Wczorajszy dzień na Open'er Festivalu zapadnie nam w pamięć na długo - nawałnica, burza, ewakuacja kilkudziesięciu tysięcy ludzi i odwołane koncerty. Dziś do wszystkiego odnieśli się organizatorzy na specjalnej konferencji.
Chwilę przed 20:00, gdy wystąpić miała Megan Thee Stallion pogoda zaczęła naprawdę mocno się psuć, a porywy wiatru zrywały ludziom z głów czapki. Organizatorzy na telebimach wyświetlili komunikat "Bardzo prosimy o zachowanie spokoju i podążanie w kierunku wyjść" - ludzie podążali więc poza teren, część została w polu, część próbowała dostać się do miasta, co utrudniała dodatkowo pogoda, wg informacji które otrzymaliśmy od festiwalowiczów w pewnym momencie przestały kursować busy, bo na drodze złamało się drzewo. A tłum na dworcu Gdynia Główna i tak wypełnił cały obiekt. My przesiedzieliśmy te 2 godziny na parkingu przy terenie festiwalu, śledząc doniesienia i obserwując pogodę oraz burze - a pioruny uderzały naprawdę blisko, błyskawice od grzmotu potrafiły różnić 3 sekundy, co daje 1 kilometr odległości.
O 22:30 teren został ponownie otwarty, choć z odwołaniem występów Megan Thee Stallion, Dua Lipy oraz artystów na scenie Tent Stage (m.in. Michael Kiwanuka). Organizatorzy wystosowali wczoraj oświadczenie, w którym gwarantują festiwalowiczom specjalne vouchery a osobom z wczorajszym biletem jednodniowym - wstęp dziś.
Dziś o 17:30 odbyła się też konferencja prasowa, w trakcie której główny organizator, Mikołaj Ziółkowski z Alter Artu tak mówił o całej sytuacji:
"Wczorajsze warunki pogodowe stały się bardzo niebezpieczne dla uczestników. Zanotowaliśmy wiatr od 60 do 100 km/h, nawałnice, opady. Pierwszy raz od 20 lat należało przeprowadzić ewakuację. Chodzi o to, żeby nikt nie zginął, nie był ranny, chodzi o bezpieczeństwo uczestników, Ewakuowaliśmy blisko 60 tysięcy osób. Kilka kilometrów od festiwalu ten sam front wyrywał drzewa. Tu nie ma w ogóle alternatywy, bezpieczeństwo jest najważniejsze. Życia nikomu nikt nie przywróci"
Organizatorzy odnieśli się także do głośnego nagrania Megan Thee Stallion, która twierdziła na Instagramie, że na terenie miał też miejsce atak nożownika, przez który zdecydowała się finalnie nie wystąpić:
"Słuchajcie, opowiem wam, co się stało. Jesteśmy w Polsce. Na zewnątrz nagle rozpętał się tajfun. Nie miałam pojęcia, że w Polsce w ogóle dzieją się takie rzeczy. Zapytali mnie, czy chciałabym zagrać koncert o północy. Odpowiedziałam: O północy? Muszę być w Irlandii o siódmej rano... Ale byłam gotowa to zrobić, nie chciałam zawieść polskich Hotties. (...) A gdy ewakuowano cały festiwal, powiedzieli mi o facecie, który wskoczył na scenę z nożem! Z nożem! Nie było mnie tam wtedy. Facet ześlizgnął się ze sceny i spadł. Dlaczego szalony mężczyzna wskoczył na scenę z nożem? (...) Moje bezpieczeństwo jest moim priorytetem." [tłum za Gdynia.naszemiasto.pl oraz Pudelek.pl]
W Internecie krążyło też zdjęcie ukazujące rzekomą ofiarę, jednak szybko sprostowała je policja. Rzecznik KWP w Gdańsku podinsp. Maciej Stęplewski tak powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu": "To był fake news. Natychmiast było to przez nas zdementowane. Zdjęcie na pewno nie pokazuje człowieka po ataku nożownika. Nie było żadnego ataku nożownika, krótko mówiąc."
Tak do całej sytuacji odniósł się natomiast Mikołaj Ziółkowski: "Jest w tym ziarno prawdy, opowiem dokładnie, jak to było. Trzeba takie rzeczy prostować, po to się tutaj widzimy. Ten incydent, który miał miejsce, wydarzył się po pełnej ewakuacji. Nie było ludzi na terenie festiwalu, nie było artystów, czyli wydarzenie miało miejsce jedynie w ramach obsługi. Potwierdzam, że incydent miał miejsce i od razu podkreślę, pan nie miał przy sobie noża, tylko multitool, czyli narzędzie wielofunkcyjne, które mają przy sobie pracownicy festiwalu, bo jest im potrzebne na przykład do tego, by rozciąć płot. Był to pracownik ochrony, który w punkcie medycznym był hospitalizowany. Był spokojny. Pan przebywał pod opieką medyków przez dłuższy czas, liczony w godzinach. W pewnym momencie pracownik ochrony uciekł z punktu medycznego, przebiegł przed sceną, nie zaatakował nikogo, nie był agresywny. Nie była to żadna próba ataku — mężczyzna był zagubiony, a także co chwilę się przewracał. To ważne szczegóły, by zrozumieć sytuację. Mężczyzna nie był na głównej scenie, jedynie przed nią przebiegał. Został bardzo w bardzo profesjonalny i szybki sposób zneutralizowany przez pracowników ochrony. To nie jest tak, że takie rzeczy nie zdarzają się, bo zdarzają się pewne odejścia od normy z różnych powodów – każdy takie czy inne kryzysy. Kluczem jest to, by być na to przygotowanym, a nie żeby myśleć, że ktoś zachowa się irracjonalnie. Koniec tematu, zero niebezpieczeństwa. Trudno mi komentować opowieści artystki z miską na głowie"
Komentarze