Zanim duet postanowił zamknąć się w studio na 24 godziny i zrobić epkę, której powstanie transmitował XXL, dostaliśmy bardzo udany numer "The CNCPTS" (sprawdź), który udowodnił nam, że możemy oczekiwać wysokiego poziomu ich wspólnych produkcji.
Numer nie trafił oczywiście na "Statik Free", które zostało zarejestrowane sporo później w dobę. Czuć oczywiście zajaweczkę wynikającą z takiego systemu pracy, a takie ciekawostki jak Freeway gadający, że nie słyszy się w słuchawkach, tylko dodają całości spontanicznego smaczku. Wygląda niestety na to, że Freeway nie jest w tak dobrej formie, żeby w przeciągu 24 godzin napisać siedem numerów na poziomie satysfakcjonującym fanów jego dotychczasowych studyjnych dokonań. Nie wydaje mi się, żeby w kwestii lirycznej czy muzycznej ta epka wnosiła w jego karierę cokolwiek świeżego. Mamy tutaj parę fajnych numerów, parę mniej fajnych numerów, a po ostatnim "All Kinds Of 'Em" nie ma się ochoty włączyć tego jeszcze raz, bo ta produkcja po prostu niewiele po sobie zostawia, a dobrej muzyki zawsze jest dużo. To zaledwie 23 minuty, które potrafią zmęczyć jak niejedna dwupłytowa produkcja. Freeway oczywiście ma głos, który sprawia, że już na starcie ma wielkiego plusa, ale do jego wykorzystania można już mieć sporo zastrzeżeń. Rapuje tak jakby mu kazano, a nie jakby chciał.
Statik na pewno jest szefem i nie musi tego nikomu udowadniać, bo robił to już wiele razy, ale chyba za dużo Henny w ostatnim czasie popija, bo jego bity nie są już świeże tak jak na solowych produkcjach. Album 1982 był pierwszym sygnałem wywołującym niepokój w wielu fanach jego muzyki, ten eksperyment możemy spokojnie uznać za drugi. "From The Street" niby banger, ale gdzie mu do tych najlepszych. "Back At It" z przedziwnym motywem nieokreślonego instrumentu strunowego nie porywa nic a nic. "And I Don't Quit" to podkład, który można byłoby pochwalić u początkującego chłopaczka na undergroundowej produkcji z Polski, ale nie u kogoś, kto potrafił sprawić, że znowu jaraliśmy się EastCoastem. Z tych siedmiu numerów właściwie tylko "P.A." i "The Flow" brzmią na miarę oczekiwań. To zdecydowanie za mało.
Te dwa numery sprawiają, że tę produkcję warto sprawdzić, bo strasznie fajnie słucha się jak Philly Freezer krzyżuje swój styl z Mac Millerem czyli typem z zupełnie innej bajki, a wcześniej płynie sobie elegancko na bicie łączącym w sobie chillowy vibe i wielką dynamikę. Lil Fame, Term czy Tek ze Smif N Wessun nie byli w stanie wyratować tej produkcji, która choć pokazuje, że mogła być kozacka, ostatecznie wyszła bardzo średnio. Moim zdaniem trójka to i tak lekkie naciągnięcie na plus. Szkoda.
Komentarze