Freddie Foxxx aka Bumpy Knuckles to gość, który sam siebie określa "real nigga" i ma ku temu sporo podstaw. Wydaje mi się, że żaden z was nie chciałby mieć z nim na pieńku. Nie to jednak sprawia, że wydaje się znakomite albumy. Foxxx aktywny na scenie od końca lat 80. nigdy nie był postacią pierwszoplanową, ale z pewnością ma własny styl i umiejętności. Jak poradził sobie z ciężarem swojego wymarzonego albumu z Preemo?
Wydany przez Gracie Productions album to urzeczywistnienie używanego często na wyrost terminu "powrót do korzeni". Tutaj Preem produkuje bardzo, bardzo surowo - to nie jest styl jego bitów z lat po przełomie tysiącleci, a raczej tych które znamy z "Return Of The Boom Bap", "Sun Rises On The East" czy "Hard To Earn". Autorzy otwarcie mówią, że część bitów pochodzi ze starych odgrzebanych źródeł HeadCQuorterz, a o kilku wiadomo nawet, że trafiły do konkretnych raperów, którzy odrzucili je nie biorąc ich na swoje płyty. Wśród nich znaleźli się m.in. Jay-Z, Busta Rhymes, Jadakiss czy Fat Joe. Recykling? Próba wyciśnięcia coś z odrzutów? Nie wydaje mi się.
Na "Kolexxxion" znajdziemy takie numery, że ręce same składają się do braw. Szczególnie jeśli chodzi o bity, bo z Freddiem to bywa już różnie. Gość potrafi zmontować dobry punch, ma własny styl, siłę przebicia, ma sporo do powiedzenia, a mimo tego potrafi tego czasami nie wykorzystać, kiedy aż się prosi. Największym problem w odbiorze jego rapu jest ta jego dziwna opcja rytmiczna, wciskanie rymu tak chaotycznie, że chwilami ma się wrażenie, że pisał to nie słysząc bitu i w ogóle nie przejmując się takim drobiazgiem jak tempo kawałka i rozmieszczenie werbli i stóp.
Koniec jednak narzekania, bo pomyślicie, że moje pierwsze wrażenie było słuszne. Po czasie wydaje mi się, że absolutnie nie było. Jeśli naprawdę zdajecie sobie sprawę z tego co mówicie formułując tęsknotę za złotą erą ta płyta może zadziałać jak lekarstwo. Gdyby dobrze osłuchanemu hip-hopowcowi puścić "Kolexxxion" i zapytać z którego roku jest ta płyta stoję o zakład, że odmłodził by ją minimum o dekadę. Takie "We Are At War" albo "Turn Up The Mics" z Nasem to numery przy któych fani klasycznego rapu mogą się rozpłynąć. Jeśli ktoś będzie chciał się czepić na pewno czepi się tego, że np. "The Lah" to numer, który ukazał się na wosku w 2001, a "Gang Starr Bus" jest dostępny od dawna i pojawił się już na "Get Used To Us". Nie ma to znaczenia, bo tutaj po prostu pasują.
Co ciekawe Preemo potrafi też zaskoczyć. Jego styl jest tak silnie ukształtowany, że jego stare zagrywki, rozwiązania i sztuczki da się już rozpoznać (ale nie podrobić!), ale ten 46-letni typ nadal ma świeże pomysły (albo miał kiedy robił wykorzystane tutaj bity). Dajmy np. singlowe "More Levels" - zupełnie nieklasyczna, wędrująca perkusja i długie, wysokie tonacje w tle. Ciężko porównać to z czymkolwiek innym co zrobił. "The Life" z jadącym wręcz po bandzie cięciem sampla początkowo wydaje się zbyt rwany, ale jak już się wkręci to ciężko się go pozbyć. Pikające klawisze w "FYPAU", które w refrenie wykorzystał Freddie? O co chodzi? Chris Martin nadal kombinuje i szuka innych wyjść, nawet w ekstremalnych chwilami regionach. I do tego hasło "remains raw" pasuje do niego nadal. Jeden taki jest na Świecie. Za całość stawiam czwórkę. Macie tu partię numerów jakich się nie robi już nigdzie.
Komentarze