Znany głównie ze współpracy z 2Pakiem, Snoopem i paru nierdzewnych westcoastowych klasyków takich jak "Playaz Club", "I'll Be Around" czy "Off Parole" reprezentant San Francisco wciąż jest aktywny. Choć ostatnio dużo o nim ciszej a najnowszy materiał "Still Standing" ukazał się w Sieci bez praktycznie żadnej promocji to, mimo ostatniego natłoku premier, jako posiadacz wszystkich dotychczasowych albumów 4-Taya nie mogłem przegapić także tej płyty.
Jak prezentuje się nowy, dziewiąty w dorobku i wydany 4 lata po "That's What You Thought" album?
Wydaje się, że tytuł jest najlepszym podsumowaniem. Nie jest to płyta, która porwie tłumy czy przysporzy 4-Tayowi tysiące nowych fanów. Raczej taka, która umili czas słuchaczom, którzy Anthony'ego Forte lubią i cenią, ale która zarazem nie zdominuje ich sprzętów na długie miesiące. Poprawny, przyjemny w odsłuchu chilloutowy materiał od typa, który swoje już zrobił, a teraz działa niszowo, z zajawki, nie dbając o specjalną promocję. Niech znamienny będzie fakt, że o przełożeniu premiery z marca na maj ciężko było się w jakikolwiek sposób dowiedzieć, a już gdy poszukiwałem albumu po premierze to też przez parę dni trudno było go gdziekolwiek namierzyć.
Wróćmy jednak do warstwy muzycznej. "Nie jestem słodziutki jak Rappin 4-Tay" nawijał kiedyś Peja. A swojej "słodziakowatości" (której nie uznaję za wadę) 4-Tay nadal nie stracił. Choć nie brzmi już tak playersko i nie leci z takim "swagga" jak dawniej to wciąż potrafi wprowadzić miękki (ale nie popowy) i chilloutowy (ale nie zamułkowy) klimat. Bity w większości są raczej średnie i nie porywają, ale dobrze korespondują z rapem reprezentanta Frisco. Pulsujące westcoastowe basy spotykają się tu z dużą liczbą śpiewanych elementów i sporym zabarwieniem r&b. Sporą i chyba za dużą, bo za refreny obok Montella Jordana czy Mike'a Marshalla odpowiadają wokaliści o dość przeciętnych umiejętnościach, którzy wprawdzie raczej nie kaleczą (no dobra, poza wyjcami w "No Mans Land" czy "Grew Up In The Ghetto") ale i w żadnym wypadku nie zachwycają, odciągając za to uwagę od gospodarza. A ten wciąż ma sporo do powiedzenia. Pierwiastek "playerowości" jak zwykle u 4-Taya spotyka się ze sporą dawką refleksji. To typ, który dawno odciął się od młodzieńczych problemów z prawem i teraz stara się raczej z pozycji "nawróconego" punktować własne błędy i wskazywać drogę młodszym. Można powiedzieć, że pod tym względem ma więc akurat w obecnym momencie ze wspomnianym Peją sporo wspólnego. Warto wspomnieć też o gościach, bo znajdzie się tu parę zacnych ksywek - Dru Down, San Quinn, Celly Cel, Mac Mall, Treach, Mistah Fab... Każdy z nich to marka sama w sobie i choć żaden nie ma tu zwrotki życia to wszyscy jadą naprawdę nieźle.
"Still Standing" to materiał, po który z czystym sumieniem mogą sięgnąć fani starych nagrań Taya. Nie mamy tu żadnych krzywiących twarz eksperymentów, nieudolnej pogoni weterana za trendami czy próby robienia czegoś na siłę. Mamy niezły, nienachalny westcoastowy rap, który wprawdzie specjalnie nie porywa, ale w okresie wakacyjnym może przyjemnie "siąść". Jeśli 4-Taya jeszcze nie znacie to polecam zacząć od niesamowitego i nie starzejącego się "Off Parole". Za ten albummogę dać okrągłą i solidną trójeczkę, ale nic więcej. Anthony Forte wciąż trwa jednak na posterunku i choć siła rażenia już nie ta co dawniej (a przy tym co zrobił ostatnio Dru Down ta płyta wypada dość blado), to nadal ma coś do powiedzenia, łącząc wyszlifowany przez lata styl z doświadczeniem i życiową pokorą.
PS. Poniżej obok dwóch numerów z płyty załączamy świeżutki wywiad przeprowadzony przez DubCNN.Natomiast tutaj przeczytacie nasz archiwalny spinnerowy wywiad z końcówki roku 2009, przeprowadzony w ramach Bay Area Week.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze