"Russel Simmons pozwolił nam wejść do studia i zrobić dokładnie to co chcieliśmy zrobić" powiedział Havoc przy okazji premiery albumu. Nie mylcie go z członkiem Mobb Deep. Kiedy Havoc i Prodeje z tą liczna grupą jeździli po ulicach Sout Central LA i grali tam, gdzie tylko dano im taką możliwość, Havoc i Prodigy z Mobb Deep pewnie prosili jeszcze swoich ziomów, żeby przynajmniej dosłuchali ich taśmy do końca. O ile takie w ogóle już istniały. "'N Gatz We Truss" to drugi wydany oficjalnie album SCC, ale pierwszy, który wyszedł już pod pieczą "wielkiego brata" - Russela Simmonsa i jego Def Jamu. Gangsta rap chyba nigdy wcześniej i nigdy później nie był aż tak niepoprawny politycznie.
Dziennikarze liczyli kiedyś ile raz N.W.A. użyli na swoim albumie słowa "nigga". S.C.C. przygotowując dla mediów czyste wersje nagrań z "'N Gatz We Truss" musieli praktycznie robić nowe kawałki, a oglądając teledyski zawsze mam wrażenie, że słucham innego numeru niż ten na płycie. Co ciekawe Def Jam produkując teledysk do "Gang Stories" dodał pasek informacyjny o przemocy w Stanach, a na czołówkę wrzucił informację, że członkowie zespołu robią muzykę, która ma uzmysłowić masom co tak naprawdę dzieje się w kalifornijskich gettach. Havoc często określał się jako "GWN" co rozwijał jako "Gangsta With Knowledge"... Ile teorii by do tego nie dopisać prawda jest taka, że ten album po prostu ocieka przemocą, gangsterką, seksizmem i wszystkim co generowało wtedy (i generuje nadal) nerwowe drżenie rąk u białych szefów stacji muzycznych. Tutaj wers "Die nigga, die nigga, nigga, nigga die, bitch" dziwi jakby trochę mniej. Macie czasami tak, że muzykę lubicie nie "ponieważ", a bardziej "pomimo"?
Zdecydowaną większością produkcji na albumie zajął się Prodeje i trzeba przyznać, że podobnych specjalistów w kwestii brzmienia z Cali ze świecą szukać... Od niesamowitej bomby jaką jest "Servin' Em Heat", przez lowriderowe "Gang Stories", niesamowicie relaksujące "U Couldn't Deal Wit Dis", aż po pokazujące jak fajnie używa się pianina na zachodnie "Stay Out Da Hood" (współproducentem jest DJ Gripp). Fajne funkowe rzeczy produkuje tutaj też Havikk The Rhime Son, choć mimo wszystko to nie ten poziom co Pro. Wielką zaletą muzyki SCC jest też udział LV, jednego z najlepszych wokalistów na Zachodzie. Jego refreny i wokalizy potrafią wyrwać z butów. Najlepszym przykładem jest chyba wejście w "U Couldn't Deal Wit Dis"... Najpierw zastanawiasz się jaki to instrument, a potem jak on to zrobił. Nieprawdopodobny głos idący po rękę z umiejętnościami jego wspaniałego wykorzystania.
Zdecydowanie warte wzmianki jest jedno z większych collabo-wydarzeń tamtego okresu na Zachodnim Wybrzeżu czyli numer "Gangsta Team" (dedykowany Russelowi Simmonsowi - chłopaki naprawdę byli wdzięczni, bo dla nikogo na tej płycie nie są tak mili jak dla niego). Obok członków zespołu pojawiają się tutaj 2Pac, Spice1, MC Eiht i Ice-T.
Ważniejsze od tego KTO jest w tym kawałku, a raczej to JAK w nim rymuje. Trzeba to usłyszeć, żeby zrozumieć. To brzmi trochę tak jakby od tego kawałka zależała dalsza kariera każdego z tych G's.
"'N Gatz We Truss" to album, który nie niesie ze sobą żadnych głębszych treści, nie używa wysublimowanego słownictwa, nie wnosi do współczesnej muzyki żadnych wartości, których nie słyszano nigdy wcześniej, ale jeśli czujecie muzykę z westside prawdopodobnie macie to w dupie. Dlaczego jest klasykiem? Bo pomimo 16 lat od premiery słucha się go świetnie, bo ma swój niepowtarzalny klimat, bo zainspirował innych twórców... Pod spodem macie dwa klipy zrealizowane do promocji albumu. "Nineteen ninety motherfuckin' three" i four w najlepszej westcoastowej odsłonie.
Komentarze