Nine to bez wątpienia jeden z moich ulubionych MC z lat 90-tych. Niepodrabialny, hipnotyzujący zdarty wokal. Charakterny uliczny styl. Brudne i ciężkie, ale rozbujane do granic bity... Po wielu latach ciszy nowojorski wyjadacz i jeden z bardziej zapomnianych kotów tamtych lat znów wrócił za mikrofon i po wydanym 2 lata temu albumie "Quinine" teraz serwuje nam darmowe "So.N.Y."
Jak prezentuje się nowy krążek autora "Nine Livez" i "Cloud 9"?
Ciężko oczekiwać, żeby siwiejący już MC wciąż leciał z taką energią i mocą jak kiedyś, ale mimo tego jest naprawdę dobrze. Nine nie stracił nic ze swojego zdartego wokalu, który był i jest jego głównym atutem. Wciąż leci po bitach ciężkim, ale pewnym flow, dając nam porcję miejskich opowieści prosto z nowojorskiego bruku. Trochę ulicznych braggów z bronią, gangami i drugami w tle. Trochę życiowych rozkmin z perspektywy 40-latka a do tego trochę lżejszych klimatów, w tym numery skierowane do kobiet. Misz masz prezentuje się jednak spójnie, ciekawie i słucha się go z przyjemnością.
"So.N.Y." to nie kandydat na płytę roku, czy album który mocno zamiesza w podsumowaniach. To solidny, pełnokrwisty nowojorski materiał, który nawet jeśli nie porwie osób, które Nine'a jeszcze nie znają (tym polecam zacząć od 2 pierwszych albumów) to na pewno nie rozczaruje fanów czekających na coś nowego. Czwórka z małym minusem.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze