bitach wyróżnia się do tego własnym, świeżym stylem, dzięki któremu liczby jego słuchaczy i lista uznanych współpracowników wciąż rosną - tym razem znajdziemy tu m.in. Too $horta, E-40, Ya Boya i Big K.R.I.T.'a.
Ostatni pełnoprawny krążek (bo masy street-albumów wydawanych jak na kalifornijczyka przystało w ilości kilku rocznie nie liczę), "Prenuptial Agreement" z roku 2010 zaciekawiał singlami ("Everyday My Birthday"!), ale przynudzał jako całość przez zbytnią monotematyczność i jednostajność. Jak jest tym razem?
Stalin nie stał się nagle filozofem czy wielce oświeconym przedstawicielem conscious-rapu, więc jeśli szukacie w numerach głębszej treści i podejmowania nieoklepanych świeżych tematów to możecie poświęcić swój czas na inne pozycje. Tutaj dostajemy sprawozdanie z ciężkiego i mało zróżnicowanego życia dilera. Życie ryzykanta, strzały, starcia, wielki hajs i wielkie imprezy. A do tego wszechobecne fałszywe kobiety, chwytające się najlepiej ustawionych gości i opuszczające ich przy pierwszym kryzysie. Nie jest to pewnie coś z czym utożsamić może się wielu z naszych czytelników (podobnie jak z klimatem kalifornijskiego życia) - co nie zmienia faktu, że westcoastowy rap ma to do siebie, że nawet zapętlając milionowy raz to samo brzmi tak, że po prostu dobrze się tego słucha.
Tutaj jest podobnie a zdecydowaną perełką jest singlowe "She's The Type" z $hortem i Kritem na bicie tego drugiego. Wychillowany podkład w klimacie starego southu, delikatny refren i trzy różne style. Ale to nie jedyny wart uwagi moment. Pitchowany sampel w "Try'Na Get On" od razu wpada w ucho a motywacyjne wersy dobrze podkręcają klimat, "Sober" pozwala przychillować a brzmiące bardziej klasycznie, rozpoczynające się follow-upem do Biggiego życiówkowe "Sunset" z miejsca buja karkiem. Stalin nie zaliczył wielkiego progresu od ostatnich projektów, ale styl wyszlifowany ma już na tyle, że brzmi charakterystycznie i ciekawie, podśpiewywanymi fragmentami ubarwiając całość a przy pierwszoligowych gościach nie wypada jak ubogi krewny, ale utrzymuje równy poziom.
Krótko - jeśli lubicie kalifornijski klimat, uliczno-melanżowe historie i charakterną, pełnokrwistą nawijkę z mainstreamowym posmakiem to "Memoirs Of A Curb Server" może dobrze wstrzelić się w wasze gusta. Porcja prostego, ulicznego, lekko mainstreamowego, dobrze wyprodukowanego gangsta-rapu z Bay. Trójka z plusem.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze